Rozdział 32
Weszliśmy do sali tronowej i zobaczyliśmy Odyna. Jego wyraz twarzy był bardzo poważny, ale sprawiał wrażenie oazy spokoju, co prawie nigdy nie jest możliwe w jego wypadku.
-O co chodzi? - zapytałem po długim milczeniu
-Po pierwsze przepraszam za to, co mówiłem wcześniej - powiedział a ja się zastanawiałem czy mi się wydawało czy Odyn przyznał się do błędu - Po drugie wróciłem was tutaj bo sprawa dotyczy Hanny.
-Mnie? - zdziwiła się
-Tak, ciebie. Gdy wyszliście miałem wizję w której stajesz się potężną wojowniczką i bronisz Dziewięć Królestw. W legendach była mowa o tym że kiedyś pojawi się osoba, która Nie będzie z tego świata lecz będzie ten świat rozumieć i go chronić.
-Ojcze ta przepowiednia dotyczyła samozwańczej bogini sprawiedliwości, która miała się pojawić w obliczu zagłady - wtrącił Thor - Naprawdę uważasz, że dotyczy ona Hanny?
-Tak, mało tego. Jestem tego pewien.
-A to nie jest tak, że jest Strażniczką, która miała chronić Asgardu? - dążył Thor
-Strażnicy mogli wywodzić się tylko z Asgardu, a mimo to Hannah nią jest - wytrąciłem
-Hannah, o ile dobrze pamiątam podniosłaś młot Thora.
-Tak, podniosłam. - przyznała Hannah
-Jesteś też Strażniczką mimo tego nie pochodzisz z Asgardu. Czy jest coś o czym nam nie powiedziałaś? - zapytał Wszechojciec
Dobrze wiedziałem, co miał na myśli. Jako ewentualna bogini sprawiedliwości musiała mieć zdolność poznania tajników serca, a nie tylko myśli, które mogły być zawodnicze. Na przykład moje myśli. Mogły być tylko i wyłącznie złe, a ona nadal wiedziała, że to nie byłem ja i że coś mną kierowało. Coś zupełnie innego niż sama złość. Hannah powiedziała Odynowi o tym w wielkim skrócie, ale to wystarczyło. Ogniste skrzydła, które posiadała też były inne niż te Strażnika. Co prawda nie jest teraz boginią ale może się to stać w przyszłości. Narazie po prostu wszystko wskazuje na to, że będzie nią ona. Odyn przekazał nam instrukcje, co powinniśmy zrobić jeżeli Hannah będzie osiągać ten cel. Nadal w szoku wróciliśmy do Nowego Jorku.
*Perspektywa Hanny*
Po raz kolejny dużo się działo. Nie byli chwili spokoju. Ja boginią? Dobre żarty, jak narazie. Nie wiem czy to jest prawda. Do tej pory musiałam się przyzwyczaić do roli Strażniczki, a tu już kolejna niespodzianka. Nie chciałam teraz zaprzątać sobie tym myśli. Po powrocie do domu okazało się, że Avengersów wysłano na jakąś misję. I całe szczęście, bo byłam okropnie zmęczona i wolałam się porządnie wyspać, dlatego wzięłam tylko prysznic i poszłam od razu spać.
Obudziłam się w południe. Pospałam dłużej niż planowałam, ale dla mnie to i lepiej. Poczłapałam do szafy i postanowiłam przebrać się i wykąpać. Ostanio nawet nie zaglądam w lustro gdy idę do łazienki. Na nodze została mi blizna po operacji i na brzuchu mam szramę po sztylecie, który był tam we mnie wbity. Pamiątki jakieś zawsze są, ale staram się nad tym nie zastanawiać dłużej niż to konieczne żeby nie mieć głupich myśli. Nalałam gorącej wody do wanny i dodałam olejku różanego. Po godzinie siedzenia w wannie zebrałam się w końcu żeby wyjść. Ubrałam się w moje ulubione czarne rurki i czerwoną koszulkę. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Wszędzie było niewiarygodnie cicho, dlatego postanowiłam pójść do pokoju Starka. Czasami zdarzało mu się spać do południa, więc może jeszcze był w łóżku. Zapukałam do drzwi, a kiedy nikt mi nie odpowiedział zajrzałam do środka. Poza totalnym bałaganem, który swoją drogą jest tam zawsze, nie znalazłam żywej duszy. Już miałam zamykać drzwi i wracać do pokoju, ale kiedy się odwróciłam wpadłam na Tony'ego.
-O hej. Szukałam cię - wyjaśniłam
-A coś się stało? - zapytał jakimś nieobecnym głosem
-Nie. Tak po prostu tu cicho i chciałam znaleźć kogokolwiek.
-Aha... Wszyscy są na dole, jak coś - powiedział wchodząc do pokoju i biorąc się za sprzątanie
-Okay, a coś się stało? - zapytałam
-Nie... Po prostu jestem zmęczony. - odparł
-To ja pójdę na dół. - stwierdziłam i poszłam w stronę windy.
W połowie drogi Stark mnie dogonił i przytulił mocno do siebie. Odwzajemniłam ten gest, ale sama nie wiem czemu miałam wrażenie, że jest on jakiś inny. Trochę smutny i spragniony uczucia. Po dłuższej chwili Tony oderwał się ode mnie i posłał mi ciepły uśmiech. Mimo tego wyglądał na smutnego.
-Dziękuję... - powiedział cicho i poszedł z powrotem do siebie zamykając za sobą drzwi.
Nie zdążyłam nawet zapytać o co chodziło, bo jak szybko się pojawił obok mnie to tak szybko zniknął. Zjechałam windą na dół. Rzeczywiście zastałam tam prawie wszystkich. Kiedy tylko Nat mnie zobaczyła od razu do mnie podeszła i z szerokim uśmiechem zabrała do pokoju Wandy. To była ich pierwsza okazja do porozmawiania o moich zaręczynach. Obie bardzo się cieszyły i w pewnym momencie ich radość przypominała mi radość pięciolatki, która wygrała ogromnego jednorożca w wesołym miasteczku. Jak się okazało one już miały wizję ślubu o którym nawet ja nie miałam czasu pomyśleć! Siedziałam w fotelu i wysłuchiwałam ich pomysłów na wystrój sali, wyglądu bukietu i mojej sukni... To wszystko wydawało się tak odległe. Jeszcze kilka dni temu nawet nie myślałam, że będę zaręczona, a tu proszę. Siedziałam zamyślona do momentu, kiedy zorientowałam się, że one już zamawiały jakiś wzór zaproszeń.
-Hej! Dziewczyny! Wolniej może, co? - krzyknęłam na nie
-Ale co? - spytały jednocześnie
-Przecież nic nie mówisz czyli się zgadzasz - powiedziała Nat
-Wrócimy na ziemię może. - stwierdziłam - Nie będziemy same podejmować decyzji, jeśli w ogóle będziemy robić to teraz.
-Ehh i zepsuła całą zabawę - westchnęła Wanda
-Jeszcze zdążyć się pobawić - uśmiechnęłam się do nich - A narazie mam pytanie.
-Jakie? - znów odezwały się jednocześnie
-Co się stało Tony'emu? - zapytałam
-To znaczy? - zdziwiła się Nat
-A nic już, nie ważne... Głodna jestem.
-W takim razie idziemy do kuchni - zarządziła Wanda i obie pobiegły do kuchni.
Wstałam powoli z fotela i też miałam zamiar tam iść, ale najpierw spojrzałam na to, co wyświetlało się na ekranie laptopa Scarlett. Widok różnych wzorów sukien ślubnych rozbawiło mnie trochę. Ja na pewno nie ubiorę się tak na ślub. Jestem za niska do takich sukni to po pierwsze, a po drugie nie jestem taka jak wszyscy więc nie zamierzam wyglądać tak jak każdy na ślubie. Będzie zupełnie inaczej - po mojemu. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam za przyjaciółkami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro