'✧.Róże
━═━═━═━═━═━═━═━═━
» Wilno. Kwiecień. Rok niewiadomy. (Średniowiecze)
𝑃𝑜𝑣. Księstwo Litewskie(Ks.L)
Miły wiaterek powiewał już od rana. Ruszając tym liście i korony drzew porywając je do tańca. Popołudniowe słońce tego dnia dawało swój ciepły blask powodując przyjemną aurę. A na niebie ni chmurki, ni obłoka, pusto, niczym na pustyni. Podmuchy delikatnie poruszały moją wiosenną długą sukienkę koloru błękitnego morza w małe stokrotki.
Spokojnym krokiem poruszałam się pod ceglanych dróżkach przechodząc się po ogrodach wilańskich. Ogrody te rozprzestrzeniały się obok dworu należącego do mojego ojca. Rosóło tutaj wiele kwiatów oraz roślin które początkiem lata budziły się już do życia ukazując światu swe piękno. Na podwórku zaczęły pojawiać się pszczoły i motyle a latając wokół kwiatów, rozpylając je dawały poczucie lipca a nie panującego kwietnia. Przemieszczając się po alejkach wsłuchując się w śpiew ptaków obserwowałam liczne kolorowe róże zasadzone praktycznie wszędzie. Stanęłam przy żywopłocie który był dość wysoki. Ogółem ogród był otoczony takimi żywopłotami. Spojrzałam na krzaczki róż o kolorze bieli oraz krwistej czerwieni. Podobno te róże zostały zasadzone dla mej matki na jej cześć. ..Z tego co słyszałam z plotek... Nie znałam jej. Lecz wiem że była Polką. Nawet imię jej nie było mi znane. Zginęła przy mych narodzinach oddając za mnie życie. Dziwne uczucie jak twój rodzic umieją z powodu twojego życia... I mój ojciec zbytnio mi z tym nie pomagał. Wcale. Rzadko o niej mówił, wręcz w ogóle. Unika tematu o niej jak ognia. Czemuż? Sama sobie zadaje to pytanie. Gdy tylko ktoś porusza o niej temat on zawsze reaguje tak samo. Czyli złością i niezadowoleniem. Nie lubi on niej rozmawiać, wręcz nienawidzi. Stawiam że to powód tęsknoty. Mimo iż rozumiem że cierpi, to nie wiem dlaczego nie chce mi u niej powiedzieć, cokolwiek chociaż. Lecz na myśl przyszła mi kwestia.. może to wina tego że boli gdy o niej mówi gdyż przypomina mu się ona? Stawiam na to. Innych powodów nie widzę. A co z moją siostrą? Ona nic. Tak samo. Miała dopiero roczek i pół gdy matka zmarła. Nie pamiętaj jej. No ale ma do tego prawo. Skąd wiem o tych kwiatach? Od sług, lecz tych starszych. Wiele razy to od nich otrzymywałam informacje na temat matki. Jaka była, co lubiła, co nie. Lecz nikt nie wie jak dokładnie miała na imię. Padło parę imion lecz wszystkie są inne. Nie ma dokładnego stwierdzenia. Moja matka była podobno bardzo spokojna. Pani Monia mówiła coś w stylu... " Babina to spokojna była zawsze. A potrafiła wszystkich uspokoić. Oj dziecko to było święte z pewnością. Urodę anielską miała. Kochana była, szczera zawsze. Takiej kobiety jeszcze nigdy nie poznałam". Szczera, zawsze spokojna, kobieta z kobiecości - te trzy określenia zawsze padały pierwsze.
Gdy tak rozmyślałam patrząc się jak zahipnotyzowana w róże, straciłam poczucie czasu.
Nagle silny podmuch poruszył moje czerwone włosy. Ocknęłam się trochę. Odrzuciłam myśli na później decydując się pójść do środka dworu. Odwróciłam się w jego kierunku i w szybkim tempie zaczęłam iść. Jutro obchodzę swe urodziny. Już dwudzieste. A mój ojciec jak zwykle przygotowuje z tej okazji bale... Ale nie jestem już dzieckiem żeby mi takie przyjęcie robić. Bez przesady. Ale on jak zwykle swoje.
Była na to przygotowana sala. Chciałam tam zajrzeć aby zobaczyć jak idą przygotowania. Chwyciłam dłońmi trochę ją unosząc i szybko wbiegłam po schodach na taras a później weszłam przez otwarte drzwi. Mym oczom ukazała się wielka a wręcz ogromna sala w białych barwach z wieloma wielkimi oknami. Piękne kremowo złoto białe kafelki na podłodze upiękniały dzieło. Służba pracowała jak rój pszczół w ulu. Było ich tu mnóstwo. Jedni myli podłogę, drudzy znosili do sali krzesła i stoły, trzeci wieszali nowe złotowe kurtyny na karniszach, czwarci ozdabiali blaty a piąci wykonywali inne obowiązki bądź zadania im zlecone.
Zaczęłam się rozglądać we wszystkie strony świata podekscytowana jak dziecko z nowej zabawki. Była cudowna. Chociaż wygląd sali nie był tak zły więc już plus z tym całym balu. Zaczęłam iść przez salę oglądając pracę sług. W pewnych chwili zatrzymałam się widząc mężczyznę a konkretnie szefa kuchni który stanął przede mną i pokłonił się mi z szacunkiem.
- Pani, oto zbiór potraw przygotowanych na bal - Oznajmił zachrypniętym głosem prostując się i pokazując mi na żółtowym papierze listę dań.
Szybko przeczytałam listę analizując co na niej pisało.
- Znakomicie. Zgadzam się na te potrawy ale prosiłabym jeszcze operę placków aby wystarczyło dla gości - Rzekłam.
- Oczywiście - Odparł kucharz skłaniając się na pożegnanie.
Nagle gdy tylko mężczyzna zniknął mi z oczu usłyszałam chrząknięcie z tyłu. Odwróciłam się i był to mój ojciec wraz ze sługą.
- Witaj córko - Odparł Litwin uśmiechający się do mnie delikatnie.
- Witaj ojcze - Odparłam krótko.
- Oto lista gości, zostały już wysłane zaproszenia - Objaśnił ojciec a na jego słowa sługa pokazał mi na rozwiniętym papierze listę zapisaną piórem.
- Że co?! Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? - Fuknęłam niezadowolona.
Jeszcze dwa dni temu z nim o tym rozmawiałam. Że razem to ustalimy.
- Spokojnie, zaprosiłem wszystkich ważnych gości - Odparł mój ojciec a ja niezadolowlona przejechałam listę wzrokiem.
✴✴✴
Siedziałam wyprostowana na krześle. Patrzyłam się wprost, w jeden punkt przede mną. Pani Kamilé czesała moje włosy przygotowując je do zrobienia fryzury. Była szósta nad ranem, trzeba było przygotować własny ubiór oraz włosy aby wyglądać "jakoś" dostojnie jak na uroczystość. W końcu to ja jestem solenizantką.
Nagle ktoś zapukał do drzwi pokoju. Odrzekłam szybko "proszę" po czym drzwi do pokoiku się uchyliły a do środka wszedł mój ojciec Wielkie Królestwo Litewskie (WKr.L). Przywitał się i podszedł bliżej stając przede mną.
- Mam dla Ciebie prezent - Odrzekł uiechając się miło.
Po chwili ukazała mi się biała, długa po kolana suknia. Charakteryzowała się bufastymi rękawami oraz pędami czerwonych róż naszytych wokół talii. Była przecudowna.
Naprawdę zrobiła na mnie wrażenie.
Ojciec podał mi ubiór do dłoni.
Gdy tylko dotknęłam materiał sukni zakochałam się w niej. Delikatna i miła tkanina a w dodatku cieńka aby można było swobodnie się poruszać. Spojrzałam z uśmiechem na ojca.
- Dziękuję Ci ojcze, jest niedoopisania. Założyłę ją na zabawę - Rzekłam mile.
Minęło trochę czasu. Już gotowa na bal ubrana w białą sukienkę i białe do tego buty na lekkim obcasie uczesane w niski kok we wplecionymi czerwonymi różami szybkim krokiem zmierzałam ku wejściu na salę balową. Jeżeli mam być szczera stresowałam się. Nie ze względu ogółem całego baru w którym co roku były takie organizowane. Lecz stresowałam nie spotkanie z pewną osobą. Osobą z którą znam się jedynie cztery lata a nie widziałam aż trzy miesiące. Przestałam o tym myśleć gdy znajdowałam się przed wyjściem do sali. Wzięłam wdech i wydech raptem weszłam do pomieszczenia. Ujrzałam już wielu gości a także służbę która krzątała się obok. Nie rozglądałam się zbytnio bo czułam wiele oczu patrzących na mnie. Podeszłam do stołu siadając na miejscu obok siostry oraz ojca. Na stołach malowało się od ilości zastawek przygotowanych przez kucharzy. Ciasta i inne słodkości, owoce potrawki, i wino, i inne podobne rzeczy. W pewnej chwili WKr.L wstał ze swego miejsca i powitał oficjalnie wszystkich gości życząc im dobrej zabawy oraz dziękując za przybycie jak i prezenty. Błyskawicznie ciche granie skrzypiec przemieniło się w orkiestrę a na środek sali zaczęły wychodzić pierwsze pary. Uroczystość oficjalnnie się rozpoczęła. Mój ojciec dziś zniknął a moja siostra poczuła pała do innego stolika zagadując to jakieś koleżanek. Ja jak to zwykle siedziałam znudzona do sennie obserwując tańczące pary. Pogrążyłam się w myślach... Zaczęłam myśleć jak to jest... Mieć kogoś. Kogoś kto się o ciebie troszczy, kocha, przytula, całuję, opiekuje się, martwi, jest z tobą, wspiera cię, pomaga, akceptuje takiego jakim jesteś...
Długo o tym myślałam bo nie miałam zbytnio co robić. "Nie znam nikogo takiego" - stwierdziłam w myślach trochę smutna. "I zapewne zawsze tak zostanie".
Otrząsnęłam się aby o tym nie myśleć. Nie warto. Miłość przyjdzie sama - jak to mówiła mojaj siostra. Chwyciłam talerzyk z porcelany w kwiaty polne oraz widelec. Nałożyłam sobie kawałek placka z jagodami. Zaczęłam rozkoszować się jego smakiem. Był to mój ulubiony rodzaj placka. Wzięłam sobie jeszcze dokładkę. Potem odstawiłam widelec na pusty już talerz i sięgnęłam po szklankę w której była zagotowana ciepła herbata zielna. Podmuchałam trochę gdyż wyraźnie parowała, zaświadczyło to że była jeszcze gorąca. Po chwili przechyliłam trochę naczynie i zaczęłam powoli pić napar. W pewnym momencie poczułam czyiś dotyk w okolicach mojego lewego ramienia. Natychmiastowo przestałam pić co spowodowało kaszel. Zakrztusiłam się próbując uspokoić kaszel i złapać oddech. Lecz na szczęście udało mi się go uspokoić. Nie mało wnerwiona odłożyłam naczynie i odwróciłam głowę w lewo aby zobaczyć przez kogo ledwo się nie zabiłam.
Był to Prusy.
A kogo by się można było spodziewać..?
- Jeny, jesteś cała, wszystko gra? - Spytał zmartwiony.
- Żyję - Odparłam szybko - Jeszcze - Dodałam niesłyszalnie.
Prusy lekko się uśmiechnął. Od ponad czterech lat ten gościu strasznie się do mnie doczepił. Normalnie jak kleszcz. Ja od początku wiedziałam że coś się z nim nie halo bo gapi się na mnie jak na obraz. I był dla mnie za miły. Za miły. Ewidentnie chciał się ze mną bliżej poznać... A mój ojciec wcale sytuacji nie polepszał. A wręcz zrobił to specjalnie żebyśmy "na siebie wpadli" na jakimś balu, uroczystości czy gówno wie czym.
Wyprostowałam się trochę i przyleciałam go wzrokiem z góry na dół. Był elegancko ubrany. Jak to na bal. Czarne wyprasowane spodnie, buty na elegancko - skórzane. Biała koszula a na niej obcisła i idealnie pasujące czarna kamizelka zapinana na srebrne guziki. Na kamizelce można było dostrzec ciemno czarne rysy kwiatów. Wyjątkowości stylizacji dodawała broszka czyli srebrny owad - ważka. Było widać że przepadał za czarnym kolorem. Patrzył się na mnie z tymi dziwnymi niespotykanymi fioletowymi oczami. Przez parę sekund między nami panowała cisza.
- Czy może chciałabyś ze mną zatańczyć? - Spytał wyciągając moją stronę dłoń z białą rękawiczką.
No nie. No po prostu paleistuve (przekleństwo po litewsku 🤫), no nie! Czy on poważnie prosi mnie do tańca?! Już miałam wrażenie że wydre na całą salę "nie dzięki" ale pewien wzrok zmienił moje plany. Zauważyłam że mój ojciec gapi się na mnie jak na idiotkę z takim na mordzie "no zgódź się bo inaczej już po tobie". Już myślałam że zawału serca dostanę od jego sposobu patrzenia. Szybko rozwarzałam minusy oraz plusy w tym aby się zgodzić... Wiadomo że było więcej minusów... Lecz mój ojciec zabiłby mnie na miejscu. Jak głupia sojrzałam na Prusy wysilając się na lekki uśmieszek.
- Zgoda - Rzekłam łapiąc jego wyciągniętą dłoń.
Oboje weszliśmy na parkiet. Mimo mej ukrywanej niechęci zaczęliśmy tańczyć. Muzyka grana była w swym tempie, do tego krok za krokiem, piruet, wyprost i obrut. Jeśli mam być szczera to German naprawdę dobrze potrafił tańczyć... Straciłam rachunę czasu, do tego czasu że zaczęło mi się kręcić w głowie. Sama nie wiem kiedy skończyliśmy tańczyć. Prusy puścił mnie a ja jego. Staliśmy przed sobą patrząc się na siebie w początkowej ciszy. Raptem Prusy chwycił delikatnie moją dłoń i schylając się trochę ucałował ją na znak szacunku.
- Dziękuję za wspólny taniec - Rzekł po chwili.
Już chciałam mu odpowiedzieć lecz usłyszałam głos tuż za sobą:
- Witaj, Księstwo, witaj Prusy -
Charakterystyczny głos zabrzmiał mi w uszach. Zauważyłam że Niemiec spojrzał na kogoś stojącego tuż za mną, a sama jego mina spoważniała. Odwróciłam się w napięcie do tyłu. Tuż za mną stał... RON. Ubrany w białą wiktoriańską koszulę oraz cechową krótką bordową kamizelkę ze złotymi guziczkami i widocznymi rysami kwiatów. Do tego ciemno brązowe spodnie z kieszeniami, czarne wysokie trzewiki wraz z dwoma cieńskimi skórzanych pasach. Na jego szyji wyrużniał się naszyjnik wraz z krzyżem. Stał spokojnie lekko mrużąc oczy i delikatnie się uśmiechając, jak by się przyglądał.
Poczułam jak moje serce większa tępo, a ręce zaczynają się niekontrolowanie pocić. I to dziwne uczucie które nie umiem nazwać. Poczułam jak niekontrolowanie moje mięśnie się spinają. Dźwignęłam trochę głowę aby spojrzeć chłopakowi w oczy, gdyż był wyższy i stał dość blisko. I znów mogłam ujrzeć piękno jego teńczówek. Sama ich barwa, ciamny błękit, przypominający niebo podczas burzy, wraz z białymi piorunami był przerażający. Lecz widziałam w tym coś wyjątkowego, pięknego, cudownego... Coś co odstraszało, mówiło aby z nim nie ingerować i nawet lepiej nie patrzeć, ale i za razem było tak cholernie tajemnicze, i metalicznie przyciągające... "Matko o czym ja myślę?!" - pomyślałam prowadząc myśli do ładu. Otrząsnęłam trochę głowę aby strzepać drobinki tych myśli. Znów na niego spojrzałam a moje konciki ust same uniosły się do góry.
- Cześć RON - Rzekłam sympatycznie trochę niepewna.
Raptem Polak spojrzał za mnie czyli zapewne na Prusy. Nagle zrobił coś niespodziewaniego. Chwycił mnie za przedramiona i obrucił w stronę Prus, nachylając się tak aby zniżyć się do mojego wzrostu.
- Nie będziesz zły jak ci ją na chwilę porwę? - Usłyszałam tuż obok mojej głowy głos Litwina, mówiącego do Germana który zbytnio nie zaaregował.
Jedynie zacisnął pięści patrząc wciąż na RON'a mówiąc:
- Ależ skąd - Odrzekł, a nawet to raczej warknął patrząc na niego a potem znów zerknął na mnie - Do potem Księstwo - Dodał i powoli się obrócił, i zniknął wśród ludzi oraz pełnych jedzeniem stołów.
RON puścił mnie a ja obruciłam się do niego przodem patrząc mu w twarz.
- Chciałbym z tobą porozmawiać - Zaczął - lecz na osobności - Dodał ciszej rozglądając się wymownie po sali balowej.
- Jasne. Możemy wyjść na zewnątrz - Stwierdziłam na co Lech się zgodził.
Oboje cicho i niepostrzeżenie opuściliśmy budynek, wchodząc na długi taras prowadzący po schodach w dół na wejście do ogrodów wilański. Usiedliśmy na schodkach, wyłożonych beżowo piaskowymi, dużymi płytkami. Spojrzałam w niebo. Było z pewnością około godziny dwunastej lub jedynastej gdyż słońce było tuż nad nami. Dalej panowała piękna pogoda i bzyczenie owadów towarzyszyło chwilowej ciszy panującej między mną a RON'em. Rpatem spojrzeliśmy na siebie prawie w tej samej sekundzie.
- Chyba po raz pierwszy widzę cię bez broni przy pasie - Zarzartowałam zaczynając rozmowę.
- Cóż, trzeba być przygotowanym na wszystko - Rzekł RON wyciągając szybko z kieszeni małą skórzaną pochwę w której był sztylet.
- A jednak - Skwestionowałam uśmiechając się i patrząc na małą broń w rękach Polaka.
Po chwili jednak schował ją z powrotem.
- ...Dobrze. Chciałbym ci coś dać - Odparł nagle Litwin wyciągając z kieszeni mały, biały satynowy woreczek.
Wyciągnął z niego biurzterię. A tak dokładnie złoty łańcuszek, chyba bransoletkę
- To dla ciebie - Dodał chcąc zapiąć mi ją na rękę.
Wyciągnęłam w jego stronę lewą dłoń a on zapiął mi na niej biżuterię. Gdy skończył, zaczęłam oglądać prezent. Była to bransoletka na małym złotym łańcuszku wraz z małym czerwonym brylancikiem. Była urocza.
- Dziękuję ci - Odparłam miło uśmiechając się - Jest przecudowna, śliczna... -
- Postanowiłem że dam ci bardziej prywatny prezent. W końcu, dostałaś od mojej rodziny mnóstwo tkanin, złota klejnotów i innyvh kosztowności... Lecz uważam że lepszym prezentem jest złożenie ci życzeń osobiście - Wyjaśnił po czym złapał moje obie dłonie które cały czas były gorące jak palący się węgiel - Księstwo Litewskie... Życzę ci abyś codziennie się uśmiechała, była radosna, wytrwała i zdrowa. Abyś rosła w siłę, uczyła się, żyła w spokoju i pokoju. Aby twe serce zawsze biło pogodną aurą. Aby wszystkie problemy rozwiązały się i zniknęły jak najszybciej. Bądź dobra, mądra, rozważna odważna. Dąż do swych celów i spełnij swe najskrytrze marzenia. Abyś z godnością i odpowiedzialnością przejęła rolę twego ojca - Gdy to mówił czułam jak moje serce się topi.
Jeszcze nigdy nie usłyszałam takich życzeń.
- Dziękuję... - Odparłam czując lekkie wypieki na twarzy, a on puścił moje dłonie - Co tak właściwie u ciebie słychać przez te trzy miesiące? - Spytałam.
- Nic zbytecznego - Doparł patrząc gdzieś przed siebie oraz opierając ręce o kolana.
- Nie mogę się doczekać kiedy dalej będę mogła uczyć się walczyć - Rzekłam dumnie także patrząc przed siebie.
Powodem "rozstania" był mój przyjazd do Wilna z inicjatywy ojca, który chyba znów zatensknił. Już od czterech lat byłam w tym dworku. A mój ojciec raz na trzy miesiące do mnie przyjeżdżał lub nawet sześć się zdarzyło. Albo ja na chwilę wracam do Wilna czy Kowna, czasem zależy.
- Podziwiam twój entuzjazm - Rzekł RON.
- No a kto by nie chciał nauczyć się walczyć, manewrować bronią, taktyk walki, rodzajów mieczy i innych broni? - Stwierdziłam zdziwnona jego słowami, patrząc na niego kątem oka.
- Uwierz. Nie wszyscy - Odparł dość poważnym głosem - Są ludzie którzy nigdy w życiu nie chwycili by broni do ręki, nawet jeśli byli by w stanie -
- Ale z takim nauczycielem jak ty, to zawsze - Uznałam, żartując, chcąc go trochę rozchmurzyć, gdyż było widać że się zmartwił.
No chyba że coś poważnego się za tym kryło...
Ale chyba się udało bo Litwin się zaśmiał a ja wraz z nim.
- A... Zabiłeś kiedykolwiek kogoś? - Spytałam poważnie po chwili ciszy która jednak wydawała się niekonfortowa.
- Tak. Zabiłem - Zaczął powoli - To trudne do opisania. To wszystko jest po prostu... Zagmatwane że tak powiem. Nawet nie znasz imienia tej osoby, nie wiesz czasem o swoim przeciwniku praktycznie nic. Oprócz chęci pozbawienia cię życia, i że służy w armi twojego wroga. To przerażające uczucie jak uświadomisz sobie że wbijasz komuś ostrze i pozbawiasz go ducha kiedy ktoś wykonuje tylko swój obowiązek... - Mówił powoli. Jakby myśląc dokładnie nad każdym wypowiedzianym słowem - Ten świat to istna patologia. Głupie i apsurdarne zasady. Reguły. Prawa. Wszystko takie niesprawiedliwe... I najgorsze w tym jest to, że tak już będzie. Nikt tego nie zmieni. Nikt i nic. Trzeba to zaakceptować i żyć dalej... I nie dać się temu pożreć... -
- Mówią że pierwszy raz, to zawsze ten najtrudniejszych - Odrzekłam dość pewnie, chwilę po jego ostatnich słowach patrząc na niego.
- Ale za to jak zostaje w pamięci... Każdy szczegół. Krople krwi, brud, wnętrzności i te odgłosy cierpienia i bólu. Jakby wyryte w duszy. A twarz? Odeszła w zapomnienie. To przerażające że nawet nie pamiętamy twarzy swych ofiar. Tylko my jako ostatni widzimy ich twarze przed śmiercią... - Odparł patrząc przed siebie z powagą.
Przez chwilę zapanowała cisza. Sama nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Było to dla mnie zbyt trudne. Ale wiedziałam jedno. Że dla RON'a to trudny temat i woli o tym nie drążyć.
- Może chciałbyś mi wyjaśnić tą religię chrześcijańską? - Zaproponowałam zmieniając temat.
- Jasne, z wielką chęcią - Rzekł krótko patrząc na mnie.
I tak później się stało. Zaczęliśmy rozmawiać na temat jego religii. Wyjaśnij mi wiele pojęć. Jeśli mam być szczera, zaciekawiło mnie to. Miło było widzieć jak RON z chęcią i dumą opowiada. Minęły około trzy godziny. Zdecydowaliśmy się zakończyć rozmowę i pójść na salę. W wejściu jeszcze raz podziękowałam mu za wszystko na co on się uśmiechnął. Po czym oboje rozeszliśmy się po sali. Ruszyłam w kierunku mojego miejsca przy stole. Znienacka ktoś dopadł do mnie, łapiąc mocno za ramiona i stając przede mną. Była to moja starsza siostra Królestwo Litewskie. Ubrana była w białym wiktoriańską koszulę z długimi rękawami a na to czarny ładny gorset. Do tego długą białą spódnicę z dodatkową warstwą z innego materiału, tuniki, na której były wyszyte czarne kwiaty. Do tego czarne niskie szpilki. Jej włosy były rozpuszczone lecz na głowie miała wianek z różnych białych kwiatów typu stokrotki, małe lilie oraz mini róże...
- Gadaj gdzieś ty była!? - Warknęła marszcząc brwi i trochę mną potrząsając - Już, albo inaczej powiem ojcu że gdzieś zniknęłaś, bo jeszcze nie wie - Dodała ciszej przez zęby.
A ona jak zwykle. Szantaż. Mistrzyni szantażu. Ale za to ucieczyła mnie wieść że ojciec nie wie.
- Wszystko ci wyjaśnię tylko cicho i nie tu tylko przy stole - wknęłam cicho a Kr.L puściła moje ramiona i wraz ze mną usiadła na swym wyznaczonym miejscu przy stole.
Wzięłam do ręki filiżankę z kompotem truskawkowym popijając go trochę. Moja siostra usiadła z boku odwracając się do mnie.
- No słucham - rzekła czekając aż coś powiem i bacznie mnie obserwując.
Westchnęłam odkładając naczynie i patrząc na siostrę.
- Byłam na zewnątrz, koło sali na tarasie wraz z RON'em - Wyjaśniłam.
- A co ty tam z nim robiłaś? - Zapytała unosząc podejrzliwie jedną brew do góry.
Oho, będzie dochodzenie robić.
Świetnie.
- Rozmawialiśmy. Złożył mi także osobiste życzenia i dał prezent - Objaśniłam cicho.
- Co?! Jaki?! Pokaż! - Szepnęła głośno nachylając się z iskierkami w oczach w moją stronę.
- Ciszej gadaj - Fuknęłam - Tą bransolętkę... - Odparłam pokazując jej biżuterię.
- Ale piękna... - Stwierdziła zapatrując się w dany przedmiot na mej dłoni.
Po chwili wyprostowała się i spojrzała na mnie. Zmrużyła se oczy jakbyś się mi przyglądając. Chwilę później skrzyżowała na piersi i ręce mówiąc:
- Mi to się wydaje że między tobą a nim jest coś na rzeczy... - Rzekła.
Automatycznie poczułam to dziwne uczucie. Znów się spięłam, serce zaczęło szybciej pić a dłonie pocić. O czym ona gada? Jesteśmy tylko przyjaciółmi nikim więcej.
- Co masz na myśli? - Spytałam.
- Właśnie to - Odparła któtko, wskazując na mnie głową.
- Ale co? -
- Twoje zachowanie -
- Moje zachowanie? -
- Tak idiotko - Położyła jedną rękę za swe czoło - ale z zachowaniem idzie też uczucie. Powiedz co czujesz gdy jesteś przy nim? -
- Czuję się... Dziwnie. A zarazem bezpiecznie. Dobrze miło ale też czasem niekomfortowo... Nie wiem chciałabym go przytulić ale się hamuje. Powiedzieć mu że jest dla mnie ważny lecz wstydzę się panicznie... - Wyjaśniłam niepewnie robiąc przerwy.
- Kochana siostrzyczko... - Zaczęła Kr.L wzdychając - to uczucie to miłość - Odparła.
Poczułam że spalam buraka.
- Miłość? - Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Tak. Miłość. Kochasz go, czyż nie? To dziwne uczucie to uczucie miłości. Piękne uczucie ale i wstydliwe... - Odrzekła Królestwo - Mówił że zakazaną miłość ma najlepszy smak... -
- Jaka zakazana miłość? - Przerwałam jej.
- Cicho! Zrozumiesz jak się dobrze zastanowisz. Pomyśl... - Odparła.
- O nie. Chodzi o Prusy co nie? - Spytałam.
- No. Masz ojciec chce cię za niego ewidentnie wydać. A twe uczucie do RON'a to zakazana miłość. Ojciec by nie chciał żebyś z nim była. Więc inie możesz z nim być - Stwierdziła wymachując dłońmi.
- No... Raczej tak - Odparłam smutno garbiąc się lekko i patrząc w bok.
- Widocznie - Odrzekła - Ale ty chyba nie jesteś nim zainteresowana co nie? -
- Tyś chyba głupia - Warknęłam stanowczo patrząc na Litwinkę niepoważnie - Nic nie czuję do Prus. Jedynie co robi to wpycha mi się w życie. Zapewne mu się podobam... A nie wyobrażam sobie bycia z nim - Powiedziałam bez zastanowienia pewna swych słów.
- Rozumiem - Rzekła krótko Królestwo - ale wrócimy do kwestii RON'a... - Złończyła swe dłonie w piramidkę - sądzisz on też coś do ciebie czuję? Widzisz to? Zauważyłaś coś w jego zachowaniu? -
- Nie jestem pewna... Ale wydaje mi się że tak. W końcu szanuje mnie, pomaga, doradza, mile rozmawia... Potrafił złapać mnie za dłonie, czy parę razy przytulił czy plutł mi włosy w warkocze... W końcu też uczy mnie walczyć Tak bez powodu właściwie. Bo ja mu za to nie płacę choć starałam się na początku. Nie chciał pieniędzy ani kosztowności. Jest delikatny i opiekuńczy, nie licząc treningów bo tam daje mi istny wycisk - Zastanawiałam się.
- Lecz skoro też do ciebie coś czuję to czemu nie poprosić cię do tańca? - Zapytała trochę zdziwiona Kr.L nosząc swe brwi do góry.
Zamyśliłam się na jej słowa... Kto wie może to po prostu tylko przyjaźń i nic więcej. Lub po prostu się idzie czy nie zauroczyłam i to minie w mgnieniu oka. Ale teoretycznie to poproszenie kobiety do tańca nie zawsze musi się zdarzyć aby coś zaiskrzyło.
- Trzeba was jakoś spiknąć... Jeszcze dziś - Usłyszałam nagle ze strony mojej siostry która mówiąc to zgarbiła się opierając swe łokcie o kolana i podtrzymując swymi dłoniami policki, zmrużyła swe oczy.
- Może... - Zaczęła - ty osobiście poproś go do tańca - Oznajmiła prostując się bo ewidentnie dumnia ze swojego pomysłu.
Spojrzałam na nią krzywo.
- Lecz to tak nie wypada chyba żeby kobieta prosiła mężczyznę do tańca - Stwierdziłam dając nogę na nogę.
- A co jeśli się wstydzi? Ja wiele razy prosiłam chłopaków do tańca jeśli mi się podobali... Nie ważne... Pokaż mu że jesteś odważna i pewna swych czynów. Wstawaj, pora na pierwszy krok. Zaryzykuj, RON cię raczej nie zje - Rzekła uśmiechając się.
- Raczej? - Zapytałam jak głupia.
- No idź że do niego! - Warknęła moja siostra.
- Okej,okej... tyle że... nie wiem gdzie on jest - Odparłam niepewnie pewnie.
- Siedzi na przeciw naszego stolika tyle że za parkietem - Wyjaśniła Królestwo pokazując dłonią na dany stolik będący po drugiej stronie sali za parkietem.
Na jednym z pustych miejsc siedział RON który chyba pił jakiś płyn będący w szklance. Wzięłam wdech i wydech po czym wstałam ze swojego miejsca.
- Połamania nóg, trzymam kciuki - Szepnęła Królestwo a ja ruszyłam przez sale w kierunku danego stołu.
Podczas drogi zdałam sobie sprawę że nie do końca wiem co mam powiedzieć. Strasznie się spięłam. "Co ja mam mówić?", "A co jak zmienię słowo?", "Lub jak w ogóle nic nie uda mi się wypowiedzieć przez stres?", "Lub jak się nie zgodzi?!". Będąc szczera bałam się tam iść lecz mój instynkt prowadził mnie dalej. Dotarłam do stolika. Teraz już nie było odwrotu. Stanęłam obok Polaka który obrócił się i uśmiechnął w moją stronę.
- Cześć - Znów zaczęły mi się ręce pocić.
- Hej.. - Zaczęłam tak że się uśmiechając - przyszłam bo chciałam cię... Poprosić do tańca- Odrzekłam wstydliwie i powoli.
RON milczał. Patrzył się na mnie jakby przetwarzając w głowie co powiedziałam. Po chwili wyprostował się orientując się co usłyszał. Z pewnością się takiego pytania nie spodziewał.
- ... Zgoda - Odrzekł podnosząc się ze swojego miejsca.
Jeszcze bardziej się zestresowałam lecz całych siły próbowałam do ukryć. Obydwoje powoli zaczęliśmy iść na parkiet.
- ...Lecz ja nie potrafię tańczyć - Szepnął nagle RON patrząc jak pięknie i zgrabnie ruszają się pary na sali do grającej muzyki przez orkiestrę.
- Mówiłeś że walka przypomina taniec. Jedynie trzeba wyczuć rytm i się do niego dopasować. Uczyłeś mnie tego - Odparłam dumna wewnętrznie ze swych słów.
- To nie to samo... - Odparł chordle Polak.
- A co, wstydzisz się? - Zapytałam po czym szybko tego pożałowałam.
RON natychmiastowo się zatrzymał a ja zdziwiona także to uczyniłam. Raptem Litwin niebezpiecznie przybliżył swą twarz do mojej patrząc mi w oczy lekko je mrużąc. Jego twarz była przerażająco blisko. Czułam na skórze jego spokojny oddech. Dzieliły nas milimetry...
- Żebyś ty się zaraz nie zawstydziła - Odparł poważnym tonem po czym oddalił swoją twarz.
Poczułam wypieki na twarzy. Cholera tylko nie to. Chyba się zarumieniłam... Nie czekając ruszyliśmy na parkiet stając na środku sali balowej. Z całego tego stresu zapomniałam co robić. Na szczęście RON nie zapomniał. Zbliżył się do mnie i złapał za moje ręce. Nim się obejrzałam muzykę zaczęła ponownie grać. A ja wraz z RON'em zaczęliśmy tańczyć. To w przód to w tył piruet i piruet. Przez cały ten czas próbowałam się nie zalać rumieńcem... Pierwszy raz z nim tańczyłam... I może nie ostatni?
- Rozluźnij się bo jesteś spięta i prosta jak strzała - Szepnął RON do mojego ucha.
Posłuchałam go i było znacznie lepiej się poruszać. W końcu przyzwyczaiłam się do jego uścisku. Oddaliśmy się w objęcia muzyki. Wirowaliśmy niczym woda w fontannach to w prawo, to w lewo. Nagle utwór się skończył a my zastygliśmy w bezruchu. Patrzyliśmy na siebie w skupieniu i ciszy wciąż w tej samej pozycji w jakiej przestaliśmy tańczyć.
Wydawało się tak że byliśmy tu tylko my.
Ja i on.
We dwoje.
Nikt więcej.
Raptem stało się coś niespodziewanego. RON złączył niebezpieczne nasze czoła.
- I co? Nie było aż tak źle czyż nie? - Zażartowałam uśmiechnąć się ciepło.
- Racja - Rzekł RON śmienąc się trochę.
━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 4431 słów
Jeju, męczyłam się z przepisywaniem tego. A ile musiałam zmieniać... Masakra to była. Teraz wygląda to lepiej. Nie chcielibyście widzieć jak makabrycznie pisałam parę lat temu 💀. I jeszcze się z tego wyczytać... Omajgasz.
Nie pytajcie czemu wstawiam to o 0:37...
(To nie tak że ja nie śpię...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro