Czarna Owca
Też to słyszysz? Ten cichutki głosik w twojej głowie...
Nikt nie powinien bać się spojrzeć w lustro, nawet jeśli unosząc głowę, zobaczy prawdziwe piekło.
Młody mężczyzna cicho westchnął, przejeżdżając opuszkami palców po zarysowanym materiale. Rozbił je kilka godzin temu w napadzie szału, gdy ujrzał własne odbicie. Delikatne, czerwone kropelki powoli sunęły po jego dłoni, upadając na drewnianą podłogę.
Był w swoim domu, ukochanym pokoju. Mieszkał tutaj, odkąd tylko pamiętał i słyszał to, czego szesnastolatek nigdy nie powinien usłyszeć.
Nie bój się. Nie umrzesz od razu.
Cichy głos, bardzo podobny do jego własnego, zabrzmiał w pomieszczeniu. Nie miał pojęcia, czy była to odpowiedź jego podświadomości, czy to w końcu raczyło się odezwać.
Ach! Niech ktoś w końcu mu pomoże!
Jego dłonie okryły się ciemną, lepką substancją, sprawiając, że nie mógł ruszyć palcami. Próbował z tym walczyć, rozdrapując poranioną skórę. Widział i czuł, lecz jaka była prawda?
Gorąca krew zalała dłonie, jego własna. Cichy głos szeptał, żeby przestał, lecz on nie był w stanie. Każda sekunda napawała go bólem.
W niebieskim, jasnym pomieszczeniu zgasły lampy, okrywając jego postać mrokiem. Podniósł rękę na wysokość oczu i jęknął gwałtownie. Gdzie podziała się czarna maź? Dlaczego wszystko jest czerwone?
Dotknął swoich niegdyś jasnych, delikatnych włosów. Uwielbiał je, przypominał dzięki nim niewinnego baranka. A teraz? Były ciemne jak u kruka, jeszcze bardziej poskręcane, kontrastujące ze szkarłatem okalającym jego twarz.
- Czy ktoś tu jest?! - krzyknął, ostatkami sił powstrzymując ciało od upadku.
Uklęknął na rozbitych kryształkach, które boleśnie wbiły się w jego kolana. Nie był w stanie krzyczeć, przemożna chęć łkania była silniejsza.
Mieliśmy się spotkać! Dlaczego nie przyszedłeś?
Coraz bardziej się bał, a strach okazał się jego największym wrogiem. Sparaliżował go.
Zapłacisz mi za to.
Czemu akurat jego to spotkało...?
- Odejdź!
Krzyk nigdy się nie pojawił, jedynie cichy jęk wydobył się z ust. Ostatkiem sił spojrzał w lustro.
Ujrzał tam siebie. Uśmiechniętego. Wydawać by się mogło, że podziałało to jak balsam na rany zadane przed bolesnym końcem.
Nic bardziej mylnego.
Spojrzał na kolejny fragment i ujrzał to, co znajdowało się za nim. Zaraz obok kolorowego plakatu nad jego łóżkiem.
Siedziała tam istota pod wieloma względami podobna do człowieka. Postura, wzrost, kolorowe oczy i złośliwy uśmiech zwiastowały pojawienie się równego jemu. Im intensywniej przyglądał się młodzieniec, tym więcej różnic widział.
Tą najważniejszą były czarne, pokryte błyszczącą krwią rogi.
Czy był to diabeł? Nie miał pojęcia.
- Witamy w piekle - powiedział uprzejmie nowy towarzysz konającego, podnosząc delikwenta ze szklanej pułapki.
Momentalnie całe ciało chłopaka pokryło się bolesnymi bąblami. Czuł jak ogień powoli pokrywa jego ciało. Ach, jak to bolało! Zagryzł mocno zęby, powodując kolejny strumień krwi, tym razem z dolnej wargi. Świadomość, że to koniec, nie napawała go optymizmem.
Czy teraz wiesz, kim jesteśmy? Nie ma żadnego podziału, jesteśmy - my.
Potworna ręka diabła w końcu puściła jego szyję. Poczuł niesamowitą ulgę w momencie, kiedy zegar wybił godzinę pierwszą.
Krew kapała z jego ust na poparzone dłonie.
Kap, kap, kap...
Czy śmierć jest równa śmierci?
Po dwóch godzinach dłużących się w nieskończoność w końcu skonał.
- Mamo! Mamo! - krzyczała mała dziewczynka w czerwonej sukience. - Udało się! Jesteś ze mnie dumna? Pomogłam owieczce!
Unosiła się nad pustym grobem, czytając powolutku:
"I niechaj cię piekło pochłonie, nie spoglądaj w lustro."
Czarna Owca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro