Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• twenty-six •°

Dławił się kaszląc co chwilę, a śmiertelna ciecz była wmuszana do jego ust.

- O-oszczędź mnie – zaskomlał, wyrywając się.

- Pij, wschodni psie! - krzyknął, przytrzymując władczo jego gardło, by wlać do jego ust zawartość małego flakonika.

Promienie słoneczne wpadały przez okno, będąc jedynymi świadkami zbrodni tego grzesznika, który kolejny raz plamił swe dłonie krwią niewinnego.

Mężczyzna szarpał się, a szmaragdowa szata powiewała nad jego ciałem będąc ostatnim widokiem, który wprowadzi go przed oblicze śmierci. Czuł jej obecność. Jego oddech stał się płytki, a on zdawał sobie sprawę, że... Umierał.

- Konasz za swego Pana, wschodni psie - szepnął ciemnowłosy i nachylił się nad konającym mężczyzną, który opadał z sił - Następny będzie on - dodał i splunął pogardliwie na sługę Parka, który umierał potraktowany silną trucizną - Już nic go nie ochroni – wyszeptał i uśmiechnął się pogrążony w czystym obłędzie, jak i strachu, który potęgowały jego zbrodnie. Nie poznawał siebie i to go przerażało. Jego człowieczeństwo ukryło się gdzieś w głębi, będąc zagłuszone przez zawiść i nienawiść.

- N-Nie zabijaj m-mego Pana - wystękał mężczyzna, a jego dłoń uniosła się nad głowę, by następnie opaść bezwładnie na podłoże. Jego ciało przestało walczyć, a serce zakończyło swój taniec wiedziony przez rytm przetrwania. Został strącony, jak pionek w grze. Zabili go, jak psa.

Skonał na terytorium wroga, lecz mimo wszystko był szczęśliwy, że nie zwątpił w życie swego Pana.
Do końca walczył za swego władcę, umierając z jego imieniem na ustach.

  *

Zaróżowiałe, pełne wargi domagające się żarliwych pocałunków, mieniły się skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Były niczym kwiat skroplony w porannej rosie.

Drżące ciało desperacko pragneło dotyku. Łaknęło każde muśnięcie, będąc pieszczone przez silne dłonie należących do następcy zachodniego królestwa.

Niedbałe pocałunki i dłonie, które lubieżnie sunęły po strukturze ich mlecznej skóry - to wszystko było niczym harmonia, jak przysłowiowa idylla, która miała trwać wiecznie, lecz ich przeznaczenie zmierzało w zupełnie innym kierunku.

Życie nigdy nie miało dla nich litości. Byli, jak kukiełki w dłoniach bezlitosnego losu, który pociągał za sznurki, skazując tych dwóch kochanków na stracenie.

- Jesteś niecierpliwy - wyszeptał Jeon spoglądając na rozochocone spojrzenie młodszego, który aż drżał w jego silnych ramionach domagając się pieszczot.

- Pragnę cię, Jeongguk - odparł jasnowłosy spoglądając w oczy starszego - Nie baw się już ze mną - jęknął - Wejdź we mnie. Teraz - wyszeptał chcąc złączyć się z Jeonem w przysłowią jedność. Chciał czuć oddech ciemnowłosego przy swojej szyi. Pragnął mieć go tak blisko, jak nikt inny. Chciał być dla niego kimś wyjątkowym.

Byli niczym zagubione kawałki, które odnalazłwszy się po latach, złożyły się w jedną całość. Pasowali do siebie idealnie.
Byli jak ptaki, które po długiej niewoli zostały wypuszczone na wolność by wzlecieć ku sobie z odległych stron. Nie istnieli bez siebie, gdyż nie ma sztuki bez artysty. Park był niczym płutno po którym malował Jeon. Wodził swymi ustami po jego drżącym, czystym ciele, by stworzyć z niego swe dzieło. Niepowtarzalne i jedyne w swym rodzaju rzemiosło, które będzie podziwiać jedynie on.

Wspinali się po stopniach przyjemności, zatapiając się w niej niczym w oceanie. Karmili się wzajemną miłością, która była nieposkromiona, a zarazem subtelna i delikatna. Ich uczucie znacznie różniło się od tej przysłowiowej miłości, gdyż ta zmierzyła w znacznie odmiennym kierunku. Była ich pożywieniem, a zarazem spustoszeniem, które wydziarało oddech z ich gardeł. Niszczyło ich wpychając z powrotem na ścieżkę przeznaczenia, z której choć na chwilę udało im się zbiec.
Miłość dusiła ich, jednocześnie dając tlen.

- Chcę cieszyć się Tobą jak najdłużej - wyszeptał Jeon w usta młodszego.

Rozkosz, jak i bliskość omamiała ich zmysły ciągnąc ich w głąb obezwładniającego świata przyjemności - była to ich własna kraina, osobiste królestwo, którym panowali we dwoje.

- Dobrze Ci? - wyszeptał, Jeon wsłuchując się w westchnięcia swego ukochanego, który był pogrążony w obezwładniającej przyjemności.  Dźwięki rozkoszy opuszczały jego pełne usta, a delikatne dłonie zacisnęły się na ramionach Jeona sugerując starszemu, iż płonie on z nieopisanej rozkoszy. Błogość przemawiała przez jego ciało, przejawiając się w postaci grzesznych dźwięków. Jego wargi zostały zwilżone przez usta starszego, a ich języki spotkały się rozpoczynając chaotyczny taniec w rytm ich pożadania.

Jeon spił kolejny dźwięk rozkoszy swego ukochanego, a ich zroszone potem ciała poruszały się w rytm ich jęków, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze.

- J-Jeongguk - wyszeptał Park, czując obezwładniającą przyjemność. Jego plecy były muskane przez źdźbła młodej trawy, a rosnące wokół polne kwiaty omamiały jego zmysły, sprawiając, że to wszystko było jeszcze bardziej intensywne. Oddychali szybko, goniąc za rosnącą przyjemnością, by osiągnąć upragnione spełnienie.

Kochali się aż dwa razy, muskani przez wiosenny wiatr i promienie zachodzącego słońca, które pieściło ich nagie ciała swym przyjemnym ciepłem. Nie mogli nacieszyć się swą bliskością chcąc siebie więcej i więcej.

Ich miłość była nowo zrodzonym i nieokiełznanym uczuciem, które było zbyt silne by dało się nad nim panować. Obaj byli zniszczeni przez poprzednie doświadczania, które pozostawiły piętno na ich młodzieńczych sercach. Mimo chaotyczności tego uczucia, ich miłość była dla nich niczym lekarstwo, jak kojące zioła, które działały łagodząco na głębokie rany. Lecz nie wiedzieli jeszcze, jak trująca może być ich miłość.

- Jeongguk – wyszeptał Park, chowając swą twarz w zagłębienie szyi strasznego. Jego policzki były rumiane niczym zakwitające pąki róż.

Lekko zachrypnięty głos wywołał w nim wstyd, gdyż był świadom tego jakie dźwięki chwilę temu opuszczały jego usta. Seks wciąż go onieśmielał i powodował w nim lekkie zawstydzenie.

- Chciałbym, by było więcej takich chwil – wyszeptał, rysując swym palcem wzorki na ramieniu mężczyzny, który trzymał go w ramionach. – Chcę byśmy byli w raju, naszym raju, by wszystko tam trwało wiecznie – dodał wzdychając zapach starszego - Byśmy mogli trwać w swym uczuciu. Byśmy nie musieli się kryć. By zasady przestały istnieć... i zagrożenia - wyszeptał nieco ciszej

Park nie wiedział jeszcze, jak blisko spełnienia było to marzenie, które lada chwila miało się ziścić.

Czas nie miał dla nich litości, zabierał im wszystko, pozbawiając ich wspólnych przeżyć, które mogły zabarwić ich życie kolorami. Podobnie było z przeznaczeniem, które popychało ich po ścieżce prowadzącej do zguby.

Było za późno, by zawrócić. Za późno, by zboczyć ze ścieżki, za późno na ucieczkę, na pożegnanie i wyznanie prawdy. Wszystko było przypieczętowane słowami, które padły tamtej przeklętej nocy.
Wypowiedziane pomiędzy łzami i silnymi uczuciami, które były jedynie dopełnieniem tego przeklętego życzenia. Nie było już czasu, by przejrzeć na oczy.

Wrócili nim słońce zdążyło usnąć, nim jego promienie skryły się w ciemności. Wielka brama opuściła przed nimi swe wrota, kłaniając się przed nimi.

Jeon zsiadł ze swego konia i oddał wodze jednemu ze stajennych, który czekał na jego rozkazy.
Książę spojrzał na Parka, który uśmiechnął się do niego lekko, a jego policzki zarumieniły się, gdy jego wspomnienia przywołały obrazy z dzisiejszej wyprawy. Był szczęśliwy. Choć na chwilę był w stanie zapomnieć o strachu i ciągłej walce. Jeon podszedł do zwierzęcia, na którym siedział jego ukochany i pogłaskał białą klacz po grzbiecie, spoglądając co chwilę na szczęśliwego Jimina.

- Kocham cię - wyszeptał Jeongguk i położył swą ozdobioną sygnetami dłoń na dłoni Parka.

- Panie! Panie! - krzyknął nagle ciemnowłosy biegnąc w kierunku swego władcy. Park spojrzał na niego będąc zdziwiony jego stanem. Obserwował wszystko wnikliwie siedząc na białej klacze, która machała ogonem odganiając robactwo, które osiadało na jej sierśc. Taehyung skłonił się przed Jeonem, a jego ciało drżało - może z poczucia winy, a może z kłamstw, których miał w sobie tak wiele.

- Taehyung? - rzekł Jeongguk marszcząc brwi i puścił dłoń ukochanego zbliżając się do swego sługi - Co ty tutaj robisz? - zapytał zmartwiony
- Miałeś wypoczywać - dodał, a ciemnowłosy złapał go mocno za dłonie.

- Z- Zabili go! Zabili, Panie! Otruli! – krzyknął szlochając, a Jeon zmarszczył brwi.

Ciemnowłosy ronił słone łzy, lecz w głębi duszy rozpierało go szczęście. Psychopatyczna radość zawładnęła jego wnętrzem, popychając go w odmęty zatracenia i obłąkania. Jego kolejny występek dołożył cegiełkę do wykonania przeznaczenia, od którego nie było już ucieczki.

- Zabili? Kogo? - zapytał Jeon i złapał swego przyjaciela za ramiona – Otrząśnij się, Taehyung! – krzyknął – Powoli, co się wydarzyło? – zapytał po chwili, a ciemnowłosy spojrzał prosto w oczy Jeona.

- Więźnia! Skazańca, którego kazałeś ocalić - odparł Taehyung, a Park momentalnie pobladł na twarzy. Jego serce zabiło mocno, a ciało pokryło się zimnym potem. Wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł dreszcz, a on zadrżał będąc wiedziony przez skrajne emocje, które zaczęły się ujawniać, uciekając z jego wnętrza w postaci łez . Zrobiło mu się gorąco, a zimny pot oblał jego plecy. Słona ciecz zebrała się w jego oczach utrudniając mu widzenie. Zamrugał kilka razy próbując wyostrzyć obraz, lecz to nie zdało się na nic.

- S-Seokjin – wyszeptał płaczliwie Park i szybko zeskoczył z konia biegnąc w kierunku bogato zdobionych drzwi prowadzących do wnętrza zamku. Taehyung odprowadził go wzrokiem powstrzymując się od tłumionego śmiechu, który cisnął mu się na usta. Radował się widząc strach w oczach jasnowłosego. Nienawidził go aż tak bardzo, że jego cierpienie było dla niego największą przyjemnością. Chciał jej więcej. Pragnął by Park umierał na jego oczach.

- Jiminie! – krzyknął za nim Jeon.

- P-Panie – zatrzymał go Taehyung spoglądając prosto w oczy swego władcy – J-Ja próbowałem go schwytać, lecz zbiegł nim zdążyłem dojrzeć jego twarzy. Gdybym przyszedł wcześniej... Mogłem iść za przeczuciem – wyszeptał kręcąc głową – Zawiodłem –rzekł ciemnowłosy kłaniając się przed Jeonem w wyrazie skruchy.

- Nie mów tak Taehyung. Jestem pewien, że zrobiłeś wszystko co w twojej mocy – odparł -  A teraz wybacz ale muszę iść za nim. Nie powinien być tam sam – rzekł Jeongguk.

Park biegł długim korytarzem w kierunku komnaty, gdzie dotychczas przebywał jego przyjaciel. Jego młodzieńcze serce biło, jak oszalałe, usiłując wyrwać się z jego piersi. Oczyma wyobraźni widział obrazy, których tak bardzo nie chciał ujrzeć w rzeczywistości. Żołądek podchodził mu do gardła, a nogi uginały się co było odczuwalne przy jego każdym kolejnym korku.

Wpadł do komnaty, a jego ciało zadrżało jeszcze mocniej. Zatrząsł się cały zasłaniając dłonią swe usta lecz mimo tego krzyk wydobył się z spomiędzy jego warg. Jego dłoń chwyciła się ściany próbując przytrzymać ciało w pionie. Przeraźliwy płacz uciekł spomiędzy jego pełnych warg, a płuca zapiekły z kolejną próbą  złapania oddechu.

Ciało jego przyjaciela leżało na podłodze, a jego już nieobecne spojrzenie było wbite prosto w niego.

- Seokjin! – wrzasnął Park zanosząc się szlochem. To nie przypominało płaczu, był to lament, przeraźliwy lament, niąsący w sobie wiele bólu i niesprawiedliwości. Jego szloch był przesiąknięty cierpieniem.

- S-Seokjinie – zapłakał padając na kolana tuż u ciała swego przyjaciela - M-Mój Seokjnie - wyszeptał, a jego dłonie dotknęły już zimnych policzków wiernego przyjaciela.

- Najdroższy – wyszeptał Jeon wchodząc w głąb komnaty, a jego serce nieprzyjemnie zakłuło na widok ukochanego, który płakał nad ciałem martwego mężczyzny.

- Jiminie – szepnął Jeongguk i ukucnął przy nim gładząc delikatnie jego plecy.
Park płakał głośno nie mogąc złapać tchu, jego płuca piekły nieprzyjemnie, a ciało wciąż drżało w spazmach narastającego szlochu. Kręciło mu się w głowie. Nie czuł nic prócz cholernej pustki, która wyssała z niego wszystko, odbierając mu jego emocje. Seokjin był dla niego najbliższą osobą.  Wychował go, dbał, spędzał czas, był dla niego jak starszy brat.

- Seokjinie - zapłakał Park kładąc głowę na klatce piersiowej, która nie unosiła się już - Wstań! Powiedz coś! - krzyczał szarpiąc za jego koszulę - Wstań! Słyszysz?! - załkał przeraźliwie, a jego klatka piersiowa unosiła się szybko. Drżał z przerażenia, a jego płacz stawał się coraz głośniejszy.

- Panie, może przyniosę ziół - rzekł Taehyung wchodząc do komnaty. Widok Parka w takim stanie radował jego serce.

Nóż przytknięty do gardła mężczyzny, który strzegł drzwi do komnaty, w którym znajdował się mężczyzna ze wschodniej granicy.

- Wpuścisz mnie do środka i zapomnisz o wszystkim. Dźwięki docierające zza drzwi będą dla ciebie niesłyszalne, a ty nikogo nie widziałeś chyba że mam wydłubać ci oczy!  – wysyczał przez zęby ciemnowłosy, a szmaragdowa szata opinała jego idealne ciało – Zabiję cię, jeśli dowiem się, że pisnąłeś komuś słowo – rzekł – Stracisz wszystko. Twoja żona nie raz błagała króla o litość nad tobą. Tym razem litości nie będzie – szepnął uśmiechając się.

- N- Nie powiem nikomu – odparł mężczyzna, a jego ciało drżało.

- I tak nie miałbyś wyjścia - zaśmiał się - Nie zawaham się mieć i twej krewi na swych dłoniach - dodał.

- O-Oszczędź mnie. Mam małe dziecko - zapłakał mężczyzna, a strach wręcz wylewał się jego oczami - P-Proszę nie rób nam krzywdy. Będę milczał, jak grób - wyszeptał jąkając się - Zrobię wszystko co rozkażesz - odparł bez zastanowienia mężczyzna nie wiedząc, jak dużą wartość mają jego słowa.

- Więc otwieraj! - krzyknął, a drzwi zostały otwarte pozwalając Taehyungowi dostać się do środka.

- Trzeba go schwytać, jak najszybciej – rzekł - Może zagrażać życiu twojego nałożnika, jak i tobie Panie - dodał Taehyung.

- To on! - wykrzyknął nagle Park odwracając się w stronę Taehyunga. Jego szklane oczy spojrzały na mordercę, który wciąż nosił maskę - Jeongguk, on to zrobił! - wrzasnął przeraźliwie Park zanosząc się jeszcze głośniejszym płaczem - On zabił mego przyjaciela! – krzyczał wskazując na głównego sługę swego ukochanego - Przestań! Przestań rujnować moje życie! - wykrzyknął do Taehyunga zdzierając gardło - Odebrałeś mi go! Zabiłeś go! – zapłakał przeraźliwie - Kto będzie następny?! Jeongguka też zabijesz?!  - krzyknął.

- Jimin, spokojnie – szepnął Jeongguk chwytając Parka za dłoń – Nie wiń go - powiedział spoglądając na niego z powagą - To nie on - odparł - Rozumiem, że cierpisz, lecz nie obwiniaj ludzi, którzy chronią twego życia miarą swego  – rzekł, a Park zapłakał jeszcze głośniej. Jeon mocno przytulił do siebie Parka. Zdawał sobie sprawę z czym zmaga się jego ukochany

– Ciii... Powinieneś się uspokoić. Zabiorę cię do komnaty i każę przygotować kąpiel - powiedział Jeon lecz Park pokręcił jedynie głową
- Rozumiem, że cierpisz lecz nie możesz rzucać takich oskarżeń. Ręczę za Taehyunga - wyszeptał Jeon wprost do ucha jasnowłosego. Lecz Park go nie słuchał. Nie słyszał żadnego ze słów wypowiadanych przez Jeona. W tamtym momencie nie rozumiał ich, gdyż to nie to było teraz ważne. Najważniejsza była połyskująca rękojeść, która wystawała zza pasa Jeona - to było teraz jego celem. Park bez wahania chwycił za złotą rękojeść i zdecydowanym ruchem wysunął zza pasa swego ukochanego miecz. Wyrwał się z objęć Jeona popychając go na przeciwległą ścianę i zbliżył się do Taehyunga przystawiając mu ostrze do gardła. Plecy Taehyunga obiły się o ścianę, a jego oczy spojrzały na Parka.

- I co teraz? Może to ja zabiję ciebie! Myślisz, że nie mam na tyle odwagi! - wrzasnął i dotknął ostrzem szyi ciemnowłosego. Pierwsze kropelki szkarłatnej  cieczy niczym wiosenny deszcz spłynęły po skórze Taehyunga, a ciche syknięcie opuściło jego usta.

- Zdecydowanie masz, książę - wyszeptał mu wprost do ucha, podkreślając ostatnie słowo, którym go określił – Myślałeś, że się nie dowiem kim jesteś, wschodnia suko? – wycedził przez zęby uśmiechając mu się prosto w twarz - Będziesz kolejnym, który skona w tym zamku - wyszeptał.

Jeon podniósł się z ziemi dotykając dłonią swej potylicy, z której sączyła się niewielka stróżka krwi. Czuł lekki ból, który został uśmieżony przez powagę sytuacji, której był świadkiem.

- Zamilcz! Zabiję cię! - krzyknął Park, a jego ciało zadrżało. Nie potrafił opanować emocji. Nie potrafił opanować siebie. Jego serce biło szybko, a on pierwszy raz był gotów zabić.

- Jimin! Odłóż to! - krzyknął Jeon i szarpnął  jasnowłosego za ramię odciągając go od swego sługi.

- Oszalałeś?! - wrzasnął, a jego usta drżały z czystej furii. Wytrącił miecz z dłoni Parka i zamachnął się uderzając go w policzek. Jasnowłosy odchylił się lekko i jęknął z bólu. Łzy mimowolnie stanęły w jego oczach, lecz nie były one spowodowane cierpieniem. Ich przyczyną była świadomość, że Jeon podniósł na niego rękę. To zabolało go najbardziej. Poczuł się osamotniony i nierozumiany. Ciało jego przyjaciela wciąż leżało na podłodze. Zapłakał jeszcze głośniej czując rosnącą presję i złość.

- J-Jeongguk - wyszeptał próbując złapać Jeona za dłoń, lecz ten go odtrącił.

- Straż! Odprowadzić go do komnaty! - rozkazał, a Park spojrzał na niego z bólem w oczach. Lecz straszy nie obdarzył go spojrzeniem. Nie patrzył na niego.

Dwaj strażnicy stanęli w progu komnaty czekając na dalsze rozkazy.

- Zabrać go! - rozkazał Jeongguk, a mężczyźni przytaknęli po czym chwycili Parka za ramiona odprowadzając go do książęcej komnaty. Został wepchnięty do środka, jak psa. Padł na podłogę, a drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Zapłakał głośno kładąc się na podłogę. Ból rozrywał jego serce, a głośny szloch odebrał mu oddech.

Czuł się winny śmierci swego przyjaciela, gdyż ten człowiek przybył tutaj za nim wierząc, że on wciąż żyje. Jego wiara tliła się we wnętrzu tego mężczyzny, lecz zgasła wraz z jego ostatnim tchnieniem. Umarła tak, jak on, gdyż nikt prócz niego nie wierzył.

Emocje zaczęły się w nim zbierać nie mogąc znaleźć ujścia. Znów poczuł się nierozumiany i osamotniony. Dłonie niesprawiedliwości zacisnęły się na jego szyi uświadamiając mu, jak żałosny jest. Pętla samotności ozdobiła jego szyję, a piekący policzek tylko udowadniał mu, że został porzucony. Gdzie deklaracje?! Gdzie były teraz uczucia, które wyznawał mu Jeon. Czyż ulotniły się ot tak?

Siedział na marmurowym podłożu szlochając głośno. Jego ciało drżało, a dłonie zaciskały się na jego burgundowej szacie.

Czyż nie powinien być martwy? Może powinien był pogodzić się z przeznaczeniem i zginąć z godnością, lecz czy była wtedy mowa o godności?
Godność, jak i szansa na szczęśliwe życie została odebrana mu w dniu jego narodzin, gdy ogłoszono, że królowa powiła następcę tronu wschodniego królestwa. Przychodząc na świat w murach zamku został skazany na cierpienie i walkę o przetrwanie. Uczono go zabijać, by następnie to on zabił wroga, którego obdarzył szalonym uczuciem. Zdał sobie sprawę, jak beznadziejny był.

Miał ochotę umrzeć, lecz nie był w stanie odebrać sobie życia. Miłość do Jeona trzymała go tutaj każąc trwać mu w tym cierpieniu. Uświadomoił sobie, że nawet jeśli Jeon przestanie go kochać to i tak nie będzie potrafił odejść. Pragnął widywać go codziennie nawet jeśli nie ujrzy w oczach ukochanego miłości. Chciał mieć nadzieję na to, że on znów dotknie swymi dłońmi jego ciała, że ponownie utuli go do snu.

Nigdy nie mógł zadecydować o sobie był jedynie pionkiem w tej grze, który miał dużą wartość, lecz to nie on się przesuwał się po planszy swych wyborów.

Wszystko poszło nie tak, a on był teraz w klatce uczuć, z której nie chciał wychodzić. Był gotów płacić dla Jeona swym ciałem by tylko czuć jego bliskość i obecność. Jego miłość była tak silna, że dotknęła dna skrajności.

Znów przyłapał się na tych cholernych myślach, które wyjadały go od środka nie szczędząc mu ni kawałka nadziei. Zresztą nawet i ona powoli zanikała będąc przyćmiona kolejnymi łzami porażki. Nie wiedział, w którą stronę ma podążać. Zdawało mu się, że wszystkie ścieżki prowadzą do zguby i miał rację.

Chciał być z Jeonem, lecz teraz widział, jak trudne może to być. Kochali się lecz mimo wszystko pozastawali poróżnieni przez swe pochodzenie i status. Jimin to czuł. Kolejny raz nienawidził siebie za miłość do wroga, która od tak nim zawładnęła. Znów winił się za to, że poddał się swemu sercu, które tak mocno kochało Jeona.

Uciekł przeznaczeniu zbaczając ze ścieżki, która tak naprawdę była początkiem prawdziwego piekła. Lecz mimo wszystko chciał nią iść - dla niego.

Drzwi komnaty otworzyły się, a głośne uderzania obuwia o podłogę wyrwało Parka z przemyśleń. Zamarł na moment.

Jeon obdarzył go zimnym spojrzeniem, które już po chwili zastąpiło zmartwienie na widok łez młodszego. Byli tak bezbronni wobec siebie, że nie potrafili się skrzywdzić, chociaż czasami o tym marzyli.

Park odwrócił od niego wzrok, lecz Jeon ukląkł przy nim i chwycił jego podbródek unosząc go ku górze.

- Jak śmiesz!? - krzyknął, a Park zadrżał ze strachu
- Co się z Tobą dzieje? - rzekł nieco ciszej widząc lęk w oczach młodszego.

- A ty? Jak śmiesz?! - wrzasnął nagle Park wstając  - Jak śmiałeś mnie uderzyć, gdy co raz powtarzasz jak bardzo mnie kochasz!? Że wybaczysz mi wszystko i.. - wyszeptał, a głośny płacz odebrał mu mowę.

- I?! Chcesz teraz robić wszystko na co masz ochotę oczekując przebaczenia!? - wrzasnął Jeon I podszedł do niego, a Park cofnął się dotykając plecami ściany - Wybaczyłem ci, gdy kolejny raz przytknąłeś mi nóż do gardła, ale tym razem... tym razem to nie byłem ja! - krzyknął, a Park przymknął oczy chcąc pohamować swe łzy - Jak mogłeś posunąć się aż tak daleko?! To mój przyjaciel chciałeś go zabić!? A gdybyś coś mu zrobił to potem zabili by ciebie! - wrzasnął.

- Wiem kto zabił mega przyjaciela - wyszeptał Park
- Wiem i jestem tego pewien - wycedził przez zęby Park.

Otworzył oczy napotykając na sobie spojrzenie Jeona - Nie oskarżyłbym go, gdybym nie miał pewności. To on to zrobił, gdyż wszystko dzieje się za twoimi plecami! To od początku był on! Próbował mnie zabić już dwa razy, a ty?! A ty nawet mnie nie słuchasz! Gdy w końcu wyznałem prawdę... dostałem w twarz! Właśnie dlatego byłem w tym sam, gdyż ukrywałem wiedziałem, że nie będziesz w stanie mi uwierzyć! - wrzasnął - A w noc, gdy zabrałeś mnie na polowanie pocałował cię, dotykał patrząc mi w oczy! - zapłakał - On jest nieobliczalny! - dodał Park.

- Jimin, to niedorzeczne co mówisz. Jak mogę w to wierzyć? Jesteś zazdrosny? Nie rozumiem. Poświęcam ci każdą chwilę. Co jest powodem tych oskarżeń? - zaczął Jeon - Taehyung to mój przyjaciel. Był ze mną zawsze. Wiele mu zawdzięczam więc dlaczego z twych ust wypływają takie rzeczy!? - krzyknął.

- A ja?! Kim ja dla ciebie jestem?! Gdyż teraz poczułem się, jak twój wróg!  - wrzasnął - Ile jeszcze się wydarzy złego aż w końcu zrozumiesz?! Ile razy będę musiał skrywać ból i walczyć z samym sobą byś to zrozumiał! - krzyknął - Ile?! - wrzasnął mu prosto w twarz - Odpowiedz! - wykrzyknął i uderzył pięściami w klatkę piersiową ciemnowłosego - Odpowiedz! - krzyknął.

- Zamilcz! - wrzasnął Jeon i uniósł swą dłoń, lecz uderzył nią o ścianę, oddychając szybko. Spojrzał na Parka, który stał skulony odwracając swą twarz w przeciwnym kierunku jakby bał się kolejnego uderzania.

- Jestem do cholery księciem! - wrzasnął - Masz czelność na mnie krzyczeć! Zapominasz się! - rzekł.

- A ja jedynie nędznym nałożnikiem, który płaci ci swym ciałem, czyż nie tak mnie postrzegasz? - wyszeptał Park spoglądając w końcu na Jeona - Tym dla ciebie jestem i od początku byłem - rzekł kiwając głową, a płacz znów odebrał mu mowę.

- Nie mogę robić dla ciebie wyjątków ze względu na nasze uczucia - rzekł.

- Obawiam się, że nie ma między nami żadnych uczuć. Zależy Ci tylko na moim ciele! Prawda?! Tego Chciałeś od początku?! - wrzasnął - Więc dobrze, weź je! Weź do cholery bo ja tego chcę! Kocham cię i to jedyny sposób by cię zatrzymać! - krzyknął - Jedyny sposób byś był przy mnie tak jak obiecałeś! - wyszeptał.

- Jimin, nigdy tak nie było! - krzyknął Jeon, a Park spojrzał wnikliwie w jego ciemne, jak onyks oczy - Nigdy nie chodziło o Twoje ciało! Kocham cię, rozumiesz?! Zjawiłeś się w moim życiu niczym dar od Boga! Pojawiłeś się, jak słońce w szary dzień. Nadałeś memu życiu sens - powiedział i przytulił go mocno pomimo tego, że Park szarpał się próbując uciec od jego dotyku.

- Nie kłam! Łżesz! - zapłakał Park.

- Nigdy nie kłamałem w temacie mych uczuć do ciebie - wyszeptał Jeon patrząc jasnowłosemu w oczy.

Dźwięk pukanie odbił się od grubych ścian zwracając uwagę kochanków.

- Wejść! - rozkazał Jeon.

- Panie - rzekł mężczyzna odziany w ażurową szatę. Skłonił się przed Jeonem, a następnie spojrzał w jego oczy  - Król wzywa cię do siebie - rzekł - Wspominał, że to pilne - dodał.

- Zaraz przyjdę - odparł Jeon i odprawił doradcę króla, który chwilę później zniknął za drzwiami komnaty, zostawiając ich samych.

Niezręczna cisza zapanowała między dwojgiem kochanków. Park stał ze spuszczoną głową nie wiedząc czy się odezwać. Jego łzy wciąż spływały po jego rumianych policzkach, kończąc swą wyprawę za kołnierzem jego burgundowej szaty.

- Chciałbym ci wierzyć najdroższy - wyszeptał nagle Jeon przerywając milczenie - Lecz Taehyung jest mi równie bliski, a to słowo przeciwko słowu. Odseparuję was od siebie, jeśli nie chcesz się z nim widywać. Gdyż tylko tyle jestem w stanie zrobić. Postaraj się mnie zrozumieć, Jiminie - dodał i pocałował jego czoło. Ten gest był na tyle subtelny i czuły, że serce Parka na nowo oszalało. Tak bardzo nie chciał go stracić i pomimo bólu, jak i cierpienia był w stanie walczyć o niego za wszelką cenę.

- Idę teraz do ojca, wypocznij nim wrócę - rzekł na odchodne, a następnie zniknął za drzwiami komnaty kierując się w stronę sali tronowej.

- Wzywałeś mnie ojcze - rzekł Jeon wchodząc do środka - A więc jestem - dodał stając przed obliczem swego ojca, jak i najwyższego władcy zachodu.

- Mam tylko Ciebie synu - zaczął władca zachodu
- Nie masz brata, gdyż chciałem uniknąć bratobójstwa, gdy walczylibyście o tron. Lecz ty mimo to chcesz zaprzepaścić swą szansę na połączenie dwóch największych mocarstw - rzekł zaciskając swą dłoń na podparciu tronu - Napominam cię ponownie! Nawołuję byś się otrząsnął! - krzyknął, a Jeon milczał - Kazałem Ci przekazać po moim wyjeździe, że odwiedzam władcę Południa - kontynuował władca. - Przynoszę zatem wieści. Księżniczka oczekuje cię na swoim dworze, więc pojedziesz tam nazajutrz, by towarzyszyć jej przez najbliższy tydzień, jak i w sam dzień jej urodzin. Jest to doskonały moment byście omówili sprawy waszego małżeństwa. Musicie się poznać, gdyż was ślub to tylko kwestia czasu - rzekł władca spoglądając na swego syna, który westchnął jedynie.

- Zatem, dobrze - odparł Jeongguk bez chwili zastanowienia.

- Jeongguk - rzekł król, gdy następca tronu kierował się do drzwi. Jeongguk odwrócił się i spojrzał pytająco na swego ojca.

- Słyszałem, że zamordowano jakiegoś skazańca, którego ówcześnie kazałeś ocalić. Bawisz się w wybawiciela wrogów narodu?! – rzekł z pretensją spoglądając na swego syna – Zresztą nie chcę już słuchać twych wyjaśnień. Wolę się w to nie mieszać. Jesteś na tyle odpowiedzialnym władcą, że sam powinieneś to dokończyć, tak samo jak relację z tą dziwką, która wciąż panoszy się po dworze! - krzyknął - Masz to zakończyć do swego ślubu, jeśli tego nie zrobisz każę wykonać  egzekucję poprzedzoną kastracją i biczowaniem, więc lepiej wykonaj mój rozkaz póki nie jest za późno - rzekł.

- Jeśli uważasz, że jestem na tyle dorosłym władcą to pozwól mi decydować o sobie. Jutro według twego rozkazu pojadę na Południe, a teraz muszę wrócić do komnaty, by oznajmić to mojemu ukochanemu - odpowiedział i po postu wyszedł.

Król spojrzał na niego z rosnącą złością, która aż wylewała się z jego ciemnych oczu. Jego dłonie zacisnęły się na poręczy tronu, a dolna warga zadrżała będąc swoistą przyczyną czystej irytacji, która zawitała w jego wnętrzu.

- Jiminie – rzekł Jeon wchodząc do komnaty, a jego usta otworzyły się nieco szerzej na widok jasnowłosego.

Park stał przed nim całkowicie nagi, spopoglądając mu bezwstydnie w oczy.

Śledził uważnie każdy ruch starszego, zagryzając przy tym dolną wargę, która błyszczała nieco ozdobiona nieznaczną warstwą śliny. Jego oczy choć z  widoczną odwagą wpatrywały się w Jeona to pewność siebie już dawno uleciała z wnętrza jasnowłosego, gdyż on sam nie wiedział czego chciał. Jego umysł starał się udowodnić mu, że Jeon kłamie, lecz serce pragnęło, by dłonie starszego ponownie zacisnęły się na jego talii, by usta kolejny raz wyznaczały grzeszną ścieżkę wzdłuż jego ciała.

- Słyszałem wszystko – rzekł po chwili Park – Z balkonu doskonale słychać każde słowo dochodzące z Sali tronowej - westchnął jasnowłosy.

-  W takim razie już wiesz – rzekł Jeon – A po co to? – zapytał podchodząc do młodszego i spojrzał na jego twarz starając się nie spuścić wzroku na idealne ciało młodszego  – Chcesz mnie ukarać? – zapytał Jeon i położył dłoń na jego policzku.

- Boli? – zapytał patrząc prosto w oczy Jimina, a Park lgnął do jego dotyku. Wciąż był ufny, jak pies, który został zbity za nieposłuszeństwo, lecz mimo to wciąż był wierny... Chciał być, gdyż cholernie kochał Jeona.

- Czy to ważne? – zapytał po chwili Park – Jeśli chcesz ukaraj mnie kolejny raz. Przyjmę to ze skruchą bo tylko to mi pozostało. Jestem więźniem we własnych uczuciach – zaśmiał się przez łzy spuszczając głowę w dół, lecz Jeon chwycił go za podbródek zmuszając go, by ponownie na niego spojrzał.

- Jiminie, to ty mnie teraz karasz stojąc przede mną nago. Oczekujesz czegoś? – zapytał - Powiedz czego pragniesz, a dam ci to - dodał Jeon.

- Oczekuję tego być rzucił mnie na łoże i pokazał mi, że jeszcze w jakiś sposób ci na mnie zależy – rzekł Park.

- Wynagrodzę ci to – szepnął patrząc w jego oczy.

- Nie, to ja chcę ci pokazać co możesz stracić – odparł Park patrząc bezwstydnie w oczy Jeona i zjechał dłonią na swe krocze - Chcę ci udowodnić, że to ja cię posiadam, a nie ty mnie - szepnął.

- Jiminie – wyszeptał Jeon - Jesteś niczym grzech, piękny i kuszący - dodał i ujął dłoń młodszego, a następnie uniósł ją na wysokość swych ust by złożyć na niej pocałunek.

- Pokaż, że mnie pożądasz i że wciąż jestem twój - wyszeptał Park układając dłonie na policzkach starszego. Jasnowłosy potrzebował kolejnej deklaracji. Pragnął słyszeć słowa nasączone miłością i czyny, przez które przemawiało pożądanie. Nie chciał już dłużej wątpić. Pragnął by Jeon raz na zawsze pokazał mu jak bardzo go kocha.

Jeon bez zastanowienia pchnął Parka na łoże. Jasnowłosy jęknął czując, jak ciało starszego przylega do jego, a usta zaczynają wyznaczać ścieżki wzdłuż jego szyi.

- A co jak teraz powiem ci, że straciłem ochotę – wyszeptał mu w usta Park.

- Czyli chcesz mnie jeszcze bardziej ukarać? Bym umierał z utęsknienia? – zapytał.

- Nie – odparł Park – Chcę cię zatrzymać – szepnął – Chcę byś pragnął tylko mnie - dodał - Chcę byś mnie kochał mocno i bez opamiętania - wyszeptał, a Jeon ścisnął jego udo.

- Więc będzie, jak pragniesz - odparł Jeon.

Park chciał by Jeongguk z utęsknieniem wyczekiwał powrotu do niego nim zdąży odjechać. Pragnął zawładnąć jego myślami i sprawić by zatęsknił.
Bał się, że jego uczucia nie są szczerze. Przerażało go to, że on sam zadurzył się w Jeonie.

Zamknął oczy wsłuchując się w oddech Jeona, który już trzeci raz dzisiejszego dnia złączył ich ciała w tym lubieżnym akcie.

Park był w rozterce. Co chwila doszukiwał się we wszystkim szczegółów, które mogłyby wskazywać na coś nurtującego.

– Pragnę tylko Ciebie, lecz wiesz, że muszę jechać, lecz gdy wrócę będę cały twój – rzekł Jeon.

- Twój ojciec pragnie mnie zabić - szepnął Park spuszczając wzrok.

- Nie pozwolę na to - odparł.

- Jeongguk, wystarczająco zbaczamy ze ścieżki przeznaczenia. Czas już to zakończyć. Ja powinienem być martwy, a ty musisz poślubić księżniczkę z Południa. Takie są nasze losy. To od początku miało tak być. Jeden z nas miał skonać by drugi mógł żyć. To pomyłka... Nie powinno mnie tutaj być... Nie powinniśmy - zaczął, a Jeon uciszył go swymi ustami.

- My ustanowiliśmy nowe przeznaczenie.
Jimin, tylko Ciebie chcę, zrozum. Ja już nie umiem bez ciebie żyć... - wyszeptał Jeon.

- Jeongguk, nie powinniśmy pozwolić temu uczuciu się narodzić! Nie pozwólmy mu przetrwać! Nie możemy! - krzyknął kolejny raz walcząc ze sobą.

Był już tym zmęczony. Ciągła niepewność i chęć ucieczki z klatki tych cholernych uczuć sprawiała, że tracił kontrolę.

- Zaprzeczasz samemu sobie. Widzę, że mnie potrzebujesz, widzę, jak twe ciało drży, gdy jestem blisko. Nie powstrzymuj tego. Nie oszukasz miłości. Już za późno by się zawrócić - wyszeptał Jeon - Nie obchodzi mnie co się stanie. Chcę jedynie być przy tobie - dodał.

- Nie, to wszystko… - zaczął Park - To nie powinno zajść tak daleko. Oszukałem przeznaczenie – wyszeptał.

- Dlaczego zawsze mówisz o tym, gdy skończymy się kochać? - zapytał ciemnowłosy spojrzał mu głęboko w oczy.

- Bo czuję się źle z tym, że sypiam z Tobą, a jeszcze gorzej mi z tym, że ja sam tego chcę. Okłamuję sam siebie. Moje serce pragnie cię i kocha szalenie, lecz rozum podpowiada bym się opamiętał. Mam dość tej ciągłej ucieczki – wyszeptał - Jeongguk, ja dopiero się tego uczę. Tej miłości i posłuszeństwa lecz chcę byś wiedział, że nigdy bym cię nie okłamał – odparł – Ja już tak nie mogę – wyszeptał, a Jeon otarł jego łzy.

- Nie płacz już - powiedział.

- Ja w jeden dzień straciłem ciebie i Seokjina - zapłakał.

- Jiminie, spójrz na mnie - wyszeptał Jeon, a Park posłusznie uniósł swój wzrok spoglądając na niego - Nie straciłeś mnie i nie stracisz. Nigdy, zawsze podążę za tobą, lecz postaraj się mnie zrozumieć. Mi też jest ciężko słysząc oskarżenia, które padły z ust mego ukochanego by oskarżyć drugą najbliższą mi osobę - wyszeptał - Spróbuj mnie zrozumieć, najdroższy. Ja naprawdę nie wiem co mam myśleć - dodał.

- J-Jeongguk - zapłakał, wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem - J-Ja nie chcę cię stracić - wyszeptał.

Obydwaj byli w rozterce, stojąc nad przepaścią, do której mieli za chwilę wpaść wraz z Taehyungem, który również był pogrążony w cierpieniu.

- Nie roń już łez - wyszeptał - Jestem następcą tronu nie mogę robić nic pochopnie  - rzekł - Zabiorę Taehyunga ze sobą. Nie martw się o to. Porozmawiam z nim. Chcę żebyś wiedział, że to nie tak, że ci nie wierzę, lecz twe podejrzenia mogą być błędne. Zostawię cię z najlepszą służbą. Nie martw się. Ten tydzień minie szybko - dodał.

- Będziesz z nią spał? – zapytał nagle Park przypominając sobie co jest przyczyną wyjazdu jego ukochanego.

- Oczywiście, że nie – odparł Jeon gładząc młodszego po policzku - Tylko twego ciała pożądam - wyszeptał i nachylił się by pocałować jego szyję, a następnie złożyć na niej podpis w postaci krwistej malinki. Park jęknął i przyciągnął Jeona za szyję domagając się więcej pieszczot.

- Znów ci się poddałem - szepnął Park czując dłonie starszego na swojej tali - Nie umiem być nieugięty, gdy jesteś tak blisko - dodał - Zbyt bardzo pragnę twej miłości - rzekł.

- A ja kocham cię zbyt mocno, by cię skarcić, Jiminie - odparł Jeon - Nie potrafię być przy tobie stanowczy - rzekł gładząc jego policzek.

Ranek nastał szybko, dla nich zbyt szybko. Ich ciała wtulone w siebie cieszyły się swą bliskością, nie widząc, że słońce już wzeszło.

Służba przygotowywała dwa konie, którymi Jeon wraz z Taehyungem mieli odbyć swą podróż.

- Jeongguk – wyszeptał Park podnosząc się na łokciach – Chciałeś wyjechać bez pożegnania? – zapytał spoglądając na Jeona, który zapinał swą haftowaną koszulę.

- Czyż nie pożegnaliśmy się już wystarczająco dzisiejszej nocy? – zapytał Jeon uśmiechając się w stronę Parka.

- Ale wciąż mi mało – szepnął Jimin wyciągając dłoń w kierunku przyszłego władcy zachodu, a Jeon ujął ją, całując jej wierzch – Wrócę niebawem. Nie martw się o nic - dodał.

- Uważaj na siebie – rzekł Park.

- Ty też, Jiminie. Proszę byś nie wychodził z komnaty. Służba przyniesie ci wszystko na co będziesz miał ochotę. Nie mam pewności czy nikt w pałacu nie czyha na twe życie.

- Jedyna osoba, która jest w stanie mnie zabić jedzie z tobą, najdroższy – rzekł Park spoglądając w oczy Jeona, a książę jedynie westchnął.

Jeon był zagubiony w tym wszystkim. Było to słowo przeciwko słowu. Oskarżenia ukochanego były dla niego niedorzeczne, lecz wiedział, że Park nie byłby w stanie go okłamać. Miał taką nadzieję. Jasnowłosy miał zaledwie siedemnaście lat i mogło mu się wydawać. Był młody. Jeon nie raz był świadkiem jego skrajnych zachować, które były przyczyną głębokich zaburzeń spowodowanych przez jego ojca, jak i trudne dzieciństwo jasnowłosego. Jeongguk słyszał opowieści na temat tego, jak Park był traktowany i z każdą kolejną myślą przekonywał sam siebie o tym, że to może być kolejna intryga jasnowłosego wynikająca z jego lęków. Lecz mimo wszystko kochał go nad życie. Jego miłość do Parka była naprawdę silna. Napędzało ją pożądanie i bezwarunkowość, która była utkwiona w ich przeznaczeniu.

- Dbaj o siebie i nie omijaj posiłków – powiedział Jeongguk i spojrzał z uczuciem na swego ukochanego, a następnie opuścił komnatę.

Lecz nie wiedział, że widzi swego ukochanego po raz ostatni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro