Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• twenty-nine •°

Zaklęte w ciszy słowa nie były w stanie przedostać się spomiędzy ich ust. Dźwięk wypuszczanego powietrza koił myśli, które podjudzały stęsknione serce. Woń potu krążyła pomiędzy nimi, a ciche głos w głowie krzyczały głośno imiona, które równocześnie niosły za sobą cierpienie.

Uczucie to było nieodłączną częścią egzystencji, lecz nieraz ból ten był zbyt silny.

Niszczyło od środka, wyżerając ochłapy dobra, które po chwili również znikały. Taki człowiek był wymęczony i wypalony, a pragnienie ulgi było tak silne, jak niemożność powstrzymania palącego bólu.

Na sercu Taehyunga wyryte było imię jego władcy. Od początku darzył go cholernie mocnym i nad wyraz szczerym uczuciem. Za jakie grzechy było dane mu tak cierpieć? Co uczynił, że nie był zauważany.

Nie potrafił żyć bez Jeona, a myśl, że jego ukochany pokochał szczerze wroga doprowadzała go do obłędu..

Błyszczące ścieżki rozciągały się na rumianych policzkach, zdradzając skrywany w głębi strach. Jeon zaszlochał nie mogąc powstrzymać swych emocji, które otaczały go swą różnorodnością, lecz każda z nich skrywała w sobie ból i obawy.

Taehyung natomiast topił się w swych myślach, nie mogąc unieść się ponad taflę szatańskich idei. Był wystraszony i zamknięty w klatce zdradzieckiej miłości, która wpędziła go za grube kraty niezdecydowania. Łańcuchy poczucia winy ciążyły na jego sercu, lecz kluczem do ucieczki była jedynie chęć zemsty, na niewinnym człowieku.

Gdyż nikt nie może zabronić nikomu miłości.

- Nie uczynię tego - odparł Jeon - Jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść! Wypuść mnie! I pozwól mi go ratować! - wrzasnął Jeon, a jego słowa odbiły się od ciężkich ścian komnaty, trafiając niczym ostrze, wprost w jego bolące serce.

 Taehyung milczał, a jego serce pękało z każdą kolejną sekundą, zalewając się czernią. Nienawiść i zawiść wsiąkała w jego wnętrze, czyniąc z niego pełnoprawną bestię.

To piękne i czczone uczucie właśnie go zabiło, by zrodzić z niego potwora. Łza skapnęła z policzka Jeona, a Taehyung wyśledził ją swym bystrym spojrzeniem. Pragnął być nią. Chciał narodzić się w jego oczach, by po chwili umrzeć godnie w jego ustach. Bolało. Tak cholernie bolało.

- Chcesz abym go zdradził, prawda? - rzekł nagle Jeon, a Taehyung poczuł momentalnie palące poczucie winy, które zostało ugaoszone przez zazdrość - Pragniesz bym przerwał naszą więź cielesną i dotknął innego? - dopytał z ironią, a Taehyung jedynie patrzył na swe dłonie, które za sprawą jego myśli już dawno splamiły się krwią.

- Me usta nigdy nie tknęły nikogo, gdyż czekałem na ciebie - odpadł po chwili, unosząc swe zaszklone i nad wyraz miękkie spojrzenie - Brzydzisz się mnie, prawda? - zapytał. Wejerzał głęboko w oczy Jeona szukając w nich jakiejś nadziei, lecz była w nich jedynie nienawiść. Jego ukochany spoglądał na niego, tak jak on na Parka.

- Ja też się siebie brzydzę, Panie - odparł.

- Taehyung, me usta także nie tknęły nikogo poza nim, więc dlaczego zmuszasz mnie bym to przerwał?! - krzyknął Jeon.

- Odpowiedz mi! Jestem okrutny, prawda? Nie jesteś w stanie na mnie spojrzeć!? - pytał.

- Nie, Taehyung nigdy tego nie powiedziałem. Traktuję cię jak brata. Zawsze byłeś obok. Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego go krzywdzisz wiedząc że tak bardzo go kocham - zapłakał Jeon. Nie był w stanie ukrywać już swych łez, które co chwilę ozdabiały jego policzki.

- Właśnie, Panie! Ile razy będę jeszcze krwawił! Ile?! - wrzasnął zdzierając gardło - Jestem tak zniszczony! To mnie wyniszcza. To uczucie, które nigdy nie miało ujścia. Czekałem! Lecz każdej nocy słyszałem, jak go kochasz! Jak pieprzysz go i jak bardzo pożądasz! - wrzasnął - A ja pożądałem ciebie! Grzeszyłem, dotykając się swymi dłońmi by nieść ulgę mej cielesności! Przed oczami miałem ciebie, za każdym razem - zapłakał, a głos ugrzązł mu w gardle.

Jedynie ciche jęknięcie świadczące o ogromnym bólu opuściło jego wargi.

- Dość! Nie mów tak - wyszeptał Jeon i westchnął głęboko - Jak możesz? Dlaczego zaprowadziłeś mnie aż tak daleko! Wciągnąłeś mnie w swoje intrygi, by pozbyć się jego! Wiesz jak cierpiał! Krzywdząc go krzywdzisz również mnie! Jak możesz tego nie widzieć! Twe ciosy równocześnie są skierowane na mnie! Czyż tego chciałeś? Chciałeś bym cierpiał? –zapytał.

- Nie, Panie! Nigdy nie chciałem zadać Ci bólu! Nigdy! Oddam za ciebie życie! - zapłakał ciemnowłosy - Lecz, ja również cierpię. Nie mogę już znieść tego bólu! - wrzasnął, a uścisk w klatce piersiowej nasilił się. Zakaszlał, a jego dłonie wkradły się pod szatę by rozmasować obolałe miejsce – Proszę, pomóż mi - wyszeptał i przybliżył się do Jeona wtulając się w jego ciało. Łkał, jak dziecko.

Drżał ze smutku i ogromnego bólu, który rozrywał jego klatkę piersiową. Wariował, nie wiedząc gdzie szukając pomocy.
Wiedział, iż ramiona Jeona przyniosą ulgę i ukojenie.

Jeon siedział bez ruchu, a jego związane dłonie leżały na jego kolanach.

- P-Panie czy wybaczysz mi to kiedyś? - zapłakał wtulając się w ciało młodszego.

- Jeśli stanie mu się krzywda to obawiam się, że nie będę w stanie. Dlatego Taehyung - wyszeptał, starając się mówić spokojnie, lecz w środku wszystko w nim krwawiło, a potęga czasu była dla niego zgubna. Miał ochotę go zabić. Podciąć mu gardło, krzycząc mu w twarz, jak bardzo go nienawidzi. Nie było już w nim żadnego uczucia w kierunku tego człowieka, prócz paraliżującej odrazy i nienawiści.

- B-Boję się - wyszeptał - Boję się siebie, Panie - zapłakał, a jego dłoń zsunęła się po klatce piersiowej Jeona - J- Ja nigdy nie chciałem. Nie chciałem tego zrobić! - wrzasnął - Lecz ja pragnąłem! Pragnąłem miłości! Chciałem być kochany! Zauważony - wyszeptał - A on?! On zjawił się znikąd. Jest twoim wrogiem, pragnął twej śmierci, a ty Panie?! Pokochałeś go! Pokochałeś go tak mocno, jak ja pokochałem ciebie! Wiesz jak silne to uczucie. Jestem gotów dla ciebie zabić! Więc robię to! Zrobię to dla ciebie - wyszeptał.

- Jeśli wiesz, jak silne jest to uczucie, to wiedz, że i ja jestem w stanie dla niego zabić - wyszeptał Jeon - Jest moim całym światem! - krzyknął.

- Ty też jesteś mym światem - odparł Taehyung, spoglądając głęboko w oczy Jeona. 

- Wszystko może naprawić. Jeszcze może być dobrze. Tylko wypuść mnie - wyszeptał Jeongguk.

- I co wtedy? Będzie u twego boku? Panie, musisz wziąć ślub. Księżniczka obiecała mi, iż będziesz mój. One chce jedynie władzy, nie ciebie, a on?! On chce ciebie! On ma ciebie. Należysz do niego lecz tak naprawdę to ja zawsze byłem przy tobie! - wrzasnął.

- Chcesz mnie posiąść jak zwykłą rzecz? - zapytał Jeon - Nie będę potrafił żyć bez niego, Taehyung. Jeśli mnie kochasz wiesz, jak bardzo bolesna może być strata - wyszeptał Jeon przez zaciśnięte zęby.

- Nic o tym nie wiesz, Panie. To ja Cierpię. On też musi! Musi zapłacić za grzechy. Utulę cię w żałobę i będę trzymał cię w ramionach póki o nim nie zapomnisz! - wyszeptał, a niezłomna wiara w to że Jeon może być jego napędzała jego szatańskie myśli. Stracił czujność, a Jeon idealnie to wykorzystał.

To był impuls. Jeongguk przełożył swe związane ręce przez jego szyję i docisnął sznur, który werżną się w skórę starszego, odcinając mu dopływ powietrza. Plecy Taehyunga uderzyły o jego klatkę piersiową, a książę wyszeptał mu do ucha.

- Jak to być pod czyjąś kontrolą? – zapytał przez zęby - Zniszczę cię! – szepnął, dusząc go.

- Ś-Śmierć z twych rąk w-wydaje się być p-piękną – wyszeptał Taehyung. Nie walczył. Jego dłonie przeniosły się na dłonie Jeona, delikatnie je gładząc.

- Z-Zabij mnie jeśli chcesz - wyszeptał z trudem.

- Milcz! Jesteś zwykłym urzeczywistnieniem diabła! Wracaj do piekieł – wycedził przez zęby.

- T-Tylko wtedy, gdy zabiorę tą nędzną i puszczalską sukę ze sobą P-Panie – wyjęczał.

- Nie mów tak o nim! Dla mnie nie znaczysz już nic - warknął Jeon, pokazując mu jak bardzo go nienawidzi. Zawód był ogromny. Nie był w stanie mu przebaczyć.

Taehyung słabł z każdą sekundą, czując powiew śmierci, która krążyła wokół niego. Ramiona Jeona drżały. Miał ochotę odebrać mu ostatnie tchnienie.

- Pow-powiedz mi, P-Panie, jeśli jestem nikomu nie potrzebny to czy mogę odejść? – zapytał, a jego głos ugrzązł w jego gardle.

- Cholera! - wrzasnął Jeon i puścił Taehyunga, który opadł bezwładnie na jego ciało

Tak bardzo go nienawidził. Pragnął by zniknął i dał im spokój. Przekreślił ich wspólne lata i zniszczył relacje, lecz czyż był winnien? On jedynie kochał zbyt mocno i zbyt żarliwie. Zabrano mu go, został odsunięty, strącony jak pionek w grze, a teraz nadszedł jego ruch. Ruch, który definitywnie zakończy tą grę. Grę, która była na śmierć życie. Albo on albo nikt.

Schemat był prosty, lecz czy łatwy do odegrania? W jego oczach wszystko było proste i oczywiste, lecz nie wiedział, że los oszukał go, a przeznaczenie nagle zbaczy ze ścieżki spychając go w przepaść..

Stracił przytomność, lecz wciąż oddychał. Jeon wstał pospiesznie, a jego ciemne oczy dojrzały sztylet przy jego pasie. Pamiętał go, podarował mu go na piętnaste urodziny. Westchnął głęboko i przybliżył się do Taehyunga, łapiąc ostrożnie w zęby zdobioną rękojeść. Przytrzymał sztylet swymi kolanami i nachylił swe uwiązane dłonie nad ostrzem, przecinając gruby sznur, tym samym oswobadzając się.

Chwycił broń w dłonie i podszedł do ciężkich drzwi, pukając w nie trzy razy, a następnie skrył się za nimi. W jego myślach był tylko Park. Presja czasu, zaciskała pętle na jego szyi, sprawiając, że nabieranie powietrza stawało się znacznie trudniejsze.

- Wytrzymaj jeszcze trochę Jiminie – wyszeptał.

Masywne drzwi z mosiężnymi ozdobami drgnęły, otwierając się powoli. Strażnik ostrożnie zajrzał do środka, a jego oczy napotkały nieprzytomnego Taehyunga, który leżał na podłodze.

Mężczyzna zszokowany wszedł do środka I nachylił się nad ciemnowłosym. Jeon ścisnął rękojeść w dłoni i zbliżył się do strażnika niezauważalnie. Wziął głęboki oddech i, gdy tamten czując jego obecność odwrócił się, Jeon zamachnął się, a ostrze wbiło się w jego plecy. Znak Południa widoczny na jego odzieniu zabarwił się krwią, obwodząc go czerwonymi konturami.

Głuchy jęk uciekł z ust strażnika, a szkarłatna ciecz wypłynęła z jego ust, świadcząc o uszkodzonych płucach. Śmierć kolejny raz zatoczyła swe kręgi z dokładną poprawnością, nie odchodząc z pustymi rękami.

Jeon wyjął ostrze, a mężczyzna padł tuż obok nieprzytomnego Taehyunga. Książę otarł narzędzie zbrodni o swą białą, nieco zaplamioną już koszulę. Ukrył sztylet za pasem i dobiegł do drzwi, rozglądając się, a następnie niezauważalnie opuścił komnatę.

Podążał korytarzem, a jego kroki zagłuszyły dźwięki harf i skrzypiec, które naprzemiennie wymieniały się w dźwiękowiej dominacji. Nad wyraz delikatny, lecz jednocześnie prowadzący wydźwięk skrzypiec i subtelne brzmienie harfy wprawiało w uroczysty nastrój.

Przyjęcie wciąż trwało. Korytarze były puste, gdyż wszyscy bawili się na sali, celebrując urodziny następczyni. Głośne brzmienie skrzypiec odbijało się od ścian pałacu, niczym mantra w głowie Jeona.

Jeon wybiegł z pałacu. Rozejrzał się ostentacyjnie, a następnie pośpiesznie zbliżył się do jednego z koni uwiązanych przy poidłach. Pośpiesznie odwiązał zwierzę i impulsywnie dosiadł je, ciągnąc do tyłu za wodze. Pogonił konia, a zwierzę zarrzało głośno, zwracając uwagę gwardzistów, którzy stali przy bramie. Czasu było coraz mniej.

- Stać! – wrzasnął jeden ze strażników, który dojrzał Jeona. Ruszył w jego kierunku, lecz nie było szansy by zdołał go zatrzymać.

- Zamknąć bramy! On próbuje zbiec! – wrzasnął do straży, która stanęła przy bramie. Jeon pogonił zwierzę, a gwardzista wyjął miecz, raniąc Jeona w bok.

Jeongguk jęknął boleśnie, kuląc się. Nie zatrzymał się. Minął bramę, poganiając zwierzę. Zachwiał się lekko, a jego dłoń powędrowała na ranione miejsce. Rana nie była głęboką, lecz szkarłatna ciecz z łatwością przesiąkła na jego białą koszulę.

- Zwołać ludzi! Wysłać za nim gońców – rozkazał mężczyzna, który był prawą ręką króla. Przetarł gorączkowo twarz, wiedząc, iż zawiódł w swych obowiązkach.

- J-Ja za nim pojadę! – wyszeptał Taehyung, pojawiając się przed zdenerwowanym mężczyzną. Jego głos łamał się z każdym słowem, będąc poprzedzony mocnym kaszlem. Trzymał się za szyję, na której rozciągał się wyraźny ślad, pozostawiony przez sznur. Jego oddech był nierówny, a spojrzenie zdradzało to, iż był niespełny sił.

- D-Dajcie mi konia, pojadę za nim. Według prawa, jak i umowy, którą podpisali królowie będzie musiał tu wrócić, więc nie obawiaj się – rzekł po chwili, a mężczyzna spojrzał na niego wnikliwie - Jeśli wyślesz gońców księżniczka dowie się o jego ucieczce. Sprowadzę go, jak najszybciej, a ty postaraj zachować się to w tajemnicy - dodał.

- Myślisz, iż to takie proste? - zapytał.

- Księżniczka jest zajęta świętowaniem swych urodzin. Uroczystość będzie trwała trzy dni. Widziałem dokument i datę ślubu. Jest ona ustanowiona przez obu króli. Jest to ostatni świętowany dzień urodzin księżniczki, a więc daj mi czas. Muszę wyzbyć się pewnej przeszkody, która może wpłynąć na ich ślub - rzekł.

- Zatem, sprowadź go tutaj, jak najszybciej – odparł po chwili zastanowienia. Taehyung wziął głęboki wdech i dosiadł konia, przyprowadzonego przez służbę.

*

Delikatne podmuchy wiatru wpadały przez balkon, wpraszając się w głąb komnaty, w której przebywał jasnowłosy. Wnętrze spowijało światło świec, a słońce powoli chowało się za horyzont, tworząc oginstą paletę barw, która plamiła błękitne niebo.

Park siedział na łożu, szykując się do kąpieli. Negatywne myśli będące swego rodzaju nieodłączną częścią jego wolnego czasu, sprawiały iż dreszcze na nowo ozdobiły jego mleczną skórę. Strach i tęsknota ściskały jego wyczulone serce, sprawiając, że czuł się osaczony.

Pragnął zatopić się w ramionach Jeona, gdyż tylko tam mógł się czuć bezpiecznie. Tego dnia, gdy opuścił swą komnatę w tajemnicy nie wiedział czym jest miłość.

Nikt nigdy nie zdefiniował mu tego uczucia. Było dla niego to czymś nieznanym, lecz czymś co chciał osiągnąć za wszelką ceną. Znalazł w Jeonie to czego szukał. Odnalazł w nim swą oazę, która miała ogromne mury. Nic nie było w stanie się przez nie przedrzeć, prócz osoby, która również odnalazła w Jeonie swój schron.

 Było ich dwóch, lecz miejsca było zbyt mało, a zbyt wysoki mur nie pozwalał im wydostać się stamtąd z własnej woli.

Tęsknota zrodziła w nim nowe odczucie swoistej cielesności. Jego wyobraźnia pozwoliła mu przytoczyć jego dotyk, który ulotnił się, wraz z nim, lecz jego pamięć w jednej chwili potrafiła odtworzyć to z nieomylną dokładnością.

Jego dłoń musnęła podbrzusze, a powieki przymknęły się wtapiając się w miękką tkaninę otaczającej przyjemności. Delikatne westchnięcie uciekło z jego ust, niczym słowik więziony w klatce.

Jego drobna dłoń niepewnie dotknęła jego męskości smakując tego nowego uczucia. Robił to ostrożnie, nie widząc czy dobrze postępuje, lecz pragnienie dziwnej przyjemności nieomylnie dyrygowała jego grzesznymi dłońmi, które drażniły intymne miejsce.

- J-Jeongguk - jęknął, wyimaginowując przed sobą obraz Jeona, która dotyka go czule.

Przymknął powieki, a jego delikatna dłoń coraz to pewniej sunęła wzdłuż jego męskości. Nie liczył ile razy, z jego ust wypłynęło imię ukochanego, lecz pragnął wymawiać je coraz głośniej.

Doszedł dość szybko, gdyż jego ciało nie potrafiło jeszcze kontrolować i panować nad obezwładniającym orgazmem. Czuł się dobrze, a przyjemności powoli opuszczała jego ciało, ulatniając się przez uwydatnione usteczka. Zaróżowiałe policzki i unosząc się bez ustanku klata piersiowa zdradzały jego grzeszny czyn.

Uczył się siebie i cielesnej miłości. Poznawał swe ciało i chciał odkrywać je z Jeonem. Pragnął tego, lecz pierwsza z gwiazd błysnęła za oknem, będąc ostatatnią, którą ujrzy.

*

- Wio! - krzyczał Jeon, poganiając zmęczone zwierzę. Pot spływal z jego czoła, będąc plonem wyodrębniającego się w jego głowie strachu, jak i bólu z krwawiącej rany.

Jimin, on był dla niego wszystkim. Stanął na jego drodze zasłaniając jego życiowe priorytety i bez pytania stając się jednym z nich, by następnie przejąć kontrolę i zawładnąć dogłębnie sercem księcia. Nie było to przelotne zauroczenie. Było to czyste uczucie oparte na wstępnej niewierze, litości oraz współczuciu. To przeznaczenie usłało im tą drogę. Dwojgu książąt z wrogich królest miało spotkać się na drodze prowadzącej do śmierci i tak właśnie miało się stać, lecz los chciał, by ich naiwne serca wybiły wspólny rytm, pozbywając się płynącej w ich żyłach nienawiści.

Tak się stało. Wyzbyli się uprzedzeń, posyłając w cholerę swe ojczyste przysięgi, gdyż patrzyli sercem, bo inne było nie widocznie dla oczu.

*

- J-Jeongguk - westchnął, a nasienie rozlało się w jego drobnej dłoni. Wypieki na jego policzkach swym wyrazistym kolorytem zdradzały jego grzeszny czyn.

Park westchnął, po czym skierował się do łaźni, gdzie jedna z dziewek kończyła napełniać balię.

- Kąpiel gotowa – rzekła kobieta, odsuwając się od balii. Uśmiechnęła się promiennie po czym skłoniła lekko swą głowę – Zaraz podam wino wraz z kolacją – dodała, składając taktowanie swe dłonie za plecy.

- Dobrze, dziękuję – odparł Park posyłając jej wdzięczne spojrzenie. Dziewka wyszła, zostawiając Parka w samotności. Woń lawendy i ziół popieścił jego nozdrza, a ciało zapragnęło zatopić się w tej aromatycznej cieczy, oddając się ukojeniu.

Pragnął zażyć kąpieli wraz z Jeonem. Pamiętał ten pierwszy raz, gdy speszony uciekał od jego dotyku. Lecz teraz sam go pragnął i chciał czuć jego dłonie, sunące po rozgrzanym ciele. Przymknął powieki, a tęsknota otuliła go swymi ramionami, popychając go w wir nurtujących myśli. Chciał się od nich uwolnić, lecz nie potrafił. One wciąż wracały, a tylko Jeon był w stanie jego odgonić. To tylko pierwsza noc bez niego - pomyślał, lecz nie wiedział, iż będzie ona ostatnią.

Westchnął głęboko i zdjął z pleców swą szatę, a następnie ostrożnie wszedł do balii, wypełnioną po brzegi ciepłą wodą.

Położył się, pozwalając ciału się rozluźnić. Woń kwiatów i ziół działała kojąco na jego zmysły.

- Przyniosłam wino - rzekła dziewka i nieśpiesznie podeszła do Parka, przyglądając mu się z zachwytem. Miała szesnaście lat. Jej dziewczęce serce było wrażliwe na piękno, a jasnowłosy był wręcz jego symboliką.

- Podaj mi je proszę - rzekł po chwili Park czując na sobie intensywne spojrzenie młodej służącej.

- Oczywiście, przepraszam - odpadła, kierując swe spojrzenie na podłogę, pesząc się.

Postawiła kieliszek wraz z jedzniem na brzegu balii, odchodząc pospiesznie.

*

- Panie? - zapytali zdziwieni strażnicy, widząc Jeona, który zbliżał się do bramy. Jego umysł był wyłączony. Działał jedynie instynkt. Nie słyszał niczego co działo się wokół. Dotarcie do królestwa zajęło mu niespełna dwie godziny. Zwierzę było wymęczone i spragnione wody, a Jeon? Jeon pragnął jedynie oswobodzić Parka ze szponów niebezpieczeństwa. Bał się, że nie zdążył, że jest już za późno.

- Otworzyć! - wrzasnął.

- P-Panie jesteś ranny - wyszeptał jeden ze strażników, ujrzawszy ranę Jeona, która wciąż krwawiła. Słońce już zaszło, a pierwsza gwiazda zabłysnęła na niebie.

Czerwona plama zdobiła biały materiał, rzucając się w oczy mimo panującej ciemności. Pochodnie oświetlały wiazd na dziedziniec i główną bramę, którą właśnie przekraczał. Stukot kopyt zwrócił uwagę stajennych, a służba zbiegła się będąc przerażona plamą krwi na koszuli następcy tronu.

Jeongguk ziadł z konia. Syknął głośno, czując rozrywający ból, lecz to nie było teraz ważne.

- P- Panie? Co się stało? - zapytał młodzieniec odpowiedzialny za konie, lecz Jeon odepchnął go.

Wbiegł na dziedziniec, mijając roztargnioną służbę. Mówili coś do niego, lecz on nie słyszał. Kręciło mu się w głowie od narastającego strachu i presji jaką wywierał na nim strach.

- Gdzie on jest?! - wrzasnął gorączkowo wbiegając do pałacu.

- O kim mówisz, Wasza wysokość? - zapytała przestraszona dziewczyna, a jej wzrok powędrował na plamę krwi.

- Mój nałożnik - odparł szybko, nie mogąc przy wszystkich nazywać go swym kochankiem. Oparł się o ścianę, oddychając szybko.

- Odpowiadaj do cholery! - krzyknął.

- W k-komnacie. Przed chwilą zaniosłam mu kolację wraz z winem. Tak jak kazałeś, Panie - wyjąkała.

- W-wino - wyszeptał, a gula podeszła mu do gardła. Zrobiło mu się niedobrze.

Bez namysłu skierował się w stronę komnaty. Jego nogi drżały. Biegł, mimo silnego bólu, a jego oddech przyśpieszył. Łzy stały mu w oczach, a czas był teraz jego największym wrogiem.

Pchnął zdecydowanie mosiężne drzwi, napotykając za nimi ukochanego, który stał nagi, biorąc łyk wina

///
Hej Bambinki! ♡
Trochę mi zajęło dodanie tego rozdziału.
Mam nadzieję, że wszystko u was okej.
Proszę o zostawianie komentarzy, gdyż bardzo ciekawie czyta mi się wasze teorie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro