°• twenty-four •°
Miłość - zdradliwe uczucie, które zaślepia odbierając rozum. Odcina od realności i zarzuca pętle na szyję popychając do zguby.
Związuje dłonie i omamia naiwne serca, które uparcie rwą się do siebie. Zabija powoli karmiąc kłamstwami i złudną przyjemnością.
Jeon również doświadczył tej boleści. Cały czas wpadał w jej sidła zaplątując się niczym motyl w pajęczynie.
Kochał Parka lecz nie wiedział, że to silne uczucie jest niebezpieczne i zgubne. Zawiązało mu oczy przepaską nadziei, zaślepiając go złudnym uczuciem. Przeznaczenie było zupełnie inne niż im się zdawało, lecz oni walczyli, walczyli o siebie. Rwali się w swoje ramiona widząc od początku, że są na straconej pozycji. Los postawił ich na przeciw sobie jako wrogów. Ich rody również były zwaśnione, lecz oni chcieli oszukać przeznaczenie.
Park stał się czułym punktem swego wroga. Natomiast Jeon był dla niego kryjówką, którą wszyscy już znali. Był niczym przynęta, która wabiła Jeona w pułapkę, w którą pchnęło ich to uczucie. Tak samo dyrygowała wzburzonym sercem Taehyunga, który miał stać się ich katem.
Jeon trzymał Parka w ramionach przyciskając jego głowę do swej piersi. Jasnowłosy drżał w jego ramionach, słabnąc z każdą kolejną sekundą. Jego oczy wciąż były otwarte, lecz wzrok był nieobecny. Zdawało się, że nie kontaktował. Jego drobne dłonie zsunęły się z ramion Jeona opadając bezwładnie.
- Najdroższy- wyszeptał całując jego skroń. Park leżał biernie w jego ramionach. Jego głowa opierała się o tors starszego, a ciało spoczywało na jego kolanach - Będzie dobrze, słyszysz? - mówił Jeon gładząc jego głowę.
- Wyjść! - wrzasnął nagle na służbę czując na sobie ich ciekawski wzrok - Powiedziałem wyjść! Zostaje tylko medyk! - krzyknął Jeongguk, a Taehyung spojrzał na niego zaskoczony.
- P-Panie - zaczął ciemnowłosy chcąc upewnić się czy rozkaz również tyczy się jego osoby.
- Wyjść! - wrzasnął przeraźliwie Jeongguk, a Taehyung poczuł, jak jego serce zaczyna krwawić. Nienawiść znów zawitała w jego wnętrzu obierając sobie za swą ofiarę jasnowłosego.
Samotna łza wykradła się spod powieki Taehyunga spływając wzdłuż jego policzka. Natychmiast starł słoną kroplę nie chcąc pokazać po sobie słabości, których miał tak wiele... Skłonił się posłusznie opuszczając komnatę. Bez zastanowienia skierował się w kierunku pomieszczenia, w którym spędzał każdą wolną chwilę. Była to jego własna komnata położna tuż naprzeciw tej Jeongguka. Boleśnie rozpamiętywał chwilę z ich dzieciństwa kiedy grali w berka chowając się do swych komnat i śmiejąc się głośno. Lecz teraz ich życie było bardziej skomplikowane, a między nimi pojawiła się inna osoba, która niszczyła ich relację.
Taehyung wszedł do środka. W komnacie panował półmrok. Jasne światło księżyca rzucało smugę na portret wiszący na ścianie. Oczy Taehyunga skierowały się na malunek, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
- I co? Masz ochotę zbić mnie za nieposłuszeństwo? - zapytał patrząc na portret przedstawiający jego ojca.
Był to mężczyzna w średnim wieku. Miał kruczoczarne włosy i niewielki zarost, który czynił jego wizurenek poważnym oraz dostojnym swej pozycji w państwie. Odcienie brązu naprzemiennie nakreślały jego ostre kości policzkowe, a krwista czerwień służyła mu za tło. Taehyung wpatrywał się w malunek dokładnie śledząc każdy fragment precyzyjnych linii.
- Jestem żałosny, czyż nie? Gdybyś tu był, powiedziałbyś to lecz powinnieś być dumny. Zrobiłeś to samo - zaśmiał się przez łzy
- Widziałem wtedy twą zbrodnię. Stałem się taki sam, choć tego nie chciałem. To ty powtarzałeś, że od przeznaczenia nie da się uciec! Mówiłeś to wtedy, gdy trzymałeś narzędzie zbrodni w swych dłoniach - dodał - Czy ja rónież powinienem usprawiedliwiać swe grzeszne myśli przeznaczeniem? Nie, ja tłumaczę to inaczej. To czysta nienawiść, która mnie wyżera. Gnije! Gnije niczym martwe ciało! Uslucham z tęsknoty, tak jak chwast sponiewierany przez słońce! Bez wody, bez cienia! Bez niego! Wiesz, jak boli, gdy spotykasz go codziennie i musisz spoglądać, jak ktoś inny trzyma go w ramionach?! - wrzasnął - Ale nienawidzę go! Tak cholernie go nienawidzę! Jestem gotów splamić krwią swe dłonie by tylko odebrać mu ostatnie tchnienie! Tylko po to by Jeon wrócił do mnie! - wrzasnął - By był ze mną! By było, jak wcześniej! Ja widziałem! Widziałem jak na niego patrzył, gdy ich oczy pierwszy raz się spotkały! - krzyknął - Mam ochotę ukarać go, tak samo, jak ty karałeś mnie – dodał – Będę walczyć o jego serce! – wrzasnął i wziął w dłoń szklane naczynie i cisnął nim w portret swego ojca – Nienawidzę! – wykrzyknął padając na kolana, a szloch odbierał mu oddech.
Padł na podłogę zaciskając swe dłonie w pięść. Sygnety wbijały się w jego mleczną skórę, a cichy krzyk tlił się w jego wnętrzu.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak wiele krzywd wyrządził Parkowi, lecz chciał brnąć w to dalej. Zrozumiał, jak nisko upadł, a przecież pragnął jedynie miłości. Marzył tylko o tym, by dłonie Jeona splotły się z tymi jego, by mógł trwać przy jego boku. Zasypiać przy nim... - Chciał tylko tego. Jego ciało zaczęło drżeć w spazmach płaczu. Bał się. Bał się siebie samego.
Momentalnie jego głośny szloch przerodził się w czystą furię. Był obłąkany. Obłąkany tą cholerną miłością, która dyrygowała nim niczym marionetką. Poszedł w ślady ojca choć brzydził się jego występkami. Zmierzał ścieżką przeznaczenia, która była wyłożona nadzieją na to, że Jeon będzie jego. Po chwili jego płacz ustąpił, a na jego twarz wkradł się nieodgadniony uśmiech.
- Zabiję go - wyszeptał.
Słowa wypowiedziane przez medyka dotarły do Jeona niemalże natychmiast, wypełniając jego serce trwogą. Nie mógł ich zaakceptować. Nie dowierzał. Jego myśli broniły się przed diagnozą, postawioną przez młodego medyka. Czuł, jak jego ciało oblewa zimny pot, a uczucie bezradności wstrząsa jego wnętrzem niczym uaktywniający się wulkan. Serce biło szybko, rwąc się do tego należącego do Jimina. Jego wargi zaczęły niekontrolowanie drżeć, a umysł walczył z prawdą. Zamrugał kilka razy by powstrzymać napływające łzy, które pragnęły ozdobić jego blade lico.
- T-Trucizna? - wyszeptał cicho ciemnowłosy spoglądając zaszklonymi oczami na medyka. Dopiero teraz zrozumiał treść słów medyka. Próbował się otrząsnąć, lecz nie był w stanie się ruszyć. Jego łzy zaczęły wylewać się spod jego powiek. Były jak rwąca rzeka, która podążała swym własnym nurtem - nurtem czystej rozpaczy.
- Zdejmij to! - krzyknął nagle Jeon otrząsając się na moment. Jego dłonie drżały coraz bardziej - Uratuj go! - zapłakał Jeon spoglądając na medyka, który lękał się tak samo jak on. Ten młody mężczyzna nigdy jeszcze nie był świadkiem zamachu na czyjeś życie. Był początkujący, lecz uzdolniony. Dotychczas opatrywał jedynie rany wojowników wojennych. Przyjmował porody i leczył dość pospolite choroby.
Medyk zbliżył się do jasnowłosego, lecz nim zdążył go dotknąć, Jeon sam chwycił opatrunek zrywając go z pleców jasnowłosego.
- J-Jimin - szepnął książę kręcąc przecząco głową i jeszcze mocniej przyciągnął Parka do siebie.
Wciąż nie był w stanie dopuścić do siebie diagnozy. Nie potrafił. Bronił się przed prawdą.
To jedno słowo sprawiło iż Jeon poczuł przeraźliwe pieczenie w piersi. Jego płuca płonęły czystym ogniem. Nie mógł złapać oddechu. Miał wrażenie jakby w jego wnętrzu znajdowało się piekło, które niszczy i pali go od środka. Płoną, lecz tym razem nie z miłości, a z bólu, który wdzierał się do jego serca.
Jego myśli stały się nieobecne, tak samo jak wzrok. Wyobraźnia zaprowadziła go w pewne miejsca, w miejsce gdzie był sam. Chłód owiał jego ciało. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Brakowało słońca i sensu. Brakowało Parka. Jego wyobraźnia próbowała ukazać mu świat bez jasnowłosego. Zobaczył go i zrozumiał, że to ten delikatny młodzieniec jest całym jego światem, jest słońcem, ciepłem, jest wszystkim czego tak naprawdę potrzebował. Jest sensem, którego tak długo poszukiwał. Jest miłością jego życia i osobą, którą chciał obdarzyć tym silnym uczuciem.
- Najdroższy - zapłakał, gdy z ust Jimina wydobył się cichy jęk. Był przytomny lecz jego ciało słabło z każdą chwilą. Jeon czuł, drżenie jego ciała i to jak Park coraz bezwładniej leżał w jego ramionach.
Jeon czuł, jak jego dusza opuszcza jego ciało szukając ulgi i prawdy, która uświadomi go o tym, że to tylko sen lub pomyłka. Miał nadzieję, że to jedynie wyimaginowane obrazy, które wytworzyła jego wyobraźnia, lecz nie wiedział jak bliskie prawdy były.
- Kto?! Kto mógł odważyć się by go skrzywdzić?! Kto?! - wrzasnął przeraźliwie ocknąwszy się z letargu myśli. Ból rozrywał jego serce, a on dławił się swoimi łzami. Chciał krzyczeć i płakać informując wszystkich o bólu, który odczuwał. Momentalnie zapomniał co mu przystoi, a co nie. Zapomniał iż jest następcą tronu. Nie obchodziło go to - N-Nie to niemożliwe - zaczął powtarzać te słowa niczym mantrę.
- Jesteś mój! Słyszysz?! - zapłakał spoglądając na Parka - Nie pozwalam Ci umierać! Słyszysz?! - krzyknął zalewając się gorzkimi łzami, które wyznaczały ścieżki wzdłuż jego policzka. Jego dłonie wplotły się we włosy ukochanego, bawiąc się jasnymi kosmykami.
- Najdroższy, co ja ci zrobiłem? - zapłakał spoglądając na jego plecy.
- Będą mi potrzebne zioła by opłukać tą ranę, Panie. Liczy się czas - rzekł młody mężczyzna starając się opanować swoje zdenerwowanie, jak i towarzyszący stres.
Jeon spojrzał na strażników od razu wydając rozkaz - Na co czekacie?! Po zioła! - wrzasnął Jeongguk szlochając. Łzy napływały niepohamowanie do jego oczu, utrudniając mu widzenie. Zamrugał kilka razy powstrzymując słone kropelki, które przysłaniały mu widok.
- Stać! - w komnacie rozległ się głos, na który strażnicy od razu się zatrzymali.
Mężczyzna przekroczył próg rozglądając się po komnacie. Jego ciało okrywał zwiewny karmazynowy materiał, sięgający do kostek.
Korona symbolizująca jego pozycję nie zdobiła jego głowy, lecz wcale mu to nie umniejszało.
Siwe włosy sięgajace mu do ramion były w nieładzie potwierdzając tylko, że został zerwał się ze snu. Wzrok spoczął na Jeonie, który siedział na łożu trzymając w ramionach jasnowłosego. Ciało władcy
- O-Ojcze? - wyszlochał Jeon trzymając w ramionach wiotkie ciało swego ukochanego - Straż po zioła! wrzasnął widząc, jak strażnicy wciąż stoją w miejscu.
- Stać - rzekł zatrzymując ich gestem dłoni - Nigdzie nie pójdą. Zabraniam! - powiedział władca.
- On potrzebuje pomocy! - krzyknął Jeon, a jego łzy bez pohamowania ściekały po policzkach, wkradając się za kołnierz jego białej koszuli - Nie mogę pozwolić mu umrzeć! Słyszysz?! Czy sprawia Ci przyjemność patrzenie na mój ból?! Jeśli on umrze stracisz i mnie! - wrzasnął - Pozwól im do cholery iść po zioła! - krzyknął.
- Jeongguk co ty robisz? Co się z Tobą dzieje!? Otrząśnij się! To jest dziwka. Zwykły skazaniec, którego już dawno powinniśmy nabić na pal! Powinien leżeć martwy za bramą królestwa! - krzyknął
- Nie waż się mówić o nim w ten sposób! - wrzasnął Jeongguk
- Jak śmiesz odzywać się do mnie takim tonem?! - warknął król - Chciałeś go jako swego nałożnika, a ja ci na to pozwoliłem. Lecz czas minął. Miał być zabawką, która urozmaici ci życie przed ślubem - rzekł - Jutro przyjeżdża księżniczka. Jeongguk bierzesz z nią ślub. Musisz spłodzić potomka i być dla niej dobrym mężem. Co więc teraz robisz? - zapytał spoglądając na zapłakanego Jeona.
- Teraz? Teraz naprawdę żyję! Przy nim! Żyję dla niego! Ojcze, ja go pokochałem! - krzyknął kładąc głowę na poranionych plecach Parka i zanosząc się jeszcze większym szlochem - J-Ja się ożenię! Słyszysz!? Zrobię wszystko ale daruj mu życie i pozwól by był u mego boku! By był przy mnie. Nic innego nie pragnę prócz jego w moim życiu! Potrzebuję go! - krzyknął nie mogąc złapać oddechu od narastającego szlochu - Ja go kocham. Tak cholernie go kocham - zapłakał wtulając się w wiotkie ciało jasnowłosego - Ojcze! Proszę! Pozwól mi go ratować! - krzyknął, a król spojrzał prosto w oczy Jeona.
- Pozwolę Ci, lecz gdy tylko wyzdrowieje masz go odesłać ze swej komnaty, gdyż nie jest on twym małżonkiem! Nie ma prawa sypiać obok ciebie - rzekł król - Dopilnuję tego - dodał po czym opuścił komnatę
- Po zioła! - wrzasnął Jeon do strażników.
- Uratujesz go prawda? - zapytał łapiąc medyka za dłoń.
- P-Panie - zaczął.
- Obiecaj mi! - wrzasnął Jeon zanosząc się jeszcze większym szlochem. Był jak w transie, z którego mógł go wybudzić Park.
- O-Obiecuję - rzekł medyk, a Jeon puścił jego dłoń.
- Jiminie wytrzymaj jeszcze chwilę - wyszeptał Jeon ocierając łzy - Musisz być silny, słyszysz skarbie? - dopytał - Jimin! Proszę cię! - wrzasnął - Gdzie te zioła!? - krzyknął na służbę poganiając ich.
- Przyniosłem zioła, Panie! - rzekł strażnik przekazując mały koszyczek z suszonymi roślinami wprost do rąk medyka.
Młody mężczyzna natychmiast zbliżył się do jasnowłosego i spojrzał na jego ranę. Powoli przyłożył do niej odpowiednie zioła, odciągając nimi truciznę i łagodząc ból.
Ciało Parka wciąż lekko drżało, a wzrok był nieobecny. Leżał na kolanach Jeona zwrócony plecami w górę.
- Kocham cię - wyszeptał Jeon - Wytrzymaj najdroższy. Wynagrodzę Ci każdą łzę, ból. Wynagrodzę Ci to wszystko. Musisz doczekać. Zabiorę cię na polanę byśmy razem patrzyli na zachód słońca, tak jak chciałeś - wyszeptał
- Będziemy kochać się pod gołym niebem, wśród kwiatów otoczeni przyrodą. Obiecuję. Tylko ty obiecaj, że mnie nie zostawisz. Mieliśmy zbyt mało czasu - szepnął ujmując jego kruchą dłoń, a po chwili złożył na niej delikatny pocałunek.
Medyk spoglądał ukradkiem na Jeona, który był w rozsypce. Jego wargi drżały chcąc złożyć kolejną obietnicę, tak samo, jak łzy, które były pieczęcią szczerości jego uczucia.
Medyk płukał ranę z wielką ostrożnością spoglądając co chwilę na twarz Parka, która po chwili zaczęła wyrażać ból.
- Reaguje - wyszeptał medyk z ulgą.
- Taehyung! - krzyknął nagle Jeon.
Przywoławszy do siebie swego sługę od razu chwycił go wolną dłonią za ramię.
- Tak, Panie? - zapytał Taehyung pochylając się nad swym władcą.
- Znajdź medyka Lima. Każ zabić go na miejscu - rzekł Jeon ściskając jego dłoń mocniej - Dopilnuj by zginął - wyszeptał.
- Jesteś pewny, Panie? - zapytał ciemnowłosy.
- To morderca! - krzyknął Jeon - Masz wątpliwości?! - dodał.
- Nie mam, Panie. To obrzydliwe co zrobił - odparł Taehyung patrząc w te piękne, ciemne oczy Jeona. Były dla niego całym światem.
- Wyślę ludzi by go znaleźli, Panie - odparł Taehyung kłaniając się, a jego serce wręcz rwało się do Jeona, chcąc zsynchronizować swój rytm z tym jego. Lecz serce następcy tronu należało do kogoś innego.
Taehyung chciał rzucić się w jego ramiona oddając mu wszystko co miał - siebie.
- Możesz już iść - dodał książę nawet nie spoglądając na Taehyunga.
Ciemnowłosy spuścił wzrok po czym wyszedł z komnaty. Jego serce zakłuło, a nienawiść momentalnie napełniła jego naiwne serce zalewając je czernią. Tak cholernie cierpiał. Nienawidził tego uczucia. Czuł się bezużyteczny, lecz napędzała go chęć zemsty.
Pragnienie miłości popychało go w wir nienawiści, w której wręcz się zatapiał chcąc wciągnąć tam Parka.
Był gotów zrobić wszystko. Gdyż tonący chwyta się nawet brzytwy, a on miał zamiar za nią chwycić.
- Ma czucie - zaczął medyk - Muszę podać mu zioła na sen. Jego organizm jest bardzo słaby. Gdy zaśnie będzie w stanie lepiej zwalczyć zatrucie.
- W takim razie wyrażam zgodę. Ufam Ci - rzekł Jeon nie odrywając wzrok od Parka, który powoli odzyskiwał świadomość.
- Jeongguk - wyszeptał cicho jasnowłosy próbując się podnieść. Jego głos był zachrypnięty, a oczy nerwowo szukały Jeona, podobnie jak dłonie.
- Leż spokojnie, najdroższy. Jestem tutaj - rzekł Jeon, a jego oczy zaszkliły się na nowo, lecz tym razem ze szczęścia. Ulga zawitała w jego wnętrzu napełniając jego serce radością - Tak mi ulżyło - dodał całując subtelnie czoło młodszego - Jiminie, kochanie - zapłakał - Tak się bałem - wyszeptał.
- Jeongguk b-boli mnie - sapnął Park niemalże nieprzytomnie. Ból opanował jego ciało. Odzyskiwał czucie, lecz cierpiał coraz bardziej.
- Będzie lepiej - wyszeptał starszy ujmując jego dłoń i składając na niej pocałunek - Zaraz dostaniesz zioła po których zaśniesz - dodał - Już wszystko w porządku - powiedział.
- N-Nie Jeongguk. Nie mogę spać. Boję się - wysapał nerwowo kręcąc głową - Gdzie jest Seokjin? - spytał po chwili próbując się podnieść.
- Twój przyjaciel jest bezpieczny - odparł Jeon gładząc go czule po głowie, a następnie uśmiechnął się do niego - Nie ruszaj się - szepnął odgarniając z jego czoła niesforne kosmyki - Będę cały czas przy tobie. Położę się obok. Będę nad Tobą czuwał - rzekł Jeongguk i usiadł na łożu, opierając się plecami o ramę. Ostrożnie przyciągnął Parka do siebie układając go przy sobie.
- Oprzyj się - szepnął gładząc jego głowę, a Jimin posłusznie położył się na jego klatce piersiowej pozwalając rozluźnić się ciału.
- Panie, zioła - rzekł medyk podając Jeonowi naczynie z ciepłym naparem, a następnie ukłonił się kierując się do wyjścia.
- Dziękuję Ci - rzekł nagle książę - Wynagrodzę Ci to, gdyż jego życie jest dla mnie najcenniejsze - powiedział - Ozłocę cię - dodał.
- Nie ma potrzeby, Panie. To zaszczyt, że mogłem pomóc - odparł medyk.
- Powiedz jak ci na imię? - zapytał Jeon, gdy mężczyzna stał już u wyjścia.
- Hoseok - odparł posłusznie medyk - Pójdę już, Panie - dodał uśmiechając się - Przyjdę niebawem by skontrolować stan chorego - dodał i opuścił komnatę.
Słońce wkradało się na niebo dość szybko odganiając panującą wokół ciemność.
Ptaki rozpoczęły swą wędrówkę po rozjaśniającym się niebie, a ich poranne pieśni umilały poranek. Lecz niektórzy nie byli w stanie wstać.
Martwe ciało medyka leżało pośród wysokich traw. Kałuża krwi otaczała jego ciało. Strużka wciąż świeżej krwi wypływała z rany zabarwiając polną roślinność. Wygłodniałe ptaki krążyły wokół jego zwłok czyhając aż w końcu będą mogły się pożywić.
Dwóch strażników wybiegło pośpiesznje do sali tronowej, a zachwyt wkradł się na usta poddanych, którzy kolejny raz byli świadkami przybycia przyszłej królowej.
- Księżniczka z Południa przybyła, Panie - rzekł jeden z nich, a następnie skłonił się posłusznie czekając na dalsze rozkazy.
Długa błękitna suknia, w którą była przyodziana niewiasta opadała na podłogę, ukrywając pod grubym materiałem jej zgrabne nogi.
Obuwie na małym obcasie uderzało o marmurowe podłoże przy każdym jej kroku. Mocno ściśnięty gorset trzymał jej piersi i uwydatniał talię. Była piękna i młoda.
- Pani przybyła - rzekł gwardzista strzeżący drzwi, a następnie wpuścił młodą kobietę do środka.
- Jesteś Pani - rzekł uradowany król wstając od tronu by przywitać swą przyszłą synową, jak i królową.
- Gdzie książę? - zapytała niewiasta spoglądając na władcę spod swego kapelusza, który zdobił jej głowę.
- Przyjdzie niedługo - odparł król - Usiądźcie Pani - dodał władca wskazując na przygotowany stół.
- Proszę wybaczyć mą nagłość i bezpośredniość, lecz nie mam dziś zbyt wiele czasu, Panie - odparła chyląc głowę - Chciałabym zobaczyć się z mym przyszłym mężem. Odnoszę wrażenie, że nie traktuje mnie poważnie, to ubliżające - dodała.
- To zrozumiałe - rzekł król.
- Pójdę do niego - powiedziała kobieta uśmiechając się w stronę władcy zachodu.
- Oczywiście, Pani - odparł król - Straż! Zaprowadzić księżniczkę do komnaty księcia - rozkazał, a dwóch mężczyzn pojawiło się obok kobiety wskazując jej drogę.
Tymczasem Jeon czuwał nad swym śpiącym ukochanym. Nie spuszczał z niego wzrok nawet na minutę. Jego stan polepszał się powoli, ciało przestało drżeć. Zioła na sen zostały wmuszone do jego ust przez samego Jeona. Jego organizm musiał odpoczywać, a sen był w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem.
- Jiminie - szeptał Jeon składając pocałunki na odkrytych barkach młodszego, chcąc zakomunikować mu iż wciąż jest przy nim.
Jimin był śliczny. Delikatne rysy twarzy i brak zarostu, który jeszcze nie oszpecił jego młodzieńczego lica. Był niczym piękny kwiat, który zakwitł samotnie na obcej ziemi. Każdy chciał go zerwać. Jimin był delikatniejszy niż niejedna niewiasta, które mogły jedynie pozazdrościć mu urody.
- Mój Jiminie - wyszeptał Jeon patrząc na jego twarz - Tak się cieszę, że jesteś już bezpieczny - rzekł Jeongguk - Nie potrafię bez ciebie żyć - dodał wzdychając jego kojący zapach.
Wołanie strażnika poprzedzone przez głośne pukanie rozległo się po komnacie wyrywając Jeona z przemyśleń.
- Książę, księżniczka przybyła - rzekł strażnik informując Jeongguka.
- Gdzie jest? - zapytał Jeon podnosząc się z łoża.
- Pod drzwiami twej komnaty, najdroższy - delikatny, kobiecy głos popieścił uszy Jeona wywołując przyjemne dreszcze na jego ciele. Był niczym śpiew słowika, lecz nie równał się z tym należącym do Jimina.
Jeon pośpiesznie wyszedł z komnaty napotykając za jej drzwiami niewiastę. Kobieta spojrzała na niego spod wachlarza swych gęstych rzęs, a subtelny uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Co tutaj robisz, Pani? - zapytał Jeon spoglądając na nią po czym zamknął za sobą drzwi.
Twarz następczyni południa była nadzwyczaj piękna. Rumiane policzki i blade lico cudownie komponowały się z czerwonymi ustami, które wykrzywiały się w uśmiechu. Ciemne oczy błyszczały, a zgrabny nos dodawał jej dziecięcej urody, czyniąc ją piękną, jak i uroczą.
- Przybyłam by cię poznać, Panie - odparła kłaniając się - Nie miałeś dla mnie czas przy mojej ostatniej wizycie, więc liczę, że choć dziś poświęcisz mi chwilę - powiedziała z uśmiechem.
- Nie rozumiem po co to przedstawienie - rzekł nagle Jeon, a niewiasta spojrzała na niego ze zdziwieniem - Nasz ślub to jedynie formalność i połączenie dwóch królestw, a więc czego ode mnie oczekujesz? - zapytał po chwili.
- Poświęconego mi czasu - odparła - Mam być twą żoną i spędzić przy twoim boku całe życie więc chcę cię poznać, czyż to nie jest oczywiste? - odparła patrząc na niego lekko zasmucona - Wolałbyś Panie, bym została żoną księcia wschodu? - zapytała po chwili, a Jeon podniósł na nią swój wzrok
- Doniesiono mi o jego śmierci dlatego jestem tutaj, Panie - dodała.
- Nalegam na spacer - powiedziała nieustępliwie, spoglądając w ciemne oczy Jeona.
- Zatem dobrze. Zgadzam się - rzekł - Zaczekaj chwilę, Pani - dodał - Taehyung! - krzyknął przywołując do siebie swego głównego sługę.
- Tak, Panie? - zapytał Taehyung zjawiając się na wezwanie Jeongguka. Ukłonił się przed księżniczką, a następnie zbliżył się do Jeona - Mów, Panie - rzekł.
- Zajmij się nim - szepnął mu na ucho - On śpi. Po prostu przy nim czuwaj. Gdyby się obudził wyślij po mnie służbę - szepnął mu na ucho, a następnie spojrzał na księżniczkę i uśmiechnął się lekko w jej kierunku - Zatem chodźmy - dodał.
Taehyung odprowadził ich wzrokiem, a następnie wszedł do komnaty. Już od progu dojrzał bezwładne ciało Parka leżące na łożu.
Spał nie będąc świadomym co dzieje się wokół.
Jego umysł krążyły gdzieś pomiędzy jawą, a snem. Ciemne oczy Taehyunga spoczęły na jego twarzy badając każdy fragment jego delikatnego, młodzieńczego lica, które okalały jasne kosmyki. Miarowy oddech opuszczał jego malinowe usta, a krople łez wydostawały się spod jego zamkniętych powiek świadcząc o bólu, który odczuwał.
- Śpij spokojnie - wyszeptał nagle Taehyung, a jego niski głos odbił się echem od grubych ścian. Podszedł bliżej i nachylił się nad nim - Przyszedłem by nad Tobą czuwać - zaczął - Wiesz, iż nie mogę znieść twojego istnienia? Nie wiem jeszcze kim jesteś ale irytuję mnie iż za każdym razem unikasz śmieci. Ale wiesz co? Bedę cię zabijał za każdym razem na nowo aż padniesz martwy u mych stóp! Zabrałeś mi wszystko! Zabrałeś mi jego! On jest dla mnie wszystkim... Uspokoję cię! Rozumiesz?! - dodał i pociągnął Parka za włosy. Miał ochotę go uderzyć, zniszczyć, pozbawić wszystkiego i odebrać mu Jeona. Pragnął jego śmierci bardziej niż czegokolwiek. To cholerne uczucie zaślepiło go czyniąc z niego kata i mordercę. Był samotny ze swym cierpieniem. Jego miłość do Jeona była silna, a wręcz obsesyjna, a jedynym rozwiązaniem jakie widział była śmierć Parka.
- Jesteś po prostu przeszkodą, którą muszę usunąć. Zginiesz - wyszeptał patrząc na spokojną twarz jasnowłosego, która była pogrążona we śnie - Czyż nie lepiej było byś zasnął? - zapytał gładząc jego policzek - Na zawsze? - wyszeptał śmiejąc się - Nikt nigdy nie pokocha go tak jak ja, rozumiesz? - rzekł, a łzy wydostały się z jego oczu, kolejny raz mocząc jego policzki - Przez ciebie stałem się złą osobą. Popychasz mnie w otchłań grzechów - krzyknął - Lecz będę grzeszyć! Będę za każdym razem! Dla niego! Wiem, że gwiazdy słyszały mnie tamtej nocy. Spełni się - dodał - Zgotuję Ci piekło, które cię pochłonie - mówił - Pamiętaj, że twój przyjaciel jest pod moją opieką - dodał - Lepiej zbudź się szybciej - wyszeptał- Zabiorę ci go tak jak ty odebrałeś mi Jeongguka, lecz odbiorę Ci go w brutalniejszy sposób - dodał - Będziesz dławić się łzami - szepnął.
*
- Piękny ogród, Panie - powiedziała niewiasta uśmiechając się w stronę Jeona, który był myślami zupełnie gdzie indziej. Jej delikatna dłoń dotknęła płatków róż, kwitnących wokół. Wzdłuż ścieżki wyłożonej kamieniami kwitły różne odmiany kwiatów o cudownej woni. Wszędzie unosił się przyjemny zapach, który cudownie współgrał ze świeżym powietrzem. Szum fontanny docierał do uszu niewiasty, a jej oczy radowały się widokiem rozkwitającej roślinności.
Lecz Jeongguk nie podziwiał widoków jakie zaoferowała im natura i ciężka praca służby. On myślał o innym kwiecie, który od pierwszego wierzenia zachwycił go swym pięknem i delikatnością.
Zamach na życie Parka wiele go kosztował, a obraz cierpiącego Jimina wciąż stał mu w oczach. Pragnął teraz przy nim czuwać. Obiecał mu to. Lecz jego status społeczny nie pozwalał mu zaniedbywać obowiązków.
- Jesteś nieobecny, Panie - zaczęła księżniczka widząc, że Jeon nawet nie próbuje nawiązać z nią kontaktu. Jej dłoń dotknęła jego ramienia chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Tak? - zapytał Jeon ocknąwszy się z letargu myśli.
- Mówiłam, że jest tutaj pięknie - powtórzyła uraczając go swym pięknym uśmiechem
- To prawda. Służba bardzo dba o ten ogród - odparł.
- Śmierć twego wroga... - zaczęła nagle, a Jeon zatrzymał się spoglądając na nią - Spotkałam się z nim niedawno. Sam rozumiesz nie mamy ze wschodem napiętych stosunków. To przyjazne, lecz słabe królestwo - mówiła, a Jeon zmarszczył brwi starając się zrozumieć w jakim kierunku podążają jej słowa -Tak samo jest z książętami - zaśmiała się - Ty silny i dostojny, a on? - zaczęła przerywając na moment - Zniewieściały i wrażliwy - dodała - Widocznie to śmierć była jego przeznaczeniem. Ułatwił nam wszystko - zaśmiała się, a Jeon poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa przechodzi dreszcz - Nie nadawał się na władcę, lecz ty - zaczęła wędrując dłońmi na tors księcia - Ty Panie, masz silną rękę, która na pewno potrafi władać - powiedziała patrząc mu w oczy.
- Powinienem już wracać - rzekł oschle Jeon, a jego dłoń chwyciła tą należącą do księżniczki, by zsunąć ją ze swego ciała - Mam wiele obowiązków - dodał odwracając się w kierunku wyjścia.
- Ale - zaczęła niewiasta odprowadzając go wzrokiem - Jeongguk! - krzyknęła za nim nie zwracając uwagi na zwroty szacunku, którymi powinna uraczyć mężczyzę - Jak możesz mnie tak traktować?! - wrzasnęła za nim.
Jeongguk szedł korytarzem podążając w stronę swej komnaty. Pchnął ciężkie drzwi nie czekając aż strażnicy mu usłużą. Wszedł do środka od razu napotykając Taehyunga, który siedział na łożu tuż przy jasnowłosym.
- Dziękuję, Taehyung - zaczął podchodząc bliżej I położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Śpi, jak aniołek - uśmiechnął się ciemnowłosy, a jego oczy błysnęły przy spotkaniu z tymi należącymi do Jeona.
- Jest, jak anioł - zaczął Jeon - Jest tak młody. Nie ma jeszcze osiemnastu lat, a tyle złego spotkało go w życiu - dodał - Chcę mu to wynagrodzić lecz nie potrafię - westchnął - A co z jego przyjacielem? Pytał o niego. Muszą być sobie bliscy - dodał Jeon.
- Dochodzi do siebie. Kazałem przygotować mu komnatę obok kucharek - rzekł Taehyung.
- A medyk? - zapytał niepewnie Jeon.
- Martwy, tak jak kazałeś - odparł ciemnowłosy.
- Zatem dobrze - rzekł Jeon.
- Musisz być ostrożny, Panie. Zauważyłem, że wielu z poddanych, jak i służby czyhają na życie twego nałożnikowi - zaczął Taehyung spoglądając na Jeona.
- Taehyung - wyszeptał nagle Jeongguk - Nie nazywaj go tak. Kocham go i chcę żebyś wiedział coś jeszcze – zaczął.
- Tak? – spytał Taehyung.
- Chcę byś pomógł mi go chronić - wyszeptał
- Pomogę, Panie - szepnął ciemnowłosy chwytając dłonie Jeona.
- Ty nie rozumiesz - wyszeptał Jeon kręcąc głową - W jego żyłach płynie błękitna krew – zaczął - To książę. Książę ze wschodu – wyszeptał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro