Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨Ł 𝟏

"Po prostu złość.
Złość.
Złość zabija mnie od środka.
Złość.
Wyniszcza."


CISZA obijała się boleśnie o ściany niewielkiego pomieszczenia które kryło w swoich murach historie nie zawsze opowiadana, czasami nawet zapomniana.

Zegar nad wielkimi drzwiami z grubego drewna było jedynym co mogła usłyszeć gdy stała po środku czekając na tą jedną osobę, tego jednego starca który dał jej powód do życia i pokazał drogę która może obrać.

Ablus Dumbledor nie zawsze był dobrym człowiekiem, mogła o tym mężczyźnie powiedzieć wiele ale na pewno nie to se był dobroduszny, idealizował prawo natury, coś za coś. W Hogwarcie zawsze otrzymasz pomoc, ale musiałeś za to zapłacić- I tefk właśnie nauczyła się od tego mężczyzny.

- Iris.- szczęśliwy głos w końcu przerwał ciszę która już powoli stawała się irytująca dla dziewczyny.

- Wujku.- przywitała się nie odwracając wzroku od ognistego ptaka przypatrując się jego pięknym pióra.

- Jak minęły ci wakacje?- zapytal siadając przy swoim biurku łapiąc spojrzenie dziewczyny zaczynającej już swój czwarty rok w Hogwarcie przypatruje się jego chowancu.

- Spokojnie, bez żadnych wybuchów lecz nie mogę pozbyć się mysli ze w tym roku zaczynamy.- oznajmiła w końcu pozwalając by jej wzrok wylądował na jej członku dalszej rodziny. Kto by przypuszczał ze rodowód Dumbledor będzie mial spadkobiercę?

- Tak, to w końcu czas na nasz ruch Iris.- oznajmił dotykając swoimi długimi palcami papiery leżące na jego biurku.

- Myślę że już mam chętnych do twojego małego klubu.- oznajmiła nie zmieniając swojej ekspresji. Nic nie zmieniło tej lodowatej twarzy przez lata i nic nie spowoduje tego teraz.

- Wierzę że zbierzesz dobrych czarodziei do tego Iris. Jakby znów coś cie niepokoiło z twoja- ostre słowa fziewczyny przerwały wypowiedź mężczyzny.

- Nie będzie takiej potrzeby wszystko mam pod kontrolą.- oznajmiła odwracając się by wyjść z gabinety mężczyzny.

Jej wyprostowana postura nawiedzające korytarze szkoły magii I czarodziejstwa od czterech lat i nikt nie śmiał się sprzeciwić jej działania, jej zachcianki były czymś jakby świętym, jej słowa jakby przypowieścią prosto z nieba- a to wszystko za sprawą jej nazwiska, było ono sławne wszędzie w świecie czarodziei. Dumbledor, jedyna osoba która była spokrewniona z dyrektorem i największym czarodziejem ich czasów, o której wiedzieli.

Jej długie brązowe włosy zawsze zakręcone na konach ułożone na jej prawym ramieniu spływając po szacie o zielonym odcieniu. Jej zimne jak lód niebieskie oczy przenikające jakby w dusze osoby która miała na tyle odwagi by spojrzeć prosto w nie. Zawsze te osoby miały wrażenie jakby jedno spojrzenie wystarczyło a ich posiadaczka wiedziala o nich wszystko. Przerażało to ich a zarazem sprowadzało ich ponownie do tych zimnych oczu, chcąc ponownie połączyć swoje z nią.

Poczuła szturchnięcie w ramię, niewzruszona spojrzała na osobę która ja szturchnęła zauważając czwórkę uczniow na tym samym roku co ona zbiegających po schodach, lecz zatrzymali się by spojrzeć na dziewczynę

- Och Iris, Iris twe spojrzenie jakby sztylety stworzone z lodu przebijały moje serce powodując że jeszcze bardziej się w nich zakochuje, ukoj moje cierpienia jednym pocałunkiem w te grzeszne usta.- recytował dramatycznie jeden z czwórki huncfotow z Gryfindoru, byl to nie kto inny jak Sirius Black chłopak który porywał jednym uśmiechem wszystkie dziewczyny z każdego domu. Nawet dumne czystokrwiste ślizgonki.

- Nie ma za co, moje spojrzenie porywało nikogo innego jak Syriusza Blacka do wyrwania poemu z jego mózgu.- uśmiechnęłam się w jego stronę odchodząc zostawiając czworo przyjaciół w szoku.

Każdy znał Iris Athene Dumbledor, była sławna nie tylko z swojego nazwiska, lecz jej osiągnięć z zaklec, uroków i obrony przed czarna magia, nie można było zapomnieć że nawet była pierwsza w eliksirach. Czarownica z wielką przyszłością... Lecz była znana nie tylko z tego, jej wiecznie chłodna twarz nie wyrażająca dumy, radości czy smutku, była zawsze z tą swoją obojętna twarzą. Pierwszy raz od czterech lat chłopcy widzieli jen usmiech.

- Powinniśmy iść do Dumbledora.- oznajmił Peter dotykając swojego czoła patrząc czy przypadkiem nie miał zwid przez wysoka temperaturę.

- Nie, powinniśmy to zgłosić pani Pomfrey.- zaprzeczył James stojąc w szkole patrząc na obraz orzed nim jakby w amoku.

- Nie wygłupiajcie się, nic jej nie jest.- powiedział ich zdrowy rozsądek Remus Lupin w własnej osobie trzeci na ich roku. Najmądrzejszy z całej trójki znajomych często przrnkawiajac ich do rozsądku.

- Ona... Czekaj... Chyba oszalalem.- powiedział Syriusz dalej oatrzac na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała ślizgonka której nigdy jeszcze nie udało się nikomu by ją rozśmieszyć, by zmieniła swoją ekspresję a mu się udało. Sprawił że jej twarzy zmieniła wyraz.

- Nie oszalales Łapo, a teraz ogranijcie się i chodźmy do dormitorium.- powiedział zmęczony zachowaniem przyjaciół.

Iris była świadoma swojego postępowania, miała plan i musiała zrobić wszystko by ten się ziścił. Jej wujek już zbierał ludzi, niewiele ale zbierał. Ona też musiała zacząć rozpowiadać uczniom o zakonie, który będzie walczyć przeciwko Voldemortowi, sami odważni czarownicy i wielcy.

Potrzebowała czwórki z Hogwartu w tym gronie, nie wiedziała czeku ale miała dobre odczucia co do zabrania ich w jedno i postawić przed królem, którym był sam czarny pań.

- W końcu wróciłaś.- usłyszała znajomy trochę jej głos, pamiętała dobrze jak orzed walacjami chłopak miał onwiele dziecięcy głos lecz teraz zaczął przychodzić mutacje która ja bawiła.

- Barty.- powiedziała w akcie powitania przyjaciela gdy u jego boku ukwiesol się wyższy od brazowo-wlosego blondyn o głębokich ciemnych oczach.- Even.- ponownie powoedziala witając chlopaka.

- Witaj spowrotem Iris.- uśmiechnął się do niej ciepło i w końcu z zielonej kanapy przy kominku, chłopak o ciemnych lokach zamknął książkę odwracając wzroku ku dziewczynie która znał od pierwszego dnia w szkole.

- Iris.- przywitał ją tak jak ona wszystkich, jej imieniem kiwając delikatnie głową w jej stronę.

- Witaj Regulusie. Jak minęły wam wakacje?- zapytała siadając obok jej przyjaciela poprawiając jego już przydługie loki. Przypominaky jej jego brata, który zawsze lubił nosić swoje włosy długie. A brat Syriusza idolizowal swojego brata starając się być jak kN, nie mówiąc tego otwarcie.

- Ojciec pomyślał że przyda nam się ocieplenie wizerunku, i byliśmy na wakacjach w wloszech.- wyjawił Barty krzywiąc się na wspomnienia z miesiąca spędzonego u boku swojego ojca.

- Byłem na farmie smoków i było po prostu zajebiscie, gdyby jie fakt że ojciec próbował przy każdej sytuacji rzucić mnie na pożarcie.- uśmiechnął się ich szalony przyjaciel, który cieszył się z prób zabicia go ldzez jego własnego ojca, jakby było to wspomnienie z spokojnego czytania książek.

- Nic szczególnego oprócz balu tylko dla tych o czystej krwi i kolejnych wykładach o tym jak beznadziejny jest Syriusz.- wyjawił im Regulus opierając głowę o kanapę. Wszyscy mieli problemy w domu, chodź nie mogła tego powiedzieć Iris. Nie miała rodziców, zmarli wcześnie w jej życiu i od zawsze pamiętała tylko wujka Albusa, który ja wychowywał.

- A tobie Iris?- Zapytał w końcu Barty zakładając swoje ramię wokół szyji niższej dziewczyny.

- Spokojnie, nic nowego.- dziewczyna nigdy nie mówiła dużo, nie przeszkadzało to jej towarzyszą ponieważ była perfekcyjnym słuchaczem. Czasami czuli frustrację że niczego o niej nie wiedzieli oprócz jej pochodzenia, wujka i jej imienia.

Nie mogła im przecież powiedzieć, że swoje wakacje spędziła na planowaniu wraz z dyrektorem armii która będzie walczyła przeciwko samemu czarnemu Panu. Kto by jej uwierzył, że czternastoletnia dziewczynka już była wtajemniczona w nadchodząca wojnę i była jednym z generałów? Nikt. Na pewno nie ślizgoni, którzy jak wiedziala planowali dołączyć do jej wrogów.

Tak właśnie Iris Athena Dumbledor Rozpoczęła swój czwarty rok w Hogwarcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro