Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• twenty-seven •°

Nadzieja umiera ostatnia, a wiara w nią tli się aż do ostatniego tchu, do momentu aż uleci z nas życie.

A miłość? - Miłość trwa wiecznie. Jest bezkresna i nieposkromiona, przekreśla ramy czasowe, będąc nieprzewidywalną i nie znającą granic.

Park spoglądał na widok, który rozpościerał się za wielkim oknem, wychodzącym wprost na dziedziniec. Jego drobne dłonie zaciskały się na burgundowej szacie, która zdobiła jego ciało.

Próba powstrzymania łez była coraz trudniejszą zważywszy na to, że jego oczy dostrzegły, jak Jeon dosiada swego konia, by za chwilę przekroczyć bramę królestwa. Wiedział, że za chwilę odejdzie w towarzystwie tej parszywej bestii, która podawała się za wiernego sługę, ukrywszy swe prawdziwe oblicze pod maską prawego człowieka.

Serce Parka biło nad wyraz szybko, a oczy rozglądały się nerwowo. Czuł rosnącą presję i niezdecydowanie, które potęgowało jego stres.

Momentalnie zaschło mu w gardle, gdy do jego myśli ponownie powrócił senny miraż, który budził w nim lęk.

Pamiętał każdy obraz ze swego snu, z którego wybudził się jedynie chwilę temu. Wszystko wyglądało zbyt realnie. Drżał ze strachu, nie mogąc uspokoić rozszalałego serca, które wyrywało się z piersi uparcie chcąc biec do Jeona.

Zapadł w niewinny sen, gdy tylko Jeongguk opuścił komnatę. Chciał ułatwić mu wyjazd, chciał jedynie pozwolić mu spokojnie wyjechać, nie wadząc i nie utrudniając tego jeszcze bardziej. Lecz krwawe scenerie wtargnęły do jego umysłu ukazując mu bezczeszczące obrazy. Ułudne urojenie wykształciło się w jego głowie, ciążąc na nim.  

Ten obraz stał mu przed oczami.
Krew była wszędzie, a Jeon topił się w niej wołając jego imię, imię, które na tej ziemi wymawiał tylko on.

Nie chciał go puszczać. Nie mógł pozwolić mu odjechać, gdyż czuł rosnący niepokój, który władnął jego emocjami.

Szpony tęsknoty dopadły go ściskając bezlitośnie jego młodzieńcze serce, a łzy mimowolnie pokryły jego rumiane policzki.

Sen katował go swym szkaradnym i nad wyraz przerażającym obrazem śmierci ukochanego. Była to przestroga. Ktoś czuwał nad nimi chcąc ostrzec ich przed obliczem starszego losu.

Taehyung siedział na swym koniu spoglądając ukradkiem na Jeona, który poprawiał siodło.

Nienawiści aż wylewała się z jego wnętrza, przemieniając się w krew niewinnego, która spoczywała na jego dłoniach. Plamił je krwią codziennie, wyobrażając sobie, jak odbiera życie swemu wrogowi, uskuteczniają swoje marzenie.

Każdego dnia oczami wyobraźni skazywał na śmierć tego wschodniego psa, którego tak obsesyjnie nienawidził. Bezbrzeżna złość wyciekała z jego wnętrza w postaci słonych kropli, które ronił każdej nocy, patrząc w rozgwieżdżone niebo.

Wstając dziś rano wiedział, że ta wschodnia suka otworzyła swe oczy po raz ostatni.

Zawiść przejęła jego umysł dyrygując naiwnym sercem, a poczucie niesprawiedliwości stało za jego plecami, szepcząc mu do ucha, że to jedyne rozwiązanie. Odwrócił się od dobra kierując się ku bram spustoszenia i ciągnąc za sobą dwójkę kochanków, którzy już dawno zboczyli ze ścieżki, lecz każda z nich wiodła tam samo - do zguby.

Miał tak wiele pytań, na które tak bardzo chciał poznać odpowiedź.

Ile kosztował jego idealny świat?

Ile jeszcze musiał cierpieć i walczyć z samym sobą by osiągnąć zamierzony cel?

To cholernie bolało. Czuł, jak zawiść wyżyna się pod jego skórę, paląc go od środka. Dławił się własnymi łzami i dusił się nie mając swego tlenu. Gdyż powiadali, że każdy żyje dla kogoś, lecz on nie miał dla kogo żyć. Potrzebował Jeona by istnieć, by znać swoją wartość. Świadomość i nadzieja utrzymywały go przy życiu. Kochał go ponad wszystko. Był gotów dla niego umrzeć, jak i zabić i chciał tego. Dążył po trupach do swego celu.

Gdyż mówiono, że miłość dawała szczęście, że jest piękna, lecz jemu przyniosła jedynie cierpienie i dotkliwy ból.

Miłość była ślepa, a szaleństwo wiodło ją za rękę.

Wiedział, że jeśli zabije Jimina będzie bliżej swego Pana. Był pewien, że wszystko wróci do normy. Czekał z upragnieniem na chwilę, gdy Jeon pogrążony w żałobie wypłacze się na jego ramieniu, a on da mu znamienite pociesznie.

Pragnienie miłości niszczyło jego wnętrze tworząc z niego bestię, która wiedziona przez nienawiść i zazdrość niszczyła wszystko co stanęło jej na drodze. Już dawno stracił siebie. Sprzedał duszę diabłu, by podążyć ścieżką zdradziectwa i zawiści.

Często płakał zaszywając się w swej komnacie i szeptał sam do siebie, że brzydzi się swym obliczem, że nienawidzi swych dłoni, które barwiły się krwią, że nie chce już tak. Lecz wtedy zawsze płacz ustępował nienawiści i chorobliwej zazdrości. Gdyż każdego wieczoru słyszał jęki Parka i ich wyznania miłości, kiedy znów łączyli się w tym cholernym akcie. Nie mógł tego znieść. To tak cholernie bolało.

Nienawidził tego jakim się stał, lecz jednocześnie pragnął w to brnąć. Codziennie cierpiał patrząc jak jego dusza czernieje, jak znika wraz z człowieczeństwem i skrupułami. On był z Jeonem jedynie w snach.

Kilka razy wyśnił ich zbliżenie. Czuł jego dłonie na swoim ciele. Czułe pocałunki, które pieściły jego szyję, lecz później zawsze nastawał poranek, a z nim powracała bolesna rzeczywistość, której również nienawidził.

Pamiętał ten jedyny wieczór, w którym na oczach Parka dotykał Jeona. Lecz, gdy tamten pobiegł zapłakany, opuścił swe dłonie z jego ciała wiedząc, że nie posunie się do tego by dotknąć ukochanego w ten sposób bez jego zgody. Nie chciał tego.

Nie chciał czynić tego wiedząc, że Jeon nie jest świadom. Pragnął by to on rzucił go na łoże i kochał nim słońce wzejdzie. Wiedział, że musi zaczekać jeszcze chwilę by w końcu z nim być.

- Jeongguk! Zaczekaj! - krzyknął Park, stojąc bosy naprzeciw wielkiej bramy.

Jeon spojrzał za siebie przez lewe ramię, a jego serce zabiło szybciej widząc za sobą zapłakanego Parka. Błagalne spojrzenie młodszego spoczywało na księciu, który od razu zatrzymał swego konia. Park czuł potworny uścisk w piersi. Dławił się łzami widząc, jak most podnosi się zasłaniając mu oblicze ukochanego.

Był zastraszany przez całe swoje życie. Łatwowierność była jego cechą dominującą, a nadzieja wciąż tliła się w jego sercu, wypełniając je dogłębnie zgubną nadzieją na to, iż Jeon zostanie przy nim na zawsze. Nie mógł dopuścić do siebie bolesnej prawdy. Nie chciał urzeczywistnić myśli, które jasno mówiły, że Jeon stanie się królem, że mimo tego, że żyje to on zwyciężył ich walkę.

Park przegrał w tym pojedynku, a Jeon jako zwycięzca poślubi księżniczkę. Cząstka jego wciąż definiowała Jeongguka jako wroga. Były chwilę, w których wracały te przeklęte myśli. Pomimo, że kochał go nad życie, porównywał się do niego jak do swego przeciwnika. To było silniejsze od niego. Wpojono mu to, a on nie potrafił się tego wyzbyć.

Nie radził sobie i sam dobrze o tym wiedział. Potrzebował przy sobie Jeona, który osłoni go fizycznie, jak i psychicznie.

Park patrzył na podnoszący się most, który coraz bardziej przysłaniał mu oblicze ukochanego. Jego bose stopy bolały, będąc drażnione przez kamieniste podłoże, na którym stał.

- Jeongguk... zaczekaj – wyszeptał szlochając.

- Stać! - krzyknął Jeon - Opuścić most! - rozkazał, a Taehyung spojrzał na ciemnowłosego zaskoczony.

- Ależ, Panie, co zamierzasz?! Musimy jechać by nie spóźnić się na uroczystość z okazji urodzin księżniczki - rzekł Taehyung chcąc powstrzymać swego władcę - Panie, co zamie - zaczął, lecz kolejny rozkaz księcia zagłuszył go.

- Stać! – wrzasnął - Muszę do niego wrócić – odparł bez zastanowienia Jeon nawet nie spoglądając na Taehyunga.  

- Opuścić most! - wrzasnął, ignorując błagalne prośby ciemnowłosego, który nerwowo zacisnął swe dłonie na rękawach swej szmaragdowej szaty.

Park stał w bramie królestwa patrząc na swego ukochanego, który próbował doszukać się z odległości czegoś w jego twarzy. Most opuścił się wedle rozkazu następcy tronu, a Jeon pociągnął swego konia za wodze zmuszając go by zawrócił. Bez namysłu pogonił zwierzę, które ruszyło w kierunku Parka.

- Jeszcze dziś będziesz martwy - wyszeptał Taehyung patrząc w stronę jasnowłosego, który spoglądał teraz jedynie na Jeona.

- Jiminie, co się stało? - zapytał Jeon zsiadając z konia, a następnie dobiegł do Parka oglądając go z każdej strony. Jego dłonie zacisnęły się na nadgarstkach młodszego, a następnie przeniosły się na rumiane policzki, by przyjrzeć się jego licu - Jesteś ranny? - dopytał go starszy jednocześnie doszukując się potencjalnych ran na jego ciele.

- Nie w tym rzecz, Jeongguk - wyszeptał Park, a łzy ponownie zwilżyły jego rumiane policzki - J-Ja po prostu boję się zostać sam - zapłakał, a Jeon pogładził jego policzek, ścierając słone krople - Zostań ze mną choć jeden dzień. Jeszcze jeden - dodał błagalnie - Choć kilka godzin - zapłakał – Bym mógł się nacieszyć, proszę – wyszeptał.

- Przecież wrócę najdroższy, nie obawiaj się. Zostawiam cię pod dobrą opieką - odparł Jeon.

- Ja już czuję ból splamiony tęsknotą - wyszeptał Park i bez namysłu wtulił się w ciało starszego - Nie puszczę cię - wyszeptał kręcąc przecząco głową - Nie puszczę! - wrzasnął, zaciskając swe dłonie na koszuli księcia.

- Jiminie, dlaczego się tak zachowujesz? - zapytał Jeon - Przecież żegnaliśmy się wczorajszej nocy.

Mi też jest ciężko zostawić cię wiedząc, że ktoś czyha na Twoje życie, lecz służba nie spuści cię z oczu - rzekł - Wyślę nawet dziewkę do twego pokoju by czuwała nad tobą w nocy - dodał.

- Jeongguk, ja miałem sen. Straszny sen - wyjąkał - Umarłeś tam! Zostawiłeś mnie! Rozumiesz?! - zapłakał - Wołałeś mnie, a ja? Ja byłem związany i patrzyłem na twą śmierć! Patrzyłem, nie mogąc nic zrobić! Po prostu patrzyłem! - zapłakał.

- Chyba w to nie wierzysz, najdroższy. To tylko twoje wyimaginowane myśli. Jesteś zdenerwowany i dlatego śnią Ci się podobne rzeczy - wyszeptał Jeon gładząc go czule po plecach - Wrócę do Ciebie cały i zdrowy, słyszysz? - przekonywał go, spoglądając mu głęboko w oczy - Najdroższy - powiedział Jeongguk, uśmiechając się przez łzy - Będzie dobrze. Zrobię wszystko byśmy byli razem - dodał i spojrzał w jego oczy, a następnie ujął jego dłoń całując jej wierzch - Cokolwiek się stanie będę z Tobą. Obiecuję - wyszeptał.

Zachowanie Parka było dla niego swoistą i niemą deklaracją jego miłości, która radowała jego serce.

- Jeongguk, nie mogę tak. Ukaraj mnie bym nie chciał tęsknić - rzekł nagle Park unosząc swe spojrzenie by napotkać ciemne jak onyks oczy władcy zachodu - Skarć mnie, jeśli tego nie uczynisz - wyszeptał - To będę umierał z tęsknoty - dodał.

- Nie zrobię tego - wyszeptał Jeon - Nie chciałbym. Podniosłem na ciebie rękę i nie chcę więcej. Nie zmuszaj mnie bym to zrobił kolejny raz - powiedział stanowczo - Bo nie wybaczę sobie tego - dodał - Nie wychodź z komnaty, tylko o to cię proszę - dodał, gdyż był przekonany że szpony śmierci nie dopadną jego ukochanego, gdy będzie skryty w jego komnacie, lecz nie wiedział, że śmierć przyjdzie do niego wydzierając z jego płuc ostatni wdech.

- Jeongguk, pocałuj mnie - szepnął Jimin, a Jeon ujął jego dłoń.

- Nie tutaj, kochany - odparł Jeon.

- Więc wróć ze mną do komnaty choć na chwilę - dodał - Kochajmy się, proszę. Potrzebuję teraz tego. Potrzebuję ciebie - wyszeptał, a Jeon ujął jego dłoń i pociągnął za sobą kierując się w stronę pałacu.

Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, a Jeon zdecydowanym ruchem ściągnął z siebie koszulę, spoglądając prosto w oczy młodszego.

Park oparł się plecami o ścianę, patrząc prowokująco w oczy Jeona, wyczekując aż starszy w końcu przybliży się do niego by wykraść z jego ust słodki pocałunek. Jeon znalazłszy się przy nim naparł na jego drobne ciało i przygryzł subtelnie płatek jego ucha.

Jeon patrzył prosto w jego oczy, by następnie wygłodniałym spojrzeniem zjechać na pulchne wargi ukochanego, które wręcz prosiły się o pocałunki. Usta Parka były niczym kwiat uraczony poranną rosą. Jak owoc z zakazanego sadu, który kusił swą apetycznością. Jeon uległ. Uległ urokowi słodkich warg, w które wpił się mocno by zasmakować je z czystą przyjemnością.

Jeon chciał uraczyć ukochanego językiem miłości i kochać bez opamiętania nim srebrzysty księżyc oświetli nocne oblicze, lecz nie mógł.

Wiedział, że czas nagli, a każda minuta spędzona w komnacie jest tą niewłaściwą. Lecz nie potrafił się oprzeć wdziękom młodszego. Pragnął go lecz przez jego pożądanie przemawiało szczere uczucie.

Chciał zatopić się w nim by stali się jednością. By byli niczym układanka, która w końcu złożyła się w spójną całość. Pragnęli siebie zbyt mocno by umieć się sobą napawać. Każda chwila była dla nich zbyt krótka. Czas płyną zbyt szybko, a obietnic było za dużo by wypełnić każdą.

Westchnięcia Parka były, jak melodia, a ciało niczym pergamin, na którym Jeon umieszczał swe nuty by skomponować ich miłosną pieśń. Żaden z nich nie wiedział, że to będzie ich ostatnia, wspólna melodia.

Cieszyli się sobą próbując jakoś zatrzymać się w czasie, który biegł nieubłagalnie i zdecydowanie za szybko. Wyrywał im z rąk najpiękniejsze chwile, których nie zdążyli złapać w swe dłonie. Porywał ich pocałunki niczym wiatr, który wkradał się w liście młodych drzew, by wyrwać je żywcem. Zatracali się nie wiedząc, że robią to ostatni raz. Nie widząc, że drugiego razu nie będzie.

Park oddychał głęboko, czekając aż dłonie Jeona zacisną się na jego talii i władczo przysuną go do siebie.

- Co ty ze mną robisz? Tracę głowę - wyszeptał Jeon, spoglądając głęboko w oczy młodszego.

I właśnie w tamtym momencie Park wykradł z ust ukochanego pocałunek nie widząc, że będzie on jednym z tych ostatnich.

- Kochaj mnie, jak gdyby był to nasz ostatni raz - wyszeptał jasnowłosy, patrząc jak Jeon zdejmuje swe spodnie. Jeon przybliżył swą twarz do twarzy Parka, a jego gorące wargi przesunęły się po jego szyi, wymuszając z ust kochanka ciche westchnięcia. Jego wargi przeniosły się na linię szczęki młodszego, wspinając się do ucha przyozdobionego długim kolczykiem.

- Kocham cię - szepnął Jeon, a jego dłonie zjechały na talię Jimina, zaciskając się na niej władczo.

- Rozbierz mnie - wyszeptał Park, patrząc ostentacyjnie w oczy starszego. Jeon spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, sięgając dłońmi do wiązania burgundowej szaty.

- Wyglądasz kusząco w tym odcieniu - szepnął Jeon i powoli rozwiązał szatę, nie zdejmując jej z ramion jasnowłosego.

Chwycił go u zgięciu kolan i uniósł do góry, by przenieść go na łoże. Park chwycił się szyi kochanka, uśmiechając się promienie.

Jeon ułożył jasnowłosego na satynowej pościeli, a następnie zawisł nad nim spoglądając z miłością i troską w jego ciemne oczy, które aż iskrzyły od pragnienia bliskości.

- Za każdym razem, gdy leżysz przede mną obnażony nie mogę powstrzymać się od zachwytu - wyszeptał Jeon i przyjechał swą dłonią wzdłuż nagiego ciała Parka, a następnie powrócił na jego policzek, by pogładzić go czule.

- Jeongguk - wyszeptał Park odwracając wzrok.
- Chcę byśmy zrobili to powoli i delikatnie - wyszeptał, a chwilę później ukrył swą zawstydzoną twarz w zagłębieniu szyi starszego.

- Będzie, jak zechcesz. Wiesz, że nigdy nie zrobię nic wbrew tobie, więc nie wstydź się mówić mi czego pragniesz - rzekł Jeon - Chcę żebyś czuł się dobrze i komfortowo - dodał.

- Chcę żeby to zbliżenie było – zaczął - Pełne uczuć i... – rzekł biorąc głęboki oddech. Jeon spoglądał na niego czekając cierpliwie aż kolejne słowa opuszczą jego usta, informując Jeongguka o jego pragnieniach - Chcę sprawić ci przyjemność – dodał po chwili Park nieco się wahając.

- Och, Jiminie - wyszeptał Jeon i uśmiechnął się czule.

- Przyjmiesz zatem me usta? – zapytał Park.

- Przyjmę wszystko co zechcesz mi dać – odparł Jeon i pogładził policzek ukochanego.

Seks wiąż był dla jasnowłosego wstydliwym, jak i dość osobliwym tematem.
Nie wiedział o nim praktycznie nic. Jedne co to na lekcji etyki, którą pobierał od swego nauczyciela w każdą niedzielę. Mówiono mu, że dochodzi do takiego zbliżenie z kobietą by przywołać na świat potomka i, że on też będzie w przyszłości musiał to zrobić. W granicach jego królestwa rzadko podejmowano temat seksu, gdyż traktowano to jako czynność służącą do reprodukcji.

Gdy był mały widział, jak jego ojciec zabawia się w królewskiej sypialni z kobietami, które jak domniemał były nałożnicami. Wtedy zrozumiał, że seks ma bardziej obszerne znaczenie i nie służy tylko po to by przywołać na świat nowe życie.

 Park nigdy nie pomyślał, że będzie robił to z mężczyzną, by przekazać tym zbliżeniem swe uczucia. Mimo, że wciąż był zdystansowany to niezaprzeczalnie napawał się tą bliskością. Były momenty, gdy nie potrafił czerpać z tego przyjemności. Jeon starał się robić wszystko by było mu jak najlepiej, lecz czasami po prostu nie wychodziło i brakowało im doświadczenia.
W pewien sposób podczas tego aktu rodziło się w nim uczucie haniebności i infamii.

To wszystko tkwiło głęboko w jego psychice. Był wyniszczony i zagubiony, a negatywne myśli wciąż powracały, gnębiąc go w najmniej oczekiwanym momencie. Lecz Jeon naprawiał go kawałek po kawałku.Łagodził rany jego przeszłości swoją miłością i obecnością, której Park tak cholernie potrzebował.

Jimin miał ciągłą potrzebę udowadniania swej wartości i ujawniało się to nawet w ich zbliżeniu.

Oczami wyobraźni widział zamglony wzrok Jeona, który odpływał do krainy błogości, będąc obezwładniony cielesną przyjemnością.
 
Wyrażanie miłości w ten sposób było dla nich czymś osobliwym i pięknym. Ich seks nigdy nie był spełnieniem potrzeb utkwionych w zwierzęcych instynktach. Był wyrazem ich uczucia i chęcią wzajemnej bliskości.
Zawsze poprzedzony czułymi słowami i namiętnymi pocałunkami.

Wzrok Parka podążał po ciele Jeona by następnie zatrzymać się na jego wpół twardej męskości. Zawstydzenie ogarnęło jego ciało objawiając się rumieńcami na jego policzkach, których barwa nie odstawała w żaden sposób od dojrzałych truskawek.

Park rozchylił niepewnie swe wagi i nachylił się nad Jeonem by subtelnie objąć ustami czubek jego męskości. Robił to powoli, nie będąc pewien swych poczynań.

- Jiminie - westchnął Jeon, a jego biodra uniosły się nieco w górę, podążając za omamiającą przyjemnością.

Mimo, iż Park nie robił tego po raz pierwszy to i tak odczuwał presję i stres, który blokował jego poczynania.

Zamknął swe oczy i zjechał ustami po całej długości członka ukochanego, sprawiając mu w ten sposób dogłębną rozkosz. Jego wargi przesuwały się po wrażliwym miejscu, rodząc owoce przyjemności, które wypływały z ust starszego. Park wierzył w szczerość tych grzesznych dźwięków, które brzmiały jak istna melodia. Dłoń Jeona momentalnie zjechała na włosy jasnowłosego, gładząc je czule.

- Już wystarczy – wyszeptał Jeon, a Park odsunął się od niego. Strużka śliny spłynęła po jego podbródku, a niewinne spojrzenie przeniosło się na twarz Jeona. Wyglądał, jak zbity pies.

- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał po chwili, spoglądając w ciemne oczy Jeongguka, a następnie odwrócił się do niego plecami chcąc ukryć swe zawstydzenie, jak i coś w rodzaju rozczarowania.

Jeongguk przybliżył się do Jimina, całując jego kark, a silne dłonie zjechały na jego plecy, gładząc je.

- Trochę to przykre - wyszeptał Park nie kryjąc swego smutku, który i tak gromadził się w jego wnętrzu, będąc spowodowany wyjazdem starszego.

- Jiminie, było mi przyjemnie, lecz mamy mało czasu. Chciałbym móc nacieszyć się Tobą przez te chwilę niż jedyny czerpać przyjemność. Chcę cię kochać - wyszeptał mu do ucha.

- Zatem zrób to - odparł Jimin, a dłonie Jeona znalazły się na jego barkach by następnie ściągnąć z niego burgundową szatę, którą pchnął na podłogę, skupiając się na swym kochanku.

Jeon chwycił Parka za dłoń i przyciągną go ku sobie.

Jego przyozdobione widocznymi żyłami dłonie zaczęły badać ciało Parka, a zaczerwienione od przygryzania usta poszły w ich ślady. Całował namiętnie jego ciało, przemierzając po nim niczym po mapie, chcąc odnaleźć każdy najmniejszy punkt. Ciało młodszego było gładkie, a mleczna skóra idealnie wyglądała z krwistymi znakami, pozostawionymi przez starszego.

Jeon powoli wsunął swój długi palec by przygotować swego kochanka do zbliżenia. Chciał zapewnić mu komfort, jak i uniknąć bólu, który często był nieodzowną częścią zbliżenia.
Jego palce delikatnie napierały na wrażliwy punkt, który zaciskał się opornie. Park jęknął czując ból, a jego oczy stały się nieco szklane poprzez nieprzyjemne uczucie, jakiego doświadczał. Jeon za każdym razem całował go, chcąc odwrócić uwagę młodszego od bólu.
 
Ciemnowłosy wnikliwie obserwował każdą reakcję Parka, która malowała się na jego licu. Przygotowania nie należały do najprzyjemniejszych, lecz nieodzownie była to konieczność. Jeon był cierpliwy. Czekał aż Park przyzwyczai się do tego uczucia nim przejdą dalej. Wciąż uczyli się swoich potrzeb, gdyż to wymagało wiele czasu. Odkrywali swoje pragnienia i przed partnerem, jak i samym sobą.

- Jeongguk – wyszeptał Park, a jego westchnięcia zakłócały jego słowa – Chcę cię już – dodał, a jego uda rozsunęły się bardziej, dając znak kochankowi, iż jest gotowy – Nie obchodzi mnie czy będzie to nieprzyjemne. Nie będę cię winić. Po prostu chcę być był blisko – wyszeptał Park, a jego dłonie wplątały się we włosy starszego.

Ponownie połączyli się w miłosnym akcie, stając się przysłowiową jednością. Patrzyli sobie w oczy, nie odwracając spojrzeń. Ich ciała były splecione, a pocałunki namiętne i długie. Łza wstępnego bólu zwilżyła policzek Parka, a jego dłonie zacisnęły się na barkach Jeona.
Jeongguk scałował błyszczącą, słonawą kropelkę, która wadziła mu na twarzy młodszego. W jego mniemaniu o wiele ładniej wyglądał bez niej.

Park z lekką trudnością oswajał swe ciało z uczuciem wypełnienia. Jeon patrzył w jego oczy, poruszając powoli swoimi biodrami, by nie zrobić krzywdy ukochanemu.

- N-Nie chcę osiągać spełnienia, wiem, że to przybliża do rozłąki – wyszeptał Park, gdy poczuł, jak nieprzyjemne uczucie przeobraża się w przyjemność – Ta chwila nas rozdzieli – dokończył. Może jego myślenia było płytkie, lecz było czystą prawdą. Wiedział, że gdy osiągnął spełnienie nastanie czas pożegnania.

- Dam ci więcej takich chwil, gdy wrócę – jęknął Jeon.

Kochał go delikatnie i czule. Nie wiedząc, że ostatni raz trzyma jego nagie ciało w swych ramionach.

Park spoglądał w oczy swego ukochanego, tonąc w ich czerni i zagłębiając się w niej aż do granic możliwości. I chciał. Chciał się w nich utopić.

Czuł lekki ból, lecz z każdym kolejnym ruchem Jeona ustawał ustępując cielesnej przyjemności.

Spełnienie nadeszło zbyt szybko, popychając dwójkę kochanków na wyżyny rozmarzenia i błogości, lecz tym samym z przykrością uświadamiając im, iż czasu zostało niewiele.

Trwali w swych objęciach, czekając aż cała rozkosz z nich uleci. Pocałunki wciąż przechodziły z ust do ust, a czuły dotyk nadal był odczuwalny.

Lecz w końcu nastała chwila rozczarowania i smutku, gdy Jeon delikatnie wysunął się z Parka, a owoc ich przyjemności ściekał po udzie młodszego.

- Jiminie - wyszeptał Jeon, a Park spojrzał na niego.

Jego oddech wciąż się uspokajał, a spojrzenie nadal było zamglone.

- Zostań mym małżonkiem – rzekł nagle Jeongguk, a Park spojrzał  głęboko w jego oczy. Niedowierzanie wymalowało się na jego twarzy, a oczy błysnęły dziwnym blaskiem. Stado motyli przemieściło się w jego podbrzuszu, powodując dziwny dreszcz.

- A-Ale? - zająkał się Park.

- To pierścionek mej matki – zaczął Jeon i zdjął go ze swego palca - Przekazała go swej wiernej służącej by potem podarować go mnie. Przyjmij go, jako dowód mej miłości - rzekł patrząc w jego ciemne oczy - Chcę być z Tobą już zawsze, gdziekolwiek zdecydujesz się iść ja podążę za Tobą – wyszeptał, całując jego dłoń

- Jeongguk – rzekł Park. Słowa nie były w stanie przejść mu przez gardło. Serce radowało się, a oczy zaszły łzami pod wpływem ukontentowania.

- Więc Jimin, czy spędzisz resztę życia u mego boku? Nie musi być idealnie ważne, że ty będziesz przy mnie - zapytał Park, a w jego ciemnych oczach również stanęły łzy - Nigdy nie pragnąłem niczego bardziej. Przekonuję się o tym z każdym kolejnym zachodem słońca, z każdym twym słowem czy dźwięcznym uśmiechem - wyszeptał.

- T-Tak - wyszeptał Park, gdyż był w stanie powiedzieć jedynie tyle. Wtulił się mocno w nagie ciało Jeona wdychając jego kojący zapach - Chcę tego pomimo wszystkich przeciwności losu. Chcę ciebie, Jeongguk - dodał i zapłakał głośno. Jego twarz była wtulona w ogołocony tors starszego. Książe ujął drobną dłoń młodszego, by wsunąć na nią pierścionek przyozdobiony akwamarynem, który symbolizował pojednanie i miłości.

- Jeongguk, dziękuję Ci. Ja w końcu czuję się spełniony i kochany. Dałeś mi nowe życie, lepszą dolę i przede wszystkim dałeś mi miłość, której pragnąłem - wyszeptał.

- To ja Ci dziękuję, najdroższy. Nadałeś mojemu życiu sensu – rzekł i ucałował jego dłoń – Czas na mnie. Podczas pobytu tam będę myślał jedynie o tobie - dodał i ucałował wierzch jego dłoni.

- Jeongguk - wyszeptał Park spoglądając na Jeona, który nakładał koszulę.

- Weź go ze sobą - rzekł, zdejmując ze swego palca pierścionek - Chcę żebyś podarował mi go po powrocie – dodał – Niech cię chroni – wyszeptał i wstał z łoża nieco chwiejnym krokiem podchodząc do Jeona, który chwycił go w talii, przytrzymując przy sobie.

Park zaśmiał się dźwięcznie i ukrył swą twarz w zagłębieniu szyi starszego.

- Kocham, gdy się śmiejesz – powiedział Jeon, unosząc podbródek młodszego zmuszając by uniósł na niego swój wzrok. Jimin chwycił dłoń Jeona i patrząc mu w oczy wsunął na jego palec podarowany wcześniej pierścionek.

- Wróć do mnie, cały i zdrowy – rzekł Park i puścił dłoń Jeona, zapinając dwa górne guziki koszuli ukochanego, a następnie poprawił kołnierz, zjeżdżając dłońmi wzdłuż jego klatki piersiowej.
 
Jeon uśmiechnął się lekko, przygryzając wargę.

- Oglądaj zachody słońca. Codziennie będę patrzył w niebo by podziwiać je wraz z Tobą - wyszeptał i po raz ostatni dotknął ust jasnowłosego swoimi, a następnie opuścił komnatę obdarzając Parka pełnym uczucia spojrzeniem.  

- Panie! - krzyknął Taehyung, dostrzegając w oddali Jeona, który opuścił pałac - Czyż jesteś poważny, Panie? - zaczął z wyrzutem ciemnowłosy – Gdzie byłeś?! Co było tak ważne niż dzisiejszy wyjazd? – zapytał Taehyung, który aż płoną z rosnącej złości.

Dobrze wiedział po co Jeon poszedł do komnaty z tą nędzną dziwką, a zamglone spojrzenie i zaczerwienione wargi jeszcze bardziej go w tym utwierdzały.  

- Jak śmiesz?! - krzyknął nagle Jeon - Nie masz prawa mnie oceniać – przerwał mu Jeon patrząc w jego oczy.

- Nie śmiałbym cię oceniać. J-ja tylko – zająkał się Taehyung chyląc swą głowę w wyrazie szacunku.

Dopiero ton Jeona przywołał go do porządku.

Jeongguk dosiadł swego konia, a Taehyung poszedł w jego ślady.

Jechali w ciszy, wsłuchując się w tupot kopyt dwóch, silnych koni, które posłusznie, jak i nieśpiesznie kierowały się w stronę południowej granicy.

- Przepraszam Taehyung – rzekł nagle Jeon, przerywając ciszę między nimi, która była niczym flauta.

- Nie musisz mnie przepraszać, Panie. To ja powinienem Cię przeprosić  – odparł ciemnowłosy, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo go to dotknęło.

- Nie powinienem był tak reagować. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, Taehyung – zaczął - Jestem zdenerwowany wyjazdem – dodał po chwili lecz przyczyna jego nieposkromionych emocji była zupełnie różna od tej, którą przedstawił swemu słudze.

- To zrozumiałe – odparł ciemnowłosy zaciskając swe dłonie na wodzach.

- Jest coś o czym chciałbym z Tobą pomówić korzystając z tego, że jesteśmy sami - zaczął Jeon.

- O co chodzi? - dopytał Taehyung, spoglądając na Jeongguka.

- Jakie masz relacje z mym kochankiem? – zapytał Jeon i spojrzał na ciemnowłosego chcąc wyczytać coś kluczowego z jego twarzy.

- W prawdzie żadnych, Panie. Obawiam się go, gdyż w moim wglądzie jest nieobliczalny. Byłem świadkiem napadów jego złości, a co gorsza została ona wyładowana na mnie. Zresztą widziałeś na własne oczy – rzekł wzdychając.

- Przepraszam cię za tamto. On był w złym stanie. Był wstrząśnięty śmiercią swego przyjaciela. Byli sobie, jak bracia – zaczął Jeon.

- A my? Jakie mamy relacje? – zapytał Taehyung, spoglądając wnikliwie na Jeona.

- My? – zapytał Jeon, marszcząc brwi by zastanowić się chwilę nad odpowiedzią

– Traktuję cię, jak brata i gdybym cię stracił zareagowałbym podobnie, jak on. Taehyung, ktoś chce zrobić mu krzywdę. Zabito jego przyjaciela. Przecież medyk Lim został zabity, dopiero potem jego przyjaciel stracił życie. To nie był on. Nie wiem kto chce pozbawić go życia, ale dowiem się tego. Pomóż mi go chronić – wyszeptał - Obaj jesteście dla mnie ważni, dlatego chciałbym by kontakty między wami były dobre. Zależy mi na tym - powiedział Jeongguk.

- Rozumiem, Panie. Miłość jest silnym uczuciem. Pewnie jesteś gotów zrobić dla niego wszystko – rzekł – Nawet zabić – wyszeptał, spoglądając ukradkiem na Jeona.

- To prawda, jestem w stanie dla niego nawet zabić – odparł Jeon - Poczułem pragnienie. Chciałbym się napić - rzekł, a Taehyung spojrzał na niego od razu przyjmując rozkaz.

- Zaraz zbliżymy się do rzeki, wtedy napełnię twój puchar, Panie – odparł posłusznie.  

- Pięknie tutaj - zaczął Jeon rozglądając się wokół.

Widok był urzekający. Sprawiał, że oczy każdego kto zatrzymał tutaj swe spojrzenie świeciły czystą miłością w kierunku tego miejsca. Wielkie łąki, które zdawały się być skraplane tęczą, zachwycały swoimi kolorytami.
 
Pomiędzy nimi ciągnęła się długa droga, która była, jak pociągnięcie pędzla na podstawach czystej abstrakcji. Wszystko było tak spójne i idealne. Budziło spokój, napawając harmonią. To właśnie była przysłowiowa idylla, która potrafiła zatrzymać czas i sprawiała, że problemy uciekały w zapomnienie.

Jeon wiedział, że musi zabrać tutaj swego ukochanego. Pragnął położyć się z nim na tej idealnie wyścielonej pościeli, którą tworzyły kwiaty. Marzył by oglądać razem z nim zachód słońca i czekać do jego wschodu, obdarowując usta młodszego motylimi pocałunkami.

- Byliśmy tutaj Panie - rzekł Taehyung, wybijając młodszego z jego odległych myśli - Puszczaliśmy razem latawce – dodał wzdychając.

- Pamiętasz? – zapytał Jeon przypominając sobie tą jakże odległą chwilę.

- Jak mógłbym zapomnieć. To były piękne chwile, które dzialiśmy razem – odparł uśmiechając się w stronę Jeona - Byliśmy wtedy dziećmi. Czas płynie zbyt szybko. Jesteśmy już dorośli, a ty niebawem staniesz się władcą zachodniego królestwa – wyszeptał.

- Chciałbym go zatrzymać – wyszeptali niemalże w tym samym momencie, a ich słowa nałożyły się na siebie.

- Zbliżamy się do rzeki – rzekł Taehyung nieco speszony, dostrzegając w oddali strumień srebrzystej cieczy.

- Nie zsiadaj Panie, przyniosę – odparł Taehyung i zsiadł ze swego konia prowadząc zwierzę za wodze, by je napoić. Sięgnął do pakunków umieszczonych przy siodle i wydobył z nich puchar Jeona, a następnie nachylił się nad strumieniem by napełnić bogato zdobione naczynie.

Mały flakonik wysunął się zza jego szaty padając na trawę, która idealnie oddała kontrast czarnej etykietki. Napis i malunek na buteleczce rzucił się w oczy Jeona, a wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł dreszcz. Była to śmiertelna trucizna, który zabijał zaledwie paroma kroplami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro