𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨Ł 𝟏
"Po prostu złość.
Złość.
Złość zabija mnie od środka.
Złość.
Wyniszcza."
CISZA obijała się boleśnie o ściany niewielkiego pomieszczenia które kryło w swoich murach historie nie zawsze opowiadana, czasami nawet zapomniana.
Zegar nad wielkimi drzwiami z grubego drewna było jedynym co mogła usłyszeć gdy stała po środku czekając na tą jedną osobę, tego jednego starca który dał jej powód do życia i pokazał drogę która może obrać.
Ablus Dumbledor nie zawsze był dobrym człowiekiem, mogła o tym mężczyźnie powiedzieć wiele ale na pewno nie to se był dobroduszny, idealizował prawo natury, coś za coś. W Hogwarcie zawsze otrzymasz pomoc, ale musiałeś za to zapłacić- I tefk właśnie nauczyła się od tego mężczyzny.
- Iris.- szczęśliwy głos w końcu przerwał ciszę która już powoli stawała się irytująca dla dziewczyny.
- Wujku.- przywitała się nie odwracając wzroku od ognistego ptaka przypatrując się jego pięknym pióra.
- Jak minęły ci wakacje?- zapytal siadając przy swoim biurku łapiąc spojrzenie dziewczyny zaczynającej już swój czwarty rok w Hogwarcie przypatruje się jego chowancu.
- Spokojnie, bez żadnych wybuchów lecz nie mogę pozbyć się mysli ze w tym roku zaczynamy.- oznajmiła w końcu pozwalając by jej wzrok wylądował na jej członku dalszej rodziny. Kto by przypuszczał ze rodowód Dumbledor będzie mial spadkobiercę?
- Tak, to w końcu czas na nasz ruch Iris.- oznajmił dotykając swoimi długimi palcami papiery leżące na jego biurku.
- Myślę że już mam chętnych do twojego małego klubu.- oznajmiła nie zmieniając swojej ekspresji. Nic nie zmieniło tej lodowatej twarzy przez lata i nic nie spowoduje tego teraz.
- Wierzę że zbierzesz dobrych czarodziei do tego Iris. Jakby znów coś cie niepokoiło z twoja- ostre słowa fziewczyny przerwały wypowiedź mężczyzny.
- Nie będzie takiej potrzeby wszystko mam pod kontrolą.- oznajmiła odwracając się by wyjść z gabinety mężczyzny.
Jej wyprostowana postura nawiedzające korytarze szkoły magii I czarodziejstwa od czterech lat i nikt nie śmiał się sprzeciwić jej działania, jej zachcianki były czymś jakby świętym, jej słowa jakby przypowieścią prosto z nieba- a to wszystko za sprawą jej nazwiska, było ono sławne wszędzie w świecie czarodziei. Dumbledor, jedyna osoba która była spokrewniona z dyrektorem i największym czarodziejem ich czasów, o której wiedzieli.
Jej długie brązowe włosy zawsze zakręcone na konach ułożone na jej prawym ramieniu spływając po szacie o zielonym odcieniu. Jej zimne jak lód niebieskie oczy przenikające jakby w dusze osoby która miała na tyle odwagi by spojrzeć prosto w nie. Zawsze te osoby miały wrażenie jakby jedno spojrzenie wystarczyło a ich posiadaczka wiedziala o nich wszystko. Przerażało to ich a zarazem sprowadzało ich ponownie do tych zimnych oczu, chcąc ponownie połączyć swoje z nią.
Poczuła szturchnięcie w ramię, niewzruszona spojrzała na osobę która ja szturchnęła zauważając czwórkę uczniow na tym samym roku co ona zbiegających po schodach, lecz zatrzymali się by spojrzeć na dziewczynę
- Och Iris, Iris twe spojrzenie jakby sztylety stworzone z lodu przebijały moje serce powodując że jeszcze bardziej się w nich zakochuje, ukoj moje cierpienia jednym pocałunkiem w te grzeszne usta.- recytował dramatycznie jeden z czwórki huncfotow z Gryfindoru, byl to nie kto inny jak Sirius Black chłopak który porywał jednym uśmiechem wszystkie dziewczyny z każdego domu. Nawet dumne czystokrwiste ślizgonki.
- Nie ma za co, moje spojrzenie porywało nikogo innego jak Syriusza Blacka do wyrwania poemu z jego mózgu.- uśmiechnęłam się w jego stronę odchodząc zostawiając czworo przyjaciół w szoku.
Każdy znał Iris Athene Dumbledor, była sławna nie tylko z swojego nazwiska, lecz jej osiągnięć z zaklec, uroków i obrony przed czarna magia, nie można było zapomnieć że nawet była pierwsza w eliksirach. Czarownica z wielką przyszłością... Lecz była znana nie tylko z tego, jej wiecznie chłodna twarz nie wyrażająca dumy, radości czy smutku, była zawsze z tą swoją obojętna twarzą. Pierwszy raz od czterech lat chłopcy widzieli jen usmiech.
- Powinniśmy iść do Dumbledora.- oznajmił Peter dotykając swojego czoła patrząc czy przypadkiem nie miał zwid przez wysoka temperaturę.
- Nie, powinniśmy to zgłosić pani Pomfrey.- zaprzeczył James stojąc w szkole patrząc na obraz orzed nim jakby w amoku.
- Nie wygłupiajcie się, nic jej nie jest.- powiedział ich zdrowy rozsądek Remus Lupin w własnej osobie trzeci na ich roku. Najmądrzejszy z całej trójki znajomych często przrnkawiajac ich do rozsądku.
- Ona... Czekaj... Chyba oszalalem.- powiedział Syriusz dalej oatrzac na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała ślizgonka której nigdy jeszcze nie udało się nikomu by ją rozśmieszyć, by zmieniła swoją ekspresję a mu się udało. Sprawił że jej twarzy zmieniła wyraz.
- Nie oszalales Łapo, a teraz ogranijcie się i chodźmy do dormitorium.- powiedział zmęczony zachowaniem przyjaciół.
Iris była świadoma swojego postępowania, miała plan i musiała zrobić wszystko by ten się ziścił. Jej wujek już zbierał ludzi, niewiele ale zbierał. Ona też musiała zacząć rozpowiadać uczniom o zakonie, który będzie walczyć przeciwko Voldemortowi, sami odważni czarownicy i wielcy.
Potrzebowała czwórki z Hogwartu w tym gronie, nie wiedziała czeku ale miała dobre odczucia co do zabrania ich w jedno i postawić przed królem, którym był sam czarny pań.
- W końcu wróciłaś.- usłyszała znajomy trochę jej głos, pamiętała dobrze jak orzed walacjami chłopak miał onwiele dziecięcy głos lecz teraz zaczął przychodzić mutacje która ja bawiła.
- Barty.- powiedziała w akcie powitania przyjaciela gdy u jego boku ukwiesol się wyższy od brazowo-wlosego blondyn o głębokich ciemnych oczach.- Even.- ponownie powoedziala witając chlopaka.
- Witaj spowrotem Iris.- uśmiechnął się do niej ciepło i w końcu z zielonej kanapy przy kominku, chłopak o ciemnych lokach zamknął książkę odwracając wzroku ku dziewczynie która znał od pierwszego dnia w szkole.
- Iris.- przywitał ją tak jak ona wszystkich, jej imieniem kiwając delikatnie głową w jej stronę.
- Witaj Regulusie. Jak minęły wam wakacje?- zapytała siadając obok jej przyjaciela poprawiając jego już przydługie loki. Przypominaky jej jego brata, który zawsze lubił nosić swoje włosy długie. A brat Syriusza idolizowal swojego brata starając się być jak kN, nie mówiąc tego otwarcie.
- Ojciec pomyślał że przyda nam się ocieplenie wizerunku, i byliśmy na wakacjach w wloszech.- wyjawił Barty krzywiąc się na wspomnienia z miesiąca spędzonego u boku swojego ojca.
- Byłem na farmie smoków i było po prostu zajebiscie, gdyby jie fakt że ojciec próbował przy każdej sytuacji rzucić mnie na pożarcie.- uśmiechnął się ich szalony przyjaciel, który cieszył się z prób zabicia go ldzez jego własnego ojca, jakby było to wspomnienie z spokojnego czytania książek.
- Nic szczególnego oprócz balu tylko dla tych o czystej krwi i kolejnych wykładach o tym jak beznadziejny jest Syriusz.- wyjawił im Regulus opierając głowę o kanapę. Wszyscy mieli problemy w domu, chodź nie mogła tego powiedzieć Iris. Nie miała rodziców, zmarli wcześnie w jej życiu i od zawsze pamiętała tylko wujka Albusa, który ja wychowywał.
- A tobie Iris?- Zapytał w końcu Barty zakładając swoje ramię wokół szyji niższej dziewczyny.
- Spokojnie, nic nowego.- dziewczyna nigdy nie mówiła dużo, nie przeszkadzało to jej towarzyszą ponieważ była perfekcyjnym słuchaczem. Czasami czuli frustrację że niczego o niej nie wiedzieli oprócz jej pochodzenia, wujka i jej imienia.
Nie mogła im przecież powiedzieć, że swoje wakacje spędziła na planowaniu wraz z dyrektorem armii która będzie walczyła przeciwko samemu czarnemu Panu. Kto by jej uwierzył, że czternastoletnia dziewczynka już była wtajemniczona w nadchodząca wojnę i była jednym z generałów? Nikt. Na pewno nie ślizgoni, którzy jak wiedziala planowali dołączyć do jej wrogów.
Tak właśnie Iris Athena Dumbledor Rozpoczęła swój czwarty rok w Hogwarcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro