°• three •°
We wschodnim królestwie służba, jak i straże gorączkowo poszukiwały zaginionego księcia. Od czasu opuszczenia przez niego zamku minęło niespełna osiem godzin, ale to wystarczyło by postawić wszystkie służby w stanie gotowości.
- Panie, przeszukaliśmy cały obszar, aż do granicy. Nie ma po nim śladu - zaczął jeden z wojskowych stając przed władcą królestwa Park.
- Masz odwagę i czelność przychodzić do mnie z taką informacją!? - krzyknął król uderzając pięścią w stół.
- Wybacz panie - odparł z pokorą spuszczając głowę.
- Na pewno niedokładnie przeszukiwaliście teren! - rzekł władca, a jego ton głosu był podniosły.
- Panie! - zaczął nagle drugi ze straży wbiegając na salę tronową kłaniając się zdyszany przed władcą.
- Koń księcia Jimina powrócił, lecz bez niego - odparł od razu ze smutkiem umieszczając spojrzenie w marmurowym podłożu nie chcąc patrzeć w oczy króla.
*
Jasnowłosy uchylił powieki, czując jak jego skórę muska przyjemny wiatr. Chłodne powietrze pieszczotliwie mierzwiło jego jasne kosmyki, a promienie słoneczne delikatnie pieściły jego twarz. Czuł, ramiona otaczającego jego talię. Wzdrygnął się nieco na to uczucie i zachwiał, lecz uścisk wokół jego bioder zacieśnił się powstrzymując go przed upadkiem.
- Nie ruszaj się bo spadniesz - usłyszał tuż przy swoim uchu. Wstrzymał oddech, a serce znów rozpoczęło tą szaleńczą pogoń. Siedział na koniu tuż przed księciem tego królestwa, który zabezpieczał go swoimi ramionami by nie spadł.
Park patrzył przed siebie czując się naprawdę nieswojo. Przecież był tak blisko swojego największego wroga. Miał go spotkać jedynie przy jakimś pojedynku, a tymczasem siedział tuż przed nim otoczony, jego ramionami.
Jego plecy przylegały do jego klatki piersiowej, a serce znów zaczęło bić w tym szaleńczym tempie.
Starał się nie pokazać po sobie, że to wszystko go przytłacza, lecz jego ciało znów niekontrolowanie zadrżało tym samym ujawniając wszelkie skrywane emocje.
W oddali jego oczy dostrzegły chorągwie powiewające na szczycie jednej z wysoko wzniesionych wież.
Książę Park objął spojrzeniem zamek, który z każdą sekundą coraz bardziej uwydatniał się zza zieleni drzew.
Wielki most opuścił się tuż przed nimi, a straże stojący u wejścia skłonili się aż po pas widząc nadjeżdżającego księcia. Ich spojrzenia przelotnie zbadały jasnowłosego.
- Panie - powiedział Taehyung, gdy Jeon zsiadł z konia. Mimo ich tytułów, jak i różnych kategorii społecznych byli dla siebie jak bracia. Taehyung był przy nim już od najmłodszych lat. Jego ojciec również służył królowi więc, on jako syn wiernego sługi władcy też zaczął pełnić podobną funkcję. Rodzina królewska darzyła ich zaufaniem. Byli oni stanowczy i odpowiedzialni w swoich czynach. Nie dopuścili się również żadnej zdrady, co jeszcze bardziej potęgowało ufność władców i wiarę w ich szczerość oraz dobre zamiary.
- Zaprowadzę go do króla - zaczął, a Jeon spojrzał na jasnowłosego, który wciąż siedział na koniu ze spuszczoną głową.
- Dobrze - odparł po chwili - Tylko dobrze go traktuj. Widać, że się lęka - dodał i poklepał Taehyunga po ramieniu, a następnie skierował się w stronę pałacu.
- Zsiądź z konia - powiedział stanowczo w stronę jasnowłosego, gdy tylko Jeon się oddalił. Młodzieniec zadrżał na jego ton - Na co czekasz?! - krzyknął Taehyung i pociągnął go za ramię. Książę Park zsunął się z konia padając boleśnie na ziemię. Jęknął z bólu, a jego oczy na nowo zaszkliły się łzami. Rana na jego udzie powodowała coraz większy ból, a materiał, który ją uciskał zmienił swoją barwę ociekając krwią.
- Wstań! - powiedział, a Park spojrzał na niego swoimi mokrymi od łez oczyma. Bał się go, a sytuacja, jak i miejsce w jakim się znajdował tylko potęgowała obawy i strach.
Gdy Taehyung zobaczył bierność po stronie jasnowłosego pociągnął go za ramię do góry, tak by stanął na nogi. Następnie popchnął go do przodu tym samym nakazując mu iść.
Szli przez pałac kierując się do pomieszczenia, w którym znajdował się władca królestwa Jeon. Stąpali po marmurowym podłożu zbliżając się do sali tronowej. Park rozglądał się wokół. W jego myślach przewijały się różne scenariusze. Strach rósł z sekundy na sekundę, a obecność Taehyunga jeszcze bardziej potęgowała to negatywne uczucie.
- Stój! - powiedział nagle rozkazując jasnowłosemu, aby tamten się zatrzymał - Daj dłonie - rzekł i nim delikatny młodzieniec zdążył wykonać jego polecenie chwycił stanowczo jego kruche nadgarstki i owinął je grubym sznurem ciągnąc za końce. Książę znów poczuł, jak lina wbija się w jego skórę. Jęknął cicho z bólu, a łzy znów spotkały się z jego rumianymi policzkami.
Po chwili ogromne drzwi zostały przed nimi otwarte, a Taehyung pchnął jasnowłosego do przodu, aby ten wszedł do środka.
Park spojrzał przed siebie, a jego oczy ujrzały mężczyznę w średnim wieku, który siedział na tronie. Jedwabna koszula okrywała jego ciało, a peleryna w delikatnej czerwieni obszyta futrem z gronostajem osłaniała jego plecy. Parę sygnetów połyskiwało na długich placach, a głowę zdobiła korona wysadzana drogimi kamieniami.
- Panie - powiedział Taehyung kłaniając się przed władcą, lecz król nie zwrócił uwagi na syna swojego wiernego sługi. Od razu obarczył wzrokiem jasnowłosego, który wciąż stał. Nie skłonił się. Taehyung widząc to od razu zareagował.
- Na kolana! - krzyknął popychając jasnowłosego.
Park padł na kolana nawet nie patrząc na władcę tego królestwa. Poczuł się upokorzony.
- Panie, wraz z księciem byliśmy dziś na polowaniu. Znaleźliśmy go. Chciał zbiec, ale w porę go schwytałem - powiedział.
- Dobrze, dziękuję ci - rzekł zwracając się do Taehyunga.
- Kim jesteś? - zapytał król zwracając się do Parka, a jasnowłosy spojrzał na niego swoimi brązowymi oczyma. Milczał.
- Pytałem, kim jesteś? - rzekł władca ponawiając pytanie, lecz żadne słowo nie opuściło ust jasnowłosego.
- Ostatni raz zapytam. Kim jesteś? - spytał król, lecz i tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Usta Parka były zamknięte niczym skarbiec do, którego klucz przestał istnieć. Ułożone w wąską linię jedynie nieco połyskiwały.
- Do lochu z nim! - powiedział król - Od jutra będzie miał okazję zamilknąć na wieki - dodał, a Taehyung chwycił ramię jasnowłosego niedelikatnie go podnosząc.
Zeszli do podziemnej części zamku, gdzie znajdowały się królewskie więzienia. Zimne powietrze zetknęło się z delikatną skórą jasnowłosego powodując dreszcze na jego ciele. Sługa księcia otworzył długim kluczem jedną z cel, a następnie pchnął Parka na brudne i mokre podłoże wyłożone słomą. Jasnowłosy nawet nie próbował się podnieść. Jego udo znów zaczęło krwawić, a ból opanował jego delikatne ciało. Taehyung zamknął wejście i spojrzał na księcia przez metalowe kraty, a następnie bez słowa zniknął z jego pola widzenia. Park czuł wygłodniałe spojrzenia innych więźniów, którzy byli oddzieleni od niego jedynie zardzewiałymi, kratami. Jasnowłosy skulił się, a zimne powietrze zetknęło się z jego skórą kolejny raz.
Cela, w której się znajdował była mała. Kamienne ściany i wilgotne podłoże wyłożone gdzie nie gdzie słomą sprawiały, że po plecach Parka na nowo przechodziły dreszcze. Jego ciemne oczy ponownie wypełniły łzy, a uczucie bezradność rozrywało go od środka.
Siedział skulony, drżąc z zimna. Krople słonej cieczy wciąż spływały po jego delikatnym policzku, a niepewność rosła z każdą sekundą.
*
- Taehyung? - zaczął Jeon wychodząc z wanny, a jego sługa zaczął wycierać jego wilgotne ciało miękką tkaniną. Następnie podał mu satynowy szlafrok pomagając mu go nałożyć. Materiał od razu okrył idealne ciało przyszłego władcy przylegając do niego.
- Tak, Panie? - spytał Taehyung zawiązując sznur w jego szlafroku, tak by materiał nie odkrył ciała władcy.
- Ten młodzieniec, którego dziś znaleźliśmy... Gdzie jest? - spytał.
- Wasz ojciec kazał wtrącić go do lochu. Nic nie mówi. Najprawdopodobniej jutro zostanie stracony - odparł.
Książę przytaknął tylko i wyszedł z zaparowanego pomieszczenia przechodząc do sypialni. Kilka kobiet weszło do łaźni tuż po jego wyjściu by posprzątać po jego kąpieli.
Chwilę potem książę został sam. Położył się na łóżku patrząc w bogato zdobiony sufit. Niebo już od kilku godzin rozświetlały gwiazdy. Jego oczy pomimo zmęczenia wciąż pozostawały otwarte. Nie mógł zasnąć. Nie pozwalały mu na to myśli, które krążyły wokół tego młodzieńca. Jego tożsamość nie dawała Jeonowi spokoju. Próbował zapomnieć i po prostu zasnąć, lecz te myśli uparcie powracały uniemożliwiając mu sen.
Wstał i pośpiesznie okrył swoje ciało dziennym odzieniem wychodząc z komnaty.
- Panie? - spytał jeden ze strażników stojący tuż przy jego drzwiach.
- Spokojnie, nic się nie dzieje. Muszę wyjść w pilnej sprawie - odparł młody władca.
- Ale Panie jest już noc - odparł mężczyzna strzeżący komnaty księcia.
- Za chwilę wrócę - rzekł i pośpiesznie ruszył przed siebie.
- Wpuścić - powiedział stojąc przy drzwiach prowadzących do lochów. Po chwili masywne drzwi zostały przed nim otwarte, a on wszedł do królewskich więzień. Zimne powietrze od razu spotkało się z jego ciepłą skórą wywołując na jego plecach dreszcze. Szedł mijając jakiś okolicznych zbrodniarzy, którzy widząc go wręcz rzucali się na kraty błagając o litość. Byli też tacy, który krzyczeli różne podłe słowa, jak i obelgi, lecz jego uwagę przykuł ten delikatny i wystraszony młodzieniec. Siedział w najmniejszej celi drżąc z zimna.
- Daj klucze od tej celi - zwrócił się do strażnika, który wszedł za nim. Na jego głos jasnowłosy odwrócił się spoglądając na nań. Jego oczy były zmęczone i mokre od łez, które wciąż spływały po jego rumianych, lecz tym razem od zimna policzków.
- Ale Panie - zaczął mężczyzna wahając się.
- Daj klucze! - krzyknął książę wręcz wyrywając z jego rąk pożądany przedmiot. Otworzył celę i pchnął lekko stare, zakratowane drzwi.
Jasnowłosy spojrzał na Jeona.
- Zostaw mnie z nim samego - rzekł do strażnika, lecz widząc, że mężczyzna zwleka co do decyzji i wykonania polecenia Jeon powtórzył - Powiedziałem, żebyś zostawił mnie samego! - krzyknął, a mężczyzna skłonił się i odsunął.
- Zimno ci? - zapytał zwracając się łagodnie w stronę kruchego młodzieńca, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
Jeon nie musiał jej słyszeć. Widział jak jasnowłosy drży. Położył swoją dłoń na tych należących do Parka. Książę z drugiego królestwa jęknął cicho odsuwając się jeszcze bardziej w kąt.
- Masz zimne dłonie - zaczął ciemnowłosy dotykając poranionych nadgarstków więźnia. Na jego nagły gest Park zadrżał. Ich skóry przelotnie się musnęły. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, lecz nawet przez tak krótki czas jasnowłosy zdążył poczuć ciepło, które płynęło z dłoni ciemnowłosego.
- Masz, załóż to - zaczął zdejmując z siebie materiał, który dotychczas okrywał jego plecy. Park spojrzał na niego swoimi zapłakanymi oczyma. Jeon widząc bierność ze strony jasnowłosego narzucił drogą tkaninę na jego zziębnięte plecy.
Książę spojrzał na młodzieńca uśmiechając się lekko. Po czym wstał z zamiarem odejścia.
- D-dziękuję - wyszeptał nagle jasnowłosy, a Jeon pierwszy raz mógł usłyszeć jego delikatny głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro