Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

*dwa tygodnie później*

*Perspektywa Hanny*

Kolejna noc nie należała do najprzyjemniejszych. Ciągle się budziłam przez bolącą nogę i kręgosłup. Pominę fakt że tak naprawdę nie było miejsca które by mnie nie bolało. Obudziłam się nad ranem, było może tylko trochę po 4 w nocy. Nie zamierzałam spać dalej. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju w którym jak nigdy panował bałagan. Musiałam wziąć leki przeciwbólowe, dlatego czekała mnie wyprawa do komody na drugim końcu pokoju. Wizja tych kilku metrów drogi mnie przerażała. Obok leżała moja nowa koleżanka - kula. Nie znosiłam jej. Pokazywała moją słabość, a ja starałam się być silna. Stanęłam obok łóżka i od razu musiałam podtrzymać się brzegu materaca. Mimo przeszywającego bólu pewnym krokiem ruszyłam do komody. Z każdym krokiem kolejne łzy napływały do moich oczu. Kiedy byłam w połowie drogi źle stąpnęłam przez co syknęłam z bólu i szybko usiadłam na pobliskim krześle. Schowałam twarz w dłoniach starając się powstrzymać reakcję na ból. Zrezygnowałam z dalszej drogi i zostałam na swoim miejscu. Przez wszystkie dni starałam się nie pokazywać jak bardzo źle się czuję, byłam twarda, ale teraz wszystko się skumulowało. Po chwili płacz opanował całe moje ciało. Nie mogłam płakać, nie teraz!

Od czasu wypadku musiałam być silna. Tony cały czas był smutny, chodził po domu jak duch, wiecznie się o mnie martwił. Dobrze wiedziałam że się obwinia o wypadek, a im dłużej tak będzie myślał tym gorzej. Bo niedługo całkiem w to uwierzy. Każdego wieczoru kiedy wraca do domu zamyka się w pokoju, a rano znajduje w kuchni kilka pustych butelek po alkoholu. Za każdym razem to właśnie to bardziej mnie boli niż skutki wypadku. Do pokoju po chwili wszedł Stark, zapewne JARVIS już mu doniósł że wstałam.

-Hannah co się dzieje? - zapytał przemęczonym głosem

-Nic, nie mogłam spać. Nie przejmuj się - powiedziałam ocierając łzy z policzków.

-Płakałaś... - stwierdził zawiedziony

-A ty nie śpisz trzecią noc. - zauważyłam

-Nie powinno cię to dziwić... - odparł

-Nie musisz się mną wiecznie przejmować. - dodałam po chwili

-Nie mogę nic nie robić kiedy przeze mnie płaczesz - przytulając się do mnie, co dało mi do zrozumienia, że on naprawdę tego potrzebuje...

-Nie płaczę przez ciebie - powiedziałam, ale to nie był najlepszy moment żeby kontynuować ten temat - Musze wziąć tabletki.

Tony bez słowa poszedł po leki i wręczył mi kapsułki. Połknęłam lekarstwa i usiadłam wygodniej na krześle.

-Znowu chodziłaś bez kuli - wtrącił po chwili lekko zły

-Tylko po pokoju, daj spokój...

-Już wczoraj widziałem to twoje "po pokoju" - burknął na mnie

-Ale to był pokój - odpyskowałam, wiedząc że nie był to dobry pomysł

-Tak, jasne, pokój. Pokój Wandy, piętro niżej! - wkurzył się - Hannah nie powinnaś tego robić w ogóle! - krzyknął na mnie coraz bardziej zły

-Dobra już! Nie drzyj się na mnie! - krzyknęłam na niego - Już nie będę... - dodałam cicho po chwili milczenia

-Przepraszam... Ale cholernie się o ciebie martwię... - odezwał się po chwili i wyszedł z pokoju.

Przecież wiem że się martwi, i wiem że przez to raz jest smutny, a raz zły. Ja nie chciałam żeby aż tak się przejmował... Ale nie wiedziałam jak tego dokonać.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się nań dość ciężki. Miałam zacząć rehabilitacje... Chciałabym żeby Loki był przy mnie kiedy tego potrzebuje. Zawsze tak było, zjawiał się w idealnym momencie, a teraz go nie ma. I to jest mój powód do zmartwień, bo co jeśli coś mu się stało?

Nie chciałam zanurzać w moich negatywnych myślach, dlatego zaczęłam przeglądać materiały z ostatnich wykładów. Było coraz więcej tematów i z każdym kolejnym stawały się trudniejsze. Nauka zajęła mi czas akurat do pory obiadowej. Stark był w firmie, więc na obiad miałam iść na piętro Avengerów. Zebrałam się dużo wcześniej, bo wiedziałam, że ten spacerek trochę mi zajmie. Zjechałam windą piętro niżej i pierwsza osoba, którą zobaczyłam był Peter. Kiedy mnie zobaczył nie mógł nic powiedzieć tylko mi się przyglądał.Wiem, że nie wyglądam dobrze: byłam wiecznie blada, miałam wory pod oczami i o tego ta głupia kula, która rzekomo ma pomagać w chodzeniu... Prawda jest taka, że od wypadku ani razu się nie widzieliśmy, bo albo każde z nas miało inne zajęcia, albo najzwyczajniej w świecie nie chciałam żeby Parker widział mnie w takim stanie. Może tego nie pokazuję, ale jest wrażliwym nastolatkiem i wiedziałam, że będzie to przeżywał, w końcu to mój przyjaciel, więc to zrozumiałe. Ja też za bardzo nie wiedziałam, jak mam się zachować, dlatego posłałam mu jeden mały uśmiech i zajęłam miejsce na kanapie koło niego.

-Powiesz coś czy będziesz się na mnie patrzył jak na święty obrazek?- odezwałam się po chwili

-Nie chcę palnąć czegoś głupiego...- odpowiedział zmieszany

-Nawet gdyby to nie masz się czym przejmować - odpowiedziałam z uśmiechem - Na pewno powiedziałbyś, że wyglądam strasznie, że ci przykro, bla bla bla.... Powiedz lepiej co ma być na obiad.

-Kurczak po chińsku. - powiedział szybko - I wcale nie wyglądasz strasznie- dodał po chwili z uśmiechem

-Dzięki, ale nie musisz kłamać- zaśmiałam się

-Hannah dobrze, że już jesteś! -przywitała mnie Natasha, która jakimś cudem pozbyła się różowych włosów z tym małym wyjątkiem, że teraz przefarbowała je na śnieżny blond

-Woow Nat wyglądasz obłędnie w tych włosach!- zachwyciłam się

-Dziękuje kochana- odpowiedziała z szerokim uśmiechem siadając obok mnie i przytulając się do mnie - Jak dzisiaj się czujesz? - zapytała

-Lepiej trochę. - odpowiedziałam zdawkowo

-A Tony?

-Nie wiem... Szczerze Ci powiem, że praktycznie nie rozmawiamy.- powiedziałam lekko smutnym głosem

-Przejdzie mu - zapewniła i dała małego buziaka w czoło. Nie wiem czemu ona bardzo lubiła to robić. - Idę nałożyć obiad.

-Ja pomogę! - zadeklarował Pete i poszedł za Czarną Wdową, która obdarzyła go ciepłym uśmiechem.

Kilka minut później wszystko było gotowe. Na dzisiejszy obiad zebrała się dość duża ekipa, bo wczoraj mieli jakąś misje i większość już nie wracała do domu. Dlatego przy stole znalazłam się ja, Peter, Natasha, Clint, Steve, Scott, Wanda, Sam i przy okazji gość Stevena, czyli Bucky. Jak zawsze brakowało jednej osoby- Tony'ego. Podczas jedzenia całkowicie zapomniałam o tym, że coś mnie boli i uśmiechałam się do każdego. Zasiedzieliśmy się trochę, bo zrobiło się późne popołudnie, kiedy na piętrze zjawił się wreszcie Stark

*Perspektywa Tony'ego*

Zmęczony wróciłem do domu, kiedy wszyscy kończyli obiad. Hannah wreszcie się uśmiechała dzięki czemu zrobiło mi się lżej na sercu. Dzisiaj miałem zawieść ją na rehabilitację... Czy ona naprawdę musi przez to przechodzić? Jak znalazłem się w salonie wszyscy jak poparzeni poszli o swoich pokoi oprócz Hanny i Natashy.

-Jak minął dzień?- przywitałem Hannę siadając na krześle obok

-Dobrze- uśmiechnęła się przelotnie - A tobie?- zapytała

-Dużo pracy...- westchnąłem i spojrzałem na Wdowę i nie mało się zdziwiłem- Nat kiedy tak osiwiałaś?

-Już dawno osiwiałam i to przez ciebie. - odpowiedziała z lekką złośliwością

-Że ja tego wcześniej nie zauważyłem. Załatwił bym ci jakąś porządną emeryturę.- dodałem szczerząc się, po czym w ostatniej chwili uniknąłem zderzenia z łyżeczką. Dzięki czemu Hannah parsknęła cichym śmiechem

-Ty się nie martw o moją emeryturę.- odparła i wstała od stołu- Mam spotkanie z Hill, więc lecę. Pa! - powiedziała żegnając się z Hanną i zniknęła w windzie

-Powinniśmy się zbierać. - powiedziałem unikając wzroku córki, nie potrafię szczerze spojrzeć jej w oczy

-Nie wolisz najpierw czegoś zjeść?- zapytała z troską

-Nie muszę, potrzebujesz coś zabrać czy możemy jechać?

-Muszę tylko wziąć torebkę z góry, wszystko już wcześniej spakowałam- odpowiedziała i ledwo wstała z krzesła...

-Zostań, ja pójdę na górę, a ty poczekaj tutaj.

-Przejdę się- upierała się

-Hannah... - spojrzałem na nią wymownie

-Dobrze już, poczekam. - zrezygnowała

Poszedłem po potrzebne rzeczy i razem zjechaliśmy do garażu. Hannah starała się nie pokazywać, że się denerwuje, ale cała sytuacja była mocno napięta. Pół godziny później czekałem na jej powrót. Każda minuta czekania dłużyła się w nieskończoność. Kiedy rehabilitacje się skończyły Hannah pojawiła się koło mnie na korytarzu i lekko się do mnie uśmiechnęła. Od początku powtarza że wszystko się ułoży i że będzie dobrze. Tylko ja jakoś nie mogę w to uwierzyć. Widziałem że ma czerwone oczy od płaczu, ale ona za nic w świecie się do tego nie przyzna. Wróciliśmy do domu i każde z nas, jak co wieczór, udało się w swoją stronę. Znając życie Hannah będzie oglądać jakiś serial albo czytać, a ja już miałem plany na dzisiaj.

Wszedłem szybkim krokiem do mojego pokoju i od razu udałem się w kierunku barku. Szkocka była najlepszą alternatywą żeby zapomnieć o poczuciu winy. Zawsze mówię sobie że to będzie kilka łyków...

Spojrzałem na zegarek było już po pierwszej w nocy. Ten czas tak szybko zleciał. Siedziałem w fotelu i wziąłem przedostani łyk alkoholu z trzeciej butelki, którą piłem. Byłem w gorszym stanie niż nie po jednej imprezie... Ale kto mi zabroni? W tym momencie drzwi w pokoju się otworzyły i stanął w nich Rogers. Ten się ostanio do mnie przyczepił jak rzep psiego ogona! Nie ma własnego życia, tylko co noc musi tu przyłazić robić mi wykłady?!

-Wiem po co przyszedłeś, więc możesz już iść - burknąłem na niego

-Kiedy zamierzasz się w końcu doprowadzić do porządku? - zapytał poważnie krzyżując ręce

-Daj mi spokój... - odparłem i wypiłem ostani łyk

-Tony! Ogarnij się! Nie widzisz żadnego problemu?!

-Nie. - odpowiedziałem stając przed nim

-Chlejesz jak jakiś stary żul kompletnie nie widząc tego że ktoś cię potrzebuje.

-Widzę! - krzyknąłem na Kapitana

-Ale nic z tym nie robisz! Znowu myślisz tylko o sobie. - warknął

-Nie oskarżaj mnie o coś o czym nie masz pojęcia. Wszystko jest do dupy i tego nie zmienię. Spieprzyłem coś co było dla mnie ważne i nie da się tego naprawić. - dodałem

-Stark powinieneś zmienić nastawienie.

-Nie zamiarzam robić tego dla ciebie. - burknąłem

-Nie masz robić tego dla mnie... - westchnął- Skoro nie chcesz zrobić czegoś dla siebie to zrób to dla Hanny. - powiedział zawiedziony i wyszedł

Nie dam rady... Opadłem na łóżko i zasnąłem.

*******
Hej miśki 🐻
W następnym rodzialiku mamy zaplanowaną wycieczkę na Asgard 😁
Zostawcie coś po sobie ⭐
Miłego dnia lub nocki 😀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro