Rozdział 3
*Perspektywa Hanny*
Obudziłam się wyspana, jak nigdy dotąd. Z uśmiechem spojrzałam w kierunku bukietu stojącego na biurku i leniwie przewróciłam się na drugi bok. Dzisiaj miałam w planach tylko dwa wykłady po południu, więc miałam prawo dłużej pospać. Przeciągnęłam się w miękkiej pościeli i znów przymknęłam oczy, ale niestety nie na długo. Chwilę potem do mojego pokoju wpadł Tony.
-A ty jeszcze w łóżku?- zdziwił się zastając mnie nadal w pościeli
-Dzisiaj mam zajęcia na czternastą. Daj mi spać- wybełkotałam zarzucając poduszkę na głowę żeby nie musieć słuchać dalszej rozmowy
-Jak chcesz to śpij. Skąd masz kwiaty?- zdziwił się
-A jak myślisz?- zapytałam siadając na łóżku, bo już wiedziałam, że więcej nie pośpię- Od Lokiego- odpowiedziałam przecierając oczy
-Kiedy tu był?- drążył
-Nie wiem, byłam się wczoraj wykąpać i jak wróciłam kwiaty już były.- wyjaśniłam wstając z łóżka
-Czyli jak zwykle...Pojawia się i znika. - zauważył Stark
-Przeszkadza ci to?- zapytałam stając na przeciw niego z ciuchami na przebranie
-Mi nie, a tobie?
-Trochę...A tak w ogóle to dzień dobry.- powiedziałam, kiedy wreszcie się obudziłam
- Widzę, że bez kawy się nie obędzie- zaśmiał się Tony- Idę do kuchni, przyjdź na śniadanie.
-O, a to co? Dzień dobroci dla zwierząt?- zażartowałam, kiedy Stark szedł już w stronę wyjścia
-Może...-odkrzyknął zza drzwi
Po szybkim prysznicu i ubraniu się jak człowiek z miłą chęcią poszłam o kuchni gdzie czekała na mnie ciepła kawa i gofry (na szczęście nie były spalone). Tony dołączył do śniadania chwilę później.
-Dzwonił Fury - poinformował mnie
-Po co? - zapytałam
-Chce żebyś dzisiaj przyjechała do TARCZY. - wyjaśnił
-To czemu dzwonił do ciebie? Miał w takich sprawach dzwonił bezpośrednio do mnie.
-Powiedział to przy okazji.
-Zadzwonię i powiem, że przyjadę teraz.
-Przed zajęciami? - zdziwił się
-Po raczej nie będę miała nastroju, a teraz nic nie mam w planach. To znaczy miałam... Chciałam spać. - powiedziałam i skończyłam jeść śniadanie - Idę się uszykować.
-Okay, ja mam robotę w warsztacie.
-Pewnie zobaczymy się dopiero wieczorem. Więc miłego dnia.
-Wzajemnie. - uśmiechnął się Tony - Tylko postaraj się nie denerwować wykładowców.
-Zastanowię się!- odkrzyknęłam z korytarza.
W siedzibie TARCZY znalazłam się niecałą godzinę później. Dziś miałam trenować walkę wręcz z Czarna Wdową. Fury zapewne będzie się przyglądał z ukrycia, żeby jak to on określa "Zobaczyć do czego się nadaję". Treningi z Nat są najbardziej męczące ze wszystkich. Niestety u niej nie dostaję nigdy forów. Chyba, że akurat Tony przyjdzie popatrzeć. Po długiej rozgrzewce zaczęłyśmy zwykłą bójkę, ale po chwili nie byłam w stanie bronic się ręcznie i musiałam wspomóc się mocami od Laufeysona. Cudem uniknęłam ciosu Natashy tworząc barierę ochronną. Przy okazji wykorzystałam moment i posłałam ją na bliskie spotkanie z podłogą. Po dwóch godzinach ćwiczeń wykończona wróciłam się przebrać. Fury stwierdził, że idzie mi coraz lepiej i niedługo moja pomoc może być nieunikniona. Czyli coś się szykowało, dobrze wiedzieć.
Po chwili odpoczynku pojechałam na MIT. Czekały mnie trzy wykłady: dwa z informatyki i jeden z fizyki. Tym razem starałam się nie przejmować zachowaniem innych, cały czas powstrzymując się od czytania im w myślach. Niestety po jednych zajęciach moja cierpliwość się skończyła.
-Tacy jak ty zawsze mają lepiej-odezwał się do mnie chłopak w sąsiedniej ławce w korytarzu.
-Słucham?- zdziwiłam się
-Takie dobre stopnie jednego dnia...Ile twój tata zapłacił żebyś się tu dostała?- dogryzł
-Jeżeli tak bardzo chcesz znać odpowiedź to on nawet nie wiedział, że idę na studia.
-W sumie nie ważne, komisji na pewno wystarczyły twoje dane żebyś się tu dostała.- kontynułował
-Naprawdę sądzisz, że tylko to się liczy?!- wkurzyłam się
-Dzieciaku, jak ty mało wiesz o życiu.- powiedział student
-Zamknij się- burknęłam pod nosem
-Urażona duma? - zadrwił
-A ty też zapłaciłeś żeby tu się dostać? Bo z twoją obecną wiedzą wątpię żebyś osiągnął cokolwiek.- prychnęłam i poszłam do samochodu.
Nie chciałam kłócić się z kimkolwiek i w dodatku musiałam się pilnować. Postanowiłam wrócić do domu. Po drodze, byłam miła, i zgarnęłam Parkera spod szkoły.
Siedziałam w swoim pokoju i piłam kawę i nawiedził mnie mój ojciec.
-Hej, jak dzisiejszy dzień? - zapytał
-Znośnie - odparłam bez uczuć
-Co tym razem?
-Hmm? - zdziwiłam się
-Co się stało? Coś na MIT? - dopytał
-Każdy patrzy tylko na moje nazwisko... Wkurza mnie to! - odpowiedziałam
-To znaczy?
-Oceniają po tym kim jestem, a nie jaka jestem. Dzisiaj zarzucono mi że uczę się tam tylko dzięki tobie. - wyżaliłam się
-To nie jest prawda...-zauważył - A nawet gdyby? Z resztą nie przejmuj się. Ludzie zawsze będą gadać.
-Dzięki za pocieszenie - prychnęłam
-Mam coś z tym zrobić? - zaproponował
-Nie. Poradzę sobie.- odparłam i zmieniłam temat - Dzisiaj posłałam Nat na ziemię podczas treningu.
-Wiem. - uśmiechnął się pod nosem
-Skąd?- zdziwiłam się
-Długa historia.
-Włamałeś się do monitoringu?
-Nie, skąd? Ja? - próbował się wykręcić
-Po co? - zapytałam robawiona
-Mówię ci że nie podglądałem.
-Jasne... Mnie nie oszukasz. Z resztą zaraz mogę się dowiedzieć prawdy. - uśmiechnęłam się wrednie
-Nawet nie próbuj mi włazić do głowy! - powiedział wychodząc z pokoju. -Idę się na dół. Whiskey na mnie czeka.
Przewróciłam oczami i zabrałam się za porządki w pokoju. Róże na biurku nadal wyglądały pięknie i poprawiały mi nastrój. Ostatnim spojrzeniem na bukiet oddałam się w ręce Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro