°• seventeen •°
- Panie, jesteś pewny? - spytał spoglądając na Jeona z bólem w oczach lecz książę go nie dostrzegł, nie dostrzegł jego smutku i cierpienia, jak i silnego uczucia, którym tamten już od dawna go darzył. Oczy Jeongguka również były zaślepione tym podstępnym uczuciem, jakim była miłość. One widziały jedynie Parka, który stał się przyczyną jego szczęścia. Spełnił marzenie, o którym śnił co noc, patrząc w gwiazdy. Sprawił, że Jeongguk był w stanie pokochać szczerze. Serce księcia zachodu wybijało rytm jego imienia, jego usta je wymawiały, a ciało krzyczało, tląc w środku ogień, który rozpalił w nim jasnowłosy.
- Nigdy nie byłem bardziej pewny, Taehyungie - rzekł Jeongguk przerywając ciszę, która chwilowo zapanowała między nimi.
- Ale Panie, przecież to mężczyzna - zaczął nagle główny sługa.
- Czy to ma znaczenie? Czy dlatego, że jest mężczyzną mam okłamywać swoje serce, gdy ono lgnie do niego i wybija jego imię? - rzekł Jeongguk - Sam mi mówiłeś, że zawsze warto podążać za głosem serca - powiedział - Taehyung, nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. On jest przyczyną mego szczęścia - dodał Jeon.
Taehyung milczał wsłuchując się w słowa Jeongguka, które raniły jego serce. Czuł, jak pot oblewa jego skórę, a łzy cisnął mu się na oczy. Wszystkie emocje próbowały znaleźć ujście, lecz nie mógł na to pozwolić.
Lgnął nawet do tych podłych zdań, gdyż wymawiały je usta, które kochał. Gnił od środka, a smutek i rozpacz przeobrażała się w nienawiść do jasnowłosego. Bał sie, że straci nad sobą panowanie, a właśnie tak się działo.
- A teraz, gdy już wiesz to traktuj go jak swego brata - rzekł Jeon uśmiechając się - Jest dla mnie najważniejszy. Cenniejszy niż jakiekolwiek klejnoty czy władza. Jest wszystkim co mam. A teraz jedźmy już. Trzeba ich dogonić - dodał książę, a Taehyung jedynie skinął głową. Ból paraliżował jego wnętrze. Czuł, że umiera z cierpienia, a nieme krzyki wychodziły z jego ust przeobrażając się w cichą zgodę na rozkaz Jeona.
- Tak, Panie - wyszeptał dosiadając swego konia, by po chwili ruszyć i jechać u boku swego Pana.
Widział, jak Jeongguk popędza zwierzę by, jak najszybciej znaleźć się przy jasnowłosym.
Każdy z tych trzech mężczyzn był w rozsterce, a miłość raniła ich jednocześnie napełniałając serce ślepą nadzieją.
Kopyta koni uderzały o podłoże, a wokół rozległy się strzały. Park jechał przy boku Jeona obserwując przebieg polowania.
- Jak Ci się podoba? - zapytał Jeongguk spoglądając na jasnowłosego, który był pogrążony w swych myślach.
- To chyba nie dla mnie - odparł - Lecz cieszę się, że mogłem ci towarzyszyć i że w końcu mam okazję pojeździć konno - dodał Park, a na jego ustach zagościł uśmiech.
- Pięknie się uśmiechasz - wyszeptał Jeon spoglądając na niego. Park spuścił wzrok patrząc zawstydzony na swe dłonie, w których trzymał wodze.
- Panie! - krzyknął jeden ze świty, a Jeon skinął głową i zacinsął uda na bokach zwierzęcia zmuszając go do biegu. To jego zadaniem było zabicie zwierzyny. To było jego obowiązkiem, a każda zabita sarna czy dzik stawała się tak zwanym trofeum.
- Na co czekasz? - zapytał nagle Taehyung podjeżdzając do jasnowłosego. Park spojrzał w jego oczy, z których wręcz wylewała się nienawiść. Jasnowłosy skierował wzrok przed siebie i zacisnął uda nakazując zwierzęciu by ruszyło.
Park podążał za Jeonem obserwując, jak ten zmierza w kierunku zwierzęcia. Obserwował jego skupienie i to jak celnie trafia w sarnę. Lecz wtedy w zasięgu jego wzroku pojawił się mężczyzna, który przygotowywał się do strzału. Stał ukryty za drzewem.Momentalnie jego serce zabiło mocniej, a dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, gdy jego oczy dojrzały znak wschodu na jego piersi. Mężczyzna naciągnął łuk chcąc oddać strzał w kierunku Jeona.
- Jeongguk! - krzyknął Park poganiając konia by osłonić Jeongguka swym ciałem, lecz nim zdążył do niego dotrzeć mężczyzna ze wschodu padł martwy, a strzała przebiła jego serce.
- Nie musiałeś się fatygowyć - rzekł Taehyung podjeżdzając do nich i chowając łuk - Te ścierwa ze wschodu zawsze próbują zamachnąć się na życie księcia - dodał spoglądając przy tym na Jimina.
- Taehyung dziękuję - szepnął Jeon i spojrzał na Parka. Był mu wdzięczny. Poczuł ciepło ma sercu, gdy zrozumiał, że Jimin był gotów osłonić go swym ciałem.
Park schylił głowę czując, jak słowa Taehyunga ranią jego serce. Za każdym razem wspomnienie o jego ojczyźnie sprawiało mu wielki ból. Czuł cholerną tęsknotę oraz niesprawiedliwość. Zyskał Jeona, lecz stracił ojca, którego tak bardzo kochał. Gdy tylko usłyszał o swym pochodzeniu, poczuł, jak łzy napływają do jego oczu, a rozczarowanie opanowują jego młode serce.
To był impuls, gdy jego uda zacisnęły się na bokach zwierzęcia każąc mu ruszyć. Koń zarżał, rzucając się do biegu, niosąc na sobie jasnowłosego.
- Jimin! Stój! - krzyknął Jeongguk, lecz Park popędził przed siebie czując, jak łzy napływają do jego oczu, utrudniając mu widzenie. Obraz przed nim był rozmazany, a ból utrudniał mu oddychanie. Czuł cholerną niesprawiedliwość. Nienawidził losu. Sam nie wiedział czego tak naprawdę chciał. Jego myśli były nieuporządkowane, co tylko pogarszało jego stan.
- Książę! - krzyknął Taehyung widząc, jak jego Pan podąża za jasnowłosym - Przeszkujacie teren - nakazał świcie - Tych kurw ze wschodu może być więcej - dodał, a sam ruszył za Jeonem.
Jimin kierował się przed siebie, a jego głośny szloch zagłuszał stukot kopyt zwierzęcia. Myśli krążyły wokół jego ojczyzny, która tak po prostu go oszukała. Ziemie w których się narodził były dla niego obce. Był sam. Jego największy wróg, którego miał zabić zapiekował się w nim. To wszystko wywoływały w nim dość sprzeczne uczucia. Pogubił się, lecz mimo wszystko tęsknił za ojcem, który tak naprawdę nigdy go nie kochał. On potrzebował miłości i dostał ją, na wrogich ziemiach.
Nie zauważył, że ktoś za nim podąża. Mężczyzna w średnim wieku chciał odebrać mu życie. To był moment, gdy oddał strzał trafiając w zwierzę, które z głośnym rżeniem padło na ziemię wraz z Parkiem. Jasnowłosy jęknął z bólu, a jego ciało opadła na twarde podłoże. Spojrzał przed siebie widząc mężczyznę, który zeskoczył z konia wyjmując miecz. Jimin spojrzał na niego wystraszony, a pot oblał jego ciało. Był bezbronny. Nie miał żadnego narzędzia, którym mógłby się obronić. Był zdany jedynie na litość. Jego oczy patrzyły na mężczyznę, a ciało drżało niekontrolowanie. Tak cholernie się bał. Obawiał się bólu. Oczyma wyobraźni widział, jak miecz w jego dłoni wbija się boleśnie w jego brzuch.
- N-nie zabijaj mnie - wyszeptał Park.
- Książę - rzekł nagle mężczyzna rozpoznając w jasnowłosym następcę tronu, który od dawna uchodził za martwego. Lecz to były jego ostatnie słowa, gdyż ostry miecz należący do księcia zachodu wbił się w jego plecy odbierając mu życie. Mężczyzna osunął się na ziemię, a z jego ust wypłynęła krew, brudząc nieznacznie mech.
- Nic ci nie jest? - wyszeptał Jeongguk podchodząc do Jimina ówcześnie chowając ostrze, które odebrało życie najeźdźcy. Klęknął przy młodszym, a jego oczy były przepełnione troską, jak i strachem.
- Jiminie - szepnął - Wystraszyłeś się? - zapytał łapiąc jego dłoń.
- On był ze wschodu - wyszeptał Jimin spoglądając na konającego mężczyznę.
- Chciał cię zabić, Jiminie - odparł Jeon dotykając policzka jasnowłosego i gładząc go delikatnie.
- R-rozpoznał mnie - odparł Park, a do jego oczu napłynęły łzy.
- Jiminie, on cię widział. Musiał umrzeć - dodał Jeon - Gdy dowiedzą się, że żyjesz to będzie koniec. Zabiją cię. A ja nie dopuszczę do tego - wyszeptał.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił...
- Ale - wyszeptał jasnowłosy patrząc na zabitego mężczyznę.
- Każdemu kto przekroczy granice grozi śmierć, Jimin - rzekł Jeongguk - A on to uczynił. Tak samo jak poprzedni - dodał.
- Więc mi też. Mi też należy się śmierć - odparł Park.
- Przestać tak mówić. Z Tobą jest inaczej - powiedział Jeon, a Park wciąż spoglądał na martwego wysłannika ze wschodu.
- Jimin nie patrz tam - powiedział Jeon i zakrył mu ten drastyczny widok swym ciałem - Wracajmy - dodał i pomógł jasnowłosemu wstać, upewniając się przy tym czy nic mu nie jest. Przyciągnął swego konia za uzdę, a następnie dosiadł go podając jasnowłosemu dłoń. Jimin chwycił ją i usiadł przed Jeonem będąc między jego ramionami. Jeon zawrócił zwierzę ciągnąc wodze w tył, a następnie ścisnął udami boki wierzchowca, popędzając go.
- Nigdy więcej nie zabiorę Cię na polowania. Są zbyt niebezpieczne - rzekł Jeon - A ty zbyt cenny - dodał.
- Więc ty też na nie nie jeźdź - zaczął Park.
- Ale kocham to, Jimin - odparł.
- Bardziej niż mnie? - zapytał nagle.
- Nie ma rzeczy, którą kocham bardziej niż Ciebie - wyszeptał.
*
- Piękna zwierzyna - rzekł jeden ze świty przygotowując ognisko, by upiec upolowaną zdobycz. Inni zaś nalewali trunki do pucharów, a pozostali rozbijali namioty.
Park był zmęczony. Siedział przy ognisku opierając się o klatkę piersiową Jeona i rozmyślając nad czymś. Wciąż miał w głowie widok jednego z wysłanników ze wschodu, który rozpoznał w nim swego władcę.
- Jesteś zmęczony? - zapytał Jeon szepcząc mu do ucha.
- Mówiąc prawdę to tak - odparł.
- Słudzy zaraz skończą szykować nasz namiot więc położysz się - rzekł Jeon - Ale najpierw musisz coś zjeść - dodał i sięgnął po najbardziej wyszukany kawał mięsa, a następnie przyjął od sługi puchar z winem podając go Parkowi.
Jeon czuł wzrok Jimina, który intensywnie wpatrywał się w ostrze znajdujące się przy jego pasie.
- Na co spoglądasz? - zapytał Jeongguk nawiązując kontakt wzrokowy z jasnowłosym.
- Dawno nie miałem tego w dłoniach - rzekł niepewnie spoglądając na miecz przy pasie Jeona.
- Jeśli chcesz się spróbować to pozwalam - zaczął wyciągając miecz zza pasa, a następnie wręczył go Jiminowi.
- Taehyung, spróbujesz się z nim? - zapytał Jeon, a główny sługa od razu wstał wyciągając swój miecz.
- Z przyjemnością - odparł.
Pojedynek, był czymś co kochali mężczyźni. W pewien sposób pokazywało to ich wartość. Stanęli naprzeciw siebie, lecz Jimin czuł strach patrząc w oczy Taehyunga. Widział w nich brak ogłady i domyślał się, że ciemnowłosy jest zdolny do wszystkiego.
Park zrobił krok do przodu, a po chwili dwa ostrza uderzyły o siebie krzyżując się. Charakterystyczny dźwięk obiajania metalu o siebie był doskonale słyszalny. Lecz nie minęła nawet chwila, a miecz, który trzymał jasnowłosy został wytrącony z jego dłoni. Ostrze padło na ziemię, a Park został bez broni. Silna dłoń Taehyunga przyciągnęła go do siebie, a plecy młodszego uderzyły o klatkę piersiową ciemnowłosego. Ostrze Taehyunga znalazło się przy jego szyji pokazując jego przegraną pozycję. Jimin stał spoglądając na miecz, który niemal dotykał jego gardła. Czuł jego zapach i oddech przy swoim uchu. Widział spojrzenia pozostałych oraz Jeona, który obserwował wszystko uważnie. Czuł się żałośnie, jako przegrany. Po chwili usłyszał szept starszego - On jest mój - powiedział cicho i odepchnął od siebie Parka, który padł na kolana, a Taehyung odszedł, chowając swój miecz.
*
Wino lało się litrami, a Jeon zdawał się być coraz bardziej daleki od otaczającej go rzeczywistości. Pił rzadko, lecz teraz czuł potrzebę upojenia się. Stres spowodowany dzisiejszym polowaniem był zbyt uciążliwy, by zostawić go bez ujścia.
- Nalej mi jeszcze - rzekł stanowczym tonem Jeongguk.
- Jeongguk, proszę nie pij już - wyszeptał Park prosto do jego ucha - Jestem zmęczony - dodał, a Jeon bez namysłu wciągnął go na swoje kolana, gładząc jego udo, które opinały czarne, materiałowe spodnie.
- Każę Taehyungowi cię odprowadzić do namiotu - wyszeptał całując jego kark.
- Jeongguk, chcę iść z Tobą - rzekł, unikając jego natarczywego dotyku.
- Dołączę do Ciebie za chwilę. Zaczekaj na mnie w namiocie - odparł. Wszyscy spoglądali na nich zaskoczeni tą niebywałą bliskością, lecz każdy z nich wiedział, że to jedynie nałożnik, który musi zadowolić ich Pana. Wszyscy, prócz Taehyunga, który znał tą bolesną prawdę.
- Taehyung, zaprowadź go do mojego namiotu - nakazał Jeongguk spoglądając na swego sługę, który skinął posłusznie głową i podszedł do Parka czekając, aż ten wstanie. Jasnowłosy podniósł się z kolan Jeona podążając przed siebie.
- To tutaj - zaczął wskazując na królewski namiot - Lecz mam wątpliwości czy to odpowiednie miejsce dla bezwartościowej dziwki - dodał odchodząc.
- Dolejcie! - krzyknął Jeon opróżniając kolejne naczynie.
- Na co czekacie? Wasz Pan powiedział żebyście napełnili jego puchar! - krzyknął Taehyung wracając i pomagając służbę. Po czym zajął miejsce obok Jeona.
Tymczasem Park układał się do snu, a łzy moczyły jego policzki. Niebieska szata, w odcieniu lazurwym okryła jego delikatne ciało. Noc była dość chłodna, a wiatr wdzierał się do namiotu. Park nie mógł zasnąć. Nieustannie czekał na powrót Jeona, chcąc poczuć jego ciało, gdyż tylko wtedy mógł poczuć się bezpiecznie. Lecz czas płyną, chwile mijały, a Jeongguk nie wracał.
Księżyc wspiął się na niebo oświetlając okolicę, swym jasnym blaskiem, a gwiazdy służyły mu pomocą, jeszcze bardziej rozświetlając ciemne sklepienie. Głośne rozmowy rozbrzmiewały przy ognisku.
- Panie, już dość - rzekł Taehyung zabierając z rąk następcy tronu puchar wypełniony winem.
- J-Jeszcze nie wypiłem - stęknął Jeon chcąc odebrać naczynie z dłoni Taehyunga.
- Odejść! - rzekł do świty -Ja zajmę się księciem - dodał Taehyung zarzucając ramię upojonego alkoholem Jeona na swoją szyję, a następnie pomógł mu się podnieść - Wy dwaj stańcie na warcie - dodał wskazując na dwóch mężczyzn.
- Tutaj Panie - rzekł wprowadzając półprzytomnego Jeona do swego namiotu.
- Rozbiorę cię Panie - wyszeptał lecz wiedział, że Jeon jest zbyt pijany, by rozumieć znaczenie jego słów, jak i swą obecność w innym namiocie.
Główny sługa zaczął rozpinać koszulę mężczyzny odkrywając jego nagi tors, a następnie przejechał dłońmi po odsłoniętej i rozgrzanej skórze młodszego.
Jeongguk mruknął coś niezrozumiale, czując zimne dłonie na swojej klatce piersiowej.
- Ciii - odparł Taehyung, i chwycił podbródek Jeona, unosząc go lekko do góry, a jego delikatne usta dotknęły tych należących do Jeona łącząc je w delikatnym pocałunku. Subtelnie je muskał, ciesząc się ich miękkością. Smakowały alkoholem, lecz to nie miało znaczenia. Taehyung przelewał w usta Jeona wszystkie uczucia - Tak cholernie cię kocham - wyszeptał w jego wargi, a samotna łza spłynęła po jego policzku.
Otarł ją ponownie lgnąc do ust ciemnowłosego, który nieświadomie oddawał pocałunek. Taehyung chciał by ta chwila trwała wiecznie. Pragnął zatrzymać wszystkie możliwe zegary, by być z Jeonem na wieki. Kochał go chorobliwie i nie potrafił przestać. Jego miłość była zaborcza. Nie znał granicy i nie chciał jej poznawać. Był w stanie zrobić wszystko, by Jeon należał do niego. Nawet, jeśli ta miłość ma być okupiona krwią. Całował wargi młodszego, a słone łzy spływały po jego policzku, gdy przypomniał sobie, że serce jego ukochanego nie należy do niego, a jego rytm wybija inne imię, niż te jego. Dusił w sobie wrzask, który wydobywał się na zewnątrz w postaci łez. Szlochał coraz głośniej, a jego usta jeszcze mocniej naparły na te Jeona wręcz odbierając mu oddech. Lecz pragnął go odebrać komuś zupełnie innemu.
- Niech ta noc trwa wiecznie - wyszeptał wtulając się w Jeona, który ledwie trzymał się na nogach - Jestem potworem Jeongguk. Zepsutym potworem. Zgrzeszę dla Ciebie - szepnął - Ale tak cholernie cię kocham. To wszystko dla ciebie, kochanie - wyszeptał - Wybacz mi. Wybacz mi wszystko co zamierzam zrobić! Wybacz - mówił i ponownie wpił się w wargi Jeona - Nie kochasz go, więc uspokój go, słyszysz - wyszeptał szlochając - Nim ja to zrobię - dodał z obłędem.
Kolejny raz naparł na wargi Jeona łącząc je z lubością, a młody mężczyzna okryty niebieską szatą sypialną, spoglądał na nich z bólem. A jego ciemne oczy wypełniły łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro