Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Rozdział w ten piątek na specjalne życzenie OlimpiaDetras, ale oczywiście w niedzielę też będzie ✌️



*Perspektywa Lokiego*

Liczyłem na to, że Thor w jakiś sposób pomoże, ale nie mogłem zostać tutaj i czekać aż wszystko się samo rozwiąże. Musiałem chociaż spróbować jakoś się stąd wymknąć. W ten sposób może uniknę chociaż wyrzutów sumienia, że nic nie robiłem. Jedyne co mogę uzyskać jeżeli się nie uda to cierpienie i ból, ale nie większe niż świadomość skrzywdzenia najbliższej mi osoby.

Najlepszym momentem na ucieczkę według moich obserwacji jest zmiana warty strażników. Niestety moja cela znacznie ogranicza moją możliwość posługiwania się magią, dlatego byłem zdany tylko i wyłącznie na własny spryt i dobrze ułożony plan. 

Kiedy wreszcie nadeszła upragniona przeze godzina wcieliłem swój plan w życie. Jakimś cudem udało mi się wymknąć i szedłem dość szybkim krokiem korytarzem, gdy za mną rozległy się okrzyki strażników. Zorientowali się... Przyśpieszyłem kroku i zmieniłem swoją postać w jednego ze strażników, ale kilku się domyśliło mojego podstępu. Zacząłem biec, musiałem dać radę za daleko zaszedłem. Po chwili poczułem silne uderzenie w plecy i upadłem na zimną posadzkę. Nie mogłem złapać oddechu. Obok mnie znalazło się kilku strażników i powlekli mnie za sobą jak śmiecia, próbowałem się wyrwać, ale jeden z nich uderzył mnie z całej siły w brzuch przez, co tylko zgiąłem się w pół. Ale starałem się...

Wcale nie zabrali mnie do celi, i tego właśnie się obawiałem. Stałem zakuty przed ciężkimi żelaznymi wrotami. Automatycznie spiąłem wszystkie mięśnie i przełknąłem ślinę. Strażnicy widząc to tylko mnie wyśmiali i szarpnęli mocniej w tamtym kierunku. Nie było sensu dalej się szarpać, poddałem się. I tak prędzej czy później bym się tego doczekał. 

W sali tortur czekał na mnie Tyr, nienawidził mnie jak mało kogo. Na mój widok posłał mi wredny uśmiech.

-Widzę że stęskniłeś się za mną Psotniku. - przywitał mnie

-Jakoś niekoniecznie- syknąłem na niego

W mgnieniu oka obdarli mnie z górnej części garderoby i przygwoździli do najbliższej ściany. Nie za bardzo byłby rozsądne uciekanie w takim momencie. Tyr kiedy upewnił się, że jestem wystarczająco przykuty rozkazał wszystkim wyjść i został ze mną sam na sam. Nie wolno nigdy pokazać nikomu swojej słabości ani nie można dać komuś wrażenia, że ktoś ma nad tobą przewagę. Biorąc to pod uwagę założyłem swoją maskę obojętności na twarz i czekałem w milczeniu na pierwszy ruch kata. Wiedziałem , że nie skończy tak szybko, nie miał zbyt dobrego nastroju. Pierwsze zetknięcie bata z moją skórą było raczej znośne, ale z każdym kolejnym ciosy przybierały na sile. Wtedy wiedziałem, że Tyr nie skończy dopóki nie będę błagał o litość, ale na to nie ma co liczyć. Zacisnąłem zęby znosiłem każdy cios. Mimo tego, że po jakimś czasie z większości ran zaczęła ciec krew nie wydałem z siebie żadnego krzyku, czy choćby jęku. Każda najdrobniejsze cześć ciała piekła mnie niemiłosiernie. Ze zmęczenia prawie uginały się pode mną nogi. Tyrowi widocznie to nie odpowiadało on uwielbiał słuchać cierpień innych. Wściekły zbliżył się do mnie i szarpnął moją głowę tak żebym patrzył mu w oczy.

-Milczysz śmieciu? - zapytał z odrazą - Będziesz tu tak długo aż będziesz mnie błagał żebym skończył.

Nie odpowiedziałem. Spojrzałem mu w oczy coraz bardziej na niego wściekły. Po tym bóg wojny wpadł w jakiś szał i okładał mnie wszystkim co się dało. Jeśli chciał mnie zabić to był naprawdę na dobrej drodze. Za którymś uderzenia czułem jak kilka żeber złamało się jak zapałka. Nie mogłem już złapać oddechu. Na moich oczach pajawiła się mgła. Z każdym ciosem przestałem racjonalnie określać w jakim miejscu wyglądał. Czułem jak ciepła i lepka ciecz sunęła po moim ciele i kapała spokojnie na posadzkę.

-Błagaj mnie! - krzyczał na mnie Tyt

Nawet gdybym chciał to zrobić nie miałem na to siły... Po chwili przed moimi oczami zagościła ciemność.

*Perspektywa Hanny*

Siedziałam w pokoju i znowu czytałam księgę. Bardzo ciekawe ile możliwości daje mi bycie Strażniczką. Ale niesie to też za sobą wiele niebezpieczeństw. Stwierdziłam że przejdę się do kuchni, kiedy będąc pod drzwiami usłyszałam głośną kłótnie. Rogers kłóci się znowu z moim ojcem... Westchnąłam głęboko i wyszłam z pokoju. Kiedy dotarłam do awanturników natychmiast nastała cisza. Jak zawsze. Nie chcą żebym wiedziała o co chodzi, ale niestety kochani, ja głupia nie jestem.

W telewizji nie leciało nic ciekawego, płatki z mlekiem się skończyły a nie miałam siły ani ochoty ruszyć się do kuchni. W drzwiach windy pojawił się gość na którego widok aż mnie zamurowało. Thor nie zjawił się w Midgardzie bez powodu. Na pewno coś musiało się stać. Blondyn stanął kawałek ode mnie i nie wydusił ani słowa, co utwierdziło mnie w moich złych przeczuciach.

-Mów o co chodzi. - powiedziałam zniecierpliwiona patrząc na przyjaciela

-Naprawdę nie chcę cię martwić, ale powstały pewne okoliczności w Asgardzie o których powinienem cię poinformować.

-To mów wprost.

-Odyn jest manipulowany przez Thanosa i chodzi o to że... - zaczął tłumaczyć

-Zaraz, zaraz wróć! Thanos?! Ten co wykorzystał Lokiego, Chitauri żeby zniszczyć ziemię? - przerwałam mu

-Tak, dasz mi dokończyć? - zapytał siadając obok mnie na kanapie, ja tylko kiwnęłam głową na znak zgody - Thanos nadal chce przejąć władzę nad Dziewięcioma Światami. Żeby tego dokonać potrzebuje wszystkich kamieni nieskończoności. Wykorzystuje do tego Wszechojca doprowadzając do wojen i będzie chciał wykorzystać też ciebie... - zakończył unikając mojego spojrzenia

-Mnie? Ale czemu? - przestraszyłam się

-Jak się okazuje fakt że Odyn wybrał cię na Strażniczkę było częścią jego planów. On sam nie będzie w stanie zapanować nad Kamieniem Duszy a bez niego nie będzie mógł zrealizować planu. Więc nie potrzebuję kamienia tylko ciebie, Hannah.

-I co ja mam teraz niby zrobić? Nie jestem gotowa do żadnej walki ani nic podobnego. Nie opanowałam wszystkich możliwości kamienia. - tłumaczyłam - Nawet nie mam żadnego wsparcia chociaż psychicznego. Nie poradzę sobie!

-Dasz radę. - uśmiechnął się bóg piorunów - Jestem tutaj żeby Ci jakoś pomóc.

-Bardzo to doceniam, ale nie zawsze zależy mi na wsparciu tylko przyjaciół... Chciałbym żeby chociaż raz pomogł mi...- i w tym momencie nie było dane mi dokończyć bo przez salon przedarł się mój ojciec wyrzucający na siłę Steve'a z naszego piętra. Obdarzył mnie i Odynsona wściekłym spojrzeniem i jak zwykle udał się do warsztatu. - Tak jak mówiłam chciałabym liczyć na jego pomoc ale jak sam widzisz nie do końca jest to możliwe.

-Co się stało? - zapytał zdziwiony, w końcu nie widział nigdy Starka takiego wściekłego

-Długa historia... - westchnąłam unikając jakoś tematu - Wiesz co się dzieje z Lokim? - zapytałam z odrobiną nadziei

-Nie wiem, niestety...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro