Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'✧.Pożegnanie

━═━═━═━═━═━═━═━═━

» Kraków. Rok 1794. Środek grudnia.

𝑃𝑜𝑣. II Rzeczypospolita (II RP)

Płatki śniegu niemiłosiernie padały z nieba. Wiatr silnym chuchnięciem powodował zawieruchę. Gwizdało w uszach, ledwo co można było zobaczyć. Zapowiadała się nie mała burza.
Przytuliłam mocniej moją córkę, Księstwo Warszawskie (Ks.W) która siedziała wraz ze mną na blado białej klaczy o imieniu Frida. Młoda dziewczynka ubrana w błękitny kubraczek z białym futerkiem wtuliła się w moją klatkę piersiową. Jednym ruchem dłoni odgarnęłam jej białe jak mleko włosy do tyłu i założyłam jej kaptur. Spojrzałam przed siebie mrużącz oczy. Przed nami szedł Ekwador, kary rumak z białą stszałą na pysku, na którym jechał mój starszy brat, RON. Miał on ubrany wysokie czarne oficerki, ciemno bordowy długi do kolan płaszcz z czarnymi i złotymi zdobieniami i jak zawsze paz ze swoją szlachecką szablą. Lekko zgarbiony z wpatrywał się w dal ze skupieniem.

Nie wiedziałam dokąd zamierzaliśmy. Jedziemy już parę dobrych godzin a on dalej nie powiedział gdzie się udajemy. Wiatr znów uderzył zimnym podmuchem. Padało coraz mocniej i intensywnej.

- Za niedługo będziemy - Usłyszałam głos RON'a trochę stłumiony przez wiatr i śnieg.

- Mam nadzieję - Odparłem w odpowiedzi.

Jechaliśmy przez jakieś dziesięć minut. Zaspy ze śniegu wciąż rosły a wiatr nie ustąpywał. Aż wreszcie Ekwador stanął. Podjechałam bliżej RON'a zatrzymując klacz koło niego. Staliśmy przed dwupiętrowym budynkiem do którego wchodziło się po ganku i trzech niskich schodach w stylu renesansu. Przez chwilę przypatrywałam się budowli.

- To tutaj - Rzekł RON po czym zszedł z Ekwadoru.

Schyliłam głowę i szepnęłam Ks.W do ucha "Już jesteśmy". Dziewczynka słysząc to ziewnęła i uniosła głowę by na mnie spojrzeć. "Moje dziecię" - pomyślałam widząc jej zaspane szaro błękitne oczka. Księstwo od niechcenia puściła mnie. Zeszłam z Fridy po czym chwyciłam Ks.W pod ramiona i ją ściągnęłam, stawiając na swych trzewikach. Poczułam zwrok nas sobie. Obróciłam się w stronę brata. RON trzymając jedną dłonią łuzdę Ekwadoru przypatrywał się mnie. Nie rozumiałam o co mu chodziło. Nawet nie zdążyłam mu się przyjrzeć gdy nagle pociągnął karego ogiera za sobą do pobliskiej "ala" stajenki. Jedną dłonią chwyciłam za łuzdę Fridy a drugą rączkę mej córeczki. Podążyłam za RON'em. Otworzył drzwi do "ala" stajenki a zimny wiatr wpadł do środka. Weszliśmy. Nie było tutaj boksów ale specjalne miejsca do przywiązywania konia. W stajence już stało parę zwierząt.
RON przywiązał Ekwadora a ja Fridę. Strzepnęłam płatki śniegu z kaptura Ks.W. W pewnej chwili usłyszałam jak RON kaszle. Wzdrygnęłam się i obruciłam głowę. Stał trochę skulony, przy boku Ekwadora, jedną dłonią trzymając się się jego siodła a drugą przy ustach. Szybko do niego podeszłam. Złapałam go za przedramię aby okazać mu wsparcie, aby wiedział że tu jestem. W końcu fala kaszlu się uspokoiła. RON odsłonił dłoń od ust.

I znów ten widok.

Krew.

Poczułam się źle. Widząc mojego brata w takim stanie jest czymś podobnym do tortur. To wszystko: kaszel krwią, wymioty, osłabienie, wypadające pióra u skrzydeł, nagłe drgawki, bóle głowy i stawów, napady paniki... To wszystko przez zabory. Te cierpienia są powodem tylko zaborów.

Każde państwo które zostaje zaatakowane i odebrane są mu terytoria cierpi z tego powodu.
Państwa odczuwają to na własnej skórze... A najgorsze w tym wszystkim jest to że nikt nie jest w stanie im pomóc. Nawet lekarze. Niestety mówili że nic, żadne leki, zioła i inny sposób nie zadziałają. Nawet aby choć trochę pomóc. Uspokoić to wszystko. Takie kraje są skazane nia cierpienie. A zwłaszcza w eysokiej skali jeżeli jest to naprawdę dużo terytorium.
Nie tylko przez to co dzieje się z jego państwem które tak naprawdę ledwo przestało istnieć. Też przez to co dzieje się z ludźmi. I jeszcze śmierć naszego brata jak i Ks.L (Księstwa Litewskiego)... i nie tylko. To wszystko codziennie dobija go psychicznie. Mówi że po śmierci Ks.L wszędzie ją widział a kiedy spał to śniły mu się koszmary z jej śmiercią.

Przeklnęłam w myślach. RON ręką wytarł krew. Wyprostował się i spojrzał na mnie.

- Już... Wszystko w porządku - Odparł widząc moją minę.

Zerknęłam na niego nie przekonana. Słabo się do mnie uśmiechnął. Odwróciłam głowę w bok puszczając jego przedramię.

- W-wujku... Co się dzieje? - Ciszę przerwał delikatny, cichy głos mojej córki która patrzyła na nas smutnym a zarazem przerażonym wzrokiem.

RON odwrócił się w jej stronę.

- To nic. Wszystko gra - Odpowiedział uśmiechają się do Ks.W która nie wiedziała jak bardzo wujek ją kłamie.

Moja dziecina jakby na te słowa się uspokoiła i odwzajemniła uśmiech RON'a.

- No dobrze... Chodźmy już - Odrzekł po chwili RON.

Podeszłam do Ks.W i wzięłam ją na ręce przy okazji ją tuląc. Wraz z RON'em i małą na rękach wyszłam z "ala" stajenki. Śnieg wciąż wirował tworząc powłokę przez którą trudno było cokolwiek zobaczyć. Tuląc mocno Ks.W do siebie weszłam za RON'em który szedł przed nami. Weszliśmy po schodach na duży ganek. Stare drewniane drzwi z przecudownymi rzeźbieniami ukazały się nam. Wejście do budynku było we wnęce wraz z całym gankiem pod nami. Dwa duże wzmocniki trzymały sufit nad nami. RON zatrzymał się i powiedział abyśmy się otrzepali. Szybko strzepnełam z siebie pozostawione przez zawieruchę płaty śniegu. Pomogłam także się otrzebać Ks.W którą postawiłam na ziemi. Obje spojrzałyśmy na RON'a który także się otrzepał. Uśmiechnął się lekko do nas po czym obrócił się w napięcie i otworzył stare dwudrzwiowe drzwi. Chwyciłam malutką dłoń swej córki po czym tuż za RON'em weszliśmy do środka. Ty tylko drewniane drzwi zamknęły się za mną poczułam przyjemne ciepło.

Rozglądnęłam się. Staliśmy w średnim korytarzu mającym mnóstwo drzwi. Pośrodku przez cały korytarz biegł miły krwisty ze złotymi frędzlami dywan. Stara dębowa podłoga aż lśniła swym urokiem. Biało złote malowane ściany dodawały temu miejscu przytulny charakter. Gdzienigdzie na ścianach wisiały świecące się klinkieciki ze świecami. W korytarzu znalazło się i miejsce na parę roślinek. Wnętrze wyglądało cudownie. W pewnej chwili zauważyłam duże, szerokie schody na pierwsze piętro.

- Musimy tam pójść - Nagle odezwał się mój brat widząc jak przyglądam się schodom.

Tak więc uczyliśmy. Wciąż trzymając swoją córkę za rękę aby ta mi nie uciekła gdyż z pewnością puściłaby się pentem aby zaglądać do wszystkich drzwi na korytarzu, weszłyśmy na pierwsze piętro. Tuż za RON'em szliśmy przez inny korytarz który był identyczny co to tamtego na parterze. Lecz ten różnił się tym że na ścianach oprócz krinkietów znajdowało się mnóstwo obrazów i portretów wykonanych z farby oliwnej. Rozglądałam się po ścianach chcąc zobaczyć wszystkie kompozycje przedstawionych arcydzieł. W pomieszczeniu panowała cisza jedynie było usłyszeć nasze kroki które powtarzały się równomiernie.

- Wujek Kraków! - Raptem rozległy się radosny krzyk mojej córki.

Poczułam że szybko puszcza moją dłoń. Spojrzałam przed siebie. Sylwetka Ks.W ubrana wciąż w błękitne ubranko szybko przemieszczała się z rozłożonymi rękoma w stronę mężczyzny stojącego parę dobrych metrów przed nami. Na jego biało-niebieskiej twarzy kwitną uśmiech a białe kosmyki włosów uopadały mu na czoło. Ubrany był w granatowo-złoty żupan i pasujący do niego kontusz. Na jego stopach widniały czarne trzewiki. Kiedy Ks.W już się do niego zbliżyła Kraków kucnął i także rozłożył ręce. Dziewczynka z impetem go przytuliła a on odwzajemnie uścisk i wziął ją na ręce coś do niej mówiąc. Ja wraz z RON'em tuż po chwili znaleźliśmy się przed nimi. Uprzejmie przywitaliśmy się z Krakowem.

- Too... Gdzie tak właściwie jesteśmy? - Zapytałam patrząc na brata z uniesionymi brwiami oczekując odpowiedzi.

RON otworzył trochę usta chcąc mi odpowiedzieć lecz przerwał mu Kraków:

- Jesteście w moim domu, połączonego z biurem i własną kuchnią biblioteką jak i rezydencją -

- Słusznie Kraków - Westchnał jedynie RON nie ukazując niezadowolenia z racji tego że miasto mu przerwało.

- Ale jak to twoim domu? Ostatnim razem jak byłam u ciebie ugościłeś mnie w znacznie innym i mniejszym miejscu - Odparłam nic z tego nie pojmując.

- Pamiętaj że praktycznie każde miasto ma dwa domy. Jeden prywatny a drugi gdzie jest służba odbywają się spotkania powiatowe i wojewódzkie i tym podobnie nie licząc biura w którym jest wiele papierów. Co coś takiego że jeden dom jest takim typowym domem a drugi to jakby takie miejsce pracy - Wyjaśniła stara stolica.

- Dobrze wiedzieć - Przytaknęłam głową, po chwili odwracając brata - A możesz mi powiedzieć dlaczego się tu zjawiliśmy? - Spytałam spokojnie.

- Podjąłem decyzję odnośnie ciebie i Ks.W - Zaczął poważnym głosem - Macie zostać tutaj z Krakowem. Po upadku powstania kościuszkowskiego możliwe jest kolejna agresja ze strony zaborców. Wśród wielu ludzi narasta strach i panika o własne życie. Mam obowiązek zająć się tymi ludźmi jak i władzom która tak naprawdę już nie wie co robić, tym bardziej że praktycznie jej nie ma. Nie licząc wojska które zostało zlikwidowane przez wojska wrogów. Wiem że Kraków godnie się wami zajmie. Nie jesteście tu w pełni bezpieczne lecz w razie ataku ze strony austriackiej Kraków zaprowadzi was do pobliskiej wsi... -  W pewnej chwili mu przerwałam:

- Ty chyba sobie żartujesz?! - Warknełam natychmiastowo się prostując oraz marszcząc z niesmakiem brwi.

RON nie zareagował na ten ruch, nawet nie mrugną. Przez parę sekund patrzyliśmy się na siebie aż nagle RON zerknął ukradkiem na Kraków który trzymał wciąż moją córkę na rękach. Miasto wymieniło z nim charakterystyczne spojrzenia. Kraków szepnąłeś cicho do Ks.W po czym w ciszy wyszedł do jakiegoś pomieszczenia zamykając drzwi za sobą.

No to zapowiada się gadka.

Kiedy tylko w korytarzu wydobyły się dźwięki zamykających drewnianych drzwi RON ponownie na mnie spojrzał.

- Nie, nie żartuje. Tu chodzi o wasze bezpieczeństwo - Odparł poważnie, także marszcząc czoło.

Oj, teraz mnie wkurwił.

- Nie możesz tam iść! Ci ludzie... To niewdzięcznicy, ta głupia i nie wdzięczna szlachta zwłaszcza! Czemu tego nie widzisz?! - Warknęłam coraz bardziej unoszą swój głos. Zacisnęłam z nerwów swoje dłonie w pięści - Królestwo Litewskie miała rację, prubujesz oszukać samego siebie! - Dodałam nie panując nad swoim głosem.

Szybko pożałowałam że wspomniałam jej imię.

RON lekko rozszerzył swe błękitne oko które wyglądało nichym niebo podczas burzy. Na pierwsz rzut oka można powiedzieć że się "zdziwił". Lecz było odwrotnie. Słysząc jej imię on.. jakby... Opanowała go bezsilność.

Ból psychiczny. Trzymał w rękach jej martwe ciało. Przez pierwsze dni kiedy ją pochowano do nikogo nie potrafił się odzezwać. Pustka w głowie. Nie potrafił zrozumieć że jej już tu nie ma... A kiedy zrozumiał. Było jeszcze gorzej...

Staliśmy tak w nieubłagalnie niekonfortowej ciszy. Aż w końcu RON się odezwał:

- Tak, wiem. I dalej to robię - Przyznał uśmiechając się delikatnie - Mimo wszystko nie mogę ich zostawić. Kto ma bronić państwo jak nie ja? Król ledwo co utrzymuje się na stanowisku, szlachta wariuje, chłopi nie wiedzą co mają robić, chowają się po swych chatach. Nie licząc samych patriotów którzy wciąż mają serca pełne wiary do walki. I wojska rosyjskie który cały czas mają na oku władze - Zaczał znów, a ja po raz kolejny mu przerwałam niemogąc słuchać jego słów:

- Głupcem jesteś lub głupca udajesz! - Krzyknełam wściekła - Może i jesteś za nich odpowiedzialny ale nie wszyscy zasłużyli na to abyś teraz rzucał się w ogień i ryzykował własne życie i zdrowie. Tym bardziej nie zasłużyli na jakikolwiek szacunek i pomoc. Nie mów że to nieprawda! Powiedz mi ile cię wykorzystało, ilu cię zdradziło, ilu zostawiło, ilu obgadywało za plecami, ilu nienawidziło, ilu wytykało tylko twoje błędy, ilu naśmiewało, ilu lekceważyło, ilu uważało cię za śmiecia, za nic nie wartą, bezduszną istotę... No ile do jasnej cholery?! - Ton mojego głosu wskazywał na moją frustrację jak i gniew.

I znów cisza.

Niekonfortowa.

Wyprostoałam się z racji że trochę się wcześniej nachyliłam bardzej w stronę brata. Wzięłam parę dłuższych wdechów aby się uspokoić po czym pewnie spojrzałam na RON'a. Patrzył na mnie z bólem w oku. Lecz wydawał się także... Nieobecny.

- Doskonale wiesz że nie zostanę tu z wami i nie potrafisz się z tym pogodzić. Masz pełną rację co do tych ludzi.. i to boli. Lecz uważam że to już nie istotne. To się już wydarzyło i praktyczne większość z nich już leży w grobach. Jestem wściekły oddnośnie tego jak się wobec mnie zachowywali, lecz pamiętaj. Nigdy nie usłyszałem czegoś takiego, jedynie od zdrajców. Bo nie pozwoliłem sobie na to. Mało kto wiedział do czego jestem zdolny bo nie prowadziłem władzy jak IR. Wolałem aby ludzie śmiało do mnie mówili, czuli się przy mnie dobrze a nie cisza bo inaczej kogoś pozwę na śmierć. To już minęło to przeszłość już jej nie zmienimy. Trudno trzeba to zaakceptować. Ważne że jest to co teraz się dzieje. Co jest teraz. Państwo chyli się ku upadkowi a ja? Nie zamierzam czekać na cud. Stanę twarzą w twarz wraz z agresją tych tępych psów, jestem na to zbyt pewny - Rzekł RON pewnym siebie głosem.

Jedynie stałam i próbowałam zrozumieć o czym mówił. Po krótkiej przerwie wyschną ciężko zamykając oko po czym znów nam nie spojrzał muwiąc:

- Moje dzieci... Litwa i RP. Oni gdześ tam są, chcę do nich wrócić lub chociaż ujrzeć ich główki lub usłyszeć głośniki... Wrócić przytulić i powiedzieć że tata wrócił i nigdy już ich nie zostawi... - Jego głos trochę się załamał lecz nie uronił łez.

Za to ja poczułam jak coś spływa mi po policzkach. Nie miałam już odeagi patrząc jego urzekające burzowe oko. Odwróciłam głowę w bok patrząc się w dal korytarza.

- Muszę wciąż walczyć. Walczyć dla siebie, dzieci, ciebie, rodziny...  - Usłyszałam znów jego pewny głos.

Poczułam jak moje serce łamie się na kawałki aż poczułam ból w klatce piersiowej.

Odebrało mi mowę.

Nie wiem i jego nie jestem w stanie opisać uczucia które wtedy poczułam. Bezsilność czy może gniew pomieszany z goryczą. Sama nie wiem. Wewnętrznie wiedziałam że w końcu zginie. Tak jak każdy z nas.  Ale nie chciałam myśleć że teraz, że za niedługo, za tydzień, za miesiąc, za rok... Nie chciałam tak myśleć. A jednak myślałam. Nie nie mogłam pogodzić się z tą myślą.

Rozproszył mnie ruch który wykonał mój brat. Chwycił mnie za podbródek abym na niego popatrzyła. Puścił mnie i nagle ściągnął z szyi złoty łańcuszek ze złotymi, szlachetnie wykonanym krzyżem z Jezusem Chrystusem. Istny arcydzieło przekazywane od najstarszych pokoleń. Kiedyś nosił go także mój drogi brat WKr.P podobnie jak i moja matka, Korona Polska. Najdziwniejsze w tym naszyjniku jest to że nigdy łańcuszek się nie zerwał. Choć podejrzewam że dlatego że jest poświęconych wodzie świętej...

Trzymając go w obu dłoniach które były owinięte bandażami, stworzał na mnie. Nic z tego nie rozumiałam. Miałam już gdzieś fakt że po policzkach spływały me łzy. RON uśmiechnął się delikatnie po czym założył mi na szyję naszyjnik.  Jedną rękę położył na moim ramieniu a drugą dłoń przyłożył do lewego polika. Jednym ruchem kciuka starł moje łzy.

- Ten naszyjnik jest już twój. Teraz należy do Ciebie. Będzie Cię pilnować oraz strzec. Będzie Ci przypominać o naszej rodzinie. Noś go i dbaj o niego. To najcenniejsza i najstarsza pamiątka naszej rodziny - Odparł patrząc na złoty krzyszyk.

- Proszę... Nie możesz nas tak zostawić... - Rzekłam czując że już całkiem się rozpłakałam a łzy spływały mi po policzkach jak wodospad.

- Nie zostawiam was. Zawsze duchowo będę, zawsze. Zawsze blisko. Zajmij się Ks.W i wychowaj ją w duchu miłości troski i Boga. Masz mi przeżyć - Ostatnie słowa wymalowały na jego ustach szczery uśmiech.

Mimo łez także uśmiechnęłam się szeroko. Przytuliliśmy się w taki sposób że ja oparłam głowę o jego klatkę piersiową a głowa mojego brata była położona na mojej. To do chyba najdłuższy przytulasz w moim dotychczasowym życiu. Czułam się bezpieczna i szczęśliwa lecz nie do końca... Brakowało mi jeszcze drugiego brata. WKr.P. więc wyobraziłam sobie że jest tutaj z nami i tak że nas tuli. Niestety nic nie trwa wiecznie A to cudowna chwila przeczytała trwać. WKr.P zniknął rozpuszczając się w powietrzu a RON mnie puścił. Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez chwilę.

- Kocham Cię siostro - Odparł RON.

- Ja Ciebie bardzej... - Uśmiechnęłam się do niego.

W mojej głowie pojawiło się pytanie. "Czy na pewno jesteś pewna puszczając go na pewną śmierć?". Przeraziłam się tym. Nie byłam w stanie cokolwiek już zrobić. Lecz pytanie na szczęście zniknęło z mojej głowy.

Wolałabym mieć wiarę że to się tak nie skończy.

To jeszcze nie koniec.

- Żegnaj II Rzeczypospolito - Usłyszałam głos RON'a który ucałował moje czoło po czym obrócił się i ruszył w stronę schodów.

Nic nie odpowiedziałam patrząc na niego w ciszy jak odchodzi. W pewnej chwili całkowicie zniknął mi z oczu.

Czułam że to ostatni raz kiedy go widzę.
Już nigdy go nie zobaczę.

Usłyszałam jak otwierają się drzwi i nagle ciepła dłoń chwyta tą moją. Spojrzałam w dół a tam stała moja córka ze zmartwioną twarzą. Niedaleko stał Kraków który smutnym wzrokiem patrzył na mnie.

- Chodźcie. Dam wam ciepłego rosołu i przebierzecie się w suche ubrania - Odparł Krakus delikatnie unosząc konciki ust.

━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 2820 słów.

Jeju jeju. Chwilę przepisywałam ten one shot. A tak wogule to przepraszam jeżeli kogoś kwurza to że jest tutaj tyle RON'a oraz Krakowa (sama nwm czemu tak piszę) ale w tych pieprzonych zeszytach mam ich po prostu mustwo. I jak na razie będze bardzo dużo one shotów wraz z nimi.

Ale spokojnie, cały czas ich tutaj nie będzie. Jak uda mi się przepisać wszystkie te one shoty z zeszytów oraz kartek to sądzę że będę dalej pisała nowe obecne one shoty.

Jeszcze raz przypominam że dane one shoty są dość stare.
Ale jak będę miała motywację oraz chęci i jak Bozia da mi zdrowia to będę pisać dalej. ☺️
Nowe, o innym okresie historycznym niżeli zabory jak i nowożytność.

Będzie więcej teraźniejszości, średniowiecza jak i o WWI i WWII.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro