Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'✧.Wrogowie

━═━═━═━═━═━═━═━═━

» Pod Połockiem. Rok 1654. 16 czerwca.

𝑃𝑜𝑣. RON

Gniady ogier, o maści tarantowatej o wzorze derki, z chrabką na pysku szedł spokojnie przez las. Śpiew patków już dawno ucichł, a zwierzęta nocne zaczynały się budzić. W brzozowym lesie zapanowała szarówka, mało już było widać. Delikatny wiaterek poruszał liście u koron drzew. Spojrzałem przez chwilę na niebo. Między gałęziami dojrzałem że na niebie zaczynały pijawiać się pierwsze gwiazdy. Westchnąłem cicho i suściłem głowę. Byłem ubrany w dość skromny ubiór. Za niedługo początek lata, jest już coraz cieplej a przez lekkie ubrania także lepiej bo swobodniej się porusza.
Zwykła opończa o bordowej barwie, obramowana złotymi naszywkami, pod tym koszula, jak u zwykłego chłopa, spodnie z czarnym pasem i oczywiście oficerki a przy boku jak zwykle widniała moja szabla.

Rozejrzałem się w około. W lesie panował ubłagalny spokój. Cisza. Lekkie powiewy wiatru i tańczące liście. Daleki, niesiący się echem odgłos sowy. I nic więcej. Spokój którego szukałem już od dawna. Korzystając z chwili przymknąłem oczy i próbowałem wyrzucić z głowy wszystkie myśli i problemy. Choć było to trudne panicznie trud na nie pomagały mi w tym fakt że muszą być czujny z racji tego że zmierzyłam wprost na granicy rosyjską. Tym bardziej to zastanowienia dała mi myśl. Wspomnienie. Ukazała mi się Ks.L, moja żona mówiąca "Każdy zasługuje na chwilę odpoczynku". Hymm.. każdy. Ja nawet nie jestem pewien co mnie relaksuje. Zapewne dopiero bym się zrelaksował kiedy szlachta by mnie nie wkurzała nie byłoby żadnego konfliktu i mógłbym przeżyć z rodziną choć trochę więcej czasu. Nie przeczę też że jazda konna, trening walki i gotowanie, czytanie książek też mnie relaksują. Ale teraz to nie to samo. Lecz matka mnie nauczyła aby takie dary jak ta cisza ten spokój i chwila, szanować. Szanować to, że Bóg daje mi tych odetchnienia. Szanować że ma się jeszcze czas... Kto by pomyślał że będę miał z tej wyprawy jakieś korzyści? Bardziej jest to białym negatywny stres. A jednak. Jest inaczej lepiej. Zwykle ludzkie przekonała  właśnie tak wyglądają. A cała moja wyprawa wydarzyła się dość przeciwnego temu przekonaniu.

Sposobność do wystąpienia przeciwko memu państwu dało Imperium powstanie Chmielnickiego. Wszystko wydawało się za nie zakolorowa, ale do zniesienia, gdyby tylko ruskie ćwoki by się nie wtrącały. Lecz cóż, stało się. Pojawiły się już wstępny sygnał od rosjaninów że dostrzegli w powstaniu kozackim szansy na odzyskanie utraconych ziemi a może i nawet zdobyć się ziemi ukraińskich. Na początku Rosja czekała na rozwój wypadków, lecz cierpliwość cara Aleksego nie potrwała długo i już w 1649 roku postanowił wyrządzić kłopoty Rzeczypospolitej. W tym celu przybyło do państwa w końcu stycznia 1650 roku poselstwo rosyjskie. W maju przedstawiono nam pretekst pod jakim Imperium Rosyjskie chce rozpocząć wojnę. Pretekstem tym była jedna z książek wystawiających czyny wojenne Władysława IV w walkach z Rosją w której "niewłaściwie tytułowana ojca obecnego cara Rosji". Ambasador moskiewski zażądał spalenia wszystkich egzemplarzy książki i wskazania autora na śmierć. Zażądano do tego skazania na śmierć i Jeremiego Wiśniowieckiego oddania wszystkich grodów przypisanych Rzeczpospolitej na podstawie pokoju polanowskiego i do tego jeszcze pół miliona złotych kontrybucji. Niespełnienie tych niewiarygodnych żądań miało oznaczać natychmiastową wojnę. Nawet ta wieść o oburzającym poselstwie rosyjskim dotarła do Chana Krymskiego i flamagireja który natychmiast zaproponował nam wspólny atak na Rosję. Chan dostrzegł okazję w odzyskania się utraconych.  Nawet w tej sprawie w maju w 1650 roku przybył do Warszawy poseł Chana. Przed Rzeczypospolitą pojawiła się szansa popchnięcia wszystkich sił kozacko tatarskich na Imperium Rosyjskie. Sam nawet hetman kozacki Bohdan Chmielnicki nie był niechętny tej wojnie i wymagał jedynie w trakcie działań wojennych wojska koronne nie wykraczały na obszary przez niego kontrolowane. W maju w 1650 roku car Aleksy zorientował się w jak strasznym znalazł się położeniu. Szansa stworzenie przez Rosję nie została wykorzystana jedynie senatoryjowie zgodzili się na wydarcie stron książki z tekstami u znanymi za obraźliwe dla cara. Tak więc rok 1651 zamiast przenieść burzę go za zgodą tatarską na tereny państwa moskiewskiego doprowadził do bitwy pod Beresteczkiem. Niestety panująca na na dnie brzuch zaraza i klęska pod Bedochem w roku 1652 pozbawił Rzeczypospolitą tysięcy weteranów. Dodatkowo inne zarazy przechodzące z Ukrainy nie sprzyjały. Szczególną datą był rok 1654 i traktat perejasławski który spowodował integrację wojsk rosyjskich w wewnętrzne sprawy państwa. W 1653 roku dokładnie 1 października car zwołał Sobór Ziemski który podjął decyzję o przyłączeniu Ukrainy do Rosji. W 1654 roku 17 stycznia zwołano radę kozacką i postanowiono poddać się Imperium. Następnego dnia czyli 18 stycznia Ukraina poddała się carowi. Moskwa poparła Bohdana Chmielnickiego a car Aleksy przyjął jego poddaństwo.

Dokładnie 10 stycznia car wypowiedział nam wojnę. W odpowiedzi na akt przyłączenia Ukrainy do Rosji wiosna 1654 roku armia koronna wkroczyła na Ukrainę z karną ekspedycją która miała zasiać postrach i zgodnie z kozaków do powrotu pod władzą i Jana Kazimierza, a w rzeczywistości wzmocnienia więzi kozacko rosyjskie. Później działy się normalnie cuda. 28 marca w 1654 roku w obliczu zagrożenia król Jan Kazimierz zerwał sejm z bardzo błahej przyczyny gdyż ze względu niechęci do Janusza Radziwiłła nie chciałby by ten został hetmanem wielkim litewskim. Później w kwietniu zawarliśmy porozumienie z chanem Islamem Girejem który jednak postanowił zmienić fronty i stanąć przeciwko nam tymczasem w kraju działo się bardzo źle. Sporo między królem a hetmanem polnym litewskim odbił się na stan państwa. Idioci...

W pewnej chwili z mojego rozmyślania wydostał mnie Wigor, mój koń. Zwierzę stanęło natychmiastowo. Otworzyłem oczy nie rozumiem nic z dziwnego zachowania ogiera. Wzrokiem przeleciałem gąszcz drzew przede mną. Ujrzałem w odległości paru metrów postać, na koniu. Zmarszczyłem brwi i próbowałem przyglądnąć się istocie.

Wysoka męska postawa była dobrze widoczna. Ubrany był w mundur czarno-złoty. Do tego buty wysokie. Spodnie, szabla i narzuta na ramiona  niezbyt długa.

Jego mordę zawsze rozpoznam. Choćby i nawet z paru kilometrów.

To za dobrze znany mi Rosjanin podjechał odrobinę na swym czarnym rumaku lecz wciąż odstęp między nami był kilkumetrowy. Dopiero teraz zorientowałam się że nastał już całkowity wieczór, lecz nie było jakoś strasznie ciemno wszystko oświetlał jasny księżyc będący w pełni oraz gwiazdy, ukazujące się na niebie. Twarz IR'a odbija się w blasku białej orbity. Widziałem idealne jego rysy twarzy. Krzywa jak zawsze. Miał jak zwykle tą swą poważną minę a jego czekoladowe oczy wypatrywały się w moją stronę Z zaciekawieniem. Ściągnąłem z kory kaptur aby tamten nie rozpoznał. Nagle IR uśmiechnął się dalikatnie i pokręcił głową.

— Tak czułem że cię tu znajdę. Zapach twój aż czuć po kilometry — Odparł po chwili.

— Nie wiedziałem że aż tak śmierdzę — Warknąłem z ironią w głosie — Tylko mi nie mów że znów przybyłeś tutaj, aby prubować mnie przekonać abym się poddał — Dodałem po chwili przerwy.

Rosjanin zszedł ze swojego konia i lekko się o niego oparł bokiem. Biedne zwierzę...

— Nie. Przyjachałem aby cię zabić, a co myślałe- Zaczął, lecz nie dałem mu dokończyć.

— Takie amatorskie gatki to możesz sobie w dupę wsadzić — Warknąłem schodząc z Wigora — Po za tym. To raczej to samo. I tak wciąż będzesz się patoszyć i wmawiać mi tą gatkę "przybyłem cię zabić". To już IR, jest śmieszne, a wręcz irotyczne i wkurwiające — Zaznaczyłem mocno na ostatnie słowo.

Car, jakoś nie za bardzo się przeją mymi słowami. W co ty gnoju pogrywasz..?

— Jak ja cię kocham wkurwiać... — Rzekł nagle patrząc na mnie przymrużonymi oczami.

Spojrzałem na niego wyzywająco.

— Coś cię chyba boli... I widzę że łeb — Odparłem z obrzydzeniem.

— No dobrze.. może już przejdźmy do sedna sprawy — Powiedział IR wyciągając szablę.

Przeklnąłem w myślach. Nie miałem ochoty na jakąkolwiek walkę. No ale cóż, jakoś się zmusiłem, w przekonaniu że mam następną okazję skopać mu tyłek. Zbliżyłem głowę do pyska Wigora.

— Zwiewaj. Kiedy zagwiżdrzę masz się tu zjawić natychmiastowo — Szepnąłem do konia.

Ten zadrżał charakterystycznie i popędził w stronę z której przybyliśmy. Wyciągnąłem szablę łapiąc mocno jej rękojeść. Stałem wyprostowany w lekkim rozkroku, patrząc na tego zjeba.

W końcu powoli zaczeliśmy się do siebie zbliżać, patrząc z siebie w skupieniu. Panowała niespokojna cisza, jedynie świerszcze gdzienigdzie, zaczęły swój koncert. Byliśmy już naprawdę blisko siebie. W końcu zaczęło się, rzuciliśmy się na siebie. IR od razu ruszył z atakiem na moje ramiona lecz ja sprawnie wybroniłem jego ruchy cofając się parę kroków do tyłu. Z czasem pojawiła się odrobinę większa agresja z obu stron, jeśli mam być szczery to nasza walka przypominała taniec. Chodz bardziej nasze żaby tańczyły niż my. W niespokojnym tempie ostrza uderzały o siebie z charakterystycznym dźwiękiem nasze bronie poruszały się niczym damy, prowadzone przez nas, jakby podczas jakiegoś balu. To w przód to w tył to w prawo i w lewo. Napieraliśmy na siebie zaciekle próbując jakkolwiek doprowadzić do przegranej wroga. Podczas walki nie obeszło się od zgryźliwych komentarzy.

Minęło trochę czasu. Schyliłem się trochę opierając swoje kolana i spuszczam z głowy w dół. IR także stanął lecz oparł się ramieniem o pobliską brzozę. Oboje dyszeliśmy przeraźliwie próbując zaczerpnąć powietrza. Po chwili wyplułem krew która uzbierała mi się w ustach. Zdobyłem już zadrapanie i bodajże z tego co czuję trzy rany. Lecz nie pozostawałem IR'owi dłużny. Także już krwawił. Kiedy udało mi się jakoś uspokoić, uniosłem głowę lecz dalej podpierany rękoma. Rosjanin wciąż podtrzymywał się brzozą lecz patrzył na mnie spod lekko spuszczonej głowy z delikatnie uchylonymi wargami. Nagle dźwignął trochę głowę i znów nam nie spojrzał.

— Czyżby już się zmęczył? — Odparł.

— Niee.. po prostu mi się znudziło — Powiedziałem uśmiechając się chytro czym wyprostowałem się łapiąc mocno za rękojeść z szabli.

IR także fałszywo się uśmiechnął i stanął znów w pozycję przeznaczoną do walki. I znów na siebie. Jak dwójka drapieżników walczących o mięso drugiego. Rosjanin naskoczył na mnie chcąc uderzyć mnie w głowę. Sprawnie wybroniłem atak lecz po chwili jego ruchy znacznie się przyśpieszyły. Cofnąłem się do tyłu unikając bądź wypełniając jego ciosy. Zorientowałam się że chce mnie naprowadzić wprost na gęstwinę krzaków. Aktualnie chciałem wykorzystać jedną z technik walki dać wrogowi poczucie wygranej lecz później zaskoczyć i zająć prowadzenie. Przez ten czas kiedy IR spychał mnie do tyłu udało mi się wymierzyć cel aby go zaskoczyć. Teraz stał się idealny moment na atak. Szybkim ruchem Rosjanin zamachnął się a ja sprawnie cofnąłem się do tyłu. Wykorzystałam okazję i sam zaatakowałem. Udało mi się go zranić w w bok ramienia. IR cofnął się do tyłu o parę kroków i złapał ramię dłonią zatrzymując krew.

— Coś byłeś za pewny swojej przewagi — Stwierdziłem poprawiając sobie włosy do tyłu które opadły mi na mokre od potu czoło.

— A ty coś jesteś zapewny tego że w dobrą stronę dażysz — Warknął IR prostując plecy i marszcząc brwi.

Wyciągnął szablę w moją stronę. Szable wirowały w dzikim tańcu. Przez chwilę miałem wrażenie że nasza walka trwa wieczność, bez końca. W pewnej chwili nasze bronie się skrzyżowały, byliśmy bardzo blisko siebie. Praktycznie wręcz ciało przy ciele. Patrzyliśmy na siebie z wrogością ciężko oddychając. Nagle IR przerwał ciszę która wydawała się być niczym mgła.

— Powiedz czy nie wstyd ci twych rządzących? Król kłócący się z hetmanem i jeszcze przez to zerwanie sejmu — Zaczął — chodź zastanęłam się jak możesz teraz ze mną walczyć, z myślą że ci ludzie zaraz zniszczą ci państwo? Nie powinieneś może ich poskładać do porządku Iijakoś ustawić? Ale nie bo RON opuszcza swoje stanowisko i zostaje tych debili samych i pozwala sobie pomagać kropka ludzi tych którzy tak naprawdę są nieodpowiedzialni jedyne powodujące problemy i bóle — W jego słuchah była taka dziwna mieszanka emocji.

Nic nie mówiąc nagle zacząłem nabierać na IR'a tak że musiał się cofnąć.

— Stul pysk, nie rób mi tu wykładów politycznych — Warknąłem ostrzegawczo popychając go mocno.

Rosjanin ledwo trzymał równowagę. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć lecz gdy tylko powiedział pierwsze słowo dostał mocno w pyszczoch moimi skrzydłami.
Uderzenie to było tak mocne że trochę się zgarbił i jego głowa odwróciła się do mnie bokiem. Przez chwilę IR był chyba w jakimś transie bo jedynie rozszerzył oczy i stał znieruchomiały patrząc się w jeden punkt. W końcu jednak popatrzył się na mnie ze zdziwieniem chyba nie spodziewał się że go uderzyłę. Zaczął jedynie dłonią smarować bolące miejsce na twarzy głównie policzki.

— Kto ci pozwoli używać skrzydeł? — Odparł złośliwie marszcząc czoło.

— Nikt mi nie musiał pozwalać. Zasad walki nikt nie ustalał. Poza tym, sam się prosiłeś — Wzruszyłem obojętnie ramionami chowając skrzydła pod materiał o pomocy przewracając oczami.

— Hmm.. cały RON — Uśmiechnął się dziwnie, stając znów gotowy do walki — A co ze szlachtą? Taka wciąż wierna dla ciebie? W kraju zamieszki, a oni co? Nic? Ja się dziwię RON że ty dalej z nimi jakoś funkcjonujesz. Aż nie dowierzam że do tej pory nie udało mi się ciebie pozbyć — Znów zaczął swą gatkę...

Ale teraz o dziwo, sam zastanowiłem się nad tym wszystkim. Ranił mnie tymi słowami, jakby ktoś dźgał mnie ostrzem od środka. Poczułem jak mięśnie monco się spinają. A wnętrzności grają w warcaby.

— Nie próbuj mi tego wmawiać — Rzekłem.

— Ja nie próbuje ci tego wmawiać, lecz chcę usłyszeć czyż nie mam racji — Odparł.

Zaintrygowało mnie to. Coraz bardziej zastanawiało mnie do czego on dąrzył. Przez to wszystko co do mnie mówił rozproszyłem się, co było chyba moim najgorszym czynem w życiu. IR nagle poderwał się w moją stronę. Zacząłem wybraniać jego ataki, cofając się do tyłu. Ledwo co nadążałem za atakami Rosjania. W pewnej chwili Imperium zamachnął się i pociągną swą szablę ku sobie. Moja broń wylatuje mi z ręki, przelatując nas głową wroga, po czym wbija się w ziemię, lekko się kołysząc.

Psia krew.

Zostałem bez szabli.

Na twarzy IR'a wymalował się zwycięski, delikatny uśmieszek. Prędko cofałem się do tyłu, starając się uniknąć jego ataków. Szczęście nie za bardzo mi sprzyjało. Znienacka zachaczyłem stopą o jakieś pnącze, powodując upadek na plecy. Chlerna natura. Rosjanin uniusł broń wysoko nad sobą, chcąc zadać ostateczny cios. Lecz to jeszcze nie koniec. Nie teraz. Błyskawiczne, tuż po mym upadku podparłem się łokciami, zgiąłem prawe kolano i jak najmocniej uderzyłem go w nogę, dokładnie w to miejsce gdzie otrzymał wcześniej przeze mnie ranę. Pod naporem bólu Rosjanin zgią się lekko. Wykorzystując jego nieuwagę, złapałem w dłonie dość sporą gałąź, bez liści. Prędko wstałem i walnąłem IR'a gałęzią w głowę. Przeciwnik ledwo co utrzymał się na własnych nogach.

Widząc że Rosjanin spuścił nisko głowę stojąc w oszołomieniu, korzystając z jego nieuwagi upuściłem gałąź minąłem IR'a i puściłem się biegiem w stronę wbitej w ziemię szabli. Zatrzymałem się tuż przy niej, jednym sprawnym ruchem wyciągając ją z gleby. Odwróciłem się do Imperium Rosyjskiego. Nagle spojrzał na mnie, dźwigając głowę przez co mogłem zobaczyć widoczną śliwę na jego czole.

— Poważnie? Gałęzią? — Spytał z ironią.

"Dzięki Ci Boże" pomyślałem. Huh, było blisko. Za blisko...
Spojrzałem na wroga z obojętnością mówiąc:

— Walczymy do końca —

IR ewidentnie nie chciał zostać mi dłużny, zadał kolejny atak. Aktualnie walczyliśmy w trochę innej części lasu, tej bardzej zarośniętej drzewami. Rosjanin zamachnął się w bok, lecz ja znów uniknąłem jego ataku. Jego broń wbiła się w pobliską brzozę. Następna okazja. Już ostrze mej broni mało ubrudzić się jego krwią lecz znienacka IR wydostał swą szablę z drzewa.

Mało brakowało a zostałbym nadźgany. Na szczęście uniknąłem tego, lecz szczęście dlej się nie odezwało. Chcąc uniknąć nabicia się jak szaszłyk, przy okazji się wywróciłem.

Przez chwilę urwał mi się kadr, gdyż nic nie czułem. Otworzyłem lekko oczy.  Podniosłem głowę, dziwnie zagwizdało mi w uszach. Leżałem na brzuchu, koło brzozy, na krórej był ślad krwi,  charakterystycznego wyglądu, jakby ktoś mocno uderzył. Nagle zrozumiałem że to moja krew. Poczułem ciepłą ciecz spływającą mi po twarzy z czoła i zarazem piekący ból. Zorientowałem się że koło mnie stoi IR który mierzy we mnie swą szablą.

Cholera.

Wszystko pięknie ale IR przegapił jedną istotną rzecz. Moją broń. Która cały czas widniała w mojej dłoni. Sprawnym ruchem utrudniłem Rosjaninowi stanie gdyż przejechałem swym ostrzem po jego kostkach. Nie dziwię się że nie był w stanie ustać i także leżał już na ściółce lasu.

Prubowałem wstać. Lecz rana nieuczynnie dawała mi spokoju a krew wylewała się z niej jak rzeka. Byłem słaby. Oraz wymęczony już walką. Lecz próbowałem robić cokolwiek.

Ostatkami sił próbowałem się jakkolwiek dźwignąć lecz wszystkie starania na nic. Nie było szans abym cię podniósł. Po prostu już byłem bezsilny. Przeklinałem siebie w myślach że nie potrafię tego zrobić.

Opuściłem zrezygnowany głowę na trawę pomieszaną z mchem i liśćmi. Wzdrygnąłem się. Zauważyłam że IR także nie wstał a nawet nie próbował. Chyba poczuł że na niego patrzę gdyż także spojrzał na mnie. Leżał na plecach a ja na brzuchu. Patrzyliśmy się na siebie niezrozumiałe oddychając ustami w dość niestabilnym tempie.

— Czemu żeś nie wstał? — Spytał nagle IR unosząc jedną brew do góry.

— A ty czemuś też nie wstał i mnie nie dobił? — Zapytałem zdziwiony.

I cisza. Dziwna cisza. W międzyczasie udało nam się uspokoić oddech.

— Co teraz? — Rzekłem po chwili.

— Nie wiem — Stwierdził IR patrząc w niebo — Jesteś w stanie wstać? —

— Uwież mi, gdybym mógł, już dawno bym to zrobił — Powiedziałem niemiłym tonem głosu.

— No dobra, trzeba jakoś się ruszyć bo się tu wykrwawimy — Stwierdził nagle Rosjanin.

Oboje znów próbowaliśmy wstać. Chciałem się czegoś pobliskiego złapać lecz nie miałem za bardzo czego. Chwyciłem więc swą szablę i z jakoś próbowałam sobie nią jakoś pomóc czy podeprzeć. Udało się, wstaliśmy. Oparłem się o brzozę aby się nie wywrócić. IR także tak postąpił lecz naprzeciwko mnie. I znów cisza. Nie za bardzo wiedzieliśmy co mamy zrobić. Walczyć dalej? Rozejść się? Zostać tutaj tak? W końcu spojrzałem na IR'a który także się zastanawiał.

— To... Może rozejm? — Spytałem wychylając dłoń w stronę przeciwnika.

Aż sam nie wiem czemu, ale to była pierwsza i chyba najlepsza opcja która przyszła mi do głowy i byłaby najbardziej opłacalna dla obu stron. Rozejście się i tyle. IR widocznie nie za tym był. No ale cóż moglibyśmy zrobić? Rzerć się dalej? Pierwszy raz w życiu proponowałem mu rozejm i nie widziałem jak na to zareaguje. IR po namyśle który trwał dość długo spojrzał na mnie i podszedł trochę bliżej.

— Rozejm — od paru chwytając moją dłoń i potrząsając ją trochę na znak zgody.

━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 2943 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro