Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Człowiek w pelerynie

Gdy Zethar wszedł do gospody, Morry jak najciszej zamykał drzwi od pokoju, w którym właśnie usnęła jego córka.

— Bardzo dziękuję z uratowanie Lillei — mówił ściszonym tonem, aby nie obudzić dziecka. — Jak mogę się odwdzięczyć?

— Najlepiej darmowym noclegiem i posiłkiem — rzekł ze zmęczonym głosem, wchodząc po schodach. Nagle się zatrzymał i oparł o barierkę, patrząc w dół. — A właśnie. Masz może jakąś butelkę?

— Pełną? — zapytał gospodarz z lekkim uśmiechem.

Zethar także uniósł kąciki ust.

— Niestety, tym razem potrzebuję pustej.

Morry poszperał pod ladą i w końcu znalazł butelkę z brązowego szkła, którą następnie podał człowiekowi.

— Dziękuję — rzekł brunet, odchodząc. — Dobranoc!

Gdy już znalazł się na piętrze, nie skierował się od razu do pokoju. Drewniana podłoga cicho skrzypiała z każdym jego krokiem. Dotarł do drzwi, które prowadziły do łazienki. Wszedł do środka i podszedł do umywalki. Oparł dłonie po obu jej stronach, uprzednio kładąc butelkę na bok i spojrzał zmęczonym wzrokiem w lustro. Nie zdziwił się zbytnio widząc wymizerniałą twarz, z lekkim zarostem i ciemnymi śladami pod oczami. Westchnął cicho na swój wygląd i odgarnąwszy z czoła kosmyki lekko potarganych włosów, spojrzał na naczynie. Podwinął rękaw na jednej ręce, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza dużą, stalową igłę i obrócił ją w palcach. Patrząc pustym wzrokiem, w końcu zacisnął pięść i wbił stal w nadgarstek. Poczuł lekkie pieczenie, gdy narzędzie przebiło jego skórę, ale tylko się skrzywił. Zostawiając igłę w ręce, aby nie dopuścić do regeneracji podstawił pod rękę butelkę, aby krople krwi spływały do środka. Podczas gdy naczynie się napełniało, zaczął rozmyślać nad tym, co go spotkało.

Właściwie po co on to wszystko robił? Parę lat temu nawet by nie przejął się konfliktem między obcymi ludźmi, a teraz nie dość, że zainteresował się tematem, to nawet im pomaga.
W dodatku wziął pod swoje skrzydła chłopca. Nie wiedział, co go wtedy podkusiło, ale teraz nie żałował. Z czasem przywiązał się do Shei, którego traktował jak syna. Gdy tylko zjawił się w jego życiu, nagle nic nie było takie samo. Pojawiło się więcej emocji, złych i dobrych. Może właśnie przez to się zmienił?

Zethar patrzył się lekko nieobecnym wzrokiem na spadające czerwone krople. To mu przypomniało, jak z własnej woli uratował dwóch nadnaturalnych nieznajomych, z którymi teraz podróżuje. Złapał z nimi dziwną nić porozumienia i teraz nawet oddaje jednemu z nich swoją krew. Nie rozumiał swojego zachowania. Czemu to wszystko robił?

Uśmiechnął się słabo.

— Nie mam pojęcia... — westchnął do siebie i wyjął igłę, gdy ponad połowa butelki była zapełniona.

Mężczyzna otworzył skrzypiące drzwi do wynajmowanego pokoju. W środku panował półmrok, a jedynym źródłem światła była świeczka stojąca na komodzie. Na jednym z łóżek leżał Ivar. Zethar podszedł do blondyna, który pogrążony był w głębokim śnie.

— Obudź się — powiedział słabo brunet dotykając jego ramienia. Wampir drgnął nerwowo i zerwał się do siadu, czego pożałował, ponieważ zakręciło mu się w głowie. — Musisz być serio osłabiony, skoro nie słyszałeś nawet jak wchodzę — skomentował i wcisnął mu butelkę. — Masz.

Nadal lekko zdezorientowany blondyn zaczął przyglądać się szklanemu naczyniu. Brunet odszedł i położył zdjęty płaszcz na oparciu krzesła, po czym od razu się położył na łóżku w kącie.

— Dzięki — rzekł w końcu wampir.

— Nie ma sprawy. — Machnął niedbale ręką. — Ja idę spać. Jestem zmęczony.

— To ze starości?

Nagle Ivar dostrzegł kątem oka lecący w jego stronę punkt, który odruchowo złapał. Tuż przed twarzą zatrzymał stalową igłę. Nie chciał nawet myśleć, co by było gdyby ta rzecz skończyła w jego oku.

— Zamknij się — wymamrotał zmęczony człowiek, odwracając się plecami.

Blondyn uśmiechnął się lekko złośliwie i przyłożył butelkę do ust. W chwili gdy poczuł smak krwi, miał wrażenie, jakby właśnie jakiś obraz przemknął mu przez głowę. Popatrzył dziwnie na ciecz w butelce. Czyżby Zethar mógł czegoś tam dodać? Spojrzał na niego, ale zauważył tylko regularnie opadającą klatkę piersiową. Ivar odgonił ten pomysł, ignorując to dziwne uczucie.



Gdy po jednej stronie nieba zaczęło się robić jaśniej z powodu wschodzącego słońca, wszystkie ptaki zaczęły swój koncert. Cała wioska była jeszcze pogrążona we śnie, tylko nieliczni dopiero wstawali.

Nagle drzwi do pokoju cicho się otworzyły, co wyrwało Sheę ze stanu czuwania. Otworzył oczy, leżąc tyłem do wejścia, lecz mimo to doskonale wiedział kto przyszedł, a raczej wrócił. Usłyszał jak wilkołak kładzie się na posłaniu i zasypia, najwyraźniej zmęczony. Koturin zmarszczył brwi, ale się nie poruszył. Spojrzał przez okno na jaśniejące niebo i rozmyślając z powrotem zamknął oczy, znów wracając do snu.

Kolejnym razem obudziły go promienie światła, padające wprost na jego twarz. Zasłonił się ręką i lekko podniósł powieki. Słońce było już wysoko, a przez niedomknięte okno usłyszał śmiech bawiących się dzieci. Koturin usiadł i przetarł wierzchem dłoni zasypane oczy.

— Nareszcie się obudziłeś. Już południe. — Usłyszał.

Niedaleko stał Ivar, który właśnie poprawiał koszulę. Końcówki jego włosów były lekko wilgotne, co oznaczało, że niedawno musiał brać prysznic.

Shea rozejrzał się po pokoju, jednak poza nimi nikogo więcej nie było.

— Gdzie Zethar?

— Wstał wcześnie i poszedł załatwiać sprawy z pokojem — rzekł niedbale wampir. — Idę na spacer. Mam na ciebie poczekać?

Chłopak pomyślał chwilę.

— Tak, zaraz zejdę.

Gdy wyszli z karczmy przywitało ich piękne słońce, które co jakiś czas chowało się za pojedynczą chmurką. Po wiejskiej drodze biegali mali chłopcy goniąc dziewczynki i strasząc je trzymanymi dżdżownicami. Kobiety wychodziły pozamiatać ganki przed domami, lecz często robiły sobie przerwy na rozmowy. Większość mężczyzn nie było widać, pownieważ w tym czasie najprawdopodobniej dyskutowali na temat konfliktu z wilkolakami.

— Patrz Maya! Jaki śliczny pan! — zawołała niedaleko mała dziewczynka, wskazując Ivara ręką.

— Mówiłam ci, że to nie ładnie pokazywać palcem — skarciła ją delikatnie starsza siostra, lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić, młodsza już pobiegła w kierunku blondyna i złapała go za nogawkę.

Mężczyzna spojrzał się lekko zdziwiony na dziewczynkę, do której podbiegła siostra, po czym wzięła ją na ręce.

— Ach, bardzo za nią przepraszam!

— Spokojnie — uśmiecha się lekko Ivar. — Jak ci na imię? — zwrócił się do małej.

— Daria! — Uśmiechnęła się szeroko, pokazując brak niektórych zębów.

Shea przestał słuchać ich rozmowy. Był wpatrzony w bawiące się dzieci. Cały czas roześmiane i pełne energii... Czy tak właśnie wyglądało szczęśliwe dzieciństwo? Przyglądał się im, gdyż pierwszy raz widział tyle beztroskości i śmiechów. Nagle piłka, która była podrzucana, poleciała w stronę drzewa i na nim utknęła. Dzieci stanęły na około i zaczęły szukać sposobu, aby zdjąć zabawkę. Próbowały skakać, brały pobliską skrzynkę i na niej stawały, próbowały też rzucać patykami, ale nic nie skutkowało.

Shea w końcu podszedł do drzewa i w milczeniu doskoczył do gałęzi, strącając piłkę na ziemię. Nie chcąc się bardziej wyróżniać zaczął odchodzić.

— Dziękujemy! — Usłyszał mało zgrany chórek. Poczuł się dziwnie słysząc to słowo z ust obcych osób, nawet jeśli to były dzieci.

— Nie ma sprawy... — odparł cicho.

W tym samym czasie Ivar dalej rozmawiał z dwoma siostrami.

— Masz bardzo ładne oczy! Zupełnie jak tamten pan, prawda Maya? — mówiła z entuzjazmem młodsza.

Blondyn uśmiechnął się lekko na ten komplement, ale to stwierdzenie przykuło jego uwagę.

— Jaki pan?

Mała dziewczynka zaczęła się wyrywać z rąk siostry, więc ta postawiła ją na ziemię. Wtedy dziecko pobiegło do reszty bawiących się przyjaciół.

— Około trzech miesięcy temu przejeżdżał tedy jakiś mężczyzna. Daria bardzo go zapamiętała ze względu na jego wygląd — westchnęła starsza patrząc na siostrę.

Ivara coś tknęło.

— A... Możesz go dokładniej opisać?

Maya spojrzała na niego i mimowolnie lekko uniosła brwi.

— Był cały ubrany na czarno i miał pelerynę z jakimś znakiem. Sprawiał wrażenie wysoko postawionego, nawet urodą. Miał włosy w kolorze ciemnego blondu, niemal brązowe, a oczy, jak to Daria bardzo często wspomina, " błękitne niczym niebo". — Dziewczyna zaśmiała się cicho.

Ivar natomiast wewnątrz przeżywał lekki wstrząs. Musiał się upewnić.

— Czy ten wzór na jego pelerynie, przypominał trochę księżyc?

— Nie pamiętam dokładnie, to było dawno temu. — Maya nieco się zaniepokoiła takim nagłym wypytywaniem. - Wiem, że się wyróżniał na tle czarnego materiału, bo był biały ale i bardzo wzorzysty.

— Czy ten... człowiek miał bladą karnację? — pytał dalej, obserwując ją z coraz to większym szokiem w oczach.

— Nie bardziej niż twoja — odparła ukrywając lekką niepewność. — A co? Znacie się?

Ivar zamarł na chwilę. Nieświadomie rozchylił minimalnie usta, patrząc szeroko otwartymi oczami obok dziewczyny, uświadomiwszy sobie coś.

Czy to możliwe, że był tu jego brat?...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro