Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• three •°


Pocałunek syrena był czymś w rodzaju klątwy. Powodował, że ofiara mistycznej istoty zadurzała się na zabój. Stało się. Oczy Jeona aż iskrzyły od pożądania.

- Jesteś tak piękny - wyszeptał czując, nieopisany zachwyt.

Dreszcze obiegły ciało młodego mężczyzny,

- Kim jesteś, że aż tak mocno cię pragnę? – wyszeptał.

- Kimś kto pragnie cię równie mocno - odparł Park z uśmiechem.

Syren pragnął spędzić z nim całe jego życie. Chciał widzieć, jak w pełni dojrzewa, a potem się starzeje, lecz pragną umrzeć wraz z nim. Przez swe życie widział, jak ludzie, którzy dorastali na jego oczach, umierali będąc zjadani przez czas, który zabierał ich po części każdego dnia.

Lecz wtedy, gdy poranek zajątrzył jego uwagę kierując jego oceaniczne spojrzenie na małego chłopca, o ciemnych głębokich, jak onyks oczach. 

Zakochał się w człowieku co było dość niespotykane. Syreny szukały ofiar, nie miłości. Lecz oceaniczna istota pragnęła połączyć swe istnienie z tym człowieka.

Tak jak jego ojciec, gdyż historia lubi się powtarzać.

Jimin marzył o tym by zatopić swe dłonie w jego ciemnych, miękkich włosach, lecz nie wiedział, że wszystko to podła pułapka, zastawiona przez jego ojca, który powołał go na świat by zemścić się na owocu zdrady swej ukochanej.

Wykorzystał swe dziecko. Zmanipulował go kradnąc jego miłość i przemieniając je w narzędzie zbrodni, którym niedługo miało się stać.

- Chciałbym znać Twe prawdziwe myśli o mnie - wyszeptał niesłyszalnie Jimin. Sprawił, że człowiek zadużył się w nim.

Ciche pukanie do drzwi, przywołało ich z głębokich myśli. Jeon odchrząknął i spojrzał na oceaniczną istotę, która wciąż skrywała swą tożsamość w ciele człowieka.

- Muszę otworzyć – rzekł Jeon, a syren podniósł się z jego kolan nieco koślawo, opierając się o kamienną ścianę.

- Pismo od władz – powiedział mężczyzna stojąc w progu – Jeśli nie dostaniemy opłaty trafisz na przymusową służbę królowi, a twój dobytek zostanie skonfiskowany. Masz czas do jutra – dodał i po prostu odszedł, ówcześnie wręczając ciemnowłosemu pergamin, na którym zapisana była suma długu.

Konfiskata majątku była tym czego Jeongguk obawiał się najbardziej. Jedyne co mu zostało to właśnie ta drewniana, stara chata. Lecz jeszcze gorsze wydawało się wtrącenie do lochu i prace przymusowe na rzecz królestwa.

Jeongguk usiadł na krześle czytając treść upomnienia. Jego serce zabiło szybciej, a twarz pobladła, gdy rząd cyfr rzucił mu się w oczy.

- To niemożliwe – wyszeptał przecierając twarz dłońmi – Nie mam tylu pieniędzy – dodał.

- Czy to wiele? – zapytał syren, a jego twarz posmutniała, widząc w jakim stanie jest jego ukochany człowiek.

- To zbyt wiele – wyszeptał Jeon.

- Co się stanie, jeśli nie dostarczysz zapłaty do jutra? – zapytał.

- Wtrącą mnie do lochu – odparł – I skonfiskują majątek – dodał.

- Nie zrobią tego – rzekł syren.

- Co możesz wiedzieć? Nawet nie wiem skąd jesteś, lecz po twoim rozumowaniu widać, że nie zaznałeś biedy – zaczął.

Park nie mógł wrócić do wody i podarować człowiekowi bogactw z dna oceanu. Nie zdążył, gdyż słońce schowało się już za horyzont. Usnęło zasiedlając małą, przybrzeżną osadę mrokiem.

Jeon siedział pogrążony w bezradności, która podduszała go owocem rozpaczy. Płomienie obaw rozpaliły ogień w jego sercu, sprawiając iż nie dał rady złapać oddechu.

Syren obserwował Jeona, a jego oceaniczne serce zabiło szybciej. Cierpienie człowieka bolało go. Dotknął swej piersi, nie rozumiejąc ogarniającego go uczucia.

Jego dłoń zahaczyła o naszyjnik, który wciąż zdobił jego szyję, opadając na klatkę piersiową. Ścisnął muszlę w dłoni, zamykając oczy, tym samym ukrywając ich intensywny kolor.

Miał przy sobie jedynie ten naszyjnik, który mógł ocalić ukochanego przed karą.

-Weź to – rzekł nagle, wiedząc jakie konsekwencje wiążą się z utratą naszyjnika

- Jeśli to jedyne wyjście to zapłać mym naszyjnikiem – rzekł Park, podając mu perłową ozdobę, która był jedynym znanym mu sposobem na przemianę i powrót do oceanu.

Jimin wiedział, że im dłużej przebywa poza wodą, tym bardziej sucha i twarda staje się jego skóra.

Z czasem brak wody sprawiał mu nawet ból, doświadczył tego, gdy siedział w słoneczny dzień na kamieniu. Był gotów stać się człowiekiem na zawsze.

- Nie mogę tego przyjąć – rzekł Jeon – To na pewno jest bardzo drogie – dodał, lecz nie wiedział, że jego największa wartość przeliczała się na życie mistycznej istoty.

- Nie mam na razie nic innego co mógłbym ci dać więc przyjmij to, gdyż dla mnie najcenniejszy jesteś ty. Nie pozwolę by stała ci się krzywda – rzekł, a Jeon otworzył szerzej oczy, nie rozumiejąc intencji tego mężczyzny - Po prostu mi zaufaj – wyszeptał Jimin i podszedł do niego nieco niezdarnie, łapiąc się jego ramion, by utrzymać równowagę.

- Odpowiedz mi, kim jesteś? – zapytał Jeon, patrząc w jego błękitne oczy, z których wręcz wylewał się ocean – Dlaczego mi pomagasz? – dodał.

- Mógłbym spytać o to samo, gdyż to ty zabrałeś mnie do siebie – odparł niebieskooki. Jeon zamilkł na moment nie wiedząc co odpowiedzieć, gdyż sam nie mógł pojąć dlaczego wziął go do siebie.

- Mam na imię Jimin - odparł.

Był oczarowany jego pięknem i melodyjnym głosem. Miał ochotę zasmakować z nim cielesnej przyjemności, która tak natarczywie podjudzała jego wyobraźnię i ciało. Został złapany w sieci, z których nie mógł się wydostać.

- Zatraciłem się w tobie. Nie wiem, jak to uczyniłeś, ale pragnę cię i pożądam – wyszeptał Jeon, a jasnowłosy uśmiechnął się lekko.

- Taką mam naturę – zaśmiał się melodyjnie i pogłębił pocałunek, sprawiając iż Jeon jeszcze bardziej zatracił się w mylnym uczuciu.

Jadnowłosy nigdy tego nie robił, lecz jego wyostrzony instynkt i wodza fantazji prowadziła go płynnie przez te pełne uczucia gesty. Koszula należąca do Jeona, która okrywała nagie ciało istoty, odkryła je na nowo.

Jeongguk przeciągnął dłońmi po jego tali, zaciskając na niej swe kościste dłonie.

- Jesteś piękny - wyszeptał.

Melodyjne westchnięcia opuszczały pełne wargi istoty, prowadząc ją ku bram przyjemności.

- To przyjemne - wyszeptał czując, jak dłonie starszego dotykają kolejno fragmentów jego delikatnej, gładkiej skóry. Jeon badał ciało nieznajomego, nie widząc czemu tak bardzo go porząda. Oceaniczna istota uwiodła go, odbierając mu zdrowy rozsądek.

*

- Zarzucić sieci i szukać do upadłego! - rozkazał dowódca królewskiej gwardii - Król obiecał wam bogactwa, jeśli któryś z was wyłowi te parszywe monstrum! - krzyknął.

Król często posyłał dowódców do wiosek, które graniczyły z oceanem, by szukać istot, o złocistych ogonach i tułowiu człowieka.

Nieliczni wierzyli w prawdziwość tych istot. Wielu było przekonanych, iż ich władca choruje na głowę, kreując w swej wyobraźni mistyczne stworzenia.

*

Poranek nastał szybko, delikatne promienie słońca wpadały przez malutkie okno, położone przy samym sklepieniu małej chaty.

Oceaniczna istota otworzyła swe oczy, które w kontakcie ze słońcem przybrały bardziej intensywną barwę. Koloryt jego oczu był niezwykły i niespotykany, każde jego spojrzenie w kierunku śmiertelników omamiało ich swoją głębią.

Poczuł, że jego skóra staje się sucha, a kończyny, które zastąpiły mu ogon wiotczeją. Próby złapania oddechu sprawiały coraz większą trudność.

- Woda – stęknął syren, a jego spierzchnięte usta były suche niczym pustynny piach.

Zatracił się w czasie, zapominając, iż może osłabnąć z braku kontaktu z oceanem.

Człowieka nie było nigdzie.
Doczołgał się do wyjścia, a piasek drażnił jego ciało, jeszcze bardziej je wysuszając. Czołgał się bezsilnie widząc daleką taflę wody, która zdawała się być nieosiągalna. Słońce paliło jego delikatną skórę, sponiewierając go za zdradę wody, do której tak usilnie próbował dotrzeć.
 
*

- Oto zapłata - rzekł Jeongguk dając naszyjnik jedynemu z królewskich celników.

Mężczyzna ujął perłową biżuterię przeciągając po niej palcem. Wziął szkiełko powiększające, chcąc dokazać swym wzrokiem prawdziwości wartości biżuterii.

Oglądał ją dokładnie, marszcząc swe brwi. Na jego twarz wstąpiło coś w rodzaju ogromnego i niepojętego zdziwienia. Jeon przyglądał się mu doszukując się na jego licu odpowiedzi, lecz nie potrafił niczego wyczytać. Mężczyzna cofnął się lekko, będąc zlękniony.

Zamarł.

- S-Skąd to masz? - zapytał mężczyzna, spoglądając na Jeona, lecz nie pozwolono mu odpowiedzieć.

- Powiadomić króla! - rozkazał nagle. Znalazł. Król pięć lat temu wydał rozkaz, który nakazywał odszukania perłowego naszyjnika z małą zawieszką. Ręce mężczyzny zadrżały, a jego wzrok uniósł się na Jeona.

- Wszystkie twoje długi są odpuszczone. Wracaj skąd przyszedłeś - dodał po chwili i pobiegł do władcy.

Strażnicy strzegli drzwi do komnaty króla, a dwie dziewki przecierały stare obrazy, zdobiące ściany wąskiego korytarza.

- Ja do króla - rzekł celnik.

- Król śpi - odparł jeden ze strażników.

- Przekaż mu, że chodzi o perłowy naszyjnik - powiedział po chwili, a strażnik westchnął, pukając, po czym uchylił drzwi, przekazując informację.

- Możesz wejść - odparł.

- Panie - rzekł celnik, kłaniając się w wyrazie szacunku.

- Powiadasz, że masz naszyjnik - rzekł zmarnowany władca. Jego głos był słaby, a oczy spoglądały gdzieś w sufit. Był schorowany i żaden z medyków nie dawał mu wiele czasu.

- Panie, jeden żebrak przyniósł to do pałacu w zamian za spłacenie długów - wyszeptał, a król podniósł lekko swą głowę z poduszki.

- T-To - wyjąkał, a strach ogarnął go, zatapiając w negatywnych emocjach - Zabili tego potwora? - zapytał, biorąc naszyjnik w dłonie.

Drżał przyglądając się biżuterii, a jego oddech przyśpieszył.

- Odnajdź zatem mego syna - rozkazał - Pośpiesz się, gdyż nie zostało mi wiele czasu. Przekaż mu list, gdyż boję się że ja nie zdążę - dodał, kaszląc, a mężczyzna podał mu naczynie z wodą. Król zaczerpnął zdawkową ilość zawartości pucharu, po czym odetchnął głęboko.

- Jak Ci na imię? - zapytał król, gdy jego oddech nieznacznie się unormował.

- Seokjin - wyszeptał.

- T-To twa misja. Spraw by mój syn został królem i spełnij mą ostatnią wolę. Gdy mój syn zasiądzie na tronie ty zostaniesz jego degnitarzem. Spiszę dziś testament - rzekł.

Wielu szykowało się do objęcia tronu, gdyż nikt z osób piastujących wysoki urząd nie wiedział, iż król ma potomka. Czekali na śmierć władcy, by niespostrzeżenie objąć panowanie.

- Dobrze, Wasza wysokość - odparł mężczyzna, udając się w stronę wejścia z królewskiej sypialni.

*

- Co się dzieje? - zapytał Jeongguk stając w tłumie ludzi. Zdumioni mieszkańcy Pearlsea przyglądądali się ogłoszeniu, które zostawili królewscy żołnierze.

- Nie wiesz? - zapytał go starzec - Król odszedł dzisiejszej nocy - odparła starsza kobieta, stojąca najbliżej Jeongguka - Podobno sporządził testament i przekaże władze bękartowi - dodała nieco ciszej - Jego potomek pochodzi z Pearlsea.

Jeongguk westchnął jedynie i ruszył z powrotem do swego domu, chcąc wyrazić wdzięczność mężczyźnie, z którym spędził wczorajszą noc.

Pragnął go pocałować, lecz nie tylko w podzięce. Dziwne uczucie wiodło jego młodzieńcze serce, by uciszyć rozum. Nie wiedział czemu tak nagle jego myśli zasiedlił niebieskooki młodzieniec.

- Jimin - rzekł Jeongguk, wchodząc do środka.
Odparła mu jedynie głucha cisza. Nie było go. Nie było żadnego śladu. Jeon wszedł w głąb izby, ponownie wzywając imię niebieskookiego, lecz znów odparła mu jedynie cisza.

Dziwny smutek ogarnął jego ciało i obezwładnił tłumione emocje. Czy ot tak odszedł? Bez wyjaśnień, bez pożegnania?

Odszedł nie zostawiając po sobie śladu. Ślad był jedynie na sercu śmiertelnika, który zagubił się w swych myślach.

Głośne pukanie obudziło go z myśli, które siały w nim niepokój. Otworzył natychmiast mając nadzieję, że to jasnowłosy młodzieniec, który oswobodził go z długów.

Otworzył ciężkie drzwi i napotkał za nimi wysokiego mężczyznę. Jego twarz była podłużna, a rysy idealnie konkurowały zarys jego lica. Miał około trzydziestu lat.

- Jeon Jeongguk, to ty? - zapytał mężczyzna, przyodziany w szatę, posiadającą królewski herb.

- To ja - odparł - Spłaciłem długi dziś rano - dodał po chwili w obawie, że nieznajomy przyszedł w sprawie długu.

- Twój ojciec kazał mi cię odnaleźć - rzekł nagle.

- O-Ojciec? - zapytał ciemnowłosy, marszcząc nieznacznie swe brwi.

- Kazał cię odnaleźć i przekazać ci tron zanim skończy swe życie - odparł mężczyzna, a Jeon zaśmiał się dźwięcznie.

- T-tron? To pomyłka - odparł - Mój ojciec on... - zaczął.

No właśnie kim był? Był dla niego obcym człowiekiem, który podarował mu życie, osamotniając go. Odszedł, a on nigdy nie poznał jego tożsamości.

- Twój ojciec jest władcą królestwa - rzekł wysłannik.

Słowa mężczyzny wydawały się być dla niego absurdalne. Nie znał swego ojca, nie słyszał o nim ni słowa, gdyż matka trzymała jego tożsamość w tajemnicy.

- Mój ojciec to król? - zapytał niedowierzając.

- I co teraz? Co teraz będzie? Ludzie mówią, że odszedł dzisiejszej nocy - rzekł, przypominając sobie słowa ludności. 

- Przed śmiercią sporządził testament.
Udasz się wraz ze mną do pałacu, Panie - odparł, a Jeon spojrzał na niego zdumiony.

Miano jakim go określił odbiegło wielce od jego najskrytszych wyobrażeń. W jego mnienu taki zwrot musiał być czymś zasłużony. A on był jedynie żebrakiem, który nie ma przy duszy ni grosza.

To wszystko w jego oczach było przykryte mgłą.  Słowa mężczyzny nie były wyraźne, a jego myśli znacznie przekrzykiwały jego głos.

Nie był pewien niczego. Dotychczas to jutro nie było pewne, lecz teraz nie był pewien nawet swej tożsamości.

Był księciem? Następcą tronu? Osamotnionym, biednym młodzieńcem? Kim do cholery był?

Całe swoje dotychczasowe życie szukał sensu, ciężko pracował na każdy grosz. Żył w lęku o jutrzejszy byt, a teraz miał objąć tron?

Poszedł z mężczyzną, będąc we mgle swych gęstych myśli. Spowijał go ciemny welon niepewności. Siedział na czarnym koniu, którego przywiódł wraz ze sobą wysłannik króla.

Dosiadł wierzchowca, łapiąc niepewnie za wodze.

Myśli Jeona pochłonęły go doszczętnie, zabierając go w miejsce, gdzie wszystko odstawało od realności.

Utoną w ramionach swych myśli, wiedziony przez fale ciekawości, które pochłaniały go bezpamiętnie.

Dopiero, gdy jego oczy ujrzały wielki zamek zrozumiał, że to nie sen, ani nie jawa. To była rzeczywistość, która tak bardzo przypominała nocne miraże.

Zamek wznosił się u podnóża skalistego wzgórza, a ubogie roślinności starały się choć trochę ozdobić progi królewskiej siedziby. Delikatny wiatr zabawiał się figlarnie herbem, który dumnie powiewał przy sklepieniu zamku.

Mieszczanie kręcili się przed bramą pałacową, spężedąc różne plony, lub stare rupiecie, które mogliby zastąpić paroma monetami.

- Przejeżdżając przez tą bramę stajesz się księciem - rzekł mężczyzna towarzyszący Jeonowi.

Ciemnowłosy wziął głęboki wdech, nie mogąc pojąć otaczającej go rzeczywistości.

Wszystko było ukartowsne, a on z łatwością chwycił za przynętę, którą był wabiony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro