Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨Ł 𝟓

DŁOŃ przeczesała jej kasztanowe włosy gdy słońce już zachodziło za górami które otaczały Hogwart, a ona wyczekiwała znaku by rozpocząć swoją misje która nie mogła zwlekać. Jej niebieskie oczy oglądały uważnie niebo gdy wyczuła czyjąś prezencje na wierzy astronomicznej. Odwróciła się i spostrzegła znaną jej osobę.

- Co tu robisz Iris?- zapytał Regulus poprawiając swoje czarne loki przy tym zamykając książkę trzymaną w jego dłoniach.

- A ty?- odbiła pytanie w jego stronę.

- Przychodzę tu codziennie o tej godzinie, jest to pierwszy raz gdy widzę ciebie tutaj.- odpowiedział jej unosząc jedną brew do góry wyczekując odpowiedzi od przyjaciółki. Regulus Black nigdy nie lubił się dzielić, zwłaszcza tak niezwykłym miejscem jakim była wieża gdzie było widać każdą gwiazdę na niebie.

- Wybacz Regulus lecz czasami niektóre rzeczy powinno zostawiać tylko dla siebie.- jej odpowiedź zdziwiła chłopaka, Iris była tajemniczą osobą o której nikt z ich paczki nie wiedział dużo. Znali jej przyzwyczajenia i to co lubi a czego nie, cała jej przeszłość i życie było dla nich wielkim znakiem zapytania.

- Jak zawsze skryta w sobie...- uśmiechnął się zirytowany i usiadł na swoim miejscu, gdzie nie raz przesiadywał płacząc lub po prostu czytając. Było to jego miejsce, które uważał za bezpieczne dla upustu emocji, czego nie mógł robić w domu czy w dormitorium chłopaków Slytherinu. 

Iris dalej czekała na znak od nikogo innego a Albusa Dumbledora jej wujka, który miał wysłać płonącego ptaka w niebo mówiąc jej przy tym by ta ruszała i wypełniła misje daną jej przez niego samego. Iris była osobą która nie zadawała niepotrzebnych pytań, wykonywała to o co ją poprosił dyrektor bez sprzeciwu, dlatego ją wysyłał na misje które mają pozostać tajemnicą dla innych.

Gdy ptak pojawił się na niebie dziewczyna od razu się deportowała zostawiając zszokowanego Regulusa na miejscu. Była wielką czarowincą a to co potrafiła wychodziło poza ramy nauczania w Hogwarcie, jej talent przewyższał wielu starszych od niej czarodziei. Więc jej umiejętność deportacji nie do końca zdziwiła Regulusa gdy ujrzał to na własne oczy- jedyne co go zmartwiło, że ta udała się nie wiadomo gdzie, nic mu nie mówiąc, po prostu zostawiając go z wielkim znakiem zapytania na twarzy.

Ciało Iris pojawiło się na wielkim polu, gdzie nie było nic oprócz ogromnej trawy małej rzeki i otaczającego ją lasu. Zaczęła się rozglądać szukając niepotrzebnych świadków tego zajścia- i na jej szczęście nikogo nie zauważyła. Nie czekając zaczęła iść w stronę gęstego lasu spowitego mrokiem.

- Lumos.- powiedziała wykonując ruch Różdżka a z niej wydobyło się światło oświetlając jej drogę do miejsca gdzie musiała się dostać jak najszybciej.

Las przez który szła był ciemny i niepokojący, nigdy nie czuła w ten sposób o pięknym lesie. Lecz ta atmosfera się zagęszczała gdy wchodziła coraz głębiej, coś było nie tak i w głowie miała tylko jedno- zdążyć na czas.

Stanęła naprzeciw domu wyglądającemu jakby był opuszczony a ludzie już dawno tam przestali zaglądać. Zapukała do drzwi i czekała na odpowiedź z drugiej strony.

Niewielu wie ale właśnie w tamtym miejscu żyła osoba ważna dla armii jej wujka I ona miała ta osobę przetransportować do bezpiecznego miejsca na rozkaz Dumbledora. Gdy po kilku minutach które dla niej wydawały się jak godziny, nikt nie odpowiedział złapała za klamkę, poprawiając różdżkę w jej dłoni i chciała otworzyć drzwi lecz co innego to zrobiło.

Z zawiasów wyleciały drzwi, które przez zaklęcie Bombarda były teraz w strzępach, na jej nieszczęście odłamek drewna wbił się w jej udo, powodując ogromny ból, który musiała przezwyciężyć jeżeli nie chciała umrzeć, w tym pomagała jej adrenalina krążąca teraz w jej krwiobiegu. Była młodą czarownicą która juz znała smak walki.

- Kto to pukał?- Zapytał jakiś mężczyzna stojący w framudze drzwi które wywalili przed chwilą. Dziewczyna była ukryta za jednym z wielu drzew.

- Nie obchodzi mnie to, wracajmy do czarnego pana zrobiliśmy już swoje.- odpowiedział towarzyszowi drugi mężczyzna i zaraz po tym na niebie zawitał ciemny znak, znak nikogo innego jak Voldemorta i to oznaczało jedno.

Osoba po którą przyszłą już była martwa. Śmierciożercy zostawiali te znaki na niebie po udanym ataku, po ich udanej misji. Wzięła głęboki wdech i uderzyła sfrustrowana pięscią o ziemie. W jej organizmie był gniew i adrealina dzięki której zignorowała ból w nodze i wyszła z ukrycia celując różdżką w dwoje czerodziei- wiele starszych i bardziej doświadzczonych od niej. 

- Petrificus Totalus!- krzyknęła i zaklęcie trafiło mężczyznę z wielkim workiem wypełnionym cennymi rzeczami z domu ich ofiary. Szelest płaszczu jaki nosiła rozniósł się w piwietrze gdy ta wykonała unik przed kontraatakiem drugiego z oprawców.

-  Conjunctivitus!- zaklęcie rzucone przez mężczyzne w czarnych szatach i zakrytej twarzy maską trafiło dziewczynę powodując ogromny ból jej oka, przez który jękła z powodu bólu, lecz mimo tego sama rzuciła zaklęcie.

- INCARCEROUS!- krzyknęła a liny wystrzeliły w stronę śmierciożercy związując go i uciskając tak by ten się nie ruszał, a jego ciało upadło na ziemie próbując się wyrwać spod lin. 

Nie marnując czasu z jednym zamkniętym okiem wuszyła do wywarzonych drzwi by zobaczyć na środku pokoju ciało pulchnej kobiety z wymazanym przerażeniem na twarzy, w ostatnich chwilach nie mogła czuć spokoju, został jej strach. Jej oczy były szeroko otwarte a w nich już nie było tego samego wesołego blasku jak kiedyś, gdy ją poznała. 

Mimo wielkiego bólu klatki spowodowanym emocjami, żalem, ominęła kobietę by dostać się do kominka i używając hasła mała skrytka się otworzyła a w niej nie było pucharka po który przyszła, którego miała wziąć i ukryć. Zaczęła biec utykając z powodu rannej nogi do dwóch śmierciożerców którzy powinni leżeć na ziemi- gdzie ich nie było. Wydostali się spod jej zaklęć i uciekli z pucharkiem Helgi Huffelpuff...

Przeknęła pod nosem i deportowałą się znajdując się tam skąd wcześniej udała się na misje, zastając dalej siedzącego tam Regulusa, któy na hałas wywałoany przez nią odwrócił się by zobaczyć kim była ta osoba która zaburzyła jego spokój. Jego oczy rozszerzyły się w szoku widząc ranną i brudną przyjaciólkę która syczałą pod nosem próbując wstać z ziemii.

- Iris!- krzyknął podbiegając do niej. Kucnął przy niej i złąpał jej twarz widząc że nie ma problem z otworzeniem jednego oka, w któe wcześniej dostała zaklęciem.- Co ty do cholery robiłaś żeby tak skończyć?!- krzyknął na nią pomagając jej stanąć na nogi. Gdy już to zrobiła odepchnęła rękę chłopaka który trzymał ją za jej odpowiedniczkę i za jej biodra stabilizując ją jeszcze wcześniej.

- Błagam cię Regulus, ani słowa.- poprosiłą chodź jej słowa i głos mówił mu że nie wcale go nie prosi tylko grozi. Nie żeby planował powiedzieć komuś o tym incydencie, ale teraz był pewny że nie może tego zrobić.

- Nikomu nie powiem, tylko błagam cię powiedz co ci się na brodę Merlina stało?- zapytał po raz kolejny schodząc zaraz za nią po krętych schodach sali astronomicznej z któej teraz widać było wszytskie gwiazdy na niebie.

- Nic poważnego, a teraz idź do dormitorium, idź spać i udawaj że dzisiaj się nigdy nie wydarzyło.- powiedziała. Była zmęczona i sfrustowana a odłamek dębowych drzwi dalej był wbity głęboko w jej nogę, a mimo to ona szła dalej by spotkać się z wujkiem.

- Nie pójdę póki nie zobaczę że opatruję cię pani Pomfrey!- ponownie krzyknął na nią, nie mógł uwierzyć jak lekko duszna ta dziewczyna była. Była tak skupiona na swoim celu że ignorowałą ciągnący się z anią szlak krwi przez jej ranę.

- Pójdę do niej po tym jak spotkam się z profesorem Dumbledorem.- odpowiedziała mu spokojnie i w końcu stanęła naprzeciw wielkiego posągu hipogryfa zrobionego z złota i odwróciła się do przyjaciela.- A teraz idź, wujek się mną zajmie.- powiedziała mu i mimo cichego głosy w jego głowie odszedł w końcu zostawiając Iris samą.

Powiedziała hasło a zamiast hipogryfa pojawiły się schody prowadzące do gabinetu dyrektora Hogwartu. Wchodziłą po nich powoli i ostrożnie. W końcu otworzyła drewniane drzwi od pokoju i weszła do środka spotykając się z przenikliwymi spojrzeniami kadry nauczycielskiej, którzy wyglądali jakby zobaczyli ducha gdy ta weszłą do środa.

- Na brodę Merlina Iris!- krzyknęła nie kto inny jak profesor McGonagall widząc poranioną uczennice Slytherinu i jej najlepszą z jej zajęć. 

- Dobry wieczór profesor.- odpowiedziała jej nie myśląc za dużo nad jej zmartwionymi oczami i całkowicie weszła do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. W gabinecie byli wszyscy którzy mieli tam być. Hagrid wskazał dziewczynce miejsce by ta usiadła.

- Co się tam wydarzyło?- zapytał ją pół gigant i ciągle patrzył na nią z zmartwieniem gdy profesor McGonagall rzucała zaklęcie odwracające pozwalając nastolatce na nowo otworzyć oko które wcześniej tak bardzo bolało przez irytujące zaklęcie.

- Byli tam przede mną, walczyliśmy i jeden z śmierciożerców zaklął moje oko a noga ucierpiała przez drzwi wywarzone Bombardą.- wytłumaczyła im szybko 14 lataka któa brałą już udział w takich misjach. Nauczycielka transmutacji była przeciw puszczaniu dziecka na niebezpieczne misje, lecz dyrektor myslał inaczej wierząc w siłe Iris.

- A co z nią.- zapytał w końcu wujek dziewczyny.

- Zabili ją i zabrali puchar Helgi Huffepuff, pozostaje jedno pytanie wujku. Po co im te wszystkie przedmioty?- zapytała w końcu dziewczyna, która była zawsze postawiona w cieniu, może nie tak bardzo jak inni ale dalej.

- Tego nie wiem, Voldemort może planować wszystko a my nie będziemy wiedzieć nic.- oznajmił odwracając się od nich.- Idź do Pomffrey, powinna cię skleić.- powiedział uśmiechając się ciepło do dziewczynki.

- Nie mogę się doczekać aż będę mogła pić płonącą whisky.- szepnęła pod nosem wychodząc z buira. Wiele nauczycieli którzy wiedzieli o planach Dumbledora i o prawdziwej sile Iris, zdawali sobie sprawę że ta dziewczynka, nigdy nie miała prawa do spokojnego dzieciństwa, wysyłana na misje, trenowana na wojownika...

Taka była realność dla rodu Dumbledor, dla dziewczynki która była wychowywana przez Albusa, czystej krwi nastolatka z tak wysoką inteligencją i talentem bojowym...

Była niezwykła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro