Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• twenty-three •°

Czym jest zaufanie? - Czyż nie jest to fundament, na którym buduje się i wznosi relacja? Tym właśnie zaufanie było dla Jeona; fundamentem, na którym zbudował przyjaźń z Taehyungem.

Jeongguk kochał go jak brata.

Traktował, jak równego sobie, choć ich status społeczny znacznie się różnił.

Byli nierozłączni. Kiedyś wydawało im się, że życie wcale nie jest skomplikowane i będzie usłane różami już do końca. Ciągłe zabawy w berka były ich jedynym zajęciem, a upomnienie króla, czy przegrana walka na wystrugane z drewna miecze największym zmartwieniem.

Wzajemne zrozumienie, szczerość przejawiającej się w trosce, empatii - właśnie na tym opierała się ich relacja. Lecz były to jedynie pozory, które z łatwością przyćmiły czujność Jeongguka, odbierając mu jakąkolwiek nadzieję na wygranie tej walki.

Jeon znalazł się w pułapce, którą stworzyły uczucia Taehyunga. Toksyczna miłość i troska, która zacieśniała pętle na szyi młodego władcy przeradzała się w kontrolę, której nieświadomie się poddawał. To wszystko było niepoprawne, lecz Jeon nie był w stanie z tym walczyć, gdyż to wszystko było nieosiągalne dla jego oczu i podświadomości. Jak miał przezwyciężyć wroga, którego nawet nie zdołał jeszcze zauważyć? Lecz i tak było już za późno, a czasu pozostawało coraz mnie, gdyż gwiazdy słyszały ich błagania tamtej nocy... - Ich niewinne słowa wypowiedziane w tym samym momencie splotły się przysięgą, przeobrażając się w straszną klątwę, którą wydało na siebie dwóch mężczyzn.

Gdyż Taehyung pragną śmierci Parka, a Jeon chciał być z nim na zawsze...

Słowa nakreśliły linię na ich życiorysie, a gwiazdy usłyszały ich prośby wyznaczając im drogę, która prowadziła do zguby ich wszystkich.

- O czym ty mówisz? - zapytał Jeon, a jego twarz wyrażała czyste zdziwienie.

Jego wzrok był tak intensywny, że wręcz przenikał przez twarz strażnika, który złożywszy ręce jak do modlitwy, błagał go o litość. Strach opanował jego ciało wprawiając je w drżenie, a głośny szloch odbijał się od murowanych ścian lochu.

- P-Panie kazano mi. Grożono! Wysłuchaj mnie, Panie – zapłakał – Musiałem – dodał, a wtedy dłoń Jeona spotkała się z jego policzkiem zostawiając na nim ślad. Strażnik odchylił się, a z jego ust wydobył się jęk bólu.

- Musiałeś?! – wrzasnął Jeon - Jak to musiałeś?! - krzyknął i kolejny raz się zamachnął uderzając go w twarz.

- P-Panie mój Pan on... – nie skończył, gdyż pieczenie na drugim policzku uniemożliwiło mu wypowiedzenie kolejnych słów.

- Jeongguk - wyszeptał Park widząc, jak z nozdrzy strażnika wypływa stróżka krwi.

- Zamknij się nędzarzu! Zamilcz! – krzyknął Jeon nie chcąc słuchać mężczyzny.

Usta strażnika wciąż wykrzykiwały kolejne słowa, które obarczały winą jego przyjaciela. Dla Jeona były to jedynie podłe kłamstwa, w które nie był w stanie uwierzyć.

Ten człowiek miał Taehyunga za swego Pana.
Był jego podwładnym, więc jakim prawem jego usta śmiały oskarżyć go o tak haniebny czyn. Jeon nie mógł dopuścić do siebie myśli, że Taehyung mógłby zrobić coś takiego.

Nie wierzył w brednie tego nędzarza, który i tak za chwilę skończy martwy.

- Jak śmiesz?! - krzyknął nagle ciemnowłosy, a jego szmaragdowa szata błysnęła w oddali ciemnego korytarza, a zwiewny materiał falował przy jego szybkich krokach.

Taehyung wszedł w głąb celi, a jego oczy spoczęły na klęczącym przed księciem strażniku.

- Jak śmiesz wzywać moje imię!? - wrzasnął ciemnowłosy.

Strażnik milczał.

- Jak śmiesz bluźnić na mój temat przed naszym Panem i mieszać mnie w swoje podłe spiski?! - krzyknął - Czyż byłem dla ciebie zbyt dobry byś mnie teraz obarczał winą?! – rzekł - Skrzywdziłeś nałożnika należącego do księcia i masz czelność winić mnie za swą niepowściągliwość! – dodał, lecz strażnik zamilkł - Panie - zwrócił się nagle do Jeona, a jego ciemne oczy błysnęły, gdy tylko spotkały się z tymi należącymi do następcy tronu.

Dla Taehyunga były one najpiękniejsze.
Zdawało mu się, że można się w nich zatracić i utonąć niczym w głębokim oceanie. Całe ciało Taehyunga zadrżało, a usta nieprzyjemnie zapiekły, pragnąc otrzeć się z lubością o wargi należące do władcy. Lecz szybko odgonił te grzeszne myśli przywołując się do porządku.

- Jakim prawem on rzecze tak podłe kłamstwa? – zaczął nagle - On łże! Łże jak pies! Dlaczego nic nie mówisz, Panie? - powiedział Taehyung, patrząc wzburzony na Jeona - Panie nie powiesz chyba, że wierzysz temu nędzarzowi!? On posądza mnie o zdradę wobec ciebie - krzyknął - Ja nigdy bym cię... - zaczął.

- Wiem, że nigdy mnie nie zdradzisz, Taehyung - odparł Jeon bez najmniejszych wątpliwości
- Nie masz się o co martwić - rzekł Jeon - Nie wierzę w jego kłamstwa. Znam cię zbyt dobrze. Jesteś ostatnią osobą, która dopuści się zdrady wobec mnie – powiedział, a Taehyung uśmiechnął się do niego, lecz Jeon nawet nie wiedział ile zła kryło się za tym uśmiechem. To była jedynie maska, którą Taehyung nosił codziennie.

- Cieszę się, Panie - odparł kłaniając się lekko.

- A ty - zaczął Jeon wskazując na strażnika
- Spędzisz noc w celi. Dopilnuję byś jutro stracił życie, lecz najpierw każę pozbawić cię rąk, a potem języka - krzyknął Jeon i przeniósł wzrok na wystraszonego Jimina, który wciąż siedział przy ścianie lekko drżąc z zimna, jak i ze strachu.

- Mogę go zaprowadzić, Panie – rzekł Taehyung również przenosząc spojrzenie na zlęknionego młodzieńca – Jest zimno, może się wyziębić. Lepiej by do tego nie doszło. Na pewno jest osłabiony – dodał, a jego spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do Jimina. Park poczuł, jak jego ciało drży. Wzrok Taehyunga przeszywał go odbierając mu oddech. Zdawało mu się, że samo jego spojrzenie jest w stanie go skrzywdzić.

- Jeongguk - wyszeptał nagle Park ocierając łzy rękawem swej porwanej szaty - Ch-Chcę z Tobą - dodał wstając.

Szybkim krokiem podszedł do Jeona wtulając się delikatnie w ciało mężczyzny, chcąc poczuć się bezpieczniej. Ramiona Jeona były dla niego swego rodzaju azylem. Wiedział, że jeśli w nich trwa to nic złego mu nie grozi.

- Boję się - dodał cicho ściskając w dłoni materiał, który osłaniał klatkę piersiową Jeona.

Lecz jego usta znów nie dokończyły. Nie wypowiedział swych myśli na głos, ukrywając je w swym wnętrzu I pozwalając by rozeszły się echem po jego sercu. Zdusił w sobie swój cichy szloch, który tak uparcie próbował wydostać się na zewnątrz. Nie mógł zdradzić swych zmartwieniem i ujawnić przyczynę swego strachu, gdyż wiedział, że Jeon nie będzie w stanie uwierzy w jego słowa. Pozostało mu milczeć i skrywać się w ramionach starszego, ponieważ to one dawały mu schronienie przed wszelkim złem. Lecz nienawiść Taehyunga była zbyt silna. Przenikała przez ściany miłości tych dwojgu i była w stanie wyrwać Parka z ramion Jeona swą siłą.

Park wtulił twarz w lewy bark Jeona chcąc uniknąć wręcz parzącego spojrzenia Taehyunga.

- Sam go zaprowadzę - rzekł po chwili Jeon - Nie chcę go teraz zostawiać. Zajmij się proszę tym zdrajcą. Nie mogę na niego patrzeć - dodał książę, lecz prawdziwego zdrajcę miał przed sobą.

Jeon odsunął od siebie jasnowłosego, by następnie uśmiechnąć się czule w jego stronę.

Taehyung skłonił się lekko po czym wykonał rozkaz Jeona. Podszedł do klęczącego mężczyzny rozkazując mu by wstał. Strażnik posłusznie wykonał jego polecenie, a Taehyung wepchnął go do celi, zakluczając zakratowane drzwi.

- Chodźmy, najdroższy – rzekł Jeon patrząc czule na Parka.

- A- ale Seokjin – wyszeptał nagle Jimin spoglądając na nieprzytomnego mężczyznę – Musimy mu pomóc! Nie ruszę się stąd bez niego – rzekł – To mój przyjaciel. Nie mogę pozwolić mu umrzeć – dodał - Jest mi bliski! – krzyknął, ignorując fakt, że Taehyung znajduje się w pobliżu.

- Dobrze - odparł Jeon - Nie denerwuj się. Jeśli to dla ciebie ważne to dla mnie też - szepnął i wziął dłonie Parka w swoje.

Zdobiły dla niego wszystko, lecz wiedział, że jego ojciec już dawno stracił cierpliwość.

- Taehyung czy mógłbyś się nim zająć? - zapytał Jeongguk spoglądając na swego przyjaciela i wskazał ruchem głowy na nieprzytomnego mężczyznę, który wciąż znajdował się w celi.

- Mówisz o jeńcu, Panie? - dopytał ciemnowłosy marszcząc brwi. Jego wzrok podążył na skatowanego mężczyznę, który wciąż nie odzyskiwał przytomności.

- To dla niego bliska osoba – zaczął Jeongguk, a Park poczuł, jak bicie jego serca znacznie przyspiesza.

Kolejna jego tajemnica została ukazana, a on czuł jakby był nagi i całkowicie odkryty.
Był dla Taehyunga niczym układanka. Ciemnowłosy z każdym dniem znajdował więcej odłamków, łącząc wszystko w jedną całość. A w tym momencie miał już więcej niż połowę.

Park był świadom, że Taehyung wykorzysta tą informację.

- Rozumiem, Panie - zaczął Taehyung - Oczywiście zaopiekuję się nim, Panie. Powiadomię również króla. Wezmę go pod siebie byś nie miał problemów – odparł ciemnowłosy kłaniając się lekko chcąc tym gestem wyrazić pełen szacunek – Niczym się nie przejmuj, Panie – dodał uśmiechając się, a Park poczuł, jak robi mu się niedobrze. Jego dłonie zaczęły się pocić, a ciało zadrżało niekontrolowanie. Zaschło mu w gardle, a serce rozpoczęło szaloną gonitwę, która prowadziła donikąd.

- Coś nie tak? - zapytał Jeon czując, jak Park bardziej napiera na jego ciało, tracąc równowagę. Jasnowłosy poczuł, że braknie mu powietrza.

- Tylko n-nie to - wyszeptał Park i chwycił Jeona za dłoń - Ź-źle mi - jęknął, próbując nabrać łapczywie powietrza. Pobladł na twarzy, a jego serce biło tak mocno jakby usiłowało wyrwać się z jego piersi.

- To na pewno z przemęczenia - rzekł nagle Taehyung.

Jeon od razu zareagował i uklęknął zmuszając by Park oparł się o jego kolana. Położył jego głowę na swoje ramię, przytrzymując jego wiotkie ciało

- Oddychaj - rzekł Jeon widząc, jak klatka piersiowa Parka unosi się szybko, a usta otwierają się szeroko chcąc nabrać powietrza.

- Powoli - wyszeptał Jeon gładząc go po włosach i obserwując jego stan.

- O-on jest bardzo zły - wyszeptał Park i opadł bezwładnie na ręce Jeona tracąc przytomność.

- Najdroższy! - krzyknął Jeon patrząc na blade lico swego ukochanego - Wezwij medyka do mej komnaty! A potem zajmij się jeńcem! - rozkazał Jeon w stronę Taehyunga i wziął Parka na ręce pośpiesznie kierując się do swej komnaty.

- Otworzyć! – krzyknął Jeon do strażników, a ci pośpiesznie wykonali jego rozkaz. Jeon miał ochotę zabić ich na miejscu nie oszczędzając żadnego z nich, lecz musiał być opanowany zważając na stan w jakim znajdował się Park. Miał im za złe, że zlekceważyli jego rozkaz.

Jeongguk ułożył Parka na łożu i ostrożnie dotknął jego policzka swą dłonią chcąc go ocucić.

- Jiminie - szepnął zmartwiony i usiadł na brzegu łoża, gładząc go delikatnie po głowie. Kropelki potu pokrywały jego odsłonięte czoło.
Wyglądał nadzwyczaj spokojnie.

Park drgnął i otworzył oczy. Światło świec dotarło do jego wrażliwych źrenic zmuszając je do pomniejszenia się.

- C-co się dzieje? - wyszeptał niespokojnie rozglądając się wokół, a po chwili jego wciąż dość nieobecny wzrok napotkał Jeona.

- Jiminie - rzekł Jeongguk i ujął drobną dłoń Parka w swoją, chcąc tym gestem pokazać mu, że jest przy nim - Wszystko w porządku jesteś w mej komnacie - poinformował go - Nic ci już nie grozi - rzekł - Jestem tutaj - dodał.

- G-Gdzie jest Seokjin? - zapytał nagle Park podnosząc się, a przeciągły jęk opuścił jego usta, gdy świeża rana na plecach otarła się o pościel.

- Leż - rzekł krótko Jeon i położył dłoń na jego klatce piersiowej zmuszając go by ułożył się z powrotem na łożu.

- Kazałem wezwać medyka. Zaraz tutaj będzie - dodał, lecz Park wciąż próbował podnieść się do siadu.

- Jimin, proszę połóż się - rzekł Jeongguk.

- N- nie, Jeongguk. To jemu jest potrzebny medyk - zaczął Park ignorując prośby Jeona.

- Spokojnie, nim zajmuje się drugi - odparł - Jest bezpieczny. Masz moje słowo – dodał, a Park w końcu spojrzał na niego i kiwnął lekko głową.

Jimin siedział patrząc smętnie w jeden punkt, analizując przebieg ostatnich wydarzeń. W jednej chwili ukrywane emocje zaczęły wydostawać się na zewnątrz, a serce zabiło szybciej czując w pobliżu te należące do Jeona.

- J-Jeongguk? – wyszeptał nagle Park unosząc wzrok na Jeona, który wciąż siedział na brzegu łoża cały czas go obserwując jego stan - Przytulisz mnie? - zapytał sam nie dowierzając w treść wypowiedzianych przez siebie słów, które wręcz same wymknęły się spomiędzy jego pełnych warg.

Ciemnowłosy nic nie odpowiedział.
Słowa nie były teraz ważne. Po prostu przysunął się do jasnowłosego i objął go delikatnie, chowając w swych ramionach. Jego dłonie gładziły jego jasne kosmyki, wsłuchując się w miarowy oddech Parka, który po chwili przemienił się w niekontrolowany szloch. Jimin naraził się na łzy już wtedy, gdy pozwolił się oswoić. Był niczym dzikie zwierzę, które jadło z ręki myśliwego. Lecz łowca również odrzucił na bok etykę swych obowiązków by zająć się swą ranną ofiarą, która zmieniła dla niego znacznie. Nie chciał jej zdobyć i uczynić z niej swe trofeum. Pragnął się nią opiekować, lecz inni myśliwi nie widzieli w zwierzynie tego co on... Czyhali na jego życie chcąc zwrócić ład swych powinności i wyzwolić swego przyjaciela z sideł ślepego uczucia.

W życiu tych dwóch kochanków było podobnie. Lecz kto stanowił myśliwego? Tutaj łowcą było uczucie, ta cholerna miłość, która coraz bardziej zaślepiała ciągnąc ich wszystkich w przepaść. Ściągała na nich zgubę, którą nieświadomie ożywiły ich słowa. Tamta noc była tą proroczą, a prorokami byli oni. Byli również sędziami i katami swego losu.

- Płacz, najdroższy – wyszeptał Jeon – Wyrzuć to z siebie. Jestem tutaj – dodał i mocniej przytulił Parka, przysuwając jego drobne ciało do swej piersi. Chciał ukryć go w ramionach, zapewniając mu komfort i bezpieczeństwo. Park był dla niego niczym najdelikatniejszy kwiat, który potrzebował opieki. Jeon chciał być wiosennym deszczem, który będzie z subtelnością moczył jego płatki. Pragnął być słońcem, które ogrzeje jego liście by mogły się prawidłowo rozwijać. Lecz w tym przerysowanym świecie była też ulewa i ciemność, która czyhała na życie tego kwiatu - był to Taehyung.

– Nie bronię ci płakać, gdyż nie każde łzy są złe – dodał. Jego dłonie zjechały nieco niżej dotykając z wielką taktownością jego pleców, które były okryte zwiewnym materiałem lazurowej szaty. Odzienie było podarte, brudne i w żaden sposób nie ochraniało rany.

- Boli? – zapytał Jeon przejeżdżając delikatnie opuszkami palców po strukturze nowej, jak i wciąż świeżej rany. Park podskoczył, a spomiędzy jego ust uciekł przeciągły jęk. Dłonie zacisnęły się mocno na ramionach Jeona.

- Jiminie, tak bardzo chciałem temu zapobiec, lecz mój ojciec – zaczął Jeongguk – Przepraszam – dodał.

- Nie tłumacz się. To nie twoja wina - odparł Park.

- Jiminie to tak bolało... Gdy ten bat przeciął twą skórę, a ja nie mogłem nic zrobić. Twój krzyk... Twój szloch - wyszeptał Jeon, a Park odsunął się lekko by spojrzeć w jego ciemne oczy. Jeon płakał.
Łzy spływały po jego policzkach wkradając się pod kołnierz jego koszuli.

- Nie płacz Jeongguk - rzekł Park, a jego oczy na nowo się zaszkliły.

Sięgnął swą drobną dłonią do policzka starszego, by zetrzeć słoną ciecz. Park nie chciał by Jeon ronił łzy, gdyż wiedział, że to on jest powodem jego smutku.

- Nie mogę. Zbyt bardzo cię kocham - szepnął Jeon i ujął dłoń jasnowłosego by ucałować jej wierzch.

- Nie chcę byś cierpiał, Jiminie. Oddaj mi swój ból lub zadaj mi go. Chcę cierpieć razem z Tobą. Nie chcę byś cierpiał samotnie, nie chcę byś w ogóle cierpiał - wyszeptał wprost w jego wargi, z którymi po chwili złączył swoje łącząc je w namiętnym pocałunku. W tej pieszczocie mieściło się wiele emocji i uczuć, lecz zdecydowanie przeważała troska i tkliwość. Jeon pierwszy raz w życiu czuł potrzebę opieki. Jego marzenie przeobraziło się w rzeczywistość.

Los sprawił, że zyskał osobę, o którą mógł się troszczyć i szczerze pokochać. Lecz nie wiedział, że los również mu ją odbierze czyniąc z niego grzesznika. Nie mieli nad sobą opatrzności ni łaski losu, a gwiazdy, w które spoglądali z zachwytem były najbardziej zdradliwe. Byli wsparciem dla siebie wzajemnie, żyli sobą i swym uczuciem, napełniając swe serce płomieniem nadziei na wspólną przyszłość.

Usta Parka były dla Jeona niczym pergamin, który pragnął barwić za każdym razem. Chciał sygnować się na nim swymi pocałunkami, które były niczym podpis na jego różowych wargach. Jeon pragnął opatrzyć znakami każdy fragment ciała młodszego. Chciał oznaczyć je swymi inicjałami, mając nadzieję, że nikt nie odważy się ich stamtąd zetrzeć.

Jak niema deklaracja, która była przysięgą jego miłości. Przysięgą wierności i namiętności , która będzie trwać wiecznie.

– Oddaj mi go. Swój ból – szepnął Jeon odrywając się od jego pełnych warg.

- Oddam Ci wszystko, lecz akuart to zostawię dla siebie - zapłakał Park i ponownie wpił się w usta Jeona, zatracając się w tej grzesznej pieszczocie. Ich wargi ocierały się o siebie będąc przejawem ich miłości.

- Jeongguk, j-ja tak cholernie cię kocham - wyszeptał Park odrywając się od niego. Oparł swe czoło o jego.

- Panie, medyk przybył - rzekł strażnik uchylając ciężkie drzwi.

- Niech wejdzie - rozkazał Jeon i odsunął się od Parka ocierając swe łzy, nie chcąc pokazać swej słabości przy kimś innym niż Park. Tylko przy nim mógł się otworzyć. Przy jasnowłosym nie wstydził się swych łez i mógł swobodnie mówić o uczuciach oraz emocjach, które żył w nim, ukrywając się gdzieś głęboko.

- Jestem Panie - rzekł mężczyzna wchodząc do środka. Jego już siwe włosy sięgały mu za ramiona, a kilkudniowy zarost zdobiły jego twarz, którą pokrywały zmarszczki.

Medyk ukłonił się, a następnie podszedł do łoża, na którym siedział Park.

- Słyszałem, że ma ranę po bacie - zaczął - Taehyung mi wszystko przekazał - rzekł chyląc lekko głowę, by wyrazić swój szacunek w stronę następcy tronu
- Trzeba będzie oczyścić ranę i założyć opatrunek - dodał oglądając plecy Parka z odległości.

Następnie zbliżył się do jasnowłosego, dotykając powierzchownie jego rany. Jimin jęknął z bólu.

- Zwróć się do mnie tyłem - rzekł i chwycił jego ramię. Jimin zadrżał na jego dotyk. Nie chciał czuć na sobie obcych dłoni.

- Jeongguk - szepnął młodszy, gdy jego porwana szata przestała okrywać jego ciało. Medyk zdjął ją bez jego polecenia odsłaniając go. Park zdążył przyzwyczaić się już do takiego traktowania lecz wydarzenia z dzisiejszego dnia zakorzeniły w nim pewne obawy i strach.

- Jestem tutaj - odparł Jeon podchodząc bliżej. Ciemnowłosy stał tuż za nim obserwując dokładnie poczynania medyka.

- Czy mógłbyś zrobić to ty? - zapytał niepewnie Park czując niepokój, a medyk spojrzał zdziwiony na księcia spod swych szkieł, które ułatwiały i umożliwiały mu dokładne widzenie.

Jimin wiedział, że medyk nie będzie delikatny tylko skupi się na swej pracy. A Park potrzebował teraz subtelności. Wiedział, że Jeon będzie starał się zadać mu, jak najmniej bólu i zadba o niego najlepiej.

- Czy to bezpieczne? - zapytał Jeon kierując swe pytanie do medyka. By spełnić prośbę Parka musiał mieć pewność, że mu nie zaszkodzi.

- Oczyściłem ranę, więc myślę że mógłbyś to zrobić, Panie - odparł medyk - To tylko opatrunek - dodał.

- W takim razie możesz nas już zostawić - rzekł Jeon - Dziękuję - dodał, a medyk skłonił się po czym opuścił komnatę.

Mężczyzna wyszedł i westchnął ciężko. Jego sumienie zaczynało dawać o sobie znać. Odszedł od drzwi, a silna dłoń momentalnie zacisnęła się na jego przedramieniu nakazując mu się zatrzymać.

- Udało się? - zapytał ciemnowłosy.

- Nie uczyniłem tego - odparł medyk.

- Jak to nie uczyniłeś?! Zlekceważyłeś moje polecenie?! Wiesz że mam władzę i nie zawaham się jej wykorzystać - szepnął ciemnowłosy, a jego uścisk na przedramieniu medyka znacznie się zacieśnił.

- Nałożnik poprosił księcia by zmienił opatrunek - odparł krótko medyk patrząc prosto w jego ciemne oczy - Jest nasączony trucizną, gdy dostanie się do jego krwi nastąpi paraliż - odparł - To kwestia czasu nim padnie... martwy - dodał.

- Zginie z rąk księcia - szepnął Taehyung, a jego wzrok stał się na moment nieobecny - Spisałeś się - rzekł nagle, a uśmiech wkradł się na jego usta.

- Jestem medykiem, nie mordercą. Pamiętaj o tym. Jeśli to się wyda to... - syknął - Taehyung, można temu jeszcze zapobiec - dodał nagle.

- Zapobiec czemu? - dopytał ciemnowłosy, a jego oczy błysnęły czystym szaleństwem - Właśnie zapobiegamy upadkowi naszego królestwa - dodał - Wiesz, że to dla dobra naszego królestwa. Chyba nie chcesz by nasz Pan zrujnował nasze szanse na połączenie sił ze wschodem. Wiesz, że mamy w planach przejęcie wschodniego terytorium. Ono nie ma następcy - rzekł Taehyung - Ojczyzna będzie Ci wdzięczna - dodał śmiejąc się.

- Jeśli to się wyda to czeka nas kara śmierci! Myślisz, że jak nałożnik umrze to książę nie będzie szukał przyczyny! Taehyung, on go kocha! Widziałem to! Widziałem to w jego oczach. Sposób w jaki on na niego patrzy... - zaczął mężczyzna.

- Zamilcz! - krzyknął - Chcesz by twoja żona padła martwa tuż przed powiciem waszego pierwszego dziecka? - zapytał Taehyung przez zęby. Jego usta były skażone nienawiścią, a grzeszne słowa uciekały spomiędzy warg niosąc za sobą krople krwi, które niedługo ozdobią jego dłonie. Bo by zostać mordercą trzeba najpierw być nim w duszy.

- Jak śmiesz mi grozić? - krzyknął mężczyzna próbując wyszarpać się z jego silnego uścisku, a Taehyung jedynie się zaśmiał - Gdyby twój ojciec żył to... - zaczął medyk.

- Ale nie żyje - odparł mu krótko ciemnowłosy
- Masz milczeć, to twój jedyny obowiązek, zrozumiałeś? - dodał.

- Zmieniłeś się Taehyung - powiedział medyk
- Pamiętaj, nigdy więcej nie proś mnie o coś podobnego. Wyjeżdżam dziś w nocy. Nie zobaczysz mnie więcej - dodał wyrywając się z jego uścisku.

- Nie zamierzam - odparł Taehyung - Przekaż pozdrowienia swej żonie - krzyknął za nim.

*

- Możesz założyć już opatrunek? Jestem zmęczony - rzekł Park. Jego oczy uparcie próbowały się zamknąć, pragnąc ciemności i odpoczynku. Chciały zabrać go do krainy gdzie wszystkie jego zmartwienia uległo zapomnieniu, a on będzie mógł choć na chwilę odetchnąć zapominając o wszelkich boleściach.

Jeon skinął głową po czym sięgnął dłonią po małą kasetkę przyniesioną przez medyka. Wyjął z wnętrza drewnianego pudełeczka biały materiał który miał stanowić strukturę ochraniającą ranę.

- Będę delikatny - rzekł Jeon po czym ostrożnie przyłożył bandaż do rany.

- Boli? - zapytał, gdy materiał przylgnął prawie całkowicie do pleców Parka chowając ranę pod swą strukturą.

- Tylko trochę - odparł Park.

- Już po wszystkim - rzekł Jeon - A teraz rozluźnij się, najdroższy - wyszeptał, a jego dłonie dotknęły nagich ramion kochanka, chcąc go rozluźnić. Jeongguk ucałował jego lewy bark, na co Park zaśmiał się dźwięcznie.

- Jeongguk - zaczął młodszy spoglądając wprost na balkon, z którego było widać gwiazdy. Noc była późna, lecz niebo zdawało się być jasne za sprawą tych ognistych ciał niebieskich, które zachwycały Parka swym pięknem. Lecz jasnowłosy nie wiedział jeszcze, jak zdradliwe potrafią być.

- Hmm? - zapytał Jeon masując ramiona Jimina chcąc odciągnąć jego myśli od dzisiejszych wydarzeń, które na pewno pozostaną w pamięci jasnowłosego na długo. Zdążyły się już zakorzenić w jego podświadomości przeradzając się w traumę.

- Te gwiazdy są piękne – rzekł nagle rozmarzony wciąż śledząc wzrokiem jasne błyskotki, które tak pięknie rozświetlały nocne sklepienie.

Ten widok uspokajał Parka kojąc jego wszystkie boleści. Wywoływał w nim zachwyt sprawiając, że jego ciemne oczy błyszczały razem z gwiazdami.

- Ty jesteś piękniejszy - wyszeptał Jeon i obdarował jego szyję pocałunkami. Nagle z ust Parka wydobył się przeraźliwy okrzyk bólu, a łzy stanęły w jego oczach utrudniając widzenie. Pot oblał jego ciała, a dreszcze przebiegły wzdłuż kręgosłupa. Jego ciałem wstrząsnęło zimno, lecz jego skóra była niezwykle gorąca.

- Jimin? Co ci jest? - zapytał Jeon i odwrócił go ku sobie, by spojrzeć na jego twarz. Po rumianych policzkach zaczęły spływać łzy.

- N-nie wiem – wyszeptał – Zabolało mnie nagle, ale chyba już przestało – dodał, czując jak ból ustąpił. Lecz była to jedynie cisza przed burzą. Po chwili kolejny jęk wyrwał się z ust młodszego.

- Jeongguk b-boli - wyjąkał Park, chwytając się jego koszuli, by jakoś sobie ulżyć. Ból był ogromny. Czuł jakby coś paliło jego skórę. Jego usta wykrzywiły się ukazując jego cierpienie.

- Co cię Boli? Jiminie - dopytał Jeon.

Park zapłakał nie mogąc powstrzymać swych łez. Zamiast słów z jego ust wydobyły się kolejne dźwięki świadczące o jego bólu.

- Jiminie? - rzekł Jeongguk będąc przerażony jego stanem, który tak łatwo uległ zmianie. Delikatna twarz Parka wykrzywiała się w grymasie bólu.

- Zdejmij to! - krzyknął Park, a jego szloch odbijał się od ścian komnaty - Zdejmij opatrunek! Boli! - wyszlochał, a jego ciało zaczęło drżeć. Było niczym fale na wzburzonym morzu. Pot pokrył jego skórę.

- Jiminie, to zalecenie medyka. Będzie lepiej. Musi tak być – odparł Jeon sam mając łzy w oczach. Nie mógł znieść świadomości, że Park cierpi.

- Zdejmij - wyjąkał, a następnie opadł na kolana Jeona, zanosząc się jeszcze większym szlochem. Czuł jakby jego ciało było w płomieniach. Zdawało mu się, że płonie on żywym ogniem. Krzyczał wijąc się z bólu do mementu aż jego ciało przestało się ruszać. Zastygło niczym woskowa laleczka w ramionach Jeona. Lecz wciąż był przytomny. Jego oczy patrzyły pusto w jeden punkt. Wydawał się być taki nieobecny...

- Jimin! – krzyknął ciemnowłosy.

- Straż! - wrzasnął płacząc - Straż! – powtórzył jeszcze głośniej, a jego drżące dłonie dotknęły policzków Parka.

- J-Jiminie – zapłakał – D-dlaczego nic nie mówisz? – dopytał - Co ci jest najdroższy?! – krzyknął trzymając dłonie na jego policzkach.

Łzy Jeona były niczym wiosenny, obfity deszcz. Skapywały z jego policzków prosto na bladą twarz Parka. Jimin uśmiechnął się lekko czując przyjemne promienie na swym czole przez pocałunki składane przez Jeona. Jego głowa leżała na kolanach Jeona.

- Pomóżcie mu! - krzyknął czując, jak jego ciało drży w jego ramionach. Park trząsł się w jego ramionach. Nie był w stanie nad tym zapanować.

- Jeon-gguk - wyjąkał nagle Jimin i uniósł ostatkiem sił swą drżącą dłoń chcąc dosięgnąć policzka starszego - B-Boli – szepnął uśmiechając się przez łzy. Wydawało się, że jego rozum był gdzieś daleko, że on był gdzieś daleko. Park czuł podmuch wiatru na swej nagiej skórze mimo tego, że był w komnacie. Wydawało mu się, że jest gdzieś na łące wśród kwiatów, lecz był na łożu leżąc na kolanach Jeona. Słyszał śpiew ptaków, lecz to był jedynie szloch Jeona.

Jego wzrok stawał się coraz bardziej nieobecny, tak samo jak świadomość. Mimo ogromnego bólu nie czuł nic.

- Tak, Panie? - zapytał strażnik wchodząc do środka.

- Wezwijcie medyka Lima! Szybko! - rozkazał Jeongguk ocierając lewą dłonią swe łzy.

- Medyk przed chwilą wyjechał, Panie - odparł strażnik chyląc głowę, gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do władcy.

- Jak to wyjechał?! - krzyknął Jeon spoglądając zapłakany na mężczyznę - To wezwijcie drugiego! Na co czekasz!? - wrzasnął. Jego dłonie drżały, a oczy krwawiły łzami nie mogąc znieść widoku ukochanego w takim stanie.

- Panie, coś się dzieje? - zapytał Taehyung wchodząc do środka.

Jeon jedynie zapłakał trzymając drżące ciało Parka w swych ramionach - O-on znów stracił przytomność. Cały drży i jest rozpalony! - krzyknął Jeon - Medyka! Gdzie jest medyk?! - wrzasnął.

Taehyung stał w milczeniu spoglądając na Jeona, a jego wyniszczone serce zaczęło krwawić. On również cierpiał. Cierpiał przez świadomość, że serce Jeona należy do kogoś innego. Był niczym róża - piękny, lecz pokryty cierniami.

Z każdym dniem więdnął coraz bardziej. Nie miał skąd czerpać swych substancji odżywczych. Usychał przez brak miłości, a tylko jej potrzebował by na nowo zakwitnąć.

- Przybyłem na Twój rozkaz, Panie - rzekł medyk wchodząc do komnaty, po czym ukłonił się podchodząc do łoża - Co się dzieje? – zapytał, spoglądając na jasnowłosego, który wciąż patrzył w jeden punkt.

- Ratuj go! - krzyknął Jeongguk spoglądając na mężczyznę błagalnie. Jeon był w stanie paść na kolana nie zważając na honor – Nie pozwól mu mnie zostawić! – wrzasnął płacząc. Kolejny raz ukazał swe uczucia.

Medyk nachylił się nad Parkiem. Był o wiele młodszy niż poprzedni, gdyż dopiero zaczynał zajmować się lecznictwem. Został sprowadzony z małej wioski, by leczyć wojsko oraz służbę. Wizyta w komnacie księcia była dla niego szansą ukazania swych umiejętności, lecz również zaszczytem.

- Odwróć go plecami w górę bym mógł spojrzeć, Panie - zaczął - Muszę obejrzeć ranę. Może wystąpiło zakażenie - rzekł, a Jeon powoli odwrócił drżące ciało jasnowłosego tak, jak polecił mu medyk. Młody mężczyzna spojrzał na ranę osłoniętą opatrunkiem, wokół której pojawiły się charakterystyczne znamiona i zaczerwienienia.

- P-Panie - zaczął medyk przenosząc swój wzrok na następcę tronu - To trucizna - rzekł - Opatrunek jest zatruty - dodał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro