'✧.Mecz
━═━═━═━═━═━═━═━═━
» Centrala. Rok 2024. 21 marca.
𝑃𝑜𝑣. Kraków
Chwyciłem za błękitny kubek i wziąłem ostatni łyk kawy. Odłożyłem naczynie na blat stołu. Aktualnie, chwilę temu skończyło się spodkanie miast wraz z RP. Siedziałem na swoim miejscu przy mega długim stole. W tym pomieszczeniu takie spotkania się odbywały. Sala o biało szarych barwach była naprawdę sporych rozmiarów.
Dzisiaj był czwartek.
Zazwyczaj spodkania miast z RP w czwartek się nie odbywają. A powinny się odbywać raz po trzech tygodniach, w piątki. To spodkanie było zwołane nagle, a takie także występują, lecz znacznie rzadziej i wtedy gdy jest to konieczne.
Akurat dziś było to związane z aktywnością rosyjskich samolotów wojskowych, blisko naszej granicy... Nawet poderwano samoloty wojskowe. Lecz na szczęście do nie jego nie doszło. Jak na razie...
Trochę senny, przeleciałem wzrokiem pomieszczenie. Większość miast już wyszła, zostali tylko nieliczni, a głównie stolice województw. Koło mnie siedziała Katowice, pochylona nad jakąś kartką, coś pisała. Stawiam że opracowywała jakiś nowy utwór, lubiała pisać takiego typu rzeczy. I zapewne za niedługo przedstawi swój projekt Opolu, która interesowała się śpiewem. W końcu to Stolica Polskiej Piosenki. W rogu, stał Wrocław wraz z Zieloną Górą i Gorzowem Wielkopolskim, zapewne o czymś plotkowali. W połowie stołu siedziało wiele miast, gadając, pakując się, pisząc coś na papierach. Na samym początku był RP który stojąc przeglądał coś w jakimś dużym zeszycie. A obok niego stała Warszawa zaglądając mu przez ramię. Nie daleko, naprzeciw mnie sidział Rzeszów, przegądając coś na telefonie, a obok niego Lublin który gapił się na Gdańsk który gniutł jakiś dokument w kulkę po czym szybkim trafem rzucił do kosza na śmieci.
Przyznać trzeba, gościu ma trafa. Po chwili Gdańsk znów pochylił się nad papierami i zrobił to samo z następną kartką. Zngiutł ją w kulkę i rzucił do kosza. Chyba po prostu robił to dla frajdy i z nudów, bo mógł to wszytko razem zgnieść, i normalnie wyrzuć. Moją uwagę bardziej przykuł Rzeszów. Mężczyzna w bladoszarej koszuli, bez marynarki siedział dość smutno. Na jego twarzy malowała się powaga pomieszana że smutkiem. Patrzył w monitor swojego telefonu komórkowego jak by w jakimś transie. Nie wyglądał to za ładnie. Stwierdziłem że zareaguję.
- Hej Rzeszów, co jest? - Rzuciłem prostując się i kładąc ramiona na blat stołu.
Ten uniósł głowę, niespodziewając się że się odezwę. Mrugnął po czym wysilił się na delikatny uśmiech w moją stronę, mówiąc:
- Wszystko gra. Po prostu... Znów Ruscy ostrzeliwali Lwów... - Rzekł cicho, a jego uśmiech znikną szybciej zanim się pojawił.
Ponownie spuścił wzrok na urządzenie.
Nie można mu się dziwić, że jest nie w sosie. Może to trochę zabrzmieć dziwie, lecz Rzeszów i Lwów to przyjaciele. A zwłaszcza za czasów, gdy Lwów był po naszej stronie granicy. Tych dwóch łączyła wizwykła więź. Kochali się jak bracia, byli że sobą naprawdę blisko. Wszystko się posypało gdy Lwów został odłączony od Polski. Wtedy ich relacja przechodziła dość trudny okres. I w sumie to dalej przechodzi. A wszystko tylko z powodu granicy i innych działań dla interesów danego państwa. Tak to już działa. Ich przyjaźń zanikała z czasem. Lecz o dziwo gdy wybuchła wojna, Rzeszów bardzo zaangażował się w pomoc humanitarną dla Ukrainy, a w szczególności dla mieszkanców Lwowa. Rzeszów już taki jest. Nieważne komu, zawsze pomoże. Nieważne jaką ma z kim relacje. Z tego co mi wiadomo Lwów ani razu nie odezwał się do Rzeszowa już od dawna. Może to wina tamtejszej sytuacji? Może nie ma jak do niego zadzwonić? Odezwać się jakoś? Ale przecież są nawet listy, jeszcze funkcjonują. A nic nie było od strony Lwowa, a przyjemniej jak na razie. Zapewne, Rzeszowa to boli. Myślal że może uda mu się to jakoś naprawić, a tu nic. Nawet rządne "dzięki" czy jakąkolwiek oznaka życia. Nic. Kompletnie nic.
- Nie przejmuj się tym. Lwów im się nie da. Po za tym, sytuacja tam, nie wygląda aż tak źle - Odparł Lublin patrząc na Rzeszów z uśmiechem wsparcia.
Oh, tak. Lublin i Rzszów także mają super relacje. Lecz nie mówią do siebie jako "przyjacielu" o moje dziwo. A jednak według mnie powinni. W sumie... Nie tylko mnie.
Rzeszów także uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, wyłączył telefon i oparł głowę o ramię Lublina. Ten także oparł się o niego tylko że głową o głowę, gdyż był nieco wyższy. Uroczy widok.
Nagle zauważyłem jak Gniezno wstaje ze swojego miejsca, i trzymając w ręce teczkę z dokumentami kieruje się w stronę wyjścia z biura. Stanął jeszcze na chwilę, patrząc na nas.
- Na razie. Dobranoc - Odparł miło po czym chwycił za klamkę i już chciał otworzyć drzwi aby wyjść lecz głos Warszawy go zatrzymał:
- Gniezno, zaczęłaj przoszę - Rzekła, na co stara stolica spojrzała w jej stronę.
Kobieta podeszła bliżej nas wszystkich i klasnęła charakterystycznie w dłonie aby wrzucić na sobie uwagę innych. Miasta przestały rozmawiać czy wykonywać różne czynności, i skierowały swój wzrok na Warszawiankę.
- Czy wiecie jaki dzisiaj jest dzień? - Zapytała kobieta patrząc na nasze twarze z uśmiechem.
- Światowy Dzień Zespołu Downa? - Orzekł Szczecin patrząc na Warszawę spod telefonu.
- Mmm.... No tak jest, ale akurat o to mi nie chodzi - Odparła sprośnie kobieta.
- Ruscy znów napierdzielali Ukraińców? - Spytał Białystok jak zwykle z tym swoim charakterystycznym akcentem Białoruskim.
- Ehem... Ale też nie o to mi chodzi - Odparła Warszawa krzywiąc się nieco.
- Dzień złych pomysłów Warszawy - Odparł obojętnie Gdańsk uśmiechając się żartobliwie do kobiety.
Ta spojrzała na niego wymownie, jakby oburzona ale za to zrozumiała żart Gdańska i uśmiechnęła się krzyzując ręce na piersi. Lecz pokiwała znacząco głowo że nie o to chodzi.
- To może nam powiesz? Bo jak widać nam za bardzo zabawa w zgadulę nie wychodzi - Odparłem patrząc na nią.
- Otóż, dzisiaj jest mecz, Polska - Estonia - Odparła jakby dumna.
I nagle nas wszystkich olsniło. Mecz jest. I wszystko ma już sens.
- Więc... Z racji tego że, no, w większości tu jesteśmy, a ten zjeb co tam stoi jeszcze nie pojechał do domu - Rzekła wskazując na RP - toooo, stwierdziłam że wykorzystamy to i pojedziemy za chwilę do mnie na mieszkanie. Obejrzymy mecz, ugotujemy coś, pogadamy, napijemy, może w coś zagramy...? Co wy na to? - Spytała rozkladając ręce dla zachęty.
Niektóre osoby skwasiły swoje miny, inne się ucieszyły i orzywily, a jeszcze inne nie zareagowały wogule.
Nie za bardzo miałem ochotę tam jechać. Nie chodzi mi tylko o to że do mieszkanie Warszawy, już od dawna nie spotkałem się z większą grupką znajomych. Lecz po prostu że byłem zmęczony. Jechałem tutaj aż cztery godziny. Bez przystanków. Tylko z racji tego nagłego zwołanego spodkania. Wolałem teraz mieć zapas czasu aby wrócić, zjeść coś, umyć się i puść w kimono. Sam nie za bardzo wiedziałem co miałem zrobić. Odmówić? Czy się zgodzić?
- Warszawa, wiesz że jutro też jest dzień i niektórzy z nas idą do pracy? - Odparł Toruń marszcząc brwi.
No tak. On ma dość sporo roboty. Prowadzi restaurację. A w zasadzie cukiernię.
- Racja - Odparła nagle Katowice - Za trzy dni, wieczorem mam koncert. Chciałabym się jeszcze przygotować -
- Ja jutro mam ważną rozmowę z województwem Podlaskim... O ostatnim incydencie - Odparł ciszej Białystok.
- A ja dyżur w szpitalu - Rzucił Rzeszów.
- Pacjentów do przyjęcia... - Mruknął cichutko Gniezno.
- No dobrze, nie będę nikomu narzucać - Orzekła Warszawa - Robicie jak chcecie. Ale ty nie - Dodała patrząc wyzywająco na RP który przewrócił oczami.
Hah, tak już sprawa wygląda. Nic nowego. Warszawa chce aby tamten wyrwał się choć na chwilę z obowiązków, lecz tamten jest tak samo uparty jak osioł i nie daje się namawiać. Lecz tym razem może się jej uda.
- O której ten mecz? - Spytała Zielona Góra spoglądając zza czarnej teczki z dokumentami.
- O 20:45 transmisja jest z PGE Narodowego - Poinformował Poznań patrząc w telefon.
- Dobra, to ten kto się zdecyduje przyjść to zapraszam - Odparła nagle Warszawa patrząc na nas wszystkich - A ty RP nie masz już wyboru - Dodała patrząc z mrużonymi oczami na państwo.
Niektóre osoby zaczeły że sobą rozmawiać. Jedni po cichu drudzy głośno. Wymieniali się zdaniami na temat tego zaproszenia.
- Wchodzicie w to? - Spytałem ciszej nachylając się do przodu w stronę Gdańska, Lublina i Rzeszowa.
- Sam nie wiem... - Mruknął cicho Rzeszów patrząc w bok.
- Ja pojadę - Odparł Gdańsk dalej podchodząc do swojej wcześniejszej czynności - Akurat nie mam nic do stracenia. A chwilę zejdzie zanim dojadę do domu. A mecz z wielką chęcią obejrzę -
- Ja też jadę - Orzekł Lublin - Mimo że jestem zmęczony. Już dawno nie byłem u kogoś w odwiedziny. A jak Gdańsk jedzie to nie będze nudy - Zaśmiał się.
- Skoro ty idziesz to ja też - Stwierdził Rzeszów patrząc na miasto siedzące koło niego.
- Dobra... Ja też się wyrwę - Odparłem po chwili.
✴✴✴
Nie minęło dużo czasu a już byłem w swojej czarnej audi RS6. Wjechałem na znany mi dobrze parking przed wysokim blokiem. Szybko wyszedłem z samochodu, zamknąłem pojazd i poszedłem spokojnym krokiem do budynku. Po drodze napotkałem Katowice z Zakopanem. Wszyscy we trójkę wyjechaliśmy windą na ósme piętro. Niedługo potem znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi do mieszkania Warszawy. Katowice zapukała dwa razy, po czym drzwi otworzyły się szeroko. W progu stała sama właścicielka mieszkania. Uśmiechnęła się do nas. Odsuneła się abyśmy mogli wejść do środka mówiąc:
- Wchodźcie, wchodźcie. I rozgoście się - Raptem zostawiła nam tak otwarte drzwi i zniknęła za ścianą.
Z wnętrza mieszkania można było usłyszeć głosy znanych mi osób. I to w sumie nie mało.
Zakopane i Katowice weszły pierwsze a ja zamknąłem drzwi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg mym kubkom nosowym nie umknął intensywny zapach kwiatów. To było dość charakterystyczne w jej mieszkaniu, a w moim natomiast, zapach starego drewna. Lecz nie tylko to było charakterystyczne dla tego miejsca. Także miał on cechujacą się budowę a zwłaszcza wielkość. Stolica naprawdę miała duże mieszanie jak na jedną osobę. Aktualnie staliśmy w ala "przedpokoju" w białych barwach. Po lewej stronie we wnęce stała wbudowana, wielka, skromna szafa. Wysoki kwiatek w doniczce o złotej barwie oraz wycieraczka. Po prawej stronie natomiast nieco dalej były drzwi, prowadzące do łazienki. Na przeciw wejścia także były drzwi, do pokoju sypialnianego. Po wnęce z szafą było przejście bez drzwi. Dość spore. Ściagneliśmy buty. Po czym weszliśmy do ogromnego salonu połączonego z kuchnią. Szare zabudowanie kuchenne ciągnęło się od lewej strony na całą ścianę. Na przeciw, duży jasno drewniany stół z ośmioma krzesłami, obrusem i oczywiście kwiatkami w wazonie. Nie opodal były małe dwie kolorowe miseczki na podkładce. Zapewne dla kotki Warszawy. Natomiast po prawej był rozszerzony ogromy, okrągły, mięciutki, także szary dywan. A na nim nowoczesna granatowa długa kanapa, przed nią stolik kawowy połaczony z dwóch okrągłych części. Nie opodal stał,podobnie jak sofa, granatowy fotel, idealny do czytania książek. Na przeciw zawieszony na ścianie z beżowobiałym kamieniem telewizor, a pod nim szafka z wieloma półkami, drewniana. Obok także kwiatki w doniczkach podobnie jak w przedpokoju. Obok kanapy, cała ściana była w dużych oknach, przez które można było wyjść na wielki balkon.
W salonie było naprawdę sporo osób. A jednak dużo nas przyjechało. Niektóre osoby były na balkonie, inni przy stole, ale głównie siedzieli na kanapie. Przywitaliśmy się ponownie po czym dziewczyny podeszły do kuchni gdzie stała Warszawa wraz z Łodzią oraz Zieloną Górą i chyba zamierzały coś przyrządzić. Zauważyłem że na stole było już dość sporo jedzenia. Ale najwidoczniej zamierzały coś jeszcze pichcić...
Stwierdziłem że po prostu, po ludzku pójdę sobie usiąść na kanapę. I tak uczyniłem, usiadłem akurat z boku bo było już na niej dość dużo osób. Akurat obok siedział Toruń.
- Widzę że jednak zdecydowaleś się wstapić - Rzekłem mrużąc torchę oczy.
Toruń spojrzał na mnie.
- No... Jednak. Ale tylko dlatego że może uda mi się coś dla was ugotować. A po za tym muszę pilnować Bydgoszczy - Odparł cicho, na sam koniec prostując się, robiąc minę w stylu (😐) i wskazywać otwarta dłonią na Bydgoszcz która siedziała śpiąca na fotelu.
- Rozumiem - Odparłem krótko, wewnętrznie próbując się nie udusić ze śmiechu z miny Bydgoszczy oraz ogółem całej tej sytuacji.
Nagle poczułem czyiś dotyk, a raczej łaszenie się do moich nóg. Spojrzałem w dół. O moje nogi ocierała się kotka Warszawy. O rasie Ragdoll, duża kotka, o imieniu Mela. Uniosła swój uroczy, wielki łebek do góry i spojrzała na mnie swymi ciekawskimi, błękitnymi jak morze ślepiami. Mimo iż wolałem psy, darzyłem wszystkie zwierzęta niezwyklą sympatą. A o moje dziwo ta kotka mnie lubiła. Wziąłem ją na kolana, a Mela wygodnie się usadowiła. Zacząłem ją głaskać jak i drapać, to po brzuszku to za uszami. A ona odpowiedziała mi mruczeniem.
Rozglądałem się po pomieszczeniu. Ogólem same dziewczyny stały przy kuchni gadając i robiąc coś na blacie kuchennym. Przy stole siedział Białystok, Szczecin i ten paskudny kozioł, którego imię przemilczę (Poznań), i także o czymś rozmawiali. A w rogu stołu siedział sobie Gniezno wraz Gorzowem Wielkopolskim i oglądali coś na jednym telefonie. Przy stole także stało parę osób, takich jak na przykład Jelenia Góra i Wrocław którzy brali coś z jedzenia na małe talerzyki, zapewne placki lub ciastka. W "części" salonu, było więcej osób. Sam nie wiem ile siedziało nas na tej kanapie. Ale z pewnością z dziesięć czy i nawet piętnaście osób. Dosłownie. Na balkonie stał Gdańsk wraz z Olsztynem, zapewnie o czymś rozmawiając. Ale najbardziej moją uwagę zwrócił fakt że i nawet RP tutaj był. Widocznie Warszawie jakoś udało się go tutaj ściągnąć. Siedział na szarym dywanie przed telewizorem i majstrował coś przy dekoderze. A obok niego po turecku siedziała Opole i przyglądał się co tamten wyprawia.
Mela po chwili wstała, zeskoczyła z mojich kolan, poszła do swojego kącika z miseczkami napić się wody.
Nagle usłyszałem głos Warszawy:
- Słuchajcie, postanowiliśmy że jeszcze pójdziemy do sklepu po przekąski, picie oraz składniki do sałatek i innych takich. Ktoś chce coś szczególnego? - Spytała patrząc na poczególe osoby w mieszkaniu.
Toruń natychmiast się zerwał i wstał z miejsca mówiąc:
- Idę z wami. Pomogę wam z zakupami -
- Czy moglibyście wziąćś jakieś paluszki, lub jakieś chrupki, ale takie bez z dużą ilością soli? - Spytał Kołobrzeg siedzący na kanapie.
- Spoko - Odparła Katowice.
- Też pójdę z wami - Rzekłem po krótkim namyśle podnosząc się z miejsca.
Warszawa podeszła jeszcze do okna i zajrzała na balkon, i spytała Gdańsk oraz Olsztyn którzy zapewne nic nie słyszeli. Lecz nie usłyszałem co powiedzieli. Warszawa zamknęła okno.
- To idziemy - Orzekła stolica.
✴✴✴
Minęło może z jakieś dwadzieścia minut nim wyszliśmy z torbami ze sklepu na ulicę. Pomogłem nieść dziewczynom zakupy, ale i osobiście zadbałem aby zabrały Krakowskie przysmaki. Na przykład moje ukochane Talarki od Lajkonika, lub ulubioną wędlinę od Krakusa.
Dziewczyny zaczeły coś pichcić a do nich oczywiście dołączył się Toruń. Siedziałem i z zaciekawieniem oglądaniem drame panującej między Lublinem a Kielcami. Z tego co wynika poszło o jakieś gówno. W sumie, normalka. Kielce z Lublinem lubili się kłucić, podobnie jak ja z tempytm kozłem czy Gdańsk ze Szczecinem. Też o sprawy dość mało istotne. A najlepszą rolę to tutaj grał Rzeszów, no proszę państwa bądźmy szczerzy. Siedział nie daleko, patrząc na nich z takim siede eye na mordce. A oczy mówiły jednoznacznie zdanie, "Co tu się kur*a odpierd*ala? ". Kocham oglądać dramy. Dla takich chwil się żyje.
- NO W KOŃCU - Moją uwagę zwrócił głos RP który w końcu wstał z podłogi i spojrzał na telewizor stojąc z rękami opartych na bokach.
Tak, RP wraz z Opolem majstrowali przy dekoderze, bo coś się tam tak lekko mówiąc zepsóło. Lub jak to przepięknie Wrocław ujął "Lekko zjebało" czy jak poprawiła Jelenia Góra "Delikatnie rozpierdoliło". No ale jak widać wszystko już było w porządku (jak na razie). Opole także wstała i spojrzała na telewizor. Działało, więc było git. Prezentowali akurat studio w Warszawie, a w lewym rogu pisało że zostało jeszcze ponad dziesięć minut do zaczęcia się męczu.
- Dobra robota chłopaki - Uśmiechnęła się Zielona Góra.
- Dobrze, to siadajcie już wszyscy - Odparła nagle Łódź - Zawołanie tamtych z balkonu żeby już przyszli -
Po paru sekundach już wszyscy byli w salonie. Cała kanapa została obsadzona. Stół także. Warszawa wraz z pomocą Zielonej Góry oraz Zakopanego przyniosły poduszki, oraz mnustwo kocy. Rozłożyły je na podłodze aby wszyscy mogli się zmieścić iż naprawdę było nas dużo. Toruń wraz z Katowicami przynieśli zrobione małe dania, typu saładki, ślimaczki z ciasta francuskiego czy nawet tiramisu. Każdy mógł brać co tylko chciał, pełna swoboda. W końcu wszyscy się usadowili. Akurat w idealnym momencie gdyż mecz miał już się zaczynać.
I już wybuch emocji. Nasi zawodnicy wychodzą na mórawę, stoją z dumą i spiewają nasz hymn. RP nawet miał ze sobą szaliczek, Warszawa także poleciała po niego w ostatniej chwili od swojego pokoju. Wszyscy wspólnie zaśpiewaliśmy hymn wraz z piłkarzami na ekranie telewizora, oczywiście na stojąco. Mam nadzieję że sąsiedzi Warszawy nie ogóchli przez te nasze głośnie głosy. Ustawienie, pierwszy gwizdek, piła w grze. Wszyscy natychmiastowo wciągnęliśmy się w grę. Niektóre osoby coś zajadły, niektóre piły. A nawet ktoś zasnął, a tą osobą była Bydgoszcz która już wcześniej dawała we znaki że jest śpiąca. Zadziwił mnie starsze fakt że Toruń NAWET przykrył ją kocem. To co wcześniej wspomniał było sarkazmem. Wszyscy doskonale wiemy że oboje się nieznoszą i konkurują że sobą o władzę w województwie. A jednak, tutaj taki wzrost akcji.
Każdy wybryk lub akcja była komentowana, a jak że? Zawsze jest osoba która musi to komentować, a tutaj akurat było takich parę. I bum, pierwsza bramka. 22 minuta meczu, Frankowski trafia. Okrzyki i szaleństwo. A nawet i piski. Druga bramka, 50 minuta, trafia Zieliński. I następna, w 70 minucie przez Piotrowskiego. Już czwarta! 73 minuta meczu. Piąta! 76 minuta, Szymański. Niestety w 78 minucie trafiają Estończycy.
Lecz teraz... Nie skupiłem się na grze. Poczułem się dziwnie. Sam nie wiem czemu. Zaczęła boleć mnie głowa i oczywiście nasilił się mój wkurzający kaszel który był moją codziennością. Poczułem potrzbę przewietrzenie się.
Niepostrzeżenie szybko wstałem i nikomu nic nie mówiąc wyszedłem na balkon. Zamknąłem za sobą oko, które było zasunięte szarymi, długimi zasłonami. Balkon ten był serio wielki. Był długi na całą szerokość mieszkania Warszawy. Na nim, znajdowało się dużo kwiatków, ale i mały stolik z dwoma krzesłami, tak aby można było wypić kawę. Podszedłem bliżej poręczy u balkonu i oparłem się o nie. Spojrzałem na panoramię miasta. Do mych uszu docierało wiele odgosów bijących z serca mista. Dźwieki towarzyszące mi co dzień. Kochałem słuchac twych dźwięków jeżdżaczych samochodów po ulicach. Oglądałem ten obraz przez pewną chwilę aż zamknąłem oczy, aby się jakoś zrelaksować.
Lecz nagle poczułem intensywny zapach morza wraz z nutą mokrej rdzy. Okazało się że na balkon wyszedł Gdańsk. Podszedł do balustrady balkonowej i staną nie daleko mnie. Kątem oka spojrzałem na niego, tak po prostu, z czystej ciekawości. Stał trochę zgarbiony, podobnie jak ja. A łokcie miał oparte o poręcz a dłonie spuszczone swobodnie w dół. Patrzył że skupieniem na panoramę Warszawy. Staliśmy tak w ciszy przez pewną chwilę oglądając budynki, oraz ludzi idących przez ulice wyglądających jak mrówki z tej wysokości. Wsłuchiwając się w odgłosy miasta. Raptem Gdańsk wyciagną z kieszeni opakowanie papierosów. Otworzył je i wyciagnął w moją stronę.
- Nie, ale dzięki. Nie palę - Odparłem patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
Gdańsk pokiwał lekko głową na znak że rozumie po czym wyjął sobie jednego, włożył do ust, schował pudełko, wyciągnął zapalniczkę i podpalił go. Zaciągnął się, po czym wypuścił z ust dym.
- Jeśli mogę spytać... Dlaczego? Czemu już nie palisz? - Rzekł nagle patrząc przed siebie na budowe i poruszając lwim ogonem - Pamiętam, jak za młodych czasów panowania RON'a paliłeś fajki, lub później cygaro. A papierosy też były popularne za czasów PRL-u -
- To prawda - Stwierdziłem - Wtedy gdy RON ożenił się z Ks.L i objął władzę w Rzeczypospolitej to paliłem fajki. I to dośc długo. Ale wtedy to wiesz, było to popularne i nawet modne. Lecz teraz, już od dobrych czterdziestu lat nie dotknąłem papierosa. Głównie z racji mojego zdrowia. Jedynie pogorszył by mój obecny stan, a zwłaszcza ten głupi kaszel... -
- Jasne - Odparł Gdańszczanin znów wypuszczając z ust dym.
Przez chwilę znów między nami panowała cisza.
- No to mów. Co cię trapi? - Spytał niespodziewanie Gdańsk odwracając głowę w moją stronę i mrużąc oczy przygladał mi się z delikatnym uśmiechem, poruszając ciekawskio uszami.
Delikatne uśmiechy były dość charakterystyczne z jego strony. Żadko widziało się go usmiechniętego od ucha do ucha. Zawsze miał skromny, delikatny uśmiech.
Zdziwiłem się tochę jego słowami. Spojrzałem na niego unosząc jedną brew do góry. Nie za bardzo rozumiałem o co mu chodzi.
- Wszytko w porządku - Rzekłem po chwili ciszy - Wyszedłem na balkon ponieważ trochę źle się poczułem, chciałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza - Wyjaśniłem szybko, odwracając głowę i znów patrząc na panoramę.
- Więc? Teraz jak tu wyszedłeś to czujesz się lepiej? - Spytał Gdańsk, a ja kątem oka zauważyłem że patrzy na mnie lekko spod łba.
- Tak. Z pewnością - Rzekłem poważnym tonem.
Oboje spojrzeliśmy w niebo. Było już ciemno. Na niebie błyszczały się małe punkty, a księżyc świecił sobie spokojnie.
- Tooo... Przełamiesz się w końcu? Czy muszę zastosować innych taktyk? - Gdańsk znów się odezwał - Chyba że mam Gniezno zawołać - Znów się delikatnie uśmiechnął.
- Nie, podziekuję - Odparłem natychmiastowo i stanowczo - Bez urazy ale nie przepadam za jego taktykami. Może i jest psychologiem, ale ja po prostu nienawidzę psychologów. Ale też to nie oznacza że go nienawidzę, tylko niecierpię ich głupich taktyk dościa do osoby. A przynajmniej mi to bardziej działa na nerwy niżeli pomaga - Poczułem rękę Gdańska na ramieniu więc zamilkłęm i spojrzałem na niego.
- Tak, jasne. Wiem o co Ci chodzi - Poklepał delikatnie moje ramię - Ale nie zamierzam ci tu robić jakąś gadkę psychologiczną, nie znam się na tym. Lecz uwielbiam rozmawiać. Dzielić się słowami, własnymi zdaniami. Widzię że coś się dzieje. I chcę cyi pomóc. Wiem jak to jest dusić w sobie tyle emocji i przeżyć. A uwierz że po prostu lepiej jest się wygadać. Zawsze tajemnicy dotrzymuję, pamiętaj smoczku - Ściągnął dłoń z mojego ramienia.
- Ehh... No dobra - Westchnąłem ciężko - Miałeś sytuację w życiu że raz stracileś kontrolę nad własną agresją, i... Ktoś... Nazwał się... Potworem? - Spytałem cicho patrząc przed siebie w jeden punkt.
- ... A tym "ktoś" byłby kimś konkretnym? - Dopytał Gdańszczanin.
- Mmm... Dziecko - Spuściłem lekko głowę w dół.
- ...Muszę przyznać. Że raz miałem, ale bardzo dawno temu - Odparł - Lecz nie przejmuj się tym. To normalne. No, zobaczenie smoka na własne oczy byłoby czymś strasznym-
- Ale nazwaniem mnie od razu potwór?! - Odparłem przez zaciągnięte zęby, przy okazji przerywając mu.
- No, gróbo przesadiło to dziecko. Ale muszę też zrozumieć pewną rzecz. Smoki dla ludzi co coś mitycznego. Coś co zazwyczaj budiz grozę i strach w wielu baśniach, bajkach czy i legendach. Tym bardziej że żaden z ludzi nie powinien wiedzieć o naszym wogule istnieniu. Jednynie mniejszość o tym wie. Czyli politycy, wojsko czy inne osoby. Według mnie nie powinieneś się tym zamartwiać i wogule o tym myśleć. Stało się i tyle. Już się nie odstanie. Ale szrama została w głupim słowie "potwór", prawda? - Przytaknąłem znacząco głową - No więc. To boli. A zwłaszcza od dziecka. Lecz to dziecko oceniło się tylko po wyglądzie. Sądzisz że pająki są źle? Większość ginie jedynie z powodu swojego wyglądu bo według ludzi są straszne -
- Rozumiem - Orzekłem - Lecz boję się że to dziecko mimo że nazwało mnie "po wyglądzie", jednak odzwierciedliło to, czym jestem w środku -
- A co według ciebie oznacza słowo potwór? Jak rozumiesz to pojęcie? - Zapytał Gdańsk zaciągajac się dymem.
- Ktoś kto jest bezmyślny, straszny, a nawet i przerażający. Ktoś źły, bezduszny. Nieczuły na ludzką krzywdę, a węcz sam ją wyżądza. Mściwy, zachłanny, agresywny, chciwy - Odparłem po krótkim namyśle z przerwami między słowami.
- A czy te cechy charakteryzują ciebie? - Spytał jednoznacznie przyglądając się mi z zaciekawieniem.
- No... Chyba nie. Oprócz jednej. -
- Jakiej? -
- Agresywności - Wycedziłem.
- Możeeee - Stęknął Gdańsk, jakby niewzruszony poruszając ogonem - Jesteś agresywny, kiedy trzeba. Czasami po prostu ludzie są za bardzo wkurwiający aby zawsze wysilać się na głupi wysilony uśmieszek. Nie przejmuj się tym. Robisz co możesz aby jakoś powstyszymac się od tej agresji. Jesteś uparty, chcesz być lepszą wersja siebie każdego dnia. Nie powinni się osądzać nieznani ludzie jaki jesteś. Nie wiedzą jak się wysilasz aby zapanować nad samym sobą - Odparł Gdańsk.
Sam nie wiem czemu lecz jego ostatnie słowa sprawiły że poczułem się jakby... lżej. I tym samym lepiej. Poczułem się zrozumiany i wysłuchany. Gdańsk naprawdę miał dar do gadania. Heh, sam nie wiem jak to nazwać. Po prostu był w tym dobry i tyle. Potrafił ulrzyć duszy i dać do zrozumienia wiele kwestii. Spojrzałem na niego, a moje kąciki ust lekko się wygięły.
- Dziękuję Ci, Gdańsk - Odparłem.
- Eeee tam. Nic takiego smoczku - Rzekł odwracając się, i tym razem opierając się plecami o balustradę balkonu.
- Cześć chłopcy - Nagle usłyszałem doskonale znany mi głos.
Odwróciłem glowę do tyłu a na balkon zagladnął RP. Spojrzał to na mnie to na Gdańsk. Oboje wymienili się charakterystycznymi spojrzeniami. RP uśmiechnął się trochę.
- Jeśli chcecie to możecie tutaj zostać, ale wolałbym abyście przyszli do nas. Zostały ostatnie zapewne minut meczu. Fajnie by było obejrzeć to do końca razem. A potem może razem coś innego zrobimy, może zagramy w karty? A może po oglądamy jakiś film? Lub coś innego - Odparł.
- Spoko Poladno Zalando - Odparł Gdańsk ruszając uszkiem i uśmiechając się charakterystycznie - Już idziemy -
RP spławił go zabawnym udawanym wzrokiem ironi za to przezwisko, a Gdańsk i ja zaśmialiśmy się z jego miny.
Dość charakterystyczne było dla Gdańska tekże to że dawał ludziom przezwika. Na przykład, do mnie mówił smoczku, do Łodzi, łódeczko, do Torunia pierniczku, lub do Warszawy, synerko, ogólem lubił zdrobnienia. A do RP mówi różnie, raz to pieroszku, jaki i powyżej, Poladno Zalando, czy i nawet Polaczku. RP przyzwyczaił się do tego. Ale takie miłe przezwiska dawał jednynie tym, których darzył sympatią. Bo akurat Szczecin nie ma "uroczego" i "zrobionego" przezwiska.
Gdy Gdańsk wypalił papierosa oboje weszliśmy do środka mieszkania i wróciliśmy na swoje miejsca w salonie.
Nie mineło zbyt dużo czasu a mecz dobiegł końca. Polacy wygrali 5:1. Ahh szkoda tego jednego gola. Lepiej by ten wynik wygladał. No ale cóż, liczy się to że wygraliśmy. Po skończeniu męczy wszyscy próbowaliśmy ustalić co chcemy robić. Okazało się że dwie osoby już spią, a była to Bydgoszcz oraz Suwałki. Warszawa zgodziła się aby obje przeniesć do jej sypialni, aby spokojnie sobie spały. Tak też zrobiliśmy. Na szczęście Warszawa miała ogromne łóżko. A wręcz łoże. Z pięć osób by się wyspać wygodnie na pewno mogło. Po paru dobrych minutach sprzeczek ustaliliśmy że obejrzymy jakiś film. Thriller. Na Netflix. Lecz sam dokładnie nie pamiętam co tam wybrali, bo szczerze, sam byłem śpiący (lekko przytomny). Usiadłem wygodnie na warstwie trzech gdybych kocy na podłodze, opierając się o wielką puduchę i przykrywająca się trochę innym miłym kocykiem, o barwie malinowej w białe stokrotki. Obok mnie usadowiły się wygodnie moje najulubieńsze sąsiadki, czyli Zakopane oraz Katowice. Obie położyły sobie głowy na moich ramionach po obu stronach. Nie mineło całe trzydziestu minut filmu a poczułem że obie zasnęły. Mi też długo nie zeszło, a oczy same mi się przymknęły.
━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 4540 słów
(+)
Naprawdę proszę was o wyrozumiałość. Te wszystkie one-schot (na razie które wstawiam) są bardzo stare. Mają może z trzy lata. I mają wiele błędów bądź dziwnych wypowiedzi. I za to was przepraszam. Są one głównie z notatek z telefonu jak i przepisywane z kartek i zeszytów. (Jest trochę przepisywania).
Może kiedy to wszystko skończę (a chwilę zejdzie, bo sama jeszcze wymyślam następne) to zrobię korektę. Ale jak na razie nie zamierzam tego porawiać. I oczywiście wszystko to posegreguję, w taki sposób aby iść po kolei po czasie. Czyli od średniowiecza po teraźniejszość.
Do dodatkowej informacji chce was przeprosić ale mam teraz mniej czasu i one-shoty nie będą pojawiać się aż w tak szybkim tempie jak te dotychczas.
Tak samo mogę wam powiedzieć o następnej książce nad którą pracuję. Ale sądzę że wydam ją dopiero... W okresie października (lub września).
Na razie nie zamierzam wam nic spojlerować ale powiem jedno. Że będze ona dotyczyła Cityhumans i trochę Countryhumans. Ale głównie miast. Więcej dowiecie się w następnych miesiącach. (Jeśli kogoś będze to ciekawiło)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro