Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'✧.W ciągłym ruchu

━═━═━═━═━═━═━═━═━

» Warszawa. 1999 rok. 1 stycznia.

𝑃𝑜𝑣. Poznań

Złapałem się za kolana siedząc w sali na specjalnym krześle. Jedna z moich nóg dostała drgawek. Zaczeła latać do góry i na dół jak poparzona.

Stresowałem się.

Bardzo.

W końcu za chwilę mam po raz pierwszy ujrzeć moją "córkę". Nigdy nie nazywałem województwa którym się opiekowałem na "ty". Dla mnie było to trochę inne niżeli dla reszty. Choć Rzeszów uważał podobnie do mnie tak samo jak i Kielce. Że w końcu mamy te maluchy wychować jak rodzice. Mamy się nimi opiekować i uczyć. To teraz my będziemy ich prawnymi opiekunami. Dlaczego nie mamy do siebie zwracać jak rodzina? W końcu mamy się nią stać... Taką mam nadzieję.
Wierzę że uda mi się z nią złapać dobry kontakt. Że nawet lepszy niżeli relacja preciętnego rodzica z dzieckiem. Choć martwiłem się że tak nie będzie. Że mnie nie polubi. Nie będze mi ufać... To były zawsze wstępne uczucia każdego miasta przed spodkaniem z nowym wojewóctwem. Każdemu z miast zależało na dobrej relacji z dzieckiem...

- Poznań - Do mych uszu doszedł głos RP.

Dźwignąłem głowę powracając do rzeczywistości. Wstałem ze swojego miejsca jak wcześniej Warszawa kierując się na początek sali.

- Otrzymujesz Województwo Wielkopolskie, czyli inaczej Wielkopolskę - Oznajmił RP uśmiechając się delikatnie.

Po chwili jego wzrok odwrócił się w bok. Zza drzwi wyszła Piaseczno która pomogła wraz z Pruszkowem to wszystko przygotować jak i pomóc RP.

Przed Piaseczno wyskoczyła wysoka ładna dziewczyna o lokowanych naturalnie włosach białych jak puch śniegu, ciągnących się jej do ramiączek. Jej wesołe dwukolorowe oczy były szeroko otwarte i patrzyły we wszystkie strony świata z energicznością.
Szła prędko, pewna siebie.
Cierpiała na Heterochromię. Jej prawe oczko było barwy krwistoczerwonej a lewe złotej niczym sztabki złota.
Na jej twarzy malował się uśmiech.

Aż mnie ścisnęło w żołądku jak to dziecko podeszło, a wręcz dopadło do mnie patrząc w górę na mnie z ciekawością. Pomrugała energicznie oczkami ruszając tym swoje piękne długie rzęsy. Uśmiechnąłem się do niej. Kucnąłem przed nią aby być w takim samym wzroście jak ona.

- Cześć młoda - Pomachałem jej charakterystycznie - Jestem Poznań. Miło mi Cię poznać - Odparłem oglądając jej zachowanie.

Uśmiechneła się do mnie błyskawicznie po czym niespodzewanie przytuliła jakby na znak że mi ufa. Zdezoriętowany jej dziwnym dla mnie zachowaniem oddałem przytulaca zmierzany.
Jeszcze nigdy, rzadne z województw nie zaaregowało tak na mnie. I była tą jedyną która to zrobiła wręcz od razu po moim ujrzeniu.
Aż troszeńkę się wzruszyłem.

Po chwili jednak dziewczynka oderwała się ode mnie po czym zaczeła się przyglądać wszystkiemu do okoła. Jej głowa latała we wszystkie strony z taką szybkością że aż się zastanowiłem czy nie ma jakiejś wady szyji...

- Widać już że się dogadacie - Uznał RP podchodząc bliżej i podając mi dokumenty na temat dziecka - Choć z pewnością nie będzie wam obu łatwo. Wielkopolskie to naprawdę ruchliwa dziewuszka - Uznał unosząc swe konciki ust.

✴✴✴

Oj i to bardzo.

Od pierwszych dni miałem już tego dość.
Co chwilę latała we wszystkie strony. Nie potrafiła ani na chwilę usiąść. Zamiast chodzić to biegała. Jeszcze nigdy nie spodkałem w swoim życiu tak ruchliwą osobę. Nie potrafiła zwolnić ani na chwilę. Wszystko robiła bardzo szybko, ale za to precyzyjnie. Musiałem przypomnieć sobie lekcję wychowania fizycznego. Tylko odwróciłem głowę w inną stronę a już jej nie było. Była chyba z dziesięć metrów daleko.

Z początku było to dla koszmarem.

Kiedy w weekend chciałem spokojnie sobie pospać do tej ukochanej 9:00 to zawsze budziła mnie Wielkopolska która mówi że chce iść na spacer aby się poruszać. A kiedy się nie zgodziłem to biegała po całym domu aby się wyszaleć, albo robiła to specjalnie abym wstał i ją zabrał.

Nie mówiąc już o spaniu. Ona chyba wogule nie powinna się nawet kłaść do łóżka. Po co skoro ona i tak gdy się wyśpi ma tyle samo energi jak przed spaniem.
A nawet więcej...
Była pełna energi.
Zamiast spać spokojnie to musiała się tłuc. Nie potrafiła ani na chwilę uleżeć.
Ustać w miejscu. Nie, bo ona musi coś robić.
Pamiętam do dziś jak ledwo nie dostałem zawału w samym środku galerii handlowej kiedy Wielkopolskie gdzieś znikneła. Znalazłem ją na drugim końcu całego budynku. Nigdy nie zapomnę tego strachu, stresu jak i gniewu że zawaliłem, a jej mogło coś się stać. Nigdy bym sobie tego jako rodzic nie wybaczył.

Pierwsze miejsce były dla mnie jak wieczność. Straszliwie sobie z tym wszystkim nie radziłem. A Wielkopolskie wcale mi nie pomagała. Wiele razy byłem ledwo żywy po nieprzespanej nocy kiedy tamta zamiast iść spać zaczynała latać po domu jak dzikie zwierzę. Po prostu paranoja. Aż się zastanawiałem czy w geparda się nie zamieniła... Wtedy to dosłownie uzależniłem się do kawy i nawet specjalnie kupiłem sobie ekspers. Miałem jakieś doświedczenie z bycia "rodzicem" ale nie z tak ruchliwym i energiczym dzieckiem. Nawet byłem u lekarza aby sprawdzić czy wszystko parcuje dobrze i czy przypadkiem nie ma ADHD.

A jednak.

Cierpiała nie tylko na Heterochromię ale i na ADHD...

Nosz kurwa do świętej Anielki.

Jeju jakby ktoś mnie wtedy zobaczył to by pomyślał że umieram bo tak na tą informację zbladłem przed Rzeszowem że ledwo nie wylądowałem w szpitalnym łóżku.

Ona ani trochę się nie męczyła.
Wogule.

Wiele osób które się nią także zajmowało zwróciło mi na to uwagę. Lecz z początku nie wiedziałem co mam z tym zrobić. Ale na pewno nie tak żyć do jej osiemnastki.
Szukałem pomocy. Czegokolwiek co może mi pomóc opanować to dziecko na które nawet moje prośby, upominania, krzyki oraz stania w kącie nie pomagały. Bo ona nawet w kącie ustać nie potrafiła! To było szaleństwo.
Szukałem rad od innych jak i w internecie. Lecz wszystko zawodziło. Wielkopolskie zaczeła roznąć ale to wcale nie wpłyneło na jej energię oraz zapału do życia. A ja już byłem w większym kryzysie.

Lecz w końcu miałem tego dość. Jeszcze raz, chyba już z tysięczny, rozmawiałem z nią na temat jej wybryków. Ale nie przyniosło to dobrych skutków. Dziesięciolatka dalej biegała i nie potrafiła się zatrzymać... A w końcu wpadłem na pomysł. Skoro to dziecko jest pełne energii a nauka ani domowe obowiązki ją nie męłczą...

To dam jej coś innego. Coś w czym będzie mogła się wyszaleć.

Sport.

Stwierdziłem że zapiszę ją do jakiegoś klubu sportowego. Udało mi się ją przekonać na ten pomysł. Ale nie wiedziałem jaki sport jej się podoba. Więc to ona zadecydowała że zapiszę ją do klubu piłki nożnej. Nie mało się zdziwiłem że chciała do niego dołączyć. Że akurat piłka nożna..? Nie sądziłem że wogule jej się ten sport podoba. Owszem, kochaliśmy oboje jeździć na mecze Lechi Poznań ale nie miałem poczucia że sama chciałaby grać. Lecz cóż, zrobiłem jak poprosiła. Zapisałem ją i już następnego dnia zwiozłem na pierwszy trening.

Akurat był to klub sportowy specjalnie dla nas - czyli miejscowości czy regionów. Każde województwo miało taki swój klub. Akurat trenerką jak i opiekunem całej drużyny piłkarskiej w Wielkopolsce była Pobiedziska. Doskonale znała się na tym sporcie jak i na aktorstwie. Jeszcze nie miałem przyjemność Wielkopolski z nią zapoznać więc fajnie się udało. Dziewczynka od razu się przywitała podając dłoń kobiecie potrząsając ją tak szybko i energicznie że Pobiedziska ledwo się nie wywróciła. Na pierwszy trening sam zdecydowałem się zostać i zobaczyć jak to będzie przebiegać.
Widać było że jej się spodobało.

O to bardzo.

Po treningu podbiegła do mnie tuląc i mówiąc że dziękuję za to że ją zapisałem. Uśmiechnąłem się i potargałem jej włoski.

Zawoziłem ją na treningi codzennie po szkole. I tak oto się zaczęła jej przygoda z piłką. Przez te trzy lata moja córka bardzo się wczuła. Pokochała piłkę nożną. I była w niej bardzo dobra. I chyba moje starania wyszły na dobre. Gdyż gdy wracał do domu nie wpadała do niego jak rakieta lecz zaczeła wchodzić normalnie jak człowiek.

Lecz oprócz piłki nożnej także fascynowała się historią Polski, kochała słuchać opowiadania Gniezna kiedy razem spędzali czas. Nowy Tomyśl nauczył ją jak robić koszyki wiklinowe. A Leszno nauczyła ją pływać jak i nie raz przeleciała z nią samolotem. Koło dał jej naukę jak tworzy i maluje wyjądkową ceramikę a Pyszczkowo jeździć na koniu. Miała zapał do nauki. I w końcu, nie traciła na nią energii. Kochała dowiadywać się o różnych rzeczach. Była także bardzo ciekawska. Była trochę przeciwieństwem Małopolski która zdecydowanie wolała by się skryć w kącie i po prostu zniknąć.

Aż nagle.

Jakby wszystko prysło.
Jak sen.
Pamiętam ten dzień jakby był to największy koszmar mojego życia. Dzień kiedy wszystko zaczynało się zmieniać.

Stałem obok łóżka w moim pokoju przebierając pościele na świerze. Było wtedy około godziny osiemnastej. Była sobota. Miałem wolne a Wielkopolskie miała wracać już z treningu. O tej godzinie powinna już być dawno w domu. Nie miałem jej dzisiaj jak zawieść, a po za tym odkąd skończyła dwanaście lat pozwoliłem jej jeździć samej na treningi do pobliskiej wsi.

Zaczałem się wtedy martwić. I to poważnie.
Zostawiłem pościele i dopadłem do telefonu na moim biurku obsranym z kupy dokumentów. Wybrałem jej numer i zaczałem do niej dzwonić. Lecz nie odbierała. Nie odpuszczałem i zadzwoniłem ponownie. Lecz wyłączyłem komurkę z racji kiedy usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi do mieszkania. Wyszedłem z sypialni patrząc w stronę drzwi wejściowych. I na Boga. To była Wielkopolskie. Podszedłem do niej energicznie przytulacjąc. Ta niepewnie odwzajemniła przytulasa. Złapałem ją za policzki i zajrzałem w jej piękne oczka. Ale coś było mie tak. Nie uśmiechała się. Patrzyła na mnie obojętnie. A same jej ruchy były.. do niej niepodobne. Poruszała się inaczej... Wolniej. To nie było w jej stylu. Od tak chyba nie straciła całej swej energii...

Przestraszyłem się co nie miara. Pytałem czy coś się stało, czy jest cała ale ona odparła że wszystko jest w najlepszym porządku i nie muszę się niczym martwić. Więc tego dnia odpuściłem. Lecz poniedziałek, gdyż w niedzielę nie było treningów, znów było tak samo. Przyjechała trochę później i jakby przybita oraz zmęczona co było dla mnie wstrząsające. Pytałem co się dzieje. Ale nic nie mówiła oprócz tego że jest trochę zmęczona po treningu i nic więcej. Ale dla mnie było to czymś nieoczywistym... Nie chcąc naciskać i jej denerwować stwierdziłem że sam powęszę.

Z początku obserwowałem jej zachowanie. Codziennie po treningu była jakby wymordowana, obojętna, przybita i zauważyłem że zaczeła obgryzać swoje nadgarstki. Minął tydzień i nic się nie zmieniło. A nawet bym powiedział że pogorszyło. Bo jej energia po prostu zaczeła z dnia na dzień gasnąć.
Zaczeła być leniwa. Cały czas czymś zmęczona i nie w sosie. Dzwoniłem nawet do Pobiedziska która powiedziała że wszystko jest z nią w porządku podczas treningów... Jednak... Zwróciłem uwagę na to że dodała coś w stylu "... Lecz od pewnego czasu jej nie wychodzi. Ma problemy z zapanowaniem nad piłką. Sama nie wiem co się stało. Zaczeła się trochę jakby gubić. Lecz to tylko zwykłe błędy. Ale po za tym wszystko z nią w porządku...".

Nie.

Nie było w porządku.

Zdecydowałem się obserwować dalej. Dalej było jak było. Widać że siebie nie radziła. I zaczeła być ponura i wredna. Nie tylko dla mnie ale i dla ogółem wszystkich do okoła. Po trzech tygodniach znów zadzwoniłem do jej trenerki. Odpowiedziała że dalej sobie nie radzi i także się o nią martwi. Musiałem z nią o tym porozmawiać. Ale nic to nie dało. Nie dała do siebie dojść. Nie przeczyła że popełnia błędy. Ale była niezadolowana z racji że tak się o wszystko wypytuję. Co ja jej poradzę. Jestem jej opiekunem, zależy mi na niej, martwię się o nią jak rodzic o własne dziecko. Chciałem jej jakość pomóc... Lecz ona jedynie trzasnęła balkonowymi drzwiami i weszła do środka zostawiając mnie samego na balkonie...

✴✴✴

» Poznań. Rok 2017. Lato.

𝑃𝑜𝑣. Województwo Wielkopolskie

Ubrałam wygodne dresowe spodenki będąc już po treningu. Przebrałam spocony biały podkoszulek na inny o barwie malinowej. Przebrałam jeszcze skarpetki z których aż lał się pot. Wyszłam ze swojej sypialni do łazienki jeszcze ogarniając szybko antypespirant jak i byle jak zawiązałam włosy tak aby nie latały mi we wszystkie strony. Złapałam za komórkę po czym rzuciła szybkie "na razie, jadę na rower" do mojego ojca który akurat siedział w swojej sypialni przy papierach uzupełniając raport, gdyż za tydzień znów musiałam zostać sama w domu z racji że miał comiesięczne spodkanie w Centralii w Warszawie. Poszłam do naszego garażu otwierając go kluczem. Wzięłam swój czarno czerwony rower górski i zamknęłam klapę garażu zamykając go z powrotem na klucz. Wsiadłam na rower po czym wyjechałam na podziemy parking. Nie mineła chwila a byłam już na ulicy pędząc może z trzydzieści kilometrów na godzinę.
Chciałam jeszcze trochę poćwiczyć. Mimo tego że nie miałam już na to ochoty. W końcu jest niedziela i powinnam się tym nie przejmować i tak sama jeszcze pojechałam na boisko i od rana ćwiczyłam. Ale było to dla mnie za mało. Znów i tak mi nie wychodzi. Wciąż zawalam. Dlaczego nagle stałam się aż tak słaba? Dlaczego wszystko nagle zaczeło mi nie wychodzić? Tak zatarłam się we własnych myślach że w ostatnim momencie zauważyłam przede mną kierowcę granatowego BMW który zachamował. Ledwo co wychamowałam. Pęłknęłam głośno ślinę. Westchnęłam ciężko po chwili. Ledwo nie spowodowałam wypadku. Mało brakowało a mogłabym leżeć ze złamanymi kończynami w szpitalu. Zdecydowałam się jednak wyjechać od zgiełku. Wyjechałam z drogi ulicznej wjeżdżając na chodnik który i tak był praktycznie pusty.

Wróciłam do domu około jedynastej wieczorem. Przygotowałam rzeczy potrzbne na jutro na mecz wraz z klubem z Mazowsza.
Jutro ważny mecz. W końcu rozpoczyna się kolejna Liga Mistrzów Polski Dziedziny Dla Miejscowości (LMPDDM) (No jest to długie). Straszliwie się stresowałam. Nasz klub trafił na dobrych przeciwników. Jak wspomniałam - Mazowsze. Oraz województwo Dolnośląskie jak i Małopolskie. Dobrzy grali tam goście. Miałam już z tymi klubami doświadczenie. Nie raz grałam przeciwko nim. Lecz najbardziej obawiałam się Mazowsza... Moje myśli przerwał odgłos mojego ojca który wyjrzał zza drzwi do mojego pokoiku mówiąc:

- Idź już spać pyrku, jutro ważny mecz, musisz się wyspać - Uśmiechnął się do mnie czule.

Odwzajemniłam delikatnie uśmiech. Lecz kiedy Poznań znikną moja twarz od razu spoważniała z powrotem. Zgarbiona przebrałam się w piżamę i weszłam do łóżka.

Godzina szósta, zero, zero na budziku. Wstałam do siadu. Wyłaczyła budzik po czym szybko pobiegłam do łazienki. Umyłam się, poczesałam oraz ubrałam. Związałam swoje włosy w wysoki koński ogon. Choć moje włosy nie były jakieś bardzo długie to wyglądałam w tym kucyku nawet ładnie. Ale nie dla mnie liczył się wygląd. Liczył się dla mnie mecz. Szybko zabrałam potrzebne mi rzeczy i wraz z Poznaniem który jak w zwyczaju wstawał o piątej pojechaliśmy na dany stadion.
Czułam jak podczas drogi moja wątroba się skurcza. To przez ten stres. Bałam się trochę tego meczu. Lecz wierzę że to stres pozytywny który zmotywuje mnie do ruchy.

- Hej, pryku - Zapytał Poznań patrząc na mnie kątem oka.

Ocknęłam się z zamyśleń. Odwróciłam głowę w jego stronę.

- Nie martw się. Wasza drużyna jest naprawdę dobra, oraz przede wszystkim zgrana. Nie raz widziałem was w akcji. Po za tym będzie co ma być. Zagrasz ile tylko będzesz mogła - Uśmiechnął się do mnie łapiąc za skrzynię biegów i zmieniając na trójkę.

Także delikatne moje konicki ust się uniosły. Trochę się rozluźniłam na jego słowa.

- A tak wogule... - Zaczał znów mój rodzic - to dzisiaj zostaję na meczu -

Aż ledwo nie wyskoczyłam z auta poprzez otwarte okno u drzwi. Popatrzyłam na niego gwałtownie ze zdziwieniem jakby powiedział że pyrki są nie smaczne.

- Coooooo... - Przedłużyłam się delikatnie garbiąc w jego stronę dalej niedowierzając.

Przecież dzisiaj jest poniedziałek. A jeszcze nigdy w poniedziałki nie przyjeżdżał na żadne mecze. Najczęściej w te rozgrywane w piątki czy czwrtki... Ale poniedziałek?

Jeszcze nigdy.

- Stwierdziłem że wezmę sobie wolne na cały tydzień. A jakoś się udało szefową udobruchać to... Dlaczego nie? Chcę zobaczyć jak grasz chcę być dla ciebie.. takim wsparciem w tym meczu - Ostatnie zdanie wypowiedział bardzej pytająco niż twierdząco.

Poczułam ciepło na sercu. Ucieszyłam się że Poznań zostaje na mecz. Mam tylko nadzieję że niczego nie zawalę, nie zniszczę. Nie chcę aby się o mnie martwił, po za tym to... Nic wielkiego że nagle wszystko źle mi idzie. Nie, nie powinnam już o tym myśleć. Zwłaszcza że już stanęliśmy na parkingu. Wstałam z przedniego siedzenia wychodząc z Volkswagena Arteon R-Line o barwie ciemno szarej. Razem z Poznaniem poszliśmy w stonę stanionu. Chwilę potem pomachałam mu i się rozdzieliliśmy. Ja do drużyny on na trybuny.
Weszłam do naszej szatni zbijając żółwiki oraz piątki z osobami z mojej ekipy. Przywitałam się także Pobiedziskami. Przebraliśmy się w dane ciuchy i wyszliśmy na mórawę.

Na uwadze, nasze kluby były dla wszystkich, czyli nie tylko dla miast, województw ale i także dla gmin i wsi i innych, i nie liczyła się płęc. Tak, to trochę niespodziewanie, ale nie zawsze wszyscy faceci są od dziewczyn silniejsi. A przynajmniej u nas. Tak naprawdę nasze płcie mógłby by być nieokreślone.

Zrobiliśmy rozgrzewkę jak to zawsze. Po czym wróciliśmy do naszej szatni dostając porządne "kopsko w dupsko" od naszej trenerki która jak zwykle krzyczała aby nas zmotywyować. Przebraliśmy się w specjalne nasze całe białe stroje raz z czarnym paskiem na rękawach oraz borgowymi numerkami na plecach. Wzięłam do ręki moją koszulkę.
Ósemka symbolizuje moc i zadowolenie. Znaczenie liczby osiem wiąże się z takimi wartościami jak władza, realizacja, sukces. I taki był właśnie mój numer na koszulce. Od samego początku kiedy tylko wstąpiłam do tego klubu. Założyłam ją po czym ustawiłam się do wyjścia. I po chwili sygnał, wyjście na murawę stadionu, ustawinie i pierwszy gwizdek. Tym razem postawiono mnie na obronie. Choć najczęściej Pobiedziska stawiała mnie jako druga napastniczka... Do czasu...

Od razu Mazowszanie ruszyli do ataku. Ale my tak łatwo się nie daliśmy. Odebranie piłki i nasz atak. I to jaki piękny. Szoda że tylko bramkarz obronił. Po paru minutach po naszym nie małym oburzeniu kiedy Tarce dostaje czerowoną kartkę. Po chwili pierwszy gol. I to nasz! Boguszyn zaskoczył wszystkich i strzelił gola! Coś nie do pomyślenia. Lecz nie mogliśmy się zbyt długo cieszyć. Na początku drugiej połowy Zaborowie trafia. Jest 1:1. To jeszcze nie koniec meczu. Nasz następny atak, niestety nie udany. Po chwili jednak Raszków błyskawicznie mija Oberwie iii... GOL! Wszyscy do niego podbiegliśmy skakając mu na plecy. Dalej, ten mecz musimy wygrać. Zawaliliśmy przy obronie lewego skrzydła. Niestety Gołębiów trafia. 2:2. Zmiana zawodników. O dziwo nasza trenerka mnie zostawiła. A szło mi fatalne. Praktycznie nie byłam przy piłce gdyż byłam nieuważna i co chwilę ktoś mi ją dobierał. Poczułam na siebie wściekłość. Dlaczego popełniam te błędy tyle razy? Dlaczego nie mogę przestać? Po chwili jednak patrzę na zegar. Osiemdziesiąta piąta minuta. Nagle wpada przede mnie Żuronim wraz z piłką przy nodze. Biegnie wprost na bramkę. Dopadłam do niego z boku prubując odebrać mu piłkę. Ledwo go nie wywróciłam. Ale cwaniak tryzmał się na nogach lepiej niż żyrafa. Nie zdążyłam go zatrzymać. Choć bardzo się starałam. Niestety podwinęła mi się noga i nie mogąc się jakkolwiek wyratować zaryłam w zieloną, wykoszoną trawę z poślizgiem na twarzy. Przez chwilę miałam dziwny zawrot w głowe. Ale ostatecznie się podnisłam. Ale w makabrycznym momencie. Mazowszanie trafiają.

Trafili.

Patrzę na powtórkę patrząc czy nie był spalony. Cholera. Nie było. Mieli gola. Prowadzili jednym strzałem.

Przeze mnie.

Przeze mnie było 3:2.

Stałam w rozkroku, pozieleniała z trawy, patrząc w osłupieniu i patrząc na bilbord wyświetlacza z wynikiem trzy do dwóch. Sędzia dał jeszcze dodatkowo pięć minut. Musieliśmy to wykoszystać. Ruszyliśmy jak wścielki na Mazowaszan. Ale Ci nie dali nam nawet zbliżyć się do bramki. Ostatnia akcja Orchowa... Nieudana.

Gwizdek...

Koniec meczu...

Padłam na ziemię dysząc ze zmęczenia nie dowierzając. To przeze mnie wygrali. To ja wszystko zniszczyłam. Gdybym była uważa, nie wywróciła się, zatrzymała Żuronim.. wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie. Bo ja wszystko musiałam spierodolić.

Nie patrząc na nikogo zdenerowana wstałam czując jak zaraz się rozpłaczę. Ruszyłam biegiem przez boisko nie zważając na krzyki niektórych osób z mojej drużyny za mną. Wbiegłam do szatni kierując się do pobliskiej łazienki. Trzasnęłam drzwiami za sobą aż lekko lustra nad trzema umywalkami podskoczyły. Podeszłam do jednej opierając się dłońmi o jej boki. Patrzyłam w dół ciężko oddychając, czując jak z mojego czoła leje się pot. Ale tutaj nie chodziło o zmęczenie. A o to o że poczułam na moich policzkach łzy. Czemu ja płaczę? Jeszcze nigdy nie płakałam z powodu przegrania meczu.
Nigdy.
Zawsze byłam z tego dumna, z mojej gry a teraz... Nie. Czułam że zawiodłam samą siebie. Chętnie teraz bym zapadła się pod ziemię. Powoli dźwignęłam głowę do góry. Spojrzałam w lustro. Cholera jak ja żałośnie wyglądam? Od razu opuściłam głowę z powrotem w dół na umywalkę. Jeszcze nigdy nie wstydziłam się płakć... A teraz czułam się źle że płaczę...

Co jest ze mną nie tak?

Zerwałam się słysząc krzyki mojego imienia na korytarzu oraz głośne szybko zbliżające się kroki. Spojrzałam oszołomiona na drzwi. Po chwili dopadłam do ostatniej z kabin w toalecie i zamknęłam się nie chcąc aby ktokolwiek mnie widział. Usiadłam na zamknętej klapie białej toalety przytulając zgięte kolana. Zanurzyłam głowę w kolanach przymykając mocno oczy. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi to środka. Tak właściwie to parę osób. I parę znanych mi głosów. Były to dziewczyny z mojej drużyny. Na korytarzu słyszałam jeszcze parę innych głosów. Usłyszałam jak pukają i nerwowo rozmawiają.
O mnie.
Przestraszyłam się trochę. Nagle zapukano do mojej kabiny. Po chwili ktoś chwycił za klamkę i za nią pociągnął lecz na próżno. Zamknęłam się w tolalecie. Raptem usłyszałam pytania od różnych osób, "Wielkopolskie to ty? Odezwij się. Otwórz, proszę. Martwimy się o Ciebie". Ale ja milczałam ściskając dłonie w pięści. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie teraz. Chciałam być sama.

Sama.

Nie chciałam od nikogo miłych słów. Ani pocieszenia. Chciałam być po prostu sama ze swoimi myślami...

Lecz moje rozmyślanie przerwał głos. Głos Poznania. Usłyszałam jak ktoś dość łapczywie łapie za metalową klamkę i wchodzi do środka łazienki.

- Gdzie ona jest? - Zapytał.

- Chyba ją znaleźliśmy... - Odparła cicho jakaś inna dziewczyna.

Poznałam w jej głosie Dobierzczyznę.

- Jest tutaj - Dodała ledwo słyszalnie... Chyba Lipnica.

Przez chwilę zapanowała cisza.

- Możecie na chwilę wyjść? Proszę? - Zapytał nagle szybko ale i cicho.

Usłyszałam parę cichych komentarzy od strony dziewczyn ale chyba zdecydowały się wszystkie wyjść. Usłyszałam liczne kroki oraz zamykające się drzwi do korytarza. Zostałam sama z Poznaniem. Po sekundzie zauważyłam że miasto siada na płytkach opierając się plecami o drzwi kabiny, zginając trochę swoje kolana. Z początku między nami panowała cisza. Odważyłam się odezwać:

- Wiesz że to damska tolaleta? - Spytałam patrząc na drzwi kabiny dalej z głową położoną na kolanach.

- Wiem - Odrzekł niewzruszony - Ale co z tego? - Zapytał powoli.

Przez chwilę nie wiedziałay co teraz zrobić. Zapanowała między nami dość dziwna cisza. Cisza, taka jak mgła. Nieznośna przez którą nic nie można zobaczyć - czyli zrozumieć.

- Chcę Ci pomóc... - Zaczał Poznań - ale... Musisz w końcu ze mną o tym porozmawiać. Wiedzę że coś jest nie tak - Odparł spokojnym tonem.

- Nie wiem dlaczego płaczę z takiego powodu. Jeszcze ani razu nie płakałam z racji że przegraliśmy mecz... - Zaczełam starając brzmiąc normalnie ale moje struny głosowe ze mną nie współpracowały.

- Kochanie... Posłuchaj mnie. Musisz zwolnić - Odparł po chwili ciszy.

- Co... - Podniosłam głowę nie rozumiejąc jego słów.

- Musisz zwolnić. Przez całe swe życie gonisz jakby Cię psy miały dogonić. Zwolnij. Pomyśl, zastanów się na tym co robisz. Lecz na spokojnie i wolniej - Rzekł Poznań - Straciłaś energię bo zaczełaś dostrzegać swe błędy? To nie powód aby się tym zamartwiać. To że komuś nie wychodzi jest ludzie i normalnie -

Przęknęłam cicho ślanę.

- Ale cały czas mi nie wychodzi. To co innego niżeli mały błąd - Odparłam.

- Bo gonisz. Musisz na chwilę zwolnić. Skup się na tym inaczej. Wiem że twój mózg błyskawicznie pracuje i że czasem nie potrafisz się skupić. Więc spróbuj inaczej - Rzekł Poznań.

- Poświęciłam się temu sportu. Ale... Wszystko nagle się rujnuje pod moimi stopami. I... Jeszcze ta rekcja na przegraną... - Mój głos zaczał się drastyczniejsze łamać - pogubiłam się już... - Dodałam czując jak znów łzy lecą mi po policzkach.

- Już dobrze, nie ma po co lać łez - Starał się mnie uspokoić.

Pewnie słyszał że zanów zaczynam płakać.
Podciągnęłam nos jak jakieś małe dziecko.

- Potrzebujesz czegoś co pomoże ci się skupić. Wiem że to dla ciebie trudne. Ale jesteś twarda - Zauważyłam że wstał z płytek.

- Lecz co to może być... - Rzekłam zrezygnowana.

- Jakieś hobby - Stwierdził po chwili Poznań.

- Na przykład...? -

- Z pewnością nie ruch. Musisz w końcu przestać biegać. Wysysanie z ciebie energii nic ci nie da. Musisz spróbować czegoś innego niż wysiłek - Zasegurował.

Zdecydowałam się wyjść z kabiny. Wstałam z toalety i podchodząc do drzwi przekręciłam je. Po czym wyszłam powoli przymykając za sobą białe drzwi. Poznań stał do mnie przodem nieopodal, oparty tyłem o umywalkę, trzymając na niej swoje dłonie. Patrzył na mnie pogodnie.
Podeszłam trochę bliżej niego. Stanęłam naprzeciw niego. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w swoje oczy. Po paru minutach gapienia się na siebie moja stolica objęła mnie i przytuła. Oddałam uścisk. Kochałam się przytulać. Zawsze to poprawiało mi humor.

Sama nie wiem dlaczego jednak z nim porozmawiałam. Wewnętrzne czułam że on mi pomoże. I to trochę przekierowało moje myślenie w inną stronę.

Staliśmy tak przez pewną chwilę w bezruchu. Oparłam głowę o jego ramię. Poczułam że nie jestem sama z tym wszystkim. Że w końcu przecież mam kogoś do kogo przyjść. Ale nie chciałam. Bo nie chiałam aby się o mnie martwił. Ale wyszło źle dla obu stron.

- Przepraszam..  - Odparłam nagle patrząc w okno - Źle zrobiłam. Mogłam z tobą o tym porozmawiać -

- Też przepraszam.. - Odparł Poznań - Chciałem abyś trochę tej energii wyczerpała. Ale to źle wyszło. Przepraszam -


✴✴✴


Wzięłam się do roboty. Wraz z Poznaniem próbowaliśmy znaleźć coś co pomoże mi się skupić. Było wiele prób. Ale żadna z nich nie wypaliła. Aż w końcu wpadłam na pomysł aby zacząć... Słuchać muzyki. I szczerze. Zaczeło to dzałać. Potrafiłam się skupić. Zaczęłam bardzej interesować się muzyką. Zwłaszcza poprzez poprzez głębsze zapoznanie się z Zachodniopomorskim która dawała mi polecajki wielu utworów. Sama grała na wielu instrumentach. Interesowała się muzyką.

Zaczełam powracać do formy. Udało nam się tego roku dostać aż na czwarte miejsce! Może nie aż tak wysoko jak poprzednim razem, lecz było dobrze. Nasza drużyna była na świetnym poziomie.

Zrozumiałam że czasem trzeba zwolnić. Nawet jeśli wszystko się wokół nas wali. Musimy się zatrzymać. Przemyśleć to od samego początku. Po czym opracować działanie i działać. I nawet jeśli coś nam nie wychodzi. Nie poddawać się.

━═━═━═━═━═━═━═━═━

4356 słów

Witajcie!

Jak mogliście zauważyć mam już dwa one-shoty związane z dorastaniem województw (obecnych) Polski jak i przeżycia ich opiekunów.

Mam wiele pomysłów na rozpisanie jakby "serii" one-shotów związanych z każdym wojewóctwem.

Mam nadzieję że wam się spodoba 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro