'✧.Szkalnka z porcelany
━═━═━═━═━═━═━═━═━
» Warszawa. Po pierwszym rozbiorze Polski. Data niedkokładna.
𝑃𝑜𝑣. RON
Leżałem na plecach na wielkim łóżku z baldachimem. Próbowałem spać lecz cały czas Ks.L zmieniała pozycję. A że leżała centralnie na mnie, spanie było niemal że niemożliwe. Lecz za to miałem ciepły grzejniczek, gdyż moja partnerka miała gorączkę i całą rozpaloną głowę. Lecz na szczęście nie była ona straszliwie wysoka.
Znów przymknąłem oczy kiedy moja miłość ułożyła się na mnie, lecz po pięciu minutach leżenia znów przewróciła swoją głowę na inny bok i przesunęła swoją rękę tym razem na mój obojczyk. Otworzyłem do połowy oko i spojrzałem na nią.
Jej czerwone długie do piersi włosy straszliwie rozczochrane. Kosmyki sterczały w każdą stronę. Miała przymknięte oczy, a na jej twarzy widniał spokój. Choć trudno potwierdzić to że miała spokojny sen, gdyż cały czas zmieniała pozycje robiąc sobie ze mnie materac. Zauważyłem jej wypieki na twarzy światczące o gorączce. Odgarnąłem delikatnie jej włosy do tyłu aby lepiej ujrzeć jej twarz. Założyłem je za ucho po czym odruchowo położyłem dłoń na jej czole. Po chwili są zdjąłem czując że temperatura jest w normie. Przez chwilę obserwowałem jej mymikę twarzy. Wyraz jej twarzy trochę się zmieniał. Co chwilę, trochę marszczyła nos. Lub zagryzała nawet raz swe wargi robiąc z ust kreskę. Raptem minęły cztery minuty a ona znów zminiła pozycje naciskając kolanem na mój brzuch. Przez chwilę skwasiłem minę czując chwilowy ból, lecz ostatecznie położyła swoją nogę bokiem. Obruciła głowę ponownie na inny bok. A jej jedna ręka trzymała mnie w pasie. Kiedy znów się usadowiła odetchnąłem cicho. Nie było opcji abym teraz zamknął oczy. Więc aby znaleźć jakieś zajęcie zacząłem czesać włosy Litwinki palcmi. Robiłem to starannie i delikatnie aby jej nie obudzić w dosłownym znaczeniu. Zacząłem zaplatać jej warkocz kiedy usłyszałem pukanie do drzwi sypialni.
Zaprzestałem swojej czynności. Zdziwiony obruciłem głowę w prawo aby sojrzeć na dwudrzwiowe wysokie drzwi. Po chwili zerknąłem tym razem w lewo patrząc na jedno z okien. Było jeszcze ciemno, mimo że słońcie dopiero powoli wstawało. Z pewnością było około szóstej czy piątej na ranem. Dlaczego ktoś o tej godzinie miałby nas budzić? Mając w głowie złe scenariusze spojrzałem znów w prawo na drzwi. Ponownie usłyszałem nerwowe pukanie. Tym razem już cichrze i mniej pewne.
Niewzruszony, zakrywając trochę jedną dłonią uszy ukochanej rzekłem "można wejść". Nagle jedne z drzwi lekko się uchyliły i zza nich wychyliła się głowa młodego faceta. Od razu poznałem że to Lesław. Jeden z młodyszych strażników. Młody, zaledwie dwadzieścia wiosen. Jego czarna czupryna oraz lekki zarost był doskonale rozpoznawalne. Spojrzał ukratkiem swymi piwnymi oczami w naszą stronę, jakby zawstydzony. Boję się co ten chłopak sobie pomyślał...
- No żesz uchyl te drzwi bo zaglądasz jak pasterz do stajenki - Odrzekłem trochę szordzko ale konkretnie.
Nie krępowałem się. Przecież tylko spokojnie leżałem sobie ze swoją żoną. Ubrani, może w trochę dziwnej pozycji. Nie musiał się gapić ale to zrozumiałe.
Młody facet uchylił trochę drzwi szerzej pokazując seoją possturę a nie tylko zaledwie kawałek głowy. Spojrzał w podłogę.
- Coś się dzieje? - Zapytałem już delikatniej patrząc na Lesława.
- Mamy gościa - Odparł czarnowłosy - A tak właściwie to pan ma gościa... - Dokończył.
Zmarszyłem z niesmakuem brwi. O tej godzinie...?
- A kto to? - Zapytałem.
Lesław spiął mięśnie jeszcze bardziej.
- ...Gość powiedział aby nie mówić... - Odrzekł.
- A czego chce? - Tym razem spojrzałem na Ks.L i powróciłem do plecienia jej kosmyków.
- ..Nie powiedział konkretów oprócz rozmowy... - Wycedził pod nosem.
A to ci checa... Widocznie to ktoś nienormalny jeżeli chce ze mną rozmawiać o piątej nad ranem... A przynajmniej dla mnie nie jest to normalne.
- Gdzie na mnie czeka? - Westchnąłem ciężko dalej zaplatając warkocz.
- W głównej komnacie... - Oznajmił młody strażnik tupając cicho jedną nogą.
- Powiedz mu że za chwilę przyjdę. Niech zaczeka - Odparłem zerkając któtko na chłopaka który skinął głową po czym zamykając za sobą drzwi wyszedł z sypialni.
Gdy skończyłem plec warkocz lubej, stierdziłem że się podniosę. Starałem się jak najdelikatniej ściągnąć z siebie Ks.L. Udało mi się to po dłuższej tułaczce. Przyryłem ją kocem którm bykiśmy przykryci wcześniej jedynie do pasa. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ucsłowałem ją jeszcze ostrożnie w wargi po czym wyszedłem z sypialni.
✴✴✴
Kroczyłem po schodach już ubrany. Tym razem wybrałem wiktoriańską, beżową koszulę, oraz liniane, skormne ale eleganckie ciemno brązowe spodnie wraz ze skurzanym pasem. Szyko poprawiłem swoje włosy aby wybrać jakoś ludzko. Nie wiedziałem kogo się spodziewać. A wolałem być gotowy nawet na diabła. Nie obeszło się bez broni przy pasie. Lecz tym raziem nie szalba, nie sztylet a mniejszy nożyk. Ale to już coś.
Zszedłem ze schodów i ruszyłem korytarzem przed siebie stawiając duże kroki po bordowym dywanie. Nie minęła chwila a zauważyłem podwójne drzwi ze starego drzewna, o pięknych rzeźbieniach. Po chwili jednak przystanąłem. Przez chwilę patrzyłem się na zamknęte drzwi jakby w transie. Spojrzałem przez ramię do tyłu. Za mną w paru odlegościach były widoczne białe pióra któe wypadały mi se skrzydeł. Była to już dla mnie normalność. Choć dużo było potem po mnie sprzątania. Na szczęście ten kaszel i wymioty się uspokoiły... Inaczej to bym chyba nie wytrzymał psychicznie. Ale za to łeb codziennie musiał mnie boleć jakby mi się włosy paliły.
Spojrzał przed siebie. A później na drzwi. Westchnąłem ciężko po czym nabrałem głęboko powietrza aby oczyścić umysł. Tym razem powoli zbyliżyłem się do drzwi. Panowała cisza. Jakby nikogo nie było. W końcu stanąłem tuż przed nimi. Chwyciłem szybko za klamkę po czym otworzyłem dejni z nich na oścież. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Po chwili mój wzrok padł na...
- Co ty tutaj robisz?! - Warknąłem widząc kto siedzi na krześle przy małym stoliku wyłącznie dla dwóch osób.
To paskudne, pierdolone, zasrane, rosyjskie kurwisko, musiało tu przytaszczyć swoją dupę.
Jeszcze czego.
- Witaj RON - Przywitał się spokojnym ale zimnym tonem, jak zawsze, ignorując moje wcześniejsze warknęcie - Chciałem z tobą porozmawiać... - Zaczął ale mu przerwałem:
- Ah tak?! To lepszej pory na odwiedziny nie było? Tylko o piątej nad ranem!? - Udarłem się zaciskając dłonie w pięści czując jak gniew we mnie buzuje.
- Niestety później nie znalazłbym czasu dla ciebie, mam napięty grafik - Odparł spokojnym głosem IR obserwując mnie ze z przyklejonym uśmiechem na twarzy.
- Łał, ośmieliłeś się znaleźć dla mnie czas? No po prostu cię wielbię - Odparłem z irytacją przewracając oczami - Teraz będę musiał się policzyć z tym kto wogule cię tu kurwa wpuścił - Warknąłem przymykając lekko powieki i mierząc wzrokiem to szcierżno.
IR westchnął ciężko pochylając nizko głowę i kręcąc ją artystycznie na boki. Po chwili jednak ją dźwignął i spojrzał na mnie mówiąc:
- Już przestań. Usiądź i nie zachowuj się jak skończony dzeciak - Odparł spokonym tonem.
Nie podobało mi się to. Ani trochę. Nie zamierzam tutaj długo zostać. Nie z tym idiotą. Podszedłem w jego stronę agresywnie.
- Prędej ty - Wycedziłem - Gadaj po coś przylazł! Jaki masz znów interes?! - Nie siadając pochyliłem się nad stołem w stronę IR'a podtrzymając się wyprostowanymi rękami o blat stołu.
Byliśmy blisko siebie. Mierzyliśmy się wzrokiem.
"I jaki jest powód że muszę cierpieć z racji że muszę tu z tobą przebywać" - dodałem w myślach.
Aż ja się kurwa sam dziwię że od razu nie rozkazałem wywalić go z dworu na zbity pysk. I że jeszcze do tej minuty wytrzymałem z nim jeszcze. Już dawno temu mógłby leżeć na trawie wyrzucony przez okno...
IR sarkastycznie się uśmiechnął, oczywiście i tak delikatnie.
- Powród ktwi w samym tobie i twym państwie... - Zaczął tajemniczo. No jeszcze by robił dłuższą przerwę a bym mu kurwa porzypiedolił - Otóż.. chodzi o ten atak, czyli cesję -
(Cesja = Zabór/czyli rozbory)
- No, słucham... - Mruknąłem nawet się nie ruszając.
- Chciałbym cię zapewnić że to się nie powtórzy. Możesz spać spokojnie. Wzięliśmy co mieliśmy wziąć i tyle - Odparł po chwili.
Przez chwilę mnie zatkało..
- A niby miało być tego więcej? - Zapytałem podejrzliwie i wewnętrzną paniką.
Starałem się ukryć że byłem tym przerażony.
Nie stawiałem i nawet nie przeszło mi przez myśl żeby zrobili to ponownie...
Nie wyobrażam sobie przeryć tego jeszcze raz...
- Hmmm... Wszystko możliwe - Wzruszył ramionami Rosjanin - Doskonale wiesz że wszystko zaczęli Prusi, już od 1709 roku kiedy dali memu carowi propozycje rozbiorów. Jaki to dla ciebie cud był że się nie zgodził. Wtedy to było by już po tobie i twoim kraju - Odparł.
Wiedziałem co ten gówniarz knuje. Czułem to. Od samego początku mnie nienawidził. Teraz prubuje wszystko zwalić na kogoś innego.
- Car niezgodził się tylko dlatego że wolał załatwić mi rozbory samemu! - Krzynąłem gniewnie uderzając o blat drewnianego stołu.
Wyraz twarzy IR się nie zmieniła. Nawet ta pipa nie drgnęła. Ani nie mrugnął. Kurde od w posąg się przemienił.
Nagle chciał coś powiedzieć lecz przerwał mu odgłos otwierających się drzwi. Gwałtownie się wyprostowałem i spojrzałem do tyłu. W progu stanęła mi dobrze znana służka, ubrana w suknię oraz błękitny fartuch. Szatynka, ze związanymi włosami w kok, podeszła z tacą na której były postawione kosztowne szklanki z ciepłym napojem. Z tego co wyczułem przez zapach był to parujący kompot z wiśni. Patrzyłem na nią zaskoczony.
Kobieta w wieku czterdziestu lat spojrzała na mnie kłaniając się trochę na powitanie z szacunkiem, po czym wyprostowała się.
- Anno, nie prosiłem abyś przyniosła nam coś do picia - Odparłem patrząc na kobietę która już otworzyła swoje malinowe usta aby mi odpowiedzieć lecz ta kurwa siedząca na krześle musiała jej przerwać:
- To ja poprosiłem tą symaptyczną panienkę aby coś nam przygotowała -
Drastycznie moje ciśnienie skoczyło do góry. Serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Spojrzałem na IR'a w widoczną furią. Ale starałem się nie zwariować. Wziąłem wdech po czym wydech i niechętnie usiadłem na dugim krześle na przeciwko Moskalowi. Anna nie nic już nie mówiąc podeszła do stołu i podała każdemu z nas po szklance. Po chwili wyszła. Kiedy usłyszałem odgłos zamykania się drzwi za sobą spojrzałem na naczynie. Było wykonane z pięknej porcelany, ręcznie wykonane malunki niebieskich kwiatów oraz złote małe zdobienia. Złapałem za nią jedną dłonią, a drugą położyłem na blacie stołu trochę niekulturalne. Ale teraz to ja miałem wyjebane. Przy tym czymś nie zamierzam wyrażać żadnego szacunku. Terazu już nie. Za to co zrobił. Już nigdy. Nigdy. Przez pewną chwilę myślałem o otruciu. Nie wiem czemu przyszło mi to na myśl. Ale samo to wydawało mi się podejrzane. Moskal rozgościł się jak u siebie w domu. Lecz w końcu odpuściłem tej myśli. Rojsjanin upił sporą część kompotu.
- Wiem co czynisz. Kłamiesz mnie. Prubujesz zrobić ze mnie idotę - Warknąłem patrząc na Rosjanina spode łba.
Imperium odłożył szklankę na blat stołu.
- Albo po prostu nie chcesz pokoju między naszymi narodami - Odparł jakby nigdy nic - Mamy szansę poprawić relacje a ty chcesz to zmarnować. Wyobraź sobie naród Polski oraz Rosyjski wspierające się razem. Wspólnie osiągnęlibyśmy wiele - Przyknął swoje oczy do połowy.
- To brzmi jak nieudane marzenie głupiego bachora - Odparłem zimno - Sądzisz że masze państwa sobie od tak wybaczą? Wiesz, to brzmi śmiesznie! To się nigdy nie uda. Ani teraz ani za parynaście wieków. Nasze państwa już są zbyt skłucone. Nie ma obcji - Odrzekłem szordzko popijając trunek w szklance.
- Ale ktoś musi uczynić ten pierwszy krok prawda? Nie wolisz spróbować? - Zapytał Rosjanin.
Ja pierdole.
Jeszcze jedno pytanie a zwaruję. Istnie zwariuję.
- Zamilcz! - Warknąłem marsząc brwi - Zamknij ten swój fałszywy ryj! -
- Wiem że chcesz pokoju. W końcu kto go nie chce. Nasze rodziny od dawna miały ze sobą wojny. Ale nie lepiej już to zakończyć a zacząć współpracować? - Mówił ingorując moje zachownie i wydoczne niezadoloewnie.
- Kurwa zamknij się! - Odparłem spinając szczękę.
- Dalej chcesz wojny? Nie wolisz już odpocząć? Patrz co zrobiły z ciebie te wojny które nie dawały ci już spokoju. Co chwile w jakimś konflikcie zbrojnym. Zero odpoczynku. A jak to ryje po psychice! -
- Ale nie ufam ci! - Wstałem gwałtownie z miejsca patrząc na niego - I nie wierzę ci! Nie mam powodu aby ci jeszcze kiedykolwiek zaufać! -
- Też ci nie ufam - Zmarszczył brwi - Ale ja chcę zakopać topur wojenny. Ja już wykopałem dół. Ty tylko musisz go zakopać - Odrzekł.
- Pytanie czy głęboki jest ten dół - Odparłem ściszając głos powodując że nawet klimatycznie to zabrzmiało.
- Tak. I topur tam jest. Czeka aż druga strona też coś zrobi - Rzekł.
- Jasne... - Mrunkąłem.
- Nie ufam ci tak samo jak ty mi. Ale i tak poświęciłem się aby tytaj przyjechać. Aby to zakończyć i rozpocząć nowy sojusz -
- Bredzisz - Uśmichnąłem się sprośmie nie dowierzając jak kłamie mi w żywe oczy - Dobrze żeś się kurwa poświęcił! Więc i tak chuja ci zależy! - Wybuchłem gniewem.
Tak mocno ścisnąłem szklankę że płęknęła mi w dłoniach. Po chwili zauważyłem że wbiłem sobie wiele kawałków szkła w dłoń. IR zdziwniony tym patrzył na mnie przez chwilę z ciszy. Nie zwarzałem na niego uwagi. Teraz zająłem się wyciąganiem z dłoni szkła oraz posprzątanu bałaganu jaki narobiłem na stole.
- Masz problemy z samokontrolą? - Zpaytał nagle Rosjanin.
Spojrzałem na niego z powagą.
- Nie, po prostu tak twój ryj na mnie działa - Warknąłem w odpowiedzi.
- To będę więcej cię tak odwiedział - Uśmiechnął się delikatnie.
- Tylko kurwa spróbuj - Odparłem któtko patrząc znów na dłoń i wyciągając krwawe kawałki szklanki.
- Kiedy indziej dokończymy tą rozmowę... - Nagle IR wstał ze swojego miejsca - Miło było z tobą porozmawiać - Odparł uśmiechając się dalikatnie.
- Spierdalaj - Odrzekłem agresywnie na pożegnanie.
Na jego twarzy wymalował się większy uśmieszek po czym minał mnie i skierował się w stronę drzwi. Kiedy usłyszałem jak drzwi się uchylają a póżniej zamykają ani trochę nie poczułem się lepiej. Wręcz przeciwnie. Gorzej. Mogłem się nie wkurwaić i wywalić go od samego początku. A nie wsłuchiwać jego pierdolonych kłamstw. Jedynie tracę na to swój czas. Do tego zdrowie psychiczne na tym cierpi i jeszcze fizyczne..
I tak już wystarczająco się poniżyłem.
Nagle usłyszałem za sobą czyliś głos:
- Na wszystkich Świętych! Co się stało? -
Była to Anna. Podeszła do mnie i zauważyła moją dłoń.
- Przepraszam Anno, rozwaliłem tak ładną szklankę - Odparłem rozczarowany patrząc na rozwalone kawałki byłego naczynia.
- Ależ nic nie szkodzi - Odparła Polaka - Wszystko posprzątam. Po za tym to tylko szklanka. Nic ci nie jest? Nie powbijałeś sobie tego głęboko? - Zapytała z troską.
- Nie. Wszystko okej. Udało mi się wszystko raczej wyciągnąć. Sam opatrzę ranę. To nic wielkiego - Zapewniłem uśmiechając się delikatnie do kobiety - Ale dziękuję za troskę - Dodałem wstając z miejsca.
Poszedłem do jednego z pokoi obok. Udarłem kawałek jeden z pewnych białych szat po czym poszedłem obmyć sobie dłoń w zimnej wodzie nalanej do beczki. Oczyściłem ranę po czym wysuszyłem kończynę i zawinąłem dane miejsce prowizorycznym bandarzem.
Zdecydowałem się wrócić do mojej ukochanej.
I tak nie miałem ochoty na śniadanie. Tym bardziej samotne.
Ruszyłem do sypialni. Po wejściu po schodach stanąłem przy drzwiach. Uchyliłem je z początku delikatnie patrząc czy moja partnerka śpi.. a jednak nie. Zauważyłem że odsunęła długue czerwone zasłony u okien aby śeiatło wschodu słońca wpadło do środka. Była dalej ubrana w swoją białą, długą szatę na ramiączkach. Siediała na środku łóżka oparta o framugę, oraz przykryta kocem pod sam brzuch. Otworzyłem drzwi a głowa Ks.L natychmiastowo odwróciła się w moją stronę. Spojrzała na mnie. Jej pogodna twarz dalej była podczerwieniona jeszcze bardziej niż zwykle. Zamknąłem za sobą drzwi po czym wszedłem głębiej do pokoju. Usiadłem na skraju łóżka patrząc na żonę.
- Jak się czujesz? - Zapytałem cicho.
- Nawet okej... - Odparła wysilając się na uśmiech.
- Pokaż czoło - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
Ta przysnęła się trochę. Sprawdziłem po czym powróciła do wcześniejszej pozycji.
- Ale nie lepiej. Może i nie masz wysokiej gorączki ale spałaś niespokojnie... - Stwierdziłem - Męczyło cię coś... Coś cię boli? -
- Lekarz się nadworny znalazł - Powróciła oczami uśmiechając się delikatnie - Nie, nic mnie nie boli. Tylko gardło trochę mi doskwiera - Odparła.
- Poproszę o miód dla ciebie - Odrzekłem wstając z miejsca.
Chciałem już podejść do drzwi i wyjść kiedy głos Ks.L mnie zatrzymał:
- Czekaj... Usiądź na chwilę - Poprosiła cicho.
Odwróciłem się do niej w napięcie po czym ponownie przysiadłem na boku łóżka.
Zapowiadała się rozmowa małżeństwa.
- Gdzie byłeś? - Spytała nagle bacznie obserwując mnie wzrokiem.
- Lesław zawołał mnie że mamy gościa... Który natychmiastowo chciał się ze mną spodkać - Odrzekłem szordzko.
- A właście... Czemu tak krzyczałeś? - Dopytała po chwili.
- Aż tak było słychać? - Zdziwiłem się trochę marszcząc brwi.
- Niestety... - Odrzekła ciszej patrząc w bok.
- Obudziłem Cię? - Spytałem.
- Nie, sama się przebudziłam. Ale usłyszałam te krzyki... - Nie dokończyła, bo jej głos drastycznie się ściszył.
- Dobrze... - Westchnąłem - Pokłóciliśmy się -
- A kto to był? -
- Ta kurwa -
- Ale która? -
- Ta pierwsza kurwa nad kurwami -
Ks.L zakumała o co mi chodzi.
- I co on chciał? Litości? Przebaczenia? Odkupienia za grzechy? - Zakpiła Litwinka robiąc ironiczną minę.
- No, wyobraź sobie kochanie że chciał mnie zapenić że cesja się nie powtórzy. I że chce stosunki polsko-rosyjskie poprawić - Odrzekłem ironicznie i za razem teatralnie.
- Co? Jaki palant - Przewróciła oczami - Czemu oni go wogule wpuścili do dworu. Przecież doskonale wiedzą że go nienawidzisz... - Spuściła trochę wzrok.
Po chwili jej oczy barwy wschodu słońca uchyliły się szeroko. Patrzyła się na moją rękę.
- Co to jest... Coś ty znów odjebał? - Odrzekła chordle robiąc skwaszoną minę.
- Nic takiego. Twój debil jak zwykle musiał przesadzić z emocjami i rostrzaskać w dłoni szklankę... - Spuściłem wzrok z zawieszeniem.
- Czego ty jeszcze nie odpierdolisz.. - Przeklnęła chamsko lecz po chwili jednak spojrzała na mnie ponownie i uśmiechnęła się troskliwie.
━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 2780 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro