Rozdział 28
Zjechałem windą do warsztatu Starka. Bałagan jaki tam panował przewyższał wszystkie moje wyobrażenia na ten temat. Wszędzie leżało mnóstwo elektroniki, metalu i butelek po alkoholu. Ledwo dostrzegłem Tony'ego gdzieś za tym wszystkim. Do tego wszystkiego grała tam głośna muzyka, która prawdę mówiąc doprowadzała mnie do szału. Kiedy Stark wreszcie zauważył moją obecność prawej krzyknął z zaskoczenia. W sumie byłem tam może raz w życiu.
-A ty co tu robisz? - burnął na mnie
-Przyszedłem pogadać... Hannah poszła do Wandy, więc nie chciałem siedzieć na górze.
-Pogadać? Ja z tobą nie mam o czym gadać. - odparł zajmując się grzebaniem w zbroi
-A myślę, że wręcz przeciwnie.
-O czym chcesz niby gadać? O tym jak zniszczyłeś Hannie życie? - zapytał złośliwie. Nie powiem, ale gdzieś mnie to zabolało.
-Nie... Chciałem się dowiedzieć czemu aż tak mnie nie znosisz. - powiedziałem patrząc na Starka, który momentalnie się spiął
-Może dlatego, że zniszczyłeś prawie połowę Nowego Jorku, pomyślałeś o tym?
-To wcale nie jest powód. - odparłem
-To może to, że wyrzuciłeś mnie przez okno? Jest wiele powodów.
-To tylko powody, a co z tego wynika? - drążyłem
-To, że cię nie znoszę... Zajęty jestem, idź zajmij się sobą. - odpowiedział wymijająco
-Nie unikaj odpowiedzi. Jesteś tchórzem Stark. Nie chcesz powiedzieć tego na głos to ja mogę powiedzieć. - mąciłem
-Niby co takiego nie chce powiedzieć?! - wydarł się na mnie stając naprzeciw
-Jeśli to powiesz wprost to może będę mógł Ci jakoś pomóc. - zaproponowałem
-Ty, pomóc mi? - zadrwił - Nie rozśmieszaj mnie. Nie ma takiej rzeczy w której mógłbyś mi pomóc.
-Nie? - zdziwiłem się - Słyszałem jak krzyczysz prawie każdej nocy, ale skoro nie chcesz pomocy to w takim razie miłych snów - uśmiechnąłem się wrednie i poszedłem w stronę windy
-Czekaj! - zatrzymał mnie jego głos i odwróciłem się w jego stronę - Dobra niech ci będzie, ale to ma zostać między nami, jeśli to w ogóle możliwe.
-Dobrze. Wszystko zostanie między nami. Tym razem możesz mi zaufać. - zapewniłem
-Yhh... Co ja wyprawiam... - westchnął pod nosem - Boję się czegoś bardzo od czasu tej twojej akcji kilka lat temu. Więc po prostu dla zasady cię nie lubię...
-I tak trudno było się przyznać?
-Nie wiesz, jak to jest jak każdy ma cie za twardego, a tak nie jest. Tylko Hannah wie, jak jest. I teraz jeszcze ty.
-Uwierz mi, że wiem, jak to jest. Każdy ma mnie za wiecznego krętacza i kłamce, ale to tylko część mnie, która pozwalała mi jakoś przeżyć. - wyjaśniłem sam nie wierząc, że powiedziałem to na głos - Ale coś ci obiecałem...
-Że mi pomożesz, ale wiesz co? Nie chce twojej pomocy. Sam dam sobie radę. Ty zyskałeś, co chciałeś i się ciesz. - burnął i wrócił do swoich zajęć
-To nie wstyd prosić o pomoc.
-Daj mi już spokój.
-Naprawdę chcesz się z tym męczyć?
-Nie...
-To daj sobie pomóc.
Stark stał w bezruchu i nic nie powiedział. Po chwili zajął się swoim poprzednim zajęciem. Czyli nie chciał żeby mu pomóc. Trudno... W takim razie musiałem zmienić temat.
-Jest jeszcze jedna sprawa... - przerwałem ciszę.
-Jaka? - zapytał nie odrywając się od pracy.
-Chciałbym porozmawiać o Hannie.
-Nie sądzę żeby to miało jakiś sens. Daj mi w końcu spokój. - powiedział
-Czemu nie ma sensu? - zapytałem, a Stark znów znalazł się naprzeciw mnie
-Skrzywdziłeś ją mimo tego, że obiecałeś. Cierpiała i cierpi nadal! Co z tego, że wróciłeś. Ona zawsze wszytko przeżywała, a to było ponad jej siły. - wyrzucił z siebie
-Wiem... - spuściłem głowę - Nie chciałem niczego z tych rzeczy, co się stało. Chciałbym cofnąć czas...
-Jeśli naprawdę ci zależy... To teraz możesz jeszcze wszystko naprawić. - powiedział, co mnie zdziwiło. - No, co tak patrzysz? Nie mogę przecież trzymać cię z dala od niej, bo i tak wiem, że nic z tego nie będzie. Po prostu teraz niczego nie zepsuj Rogasiu. - powiedział z uśmiechem
-Nie zamiarzam, ale naprawdę nie masz teraz zamiaru mnie udusić?
-Aaa, bo obiecałem, że to zrobię jeśli coś stanie się Hannie? Ja z reguły rzadko dotrzymuje obietnic.
-Ja za to jeśli jakąś złożę to staram się jej dotrzymać, więc pozwól chociaż sobie pomóc Stark.
-A ty nadal o tym? Daj już spokój. Myślę, że wystarczy jeśli nie będziemy próbowali się nawzajem mordować wystarczy. Hannah nie znosi, jak tak jest.
-Jak chcesz. W razie czego pomogę. - zapewniłem i poszedłem w stronę windy.
-Czyli uznajmy, że mamy sojusz, ale tylko jeszcze jeden wybryk to osobiście skręce ci kark. - dodał
-Zapamiętam, ale jest kolejka, bo Nat się zapowiedziała nieco wcześniej. - uśmiechnąłem się lekko pod nosem
Kiedy wjeżdżałem na górę myślałem, co zrobić dalej. Mam wszystko naprawić, ale czy to się uda? Na górze od razu poszedłem do pokoju Hanny. Jak się okazało Hannah już wróciła do siebie i szukała czegoś w komodzie
-Gdzie byłeś? - zapytała kiedy znalazłem się obok niej
-W warsztacie u twojego ojca. - odpowiedziałem przytulając ją od tyłu
-Tak długo? - zdziwiła się - Powiedz mi, że nie muszę organizować pogrzebu.
-Nie musisz. Zakopaliśmy topór wojenny. - wyjaśniłem
-Naprawdę? Jak tego dokonaliście? - zapytała odwracając się do mnie
-Powiedzmy, że mamy jedną taką rzecz która trzyma nas w ryzach.
-Niech zgadnę... Ja nią jestem? - zaśmiała się - Ważne, że w ogóle jest coś takiego.
-Naprawdę mi na tobie zależy i nie chce cię stracić. - powiedziałem gładząc jej policzek
-Widzę. - uśmiechnęła się słodko - Ja prawie cię straciłam i nie chce żeby znów coś do tego doprowadziło. To był najgorszy czas w moim życiu... - dodała po chwili
-Zapewniam, że teraz będzie on najlepszy - powiedziałem całując ją ciepło.
Staliśmy pod ścianą i nasz pocałunek stawał się coraz głębszy. Hannah chętnie oddawała pieszczotę, ale kiedy na chwilę się od niej oderwałem ona zastygła w bezruchu i patrzyła na mnie w nieznany mi sposób. Jej ręce drżały w moich dłoniach, a w oczach zalśniły łzy.
-Hannah? - przerwałem nieprzyjemną ciszę zdając sobie sprawę, co się stało - Boisz się mnie... - stwierdziłem spuszczając wzrok na podłogę.
-Co? Nie... Po prostu coś mi się przypomniało. - tłumaczyła nieudolnie
-Przepraszam nie powinienem. - powiedziałem odsuwając się trochę i patrząc jej w oczy
-Nie szkodzi... To mi przejdzie. - dodała
-A co ci się przypomniało? - drążyłem
Hannah unikała mojego spojrzenia, jak ognia. Domyślałem się o co może chodzić. Wiedziałem też, że wystraszyła się mnie i że to, co jej się przypomniało było związane ze mną.
-Ten moment kiedy mnie porwałeś ale nie przejmuj się. Przejdzie mi, naprawdę.
-Jak mam się nie przejmować, kiedy przeze mnie... - nie dokończyłem, bo Hannah zamknęła mi usta krótkim pocałunkiem.
-Obiecałeś się nie obwiniać i niech tak zostanie. - powiedziała patrząc mi w oczy.
-Dobrze... Dla mojej księżniczki wszystko - uśmiechnąłem się szeroko.
Resztę dnia spędziliśmy razem. Siedzieliśmy i oglądaliśmy filmy. Wiedziałem, że Hannah potrzebuje czegoś żeby się oderwać od rzeczywistości. Taka chwila o nie myśleniu o niczym była potrzebna, jak się okazuje nie tylko jej. Dzięki temu do wieczora pozbyłem się wszystkich negatywnych emocji. Był już późny wieczór i Hannah prawie zasypiała wtulona we mnie podczas oglądania kolejnego filmu.
-Powinnaś się przespać. - powiedziałem gładząc jej włosy
-Jeszcze chwilkę... - powiedziała pół przytomna
-Idź już spać - powiedziałem wstając
-A ty dokąd? - zapytała ciągnąc mnie za rękaw tak, że opadłem z powrotem na łóżko - Zostań tutaj.
-Ale...-zacząłem
-Zamknij się i kładź spać. - powiedziała i wtuliła się w pościel.
Nie wiele myśląc zrobiłem, co kazała przytuliłem ją mocno do siebie kładąc się obok. Złączyłem nasze dłonie patrzyłem na Hannę rozmarzony. Nie mogłem uwierzyć, że potrafię jeszcze kogoś tak kochać jak kiedyś Sygin... Tym razem mam nadzieję, że tego nie zepsuje.
*******
A teraz małe ogłoszenie parafialne.
Są dwie sprawy :
1. Zbliżamy się do finału. Kto się ciszy? 😀
2. Pytanko : Happy end czy sad end?
Jest możliwość że napiszę alternatywne zaskończenie dodatkowo. Dla tych co lubią mieć rozpierdziel w głowie po przeczytaniu i wtedy wybierzecie sobie co bardziej się wam podoba. I jak zapamiętacie tą książkę.
3. Nie będzie następnej części. Będą się co jakiś czas pojawiać jakieś rozdziały Special.
To tyle Miśki ❤️
Miłego weekendu 😀😀😀
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro