Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

*W tym czasie - Asgard*

Thor wraz ze swymi przyjaciółmi brali udział w walkach w Nimfheimie. Kilka tygodni spędzili wędrując po wszystkich Dziewięciu Światach żeby znaleźć sprawcę tych wszystkich wydarzeń, ale niestety ich starania nie zakończyły się żadnym zadowalającym wynikiem. Wiedzieli tyle, co nic, ale jednego byli pewni-sprawa leżała głębiej niż się wydawało. Po jakimś czasie Odyn wezwał Thora na rozmowę związaną z tymi wydarzeniami. Niestety ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Odyn zaczął podejmować kroki które ewidentnie robiły na szkodę Królestwu. Thor nie potrafił tego zrozumieć, do tego Wrzechojciec był dla wszystkich wredny nawet w stosunku do ukochanego syna. Wszystko to nakładało z każdą chwilą kolejną warstwę podejrzeń.

*Perspektywa Hanny*

Tej nocy w ogóle nie spałam. Siedziałam na kocu przed oknem i wpatrywałam się w tętniące życiem miasto. Miałam mętlik w głowie, niedawno już dość dużo się zmieniło jeżeli chodzi o moje życie. A teraz jeszcze ta sprawa z Asgardem, a prawda jest taka, że miałam problem odnaleźć się w normalnym świecie,a teraz jestem rozdarta między dwoma rożnymi rzeczywistościami muszę to jakoś pogodzić. 

Kompletnie niewyspana postanowiłam opuścić swój pokój. Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście, worki pod oczami i do tego byłam blada jak papier. Kiedy w spokoju chciałam iść do kuchni po drodze wpadłam na Lokiego.

-Hannah...- zaczął smutnym głosem

-Weź się przymknij i daj mi spokój.- burknęłam na niego i ominęłam go na korytarzu

Słyszałam tylko jak brunet znika za drzwiami swojego pokoju. Westchnęłam głośno i zaczęłam robić kawę. Tym razem postanowiłam sama ją zaparzyć bez pomocy ekspresu, a wszyscy zawsze twierdzili, że moja kawa jest idealna. Biorąc ten fakt pod uwagę przygotowałam od razu trzy kubki-jeden dla mnie, drugi dla Tony'ego, a trzeci dla Lokiego. To nie jest tak, że jestem zła na Lokesa, po prostu potrzebuje czasu żeby to wszystko przemyśleć, a może też poprosić kogoś o radę. Do pomieszczenia po chwili wszedł Stark, był równie niewyspany, co ja, ale sądząc po tym, że nie przyszedł ze swojego pokoju wywnioskowałam, że siedział całą noc w warsztacie.

-Powiedz, że masz dla mnie też kawę...- przywitał mnie i usiadł na blacie w kuchni

-Tak mam - uśmiechnęłam się i wręczyłam gorący napój

-Pogodziliście się już?- wypalił nagle

-Z kim?- zdziwiłam się

-No z tym twoim Jeleniem.- zakpił

-Mówiłam ci że masz go tak nie nazywać- zwróciłam mu uwagę na co on tylko przewrócił oczami- Skąd w ogóle takie pytanie, hmm?

-Kłóciliście się wczoraj w nocy, a teraz siedzisz tu sama, dlatego podejrzewam, że raczej zgodnie dzisiaj nie żyjecie- wyjaśnił, po czym burknął jeszcze sam do siebie jedno zdanie, którego teoretycznie nie miałam słyszeć- W sumie nie miał bym nic przeciwko żeby było tak zawsze...

-Przypominam, że raczej słuch mam dobry- syknęłam na niego i obrzuciłam lodowym spojrzeniem

-O co poszło?- zapytał po chwili niezręcznej ciszy w trakcie której wypiłam swoją kawę

-Jest to dość długa historia i podejrzewam, że cię nie zainteresuje - oparłam

-Skoro tak mówisz to jest to coś ważnego czym nie chcesz mnie martwić. Hannah, głupi nie jestem, o co chodzi?-drążył, a ja nie za bardzo wiedziałam czy to odpowiedni czas żeby mu wszystko tłumaczyć. 

-Możemy porozmawiać o tym później?- westchnęłam

-Nie za bardzo

-To jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.

-Jestem geniuszem nie ma rzeczy której bym nie zrozumiał- przechwalał się

-Jest jedna taka rzecz- uśmiechnęłam się wrednie

-To się nie liczy!- bronił się

-Ale nadal tego nie rozumiesz, więc mogę ci wyjaśnić, bo wiesz....- zaczęłam

-Nie, nie, nie! - przerwał mi- Nie tłumacz mi tego!

-Wstydzisz się niewiedzy?- zadrwiłam

-Mów lepiej o co chodzi- zmienił temat przestając się śmiać.

-Ale jesteś uparty!

-Ty też, więc?

-Nie wiem od czego zacząć...

-Od początku- zauważył zniecierpliwiony

-No więc na początku była ciemność,a  z tej ciemności powstała światłość - zaczęłam poważnie

-Hannah!- wkurzył się- Nie zaczynaj! Po pierwsze dobrze wiesz, że nie lubię tego tematu, a poza tym bardziej upewniasz mnie w tym , że to, co ukrywasz jest bardzo ważne! Więc koniec z tymi żartami!

-Dobra! Uspokój się, powiem, ale obiecaj, że potem nie zrobisz niczego głupiego- zaznaczyłam

-O matko...-westchnął i przejechał ręką po twarzy- Czyli to naprawdę coś poważnego

-Nie no bez przesady, tylko może życie wszystkich od tego może zależeć...- powiedziałam ściszając każde słowo tak że ostanie kilka praktycznie wyszeptałam i spojrzałam badawczo na ojca. Wpatrywał się we mnie wielkimi oczami w których malowało się przerażenie

-Hannah w co ty znowu się wpakowałaś?

-Zacznę od początku...- wzięłam głęboki oddech i zbierałam myśli- Nie będę zanudzać cię wszystkim dookoła. Jak wiesz jest kilka kamieni nieskończoności- Tony tylko przytaknął na to stwierdzenie- Kilka jest zaginionych, kilka znalezionych i są pod opieką odpowiedzialnych osób. Jest też jeden kamień, który przewyższa swoją mocą inne i też panuje nad pozostałymi. Osoba, która go posiada zostaje wtedy tak zwanym Strażnikiem Kamieni Nieskończoności.

-Ale co to ma do waszej kłótni, bo nie rozumiem- przerwał mi Stark

-Daj dokończyć!- krzyknęłam- Chodzi o to, że jakimś cudem Odyn wybrał sobie tego strażnika, bo musiała to być osoba, które spełnia wszystkie wymagania. Między innymi ma jakieś umiejętności magiczne, musi być godna i powinna mieć  "czyste serce".- wyjaśniłam i zauważyłam, że Tony usiłuje poukładać sobie wszystko w głowie

-Czyli...Sorki, ale wybacz czy ty próbujesz mi powiedzieć, że...- zaczął podejrzliwym tonem

-Ja jestem Strażniczką- westchnęłam i czekałam na jego reakcję

-Skoro się nie cieszysz to musi być jeszcze coś.- drążył

-Tak, można tak powiedzieć. To zadanie jest bardzo ryzykowne. Jako ktoś kto może, teoretycznie, panować nad wszystkimi kamieniami jestem ruchomym celem. Chyba że....

-Chyba że co?!- wściekł się Tony

-Chyba że nauczę się nad wszystkim panować- dokończyłam

-Hannah powiedzmy sobie szczerze, ledwo radzisz sobie z obecnymi możliwościami, w które jakby nie patrzeć wpakował cię ten pacan, wystarczy że coś cię zdenerwuje i przestajesz nad tym panować! - wykrzyczał mi w twarz

-Nieprawda! - wrzasnęłam - Ostatnio jest coraz lepiej.- zauważyłam

-Powiedz to szklance w twojej dłoni.- burknął i poszedł do swojego pokoju.

Mój wzrok powędrował we wspomniane miejsce. Szklanka była znowu cała w szronie. Szlag by to! Znowu się zdenerwowałam, Tony ma rację nie radzę sobie z tym. Odłożyłam naczynie na blat i tarłam spływającą po moim policzku łzę. Nie daję sobie rady, a Tony zamiast mi jakoś pomóc to tylko mi dokłada. 

*Perspektywa Tony'ego*

Ten Jeleń znowu wpakował Hannę w kłopoty! Hannah tego nie przyzna, ale sama dobrze wie, że to się źle skończy. Sam fakt, że poprzednio dostała te sztuczki magiczne już był czymś co do niej pasowało, a teraz jeszcze to?! Byłem wściekły jak nigdy wcześniej. Przysięgałem sobie, że nie pozwolę na to żeby Hannah była narażona na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, a tym bardziej przez Lokiego. Nie ufałem mu nigdy i niestety nie zaufam. To, że kilka razy zrobił coś dobrego nie znaczy, że obdarzę go całkowitym zaufaniem. Po prostu muszę go tolerować i udawać, że jest w porządku, dla Hanny... Gdyby nie to, że uratował jej życie kiedy ja nie dałem rady nigdy nie zgodziłbym się z tą relacją jaka łączy moją córkę z tym popaprańcem. 

Po południu Hannah wyszła gdzieś z Wandą, dlatego resztę dnia zamierzałem spędzić przed telewizorem. Niestety w pewnej chwili w pomieszczeniu znalazł się Laufeyson i nie utrzymałem języka za zębami.

-Znowu to zrobiłeś. - burknąłem

-Co zrobiłem? - dopytał zmieszany

-Znowu wpakowałeś ją w kłopoty. - powiedziałem wstając z kanapy i znalazłem się koło niego

-Nieprawda - zaprzeczył

-Nie bredź! - krzyknąłem - Znowu wpakowałeś ją w coś czego może by nie chciała!

-Tym razem to nie ja - bronił się

-Czyli nie zaprzeczasz. - zauważyłem

-Czemu nie zaprzeczam?

-Że jest to problemem.

-Bo nie jest. Nie wiem, co Hannah ci powiedziała, ale na pewno nic się nie stanie.

-Sam w to nie wierzysz! Sam się okłamujesz, dobrze wiesz, że Hannah nie daje sobie rady w obecnej sytuacji a ty jeszcze jej dokładasz!

-To nie ja! Dotarło to do ciebie Stark?! - krzyknął na mnie brunet

-I tak w większości to JEST twoja wina i tego nie zmienisz!

-Co niby jest moją winą?!

-To że Hannah nie jest już sobą.

-A może właśnie jest sobą tylko ty masz jakieś inne wyobrażenia. - fuknął na mnie

-W ogóle na cholere tu jesteś! - burknąłem na co brunet tylko zrobił wielkie oczy - Spieprzyłeś wszystko, co się zaczęło w końcu układać!

-Ja?! - oburzył się - Gdyby nie ja wszytko by jebło!

-Od kiedy to Jelenie znają takie słowa?!

-Od kiedy muszę, kurwa, mieszkać u ciebie!

-Nikt ci nie każe! Najlepiej będzie jak wypieprzysz z tąd i więcej się tu nie pojawisz! - wrzeszczałem na wyższego ode mnie i dopiero wtedy zorientowałem się że przez większość naszej kłótni szarpaliśmy się za nasze koszulki

-Gdyby nie ja odwiedział byś Hanne na cmentarzu, palancie!

-Przysięgam że jeżeli coś stanie się Hannie... - zacząłem powoli się opanowując

-Tak, wiem... Zabijesz mnie. W sumie zobaczymy kto kogo pierwszego. - parsknął z kpiącym uśmiechem

Niestety w tym momencie moje nerwy nie zostały utrzymane w ryzach i przypieprzyłem mu w ryj. Zaskoczenie jakie malowalalo się na jego twarzy było tego warte do momentu kiedy znalazłem się nagle na podłodze. Nie nawet wiem kiedy Lokes podciął mi nogi tak że prawie ucałowałem płytki w kuchni l. Zbierając resztki dumy spojrzałem jeszcze w kierunku wściekłego boga kłamstw. Z jego wargi sączyła się krew, a jego oczy były pełne wściekłości. Po chwili jego dłoń zacisnęła się na moim gardle i już miałem przed oczami mój ewentualny lot z okna, ale jedyne co się stało to Asgardczyk przycinął mnie do ściany stopniowo podnosząc na swój poziom wzroku

-Jedyną osobą która wszystko spieprzyła to jesteś ty Stark! - wysyczał mi w twarz

-Chyba ci się wydaje! - wykrztusiłem - Ty jesteś problemem!

To było ostanie co mogłem sklecić bo potem złapanie jakiegoś oddechu było równe z cudem, kiedy już moje nogi nie dotykały ziemi. Na szczęście na moje piętro zawitała Natasha.

-Co wy odwalacie! - krzyknęła jeszcze w windzie, dzięki czemu Loki natychmiast mnie puścił. Zacząłem łapczywie łapać powietrze mierząc swojego napastnika zabójczym spojrzeniem - Stark! Miałeś się zachowywać wreszcie odpowiedzialnie! - zwróciła mi uwagę czarna wdowa

-Natalio, nie oczekujemy zbyt wiele... - syknął złośliwie Loki

-Przymknij się! - wrzasnąłem na niego i znów wymierzyłem mu cios, tym razem na tyle porządny że Laufeyson zatrzymał się dopiero na blacie łapiąc równowagę.

-Tony!!!- wrzasnęła na mnie Romanoff

-Daj spokój! - Burknąłem na nią i poszedłem do swojej sypialni zostawiając ich samych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro