Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'✧.Rysa pamięci

━═━═━═━═━═━═━═━═━

» Gdańsk. Rok 1943. Okres jesienny.

𝑃𝑜𝑣. Gdańsk

Zimny, jesienny wiatr targał moim szarawoberzowy płaszczem. Trzymałem ręce w jego kieszeniach chcąc się jakoś ogarnąć gdyż zapomniałem wziąć ze sobą chociaż cienkich rękawiczek. Odgłos szurających, suchych liści tańczących w rytmie powiewów rozchodził się po ulicach. Szybkim chodem idąc po chodniku skręciłem w prawą ulicę.

Skierowałem się w stronę wejścia do budynku. A był to mój "nowy" dom. Dom, który "dostałem" od niemieckich psów. Mój poprzedni, ponad 60 - letni dom został doszczętnie spalony przez szkopów i te ich cholerne bombowce...
Nic z niego nie zostało, straciłem wtedy wszytko. A mi przydzielono to gówno, które nawet trudno domem nazwać można. Niestety nic z tym zrobić nie mogłem. To "coś" było po prostu nadzwyczajną, chujową sklejką. A w środku, zamiast podłogi, jakieś maty a w niektórych częściach pokoi po prostu beton. Ściany, jak nie brudne, to z grzybem. A na dodatek myszy. Lecz pogodziłem się z tym z myślą że mogło być gorzej. A jednak mimo tych wręcz "zajebistych" warunków, dalej jakoś żyje, więc to raczej dobrze. A myszy stały się moimi zwierzakami domowymi, już mi nie przeszkadzają jak latają sobie po domu w jakimś nagłym momencie. A jak je widzę, to nie zwracam na nie zbytnio uwagi, może jedynie czasami ich tam dokarmie.
Przez te około 4 lata, takie życie stało się codziennością. Paskudną codziennością... Jak był bym autorem tego pomysłu na życie, podarł bym tą kartkę i spalił.

W końcu po kolejnym wkurwiający dniu mogłem paść na łóżko i się wyspać. Musiałem brać udział w durnych spotkaniach z tymi nazistami. Po co? A skąd ja to do jasnej Anielki mam wiedzieć?! Nie interesowało mnie to ani trochę. Musiałem tam być, bo oni mi kazali, a wszyscy doskonale wiemy czemu zmusiłem się na pójście na to...

Na ulicach mojego miasta znikali ludzie. Było już około godziny 19, co oznaczało że za godzinę rozpoczyna się godzina policyjna. Lepiej być w domu o tej godzinie, niżeli nie chce się dostać darmową dawkę niemieckiego ołowiu w ryj.

Chciałem jak najszybciej dostać się do domu aby nikogo nie spodkać... Już widziałem drzwi do tego sklejaka.

...Lecz coś było nie w porządku...

Szybko podszedłem bliżej i stanąłem jak wryty przed nimi. Drzwi o barwie rudobrązowej były uchylone. Przez chwilę stałem tak przed nimi jak głupi myśląc co mogło się stać? Czy zapomniałem zamknąć drzwi rano? Czy może zawiasy same puścił co jest też bardzo prawdopodobne. Albo czy ktoś włamał się do budynku?

Świetnie. Po prostu bombowo.

Marszcząc niesmacznie brwi chwyciłem cicho za klamkę. Wszedłem do "dołka" zamykając za sobą drzwi.

Nic.

Ruszyłem sowimi lwimi uszami.

Cisza.

Odwrócił się do drzwi aby sprawdzić zawiasy.

Dalej nic.

Wszytko wyglądało na nieruszone. Ktoś z pewnością się włamał. Lecz wyglądało to tak aby ktoś miał klucze do mojego domu. Po prostu je bez problemu otworzył.

Wytarłem wysokie trzewiki robocze o mały, stary dywanik który służył mi za wycieraczkę. Ściągnąłem z sobie długi płaszcz oraz czapkę odkladając je na wieszczek, zrobiony przeze mnie. Typowy gwóźdź wbity w ścianę.

Nie ściągając butów przeszedłem przez mini korytarzyk i wszedłem do "kuchni", czyli największego pomieszczenia w tej sklejaninie. Miała ona kształt prostokąta z wnękął o barwach szarych. Na środku mały stolik z dwoma krzesłami. Kiedyś miałem trzy, lecz jedno doszczętnie mi się zepsuło. Nieopodal skromne, małe zabudowanie kuchenne że starego drewna.

Okazało się że światło paliło się w tym pomieszczeniu.

Dopadłem do progu jak dziki.

Mym oczom ukazł się Szczecin. "Boże, tylko nie TEN oszolom" - pomyślałem. Był ubrany w niemiecki, czarny mundur wojskowy, lecz ten bardziej do walki na front, niżeli na pilnowaniu, czy patrolowaniu miasta. Był bez tych wkurzających czapeczek z tym głupim orzełkiem.

Choć tyle.

Dodatkowo oficerki oraz broń przy skórzanym pasie. Jak zwykle mały kosmyk jego czerwono granatowych włosów został zepnięty w maluteńki, wysoki koczek. Zawiązywał je tak nie z powodu że miał długie włosy a tylko z racji że miał problem z czesaniu ich, a tym bardziej samym układaniu, gdyż ma je bardzo rozczochrane, oraz ma ich wiele. Ale wyglądał w tym ładnie. Lecz mimo tego, dalej charakterystyczny kosmyk opadał mu na twarz. Widać było jego gryfie czerwone skrzydła.

Stał oparty tyłem o stolik, stojąc do mnie bokiem, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Obrucił głowę w moją stronę. Ruszyłem ogonem, na znak ostrzegawczy, stojąc w lekkim rozkroku, oraz jeszcze mocniej marszcząc brwi.

- A ciebie kto tu zapraszał? To Cię matka nie nauczyła że nie wchodzi się do czyjegoś domu bez pytania? - Warknąłem patrząc prosto na niższego.

Tamten patrzył na mnie obojętym wyrazem twarzy, wraz z tym swoim zabójczym spokojem. Przeleciał mnie wzrokiem z góry na dół. Przez chwilę jego wzrok zatrzymał się na mojej lewej dłoni. Widocznie zauważył że cała moja ręka, od łokcia do dłoni była w przemoknętym przez posokę bandarzem. Niezadowolony z jego gapiostwa, schowałem rękę za plecami lecz stojąc dalej w tym samym miejscu. Szczecin spojrzał mi w oczy.

- Żołnierze niemieccy nie muszą się pytać czy mogą sobie wyjść do czyjegoś domu. Po prostu wchodzą - Odparł raptem wzruszając ramionami.

- Mhmm... Jasne - Warknąłem ponownie, sam gryząc się w język aby nie palnąć czegoś co zaraz wywoła kłutnię. Na razie, to byłby zły moment.

- Czemu masz tutaj tyle myszy? O domostwo zadbać nie potrafisz? - Spytał nagle Szczecin patrząc jak parę myszy przebiega sobie po podłodze. I znów ta obojętność, spokój...

- Nie, po prostu było mi ich szkoda. Wolałbym aby zostały tutaj niżeli pozabijać je, czy też wypuścić na dwór... Teraz jest tam bardzo niebezpiecznie...- Uśmiechnąłem się sztucznie krzyżując ręce na obolałej klatce piersiowej

- Szkoda że tak swoich władz niemieckich nie traktujesz. Tak wiesz, z honorem i szacunkiem - Szczecin także delikatnie się uśmiechnął.

- A mam do tego jakiś powód?
No nie za bardzo - Bąknąłem, przewracając z irytacją oczami - Po za tym, czego to nasz kochany Gryfek by chciał znaleźć w moich skromnych progach? - Dodałem nagle nie dając Szczecinowi głosu.

- Przysłali mnie do ciebie. Wiesz, ci z tego komisariatu - Szczecin machnął charakterystycznie ręką odwracając się w moją stronę i robiąc ze dwa mniejsze kroki w moim kierunku. Staliśmy teraz w odległości 9 stóp - Nakazali mi abym przyjechał do ciebie i sprawdził twoje działania... Sam doskonale wiesz jakie - Ostatnie słowa wypowiedział ciszej mrużąc przy tym swe oko, gdyż jego prawe było zakryte opaską.

- Ahhh, rozumiem. Ale musieli akurat do mnie wysłać takiego zjeba jak ty? - Spytałem z ironią uśmiechając się lekko, oraz ruszając ogonem w prawo i lewo.

- Bo wiedzą jaki mam na ciebie wpływ - Szczecin zignorował moje wyzwisko - Wszytko mi wyśpiewasz jak słowik - Odparł.

- W twoich snach - Warknąłem zaciskając pięści - Nawet. Sobie. Nie. Myśl. - Dodałem robiąc przerwy między słowami.

Szczecin zmrużył swe groźne ciemne oko.

- Masz mówić. I to nie była prośba, a nakaz natychmiastowy - Orzekł spokojnym głosem patrząc mi prosto w oczy.

- Nie zamierzam cokolwiek ci mówić. A tym bardziej z tobą o czymkolwiek rozmawiać - Odparłem poważnym tonem, lecz opanowanym - A jeśli mogę spytać... Skąd przypuszczenia że biorę udział w jakich kolwiek działaniach przeciw wam, skurwysyńskim nazistom - Dodałem wzruszając ramionami i udając głupiego jak cep.

- Otóż to że mamy światków. Dowody. Schwytano ostatnio grupę ludzi którzy zbierali pieniądze dla Żydów w getcie. Paru ludzi podczas przesłuchania wspomniało nam o tobie - Odparł Szczecin patrząc na mnie spod łba - Ale to nie wszystko - Kontynuował po chwili - Podobno po raz kolejny przypominam, brałeś udział w zbieraniu drogich przedmiotów, aby sprzedać je, i zapewne kupić coś za nie -

- I? Co z tego? Zabijecie mnie za takie wykroczenia? - Rzekłem z ironią.

- To nie wykroczenia - Przerwał mi - Tylko przestępstwo, karane i to srogo. Nawet i śmiercią, ale za to także więźniem i torturami - Rzekł poważnie facet.

- Ah tak? No to dalej, na co czekasz? Bierz i związuj mnie bo zaraz ci jeszcze zbieg ucieknie - Odparłem aktorsko, wyciągając ręce aby mi je związał.

Za dobrze znałem Szczecin. I zareagował tak samo jak pomyślałem. Westchnął głośno, łapiąc się jedną dłonią za głowę z rezygnacją. Raptem dźwignią ją i spojrzał mi w oczy z powagą mówiac:

- Gdańsk. To poważne. Nie rób ze mnie idioty - Warknął srogo - Proszę cię abyś współpracował - Dodał spokojniej.

Zmierzyłem jedynie swe ślepia na to zdanie i ruszyłem lewych uchem, dając znak że czekam co ma do powiedzenia.

- Powiedz szczerze. Czy brałeś udział tej składce pieniędzy dla Żydów w getcie? - Spytał.

Lecz ja milczałem. Mierzyłem się z nim wzrokiem. Ale była cisza. Nie zamierzałem mu odpowiadać.

- Powiedz. Cokolwiek - Odparł po jakieś 3 minutach ciszy.

- Nie zamierzam odpowiadać ci na to pytanie - Orzekłem pewny swych słów.

Szczecin zmarszczył minę.

- Dlaczego? - Zapytał powoli, że spokojem, odwracając głową lekko w bok, lecz dalej na mnie patrząc.

- Nie mogę - Odparłem zwyczajnie.

- Lecz dlaczego? - Zapytał ponownie, nie rozumiejąc co do niego mówię.

- Po prostu, nie mogę -

- Ale dlaczego do cholery?! - Warknął zaciskając pięśći i robiąc niebieszpieczny, i pewny siebie krok w moją stronę.

- Nie mogę rozumiesz?! - Także warknąłem robiąc jeden krok do niego.

I znów zapanowała cisza. Lecz niekomfortowa. A w powietrzu aż dusiło od napięcia. Atmosfera nie za bardzo była przyjemna.

- Ostatni raz cię proszę na spokojnie... Czy miałeś udział w tej składce wydatków? - Zapytał powoli wzdychając cicho.

- Wybacz. Nie mogę tego powiedzieć... - Odparłem cicho.

Szczecin niebiespiecznie wzdrygnął się na moje słowa. Jego reakcja, nie wróżła nic dobrego.

- Czyli nie po dobroci... - Rzekł cicho - A więc przepraszam, ale muszę to zrobić... - Szepnał przymykając oczy.

Nie zdążyłem zrozumieć ani zareagować kiedy... Szczecin mnie zaatakował. Lecz o me dziwo nie wyciągnął pistoletu, a jedynie spojrzał na mnie, po czym w błyskawicznym tempie rzucił się na mnie z pięściami. Uczynił to tak mocno że nie zdolałem utrzymać się na nogach i oboje się wyrzuciliśmy. Leżalem na obolałych plecach a ten zjeb był nade mną.

- Czemu nie możesz mi powiedzieć?! - Krzyknał zaczynając mnie bić.

- Dlatego że nie zamierzam zdradzać mojej ojczyzny!- Warknąłem czując w sobie gniew.

- Czemu ty nie rozumiesz że twojej ojczyzny już nie ma?! - Warknął ponowne nie przestając obładowywać mnie ciosami.

- Ale będzie! Powróci! A Polacy tak łatwo nie poddadzą się wam, nazistom! - Krzyknąłem zwalając go ze mnie, w taki sposób że teraz ja byłem nad nim - Będzemy walczyć! Walczyć do ostatniego tchu! Nie damy się wam, będzemy walczyć o swoje prawa do życia! -

- Ale RP już nie ma?! Nie żyje! - Odparł Szczecin przez chwilę przestając mnie bić, co ja też zaprzestałem.

- Skąd możesz to wiedzieć?! Widziałeś jego martwe ciało żeby to w stu procentach potwierdzić?! - Krzyknąłem mu w twarz.

- Nie, nie widziałem! Ale nikt nie słyszał o nim odkąd III Rzesza oraz ZSRR dostali go w swoje łabska! - Warknał mrużac oko - Nic nie wie co się z nim stało oprócz nich! Lecz nosz badź realistą! Jak on mógł przetrwać wźród nich!? Wszyscy wiemy co Rzesza robi swym ofiarom, a nie sądzę żeby ZSRR był w tej dziedzinie lepszy! -

Te słowa bolały. Sam nie wiem czymu. Może dlatego że po części Szczecin miał rację. Nic nie było wiadomo na temat bratanka II RP, odkąd zlapały go te dwa chuje. A Rzesza i jego sposoby, to aż strach się bać. Nie byłem pewny czy RP żyje jak każde z dawniejszych polskich miast. Lecz mimo tego była nadzieja i wiara. Tętniaca w sercach Polaków gotowych skoczyć w ogień da ratowania ojczyzny pod okupacją. I to wciaż dawało nadzieję na lepsze jutro. Polacy to buntowniczy naród. Nie dajemy sobie napluć w twarz. Będziemy stawać do walki. Zawsze. Tym bardziej że dopiero co odzyskano niepodległości po tych pieprzonych długich 123 latach.

- Mimo tego, my dalej będziemy walczyć! Nie zamierzamy tak łatwo się poddać bez walki! - Odparłem krótko.

Szczecinowi udało się mnie z siebie zepchnać. Oboje wstaliśmy, stojąc na przeciw sobie przygotowani aby ponownie się na siebie rzucić. I po chwili się to stało. Niespodziewanie znaleźlismy się nie w mini korytarzu, lecz w kuchni. Znów zaczęliśmy bić się na pięści. Szczecin zmrużył swe oko po czym niespodziewanie udało mu się mnie trochę od sobie oddalić. Korzystając z okazji że byłem dalej, chwycił za jedno z krzeseł przy stoliku za sobą. Nie czekając rzucił je w moją stronę. Cudem udało mi się uniknąć spodkania z przedmiotem lecącym w moją stonę. Krzesło zamiast trafić we mnie, uderzyło z charakterystycznym dźwiękiem w scianę, przy okazji rozwalając się na parę kawałków.

- Hej! - Krzyknąłem patrząc na leżące zepsute krzesło pod ścianą - Odkupujesz mi to krzesło! - Warknąłem gniewnie odwracając głowę w stronę Szczecina.

Ruszyłem z impetem z jego stronę chwytając za pobliską deskę stojąca opartą o ścianę. Chciałem ją wykorzystać do zrobienia sobie półek. Mało barkowało a Gryfek dostał by w głowę, lecz udało mu się znizyć. Ale nie przewidział że upusciłem deskę w idealnym momencie aby go palła. I gdy tak się stało, skorzystałem z jego rozkojarzenia bólem, chwyciłem za jego włosy i popchnąłem do przodu aby się wywrócił. Ale udało mu się ustać na nogach. Spojrzał na mnie wściekły.

- Więc nasza znajomość nic nie znaczy?! Nie chciałem aby do czegokolwiek doszło ale ty wolisz zgrywać to samo co zwykle! - Warknał mrużac oko - Mogliśmy porozmawiać narmalnie! Ale ty musisz niepotrzebnie się upierać, pogarszając sytuację! -

- Jeśli nasza znajomość ma na czymś takim polegać to nie chcę takiej znajomości - Stwierdziłem wyraźnie próbując już nie krzyczeć.

Na twarzy Szczecina wymalowało się nie małe poruszenie, pomieszane z gniewem które jest zaskakująco rzadkie u jego osoby. Nagle coś jakby pękło. Lecz co? Nie wiem.

Ale to co uczynił wryło mnie w ziemię.

Błyskawicznie popchnął mnie do tyłu, gdzie uderzyłem mocno o ścianę. Nie minęło dużo czasu a poczułem ból w brzuchu. Okazało się że Szczecin wbił mi mały sztylet w brzuch. Poczułem ciepłą ciecz która zaczeła spływać po moich ubraniach. Nagle Szczecin jeszcze mocniej nacisnął silnie na broń jeszcze dalej się wbijając. Czułem się jakby ktoś chciał pozbawić mnie całych jelit. Z szokiem wpatrywałem się w oko Szczecina nie mogąc pojąć co właściwie się stało.

Nie poznawałem go.

Ten wzrok już nie był taki sam.

To nie był ON.

Jego spokojnie na zbój oko teraz było inne.

Obce.

Przepełnione dziwną furią... Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Nie myślałem już nacjonalnie. Straszliwie szybko się wykrwawiałem, było mi coraz ciszej ustać na własnych siłach. Powoli zaczynałem opadać w dół. Sytuację pogorszył Szczecin który wyciągnął broń z mojego brzucha. Stęknąłem cicho z bólu. Posoka zaczeła lać się znacznie szybciej. Rękami próbowałem jakkolwiek się ratować. Szczecin cofnał się do tyłu o 4 kroki patrząc na mnie z niedowierzaniem. Chyba sam nie wiedział co zrobił. Na jego twarzy malowały się burze emocji. Lecz ja nie zamierzałem interesować się nim, lecz mą raną.
Nagle uslyszałem głos:

- Przepraszam ... - Wyszeptał cicho Szczecin patrząc na mnie z wyrzutami sumienia - ... Nie dałeś mi wyboru... - Odparł cofając się do tyłu, aż do wejścia do kuchni - Nie martw się, zawaiadomię Sopot - Dodał smutnym głosem, po czym zniknął za ściągnął.


━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 2768 słowa.

(+) Ten one shot poświęciłam dla relacji tej dwójki. Dlaczego Gdańsk nie przepada za Szecinem. (W moim AU!)
Postaram się to bardzej wydłużyć jeśli ktoś jest ciekawy.

A więc aby wszystko dokładnie sobie wyjasnić, zacznijmy od początku...

Kiedyś oba miasta mimo iż należały do innych państw, dogadywały się. I to nawet bardzo.
Ich relację można by było nazwać wcześniej przyjaźniął. Ale wszystko zmieniło się tamtego dnia.

Szczecin był zaślepiony swym obowiązkiem oraz rozkazem które musiał wykonać ( mista zawsze muszą robić to co każą im władze ).

Lecz doszło do nie małej kłutni która przerodziła się w bujkę.

Szczecin saydził że Gdańsk nie sprawi problemu, tak jak praktycznie każde polskie miasto, z racji że się znają, ale Gdańsk postąpił inaczej, przez co Szczecin poczuł się tym źle.

Gdańsk postapił tak jak postapił. Uważał że Szczecin nie zrobi nic głupiego tylko sobie odpuścić gdy nic po prostu mu nie powie.

(W skrócie, oba miasta pracują dla interesów swoich państw i tyle ). ( I niestety tak jest w każdej relacji jeżeli chodzi o zagraniczne przyjaźnie miast czy innych miejscowości )

Okej, dzieje się, co się dzieje...

Ale skupmy się dlaczego Gdańsk przestał darzyć sympatią tak nay Szczecina i jaka jest aktualnie między nimi relacja.

Po pierwsze, Gdańsk nie spodziewał się że Szczecin zrani go tak, a do tego go zostawi. Zostawił go z tym sam. Zawiódł się na nim. Czuł się jakby go tak naprawdę nie znał. Do dziś po tej ramie została mu blizna na brzuchu.

Szczecin, kierował się tym co mu powiedziano, nakazano, zachował się jak miasto które dostanie jakieś zlecenie do wykonania.
Lecz tutaj traci już cierpliwość i boi się że nie rozumie Gdańska. Uważa że tamten już nie chce takiej relacji. Ale po uczynieniu krzywdy opentuje go strach przed tym co zrobił. Nie był w stanie zostać przy Gdańsku. Dostał wyrzutów sumienia, i żalyowal tego co zrobił.

Aktualnie. Gdańsk dalej pamięta to co się między nimi wydarzyło, i nie chce się pogodzić ze Szczecinem który chce go przeprosić. Szczecin cały czas próbuje przy najbliższej okazji jakoś naprawić to co zepsół, ale Gdańsk cały czas mówi "nie".

Czemu? Otóż że uważał go wtedy wcześniej za kogoś innego, zawiódł się na nim że go tak zostawił. A to najbardziej wykryło się w jego pamięci. Nie rana, bliznaczy wogule atak. Lecz to że go ZOSTAWIŁ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro