Rozdział 13
*Perspektywa Tony'ego*
Rano wstałem na totalnym kacu. Steve ma rację... Powinienem jakoś się ogarnąć. Ale on nie ma pojęcia jakie to jest trudne. Kiedy zgodziłem się żeby Hannah zamieszkała ze mną obiecałem sobie że nigdy nie pozwolę żeby coś jej się stało, że nie dopuszczę żeby miała takie życie jak ja. A teraz? Patrząc wstecz na każdym kroku zawaliłem. Kilka miesięcy od jej przeprowadzki dopuściłem do tego żeby porwała ją Hydra, potem ona sama wpakowała się w kłopoty a ja głupi jej posłuchałem i jej nie pomogłem. Przez pół roku nie wiedziałem co się z nią dzieje. Potem ta cała historia z Laufeysonem i jeszcze ktoś prawie ją zabił przez moją głupotę... Jestem beznadziejnym ojcem, praktycznie żadnym.
Niewyspany poszedłem do kuchni gdzie Hannah szykowała sobie śniadanie. Zmierzyła mnie wzrokiem i bez słowa poszła usiąść przy stole. W jej oczach było coś takiego czego jeszcze nie znałem-smutek, zatroskanie? Nie mam pojęcia. Zrobiłem kawę i usiadłem naprzeciw niej. Spojrzała na mnie badawczym wzrokiem i dokończyła kanapkę.
-To nie jest twoja wina... - odezwała się po chwili ściszonym głosem i kontynuowała dopiero kiedy na nią spojrzałem - Nie możesz się obwiniać o coś na co nie miałeś najmniejszego wpływu. Od czasu wypadku nie odzywasz się do mnie i unikasz na każdym kroku... - powiedziała łamiącym się głosem
-Hannah to nie tak... - zacząłem się tłumaczyć - Nie unikam cię, po prostu mam dużo pracy
-Głupia nie jestem! Widzę że coś jest nie tak.
-Nie powinnaś się mną tak przejmować. - zauważyłem
-Nie chce patrzeć na ciebie w takim stanie... - powiedziała spuszczając głowę - Cierpisz a ja przez to jeszcze bardziej.
-Hannah... - wstałem i podszedłem do niej i wziąłem w objęcia - Przepraszam. Postaram się.- zapewniłem - Wiem że jest Ci ciężko, mi też, ale ja nie wiem jak mogę Ci pomóc - przyznałem po chwili.
-Po prostu znowu bądź sobą. Tego potrzebuje. - odparła cicho.
*Perspektywa Hanny*
Po porannej rozmowie z Tonym liczyłam na chociaż najmniejszą zmianę sytuacji. Dzisiaj miałam pomóc w lekcjach Peterowi. Przez resztę dnia czytałam księgę od Lokiego, może dowiem się czegoś przydatnego. Zbliżało się popołudnie, robiłam się głodna a zaraz wpadnie tu Parker. Już miałam się zbierać do kuchni kiedy w drzwiach pojawił się nastolatek z pudełkiem pizzy.
-Hej Hannah, przyniosłem coś do zjedzenia - przywitał mnie i podał jedzenie
-Super! Nawet nie wiesz jaka jestem głodna. - ucieszyłam się
-Na pewno masz czas żeby mi to wytłumaczyć? - dopytał biorąc kawałek pizzy
-Tak, jasne. - odpowiedziałam zajadając się swoim kawałkiem- Przecież i tak nic nie robię.
-Uprzedzam, że jestem na zerowym poziomie, nie umiem nic z tego działu.
-W ogóle dziwię się, że poprosiłeś mnie ostatnio pomagał ci Tony- zauważyłam
-Taaak, ale nic się wtedy nie nauczyłem. - stwierdził - A jak kiedyś ty mnie uczyłaś to dostałem bardzo dobrą ocenę
-Okay, rozumiem.
Następne dwie godziny tłumaczyłam mu wzoru na wyliczenia energii i przyśpieszenie. Peter nie był jakimś nieukiem, umiał bardzo dużo tylko jakimś sposobem dusił w sobie wszystko. Kiedy się rozkręcił zadania z gwiazdką nie były dla niego problemem. Dzisiaj chciałam przygotować jakąś kolacje, miałam nadzieję, że poprawi to trochę atmosferę między mną a Starkiem. Ku mojemu zaskoczeniu Parker był chętny do pomocy. Nie lubiłam jak ktoś w kuchni kręci mi się pod nogami, ale on nie dawał za wygraną dlatego poprosiłam żeby jak już koniecznie musi to że może posprzątać w moim pokoju. Kilka minut później ja byłam w kuchni i męczyłam się z lasagnią, a Pete sprzątał tak jak prosiłam. Wiedziałam, że chciał mnie jakoś wesprzeć, a skoro uznał , że taką pomocą to zrobi nie mogłam mu tego zakazać. Dzisiaj musiałam dwa razy brać już leki, ból był nie do wytrzymania, ale oczywiście nikomu nie powiedziałam. Kiedy prawie kończyłam do kuchni przyszedł mój przyjaciel.
-Skończyłem - powiedział z uśmiechem- Może jednak Ci pomogę?
-Peter zrobiłeś już naprawdę dosyć- uśmiechnęłam się ciepło- A wcale nie musiałeś.
W tym momencie z windy wysiadł Steve
-Peter chodź na dół będziesz potrzebny- powiedział i Parker szybko udał się do windy zostawiając mnie z Kapitanem
-Jak tam minął dzień na dole?- zapytałam
-Tak, jak zawsze. -odparł i stanął obok mnie- A jak sprawy na górze? - zapytał mierząc mnie wzrokiem
-Sukces, rano rozmawialiśmy- odparłam- No tak jakby. Zawsze coś.
-Przejdzie mu za jakiś czas. - zapewnił
-Wiem przecież... Tylko czasem potrzebuję z kimś pogadać. - powiedziałam - Wy macie jakieś misje, Loki jest w Asgardzie i nie wiem co się z nim dzieję, co bardzo mi tu nie pasuje, a Tony udaje że jest czymś zajęty żeby mnie unikać...- wyjaśniłam
-Mimo wszystko nadal pamiętaj że możesz na nas liczyć. - zapewnił i objął mnie lekko
Wtuliłam się niego mocniej i od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Szkoda, że takiego wsparcia doznaje od każdego tylko nie od własnego ojca...Tłumaczę to sobie tym, że on po prostu nie potrafi tego okazać w taki sposób jakbym oczekiwała.
Tą chwilę odpoczynku przerwał moi ojciec który właśnie wrócił do domu. Wystarczyło mi jedno spojrzenie żeby wiedzieć że znowu pił. Pewnie siedział w warsztacie żebym nie widziała i żebym się nie denerwowała. Steve zmierzył Starka mroźnym spojrzeniem i zjechał na dół. Tony stał w miejscu i patrzył na mnie. Nie odezwał się ani słowem przez dłuższy czas.
-Hannah... Przepraszam. - odezwał się jak gdyby nigdy nic. A ja nie wytrzymałam, nie tym razem.
-W dupie mam twoje przepraszam! - krzyknęłam na niego, czym go wyraźnie zaskoczyłam - Kolacja jest w piekarniku. - rzuciłam po drodze do pokoju
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Kilka łez spłynęło po mojej twarzy. Po co ja się przejmuje?! To nie ma sensu. To jest jego życie, jego decyzja. Nie będę tego zmieniać. Zawsze radziłam sobie sama więc teraz też dam radę.
Musiałam zająć czymś myśli. Nie zamierzam już wracać uwagi na ojca, to nie ma sensu. Zacznę porządnie ćwiczyć sztuczki i nowe umiejętności na podstawienie księgi od Lokiego. Taki będzie plan na najbliższy czas. Siedziałam na łóżku i zaczęłam lekturę. Kilka razy Tony próbował ze mną porozmawiać, ale nawet mu nie odpowiedziałam i nie zamierzałam mu otwierać. Teraz potrzebuje kogoś ważnego... Kogoś kogo nie ma od dłuższego czasu. Tęskniłam i to bardzo za moim kochanym Lokim. Mimo że dla większości był potworem to dla mnie był najlepszy pod słońcem. Nie przeżyje tego jak coś mu się stanie, nigdy nie wiadomo co Odynowi wpadnie do głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro