Rozdział 1
*Perspektywa Hanny*
Pakowałam właśnie nowego notebooka do torby, kiedy do mojego pokoju zajrzał Tony.
-Nadal jesteś obrażona? - zapytał
-Mogłeś mi powiedzieć zanim się zgodziłam - odparłam odwracając się do niego.
-Czy to ma jakieś znaczenie? To nie będzie zawsze. Sama dobrze wiesz ze olewam większość moich obowiązków
-Ale mogłeś mi powiedzieć że będę się musiała z tobą męczyć nawet na uniwerku. - droczyłam się
-Mam tylko trzy wykłady w tygodniu! - tłumaczył się
-O trzy za dużo
-Hannah przesadzasz...
-Oj, wiem. - uśmiechnęłam się zwycięsko i wzięłam swoje rzeczy. - do zobaczenia później- powiedziałam i wyszłam z pokoju
-Pamiętaj że po wykładach masz jechać do TARCZY na ćwiczenia.
-Od kiedy to przypominasz mi o ćwiczeniach? Nie podobało ci się to.- zauważyłam
-Od teraz. - uśmiechnął się szeroko.- Po prostu wiem, że zdania nie zmienisz, więc muszę się jakoś z tym pogodzić
-Szkoda, że przekonałeś się o tym dopiero teraz.-odparłam i poszłam do kuchni.
Przygotowywałam właśnie kanapki, kiedy w kuchni pojawił się Peter. Nie wiem czemu Tony twierdzi, że jego pobyt w Avengers Tower mu w czymś pomoże. To mój przyjaciel, ale jest bardzo nieogarnięty. W ogóle od czasu kiedy rozwiązałam wszystkie swoje problemy, oczywiście z pomocą Avengersów, zrobiło się tutaj dosyć tłoczno. Wszyscy mieszkają w jednym miejscu. To znaczy ja mam ten luksus, że mam własne piętro z Tonym, (W tym momencie dobrze być Starkiem) ale i tak bardzo często śpię w moim dawnym pokoju na pietrze bohaterów. Mam sentyment do tego miejsca.
-Oooo kanapki! -ucieszył się Parker- Dla mnie też zrobisz?
-Nawet o tym nie myśl.- odpowiedziałam zabierając talerz z jego pola widzenia- Zrób sobie sam
-Proszę...- błagał mnie
-Nie, a tak w ogóle co robisz na moim pietrze?- zauważyłam
-Miałaś mi pożyczyć podręcznik od historii, bo podobno zostawiłaś.- wytłumaczył się
-To trzeba było napisać mi sms, nie mam czasu teraz go szukać.- wyjaśniłam zajadając się kanapką
-A siusiumajtek pomylił piętra?- przywitał Petera, Tony
-Ja przyszedłem tylko na chwilę do Hanny.
-Jasne.- zadrwił mój ojciec- Jak chcesz się nie spóźnić do szkoły to lepiej zjeżdżaj na dół Parker, Steve jedzie w tamtym kierunku, więc...
-Jej, ale super pojadę do szkoły z Kapitanem Ameryką!- ucieszył się Pajączek
Widząc nasze pogardliwe spojrzenia odwrócił się szybko i zniknął za drzwiami windy. W kuchni rozległ się nasz niepohamowany śmiech. Spakowałam dwa jabłka do torebki i wzięłam kluczyki od auta.
-Do zobaczenia na wykładzie córcia.- pożegnał mnie Tony
-Na moje oko ty się na nauczyciela nie nadajesz.- uśmiechnęłam się zaczepnie wsiadając do windy
-Jeszcze zobaczymy!- krzyknął Stark zanim drzwi się zamknęły.
Najgorsze w studiach ma MIT było to, że byłam tam najmłodsza. A wszyscy tylko patrzyli na mnie przez pryzmat mojego nazwiska. Nie znosiłam takiego podejścia. Każdy mierzył mnie na korytarzach do tego stopnia że chodziłam spięta przez cały dzień. Bałam się nawet odwrócić. Przebrnęłam przez trzy wykłady pod rząd. Potem czekała mnie upragniona wolna godzina,a potem zajęcia z tatą. W sumie jeżeli w ogóle przyjdzie. Podczas przerwy między zajęciami powędrowałam do biblioteki. To było jedyne miejsce które było odwiedzane w razie konieczności przez innych, i zawsze kiedy jest źle - przeze mnie. Panowała tam głucha cisza. Zatraciłam się w lekturze do tego stopnia że nie zauważyłam kiedy zaczęły się kolejne zajęcia. Miałam cichą nadzieję że kiedy wejdę do sali Tony'ego nie będzie albo mnie nie zauważy, ale niestety był i odprowadził mnie wzrokiem na moje miejsce cały czas omawiając działanie reaktora łukowego. Na pewno któryś ze studentów o to poprosił, bo temat miał być inny. Z racji tego że ten temat był mi znany aż za dobrze zajęłam się szkicowaniem rysunków w zeszycie. W czasie zajęć kilka studentów siedzących dwa rzędy dalej obgadywała mnie w najlepsze. Generalnie nie powinnam tego słyszeć, ale dzięki Lokiemu było to dla mnie czymś normalnym. Całe szczęście, że powstrzymuje się od czytania w myślach innych, bo nie wiem czy bym to zniosła. Postanowiłam na razie nic z tym nie robić. Zajęcia dobiegły końca i chciałam, jak najszybciej znaleźć się w drodze do domu. Nie mam dobrego humoru. Cała atmosfera studiów i podejście innych do mnie wcale nie zachęcało do kolejnego dnia w tym miejscu. Kiedy udało mi się przemknąć koło drzwi dobiegł mnie głos "wykładowcy"
-Hannah zostań na chwilę.- przewróciłam oczami i wróciłam do sali.
-Co się stało?- zapytałam najbardziej obojętnym głosem jak potrafiłam
-Właśnie chciałem się tego dowiedzieć. -powiedział krzyżując rece
-Nic się nie stało, a i przepraszam za spóźnienie panie profesorze- burknęłam- Jadę do domu.
-Rano jakoś miałaś dobry humor.- zauważył
-I co z tego? Teraz nie jest rano. Mogę już jechać?
-Tak. - odpowiedział zrezygnowany
Szybkim krokiem kierowałam się do auta. Musiałam powiedzieć Nickowi, że dzisiaj w TARCZY się nie pojawię. Nie miałam nastroju na użeranie z tą całą ferajną. Kiedy byłam w drodze mój telefon dzwonił jak szalony, zmuszając mnie do odebrania. Dzwonił Steve z prośbą żebym odebrała Parkera ze szkoły. Jakby nóżek nie miał! Z impetem podjechałam na szkolny parking prawie rozjeżdżając mojego pasażera. Otworzyłam szybę w aucie i zawołałam chłopaka do środka.
-Wsiadaj Parker!
-Dzięki, że przyjechałaś...- zaczął
-Zamknij się już i siadaj.- burknęłam na niego.
-Chyba ktoś wstał lewą nogą.
-Żebyś ty swojej nie stracił.- fuknęłam- Nie mam nastroju więc siedź cicho jeżeli chcesz cały dojechać do domu.
Przez resztę drogi nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tak samo pod samym Avengers Tower. Peter poszedł do siebie, a ja udałam się na moje piętro. Pierwsze, co zrobiłam to włączyłam ekspres do kawy żeby napić się ukochanego napoju. Głowa mnie bolała i było mi niedobrze z nerwów. Nie wiem dlaczego. Obserwowałam strużkę ciemnej cieczy wpływającej powoli do kubka. Strumyk ocierał się łagodnie o brzeg naczynia i rozpływał po dnie. Kiedy wreszcie napój był gotowy do salonu wszedł Tony, a ja szybko zabrałam swoje rzeczy i poszłam do swojego pokoju.
*Perspektywa Tony'ego*
Hannah ledwo, co mnie zobaczyła to już była w drodze do swojego pokoju. Poszedłem za nią i zapukałem do drzwi.
-Wejdź, jak chcesz, ale nie obiecuję, że z tobą pogadam.- usłyszałem zza drzwi i wszedłem do środka. Hannah siedziała przy biurku i piła kawę.
-Coś się stało? Nie zachowujesz się jak moja Hannah.- powiedziałem siadając na fotelu w drugim końcu pomieszczenia.
-Nie mam humoru...- powiedziała sięgając po jakąś książkę
-Ale czemu nie masz humoru?- dopytywałem
-Powiedzmy, że przez uniwerek. Po prostu to był pierwszy dzień i może to z nerwów. - wyjaśniła wreszcie na mnie patrząc.
-Na pewno tylko o to chodzi?
-Tak, na pewno.- powiedziała z uśmiechem
-Skoro tak uważasz mam niespodziankę.- uśmiechnąłem się szeroko
-Ciekawe jaką?- zdziwiła się Hannah.
-Kupiłem wczoraj motor, zabieram cię na przejażdżkę.- zaproponowałem.
-Przecież miałeś już motor.- zauważyła
-A teraz mam następny. Chodź jedziemy, może poprawi ci się humor.
Kilka minut później pędziliśmy motocyklem po ulicach Nowego Jorku. Jeździliśmy ponad godzinę po mieście i okolicy. Wróciliśmy do garażu w Tower i rozsiedliśmy się na masce jednego z moich aut. Hannah miała wyraźnie lepszy humor.
-Wiesz co? Może co jakiś czas tak pojeździć.- zaśmiała się
-Jak chcesz to nie ma problemu. - zgodziłem się- Nie byłaś dzisiaj na treningu?
-Nie, nie chciałam innych narażać na moje humory.
-Może i to lepiej. Byłaś nie do zniesienia.- stwierdziłem i dostałem z łokcia od Hanny
-Nie byłam aż taka zła. - powiedziała zaczepnie.
-Tak ci się tylko wydaje. Idziemy na górę? Jestem głodny.
-A masz kolacje?
-Liczyłem na naleśniki twojej roboty.
-Wiesz, że jak reszta dowie się, że jemy naleśniki czeka mnie godzina w kuchni.- zauważyła Hannah
-I tak prędzej czy później do tego dojdzie. No proszę!- błagałem
-Dobra! Ale ostatni raz.
*Perspektywa Hanny*
Kiedy skończyłam robić kolację, jak zawsze dla wszystkich, usiadłam zmęczona w salonie Avengersów. Po chwili do kuchni wpadła grupka wygłodniałych bohaterów. Dzisiaj na szczęście tylko część mieszkańców była na miejscu. Dlatego dzisiaj moje cudowne naleśniki wcinał przede wszystkim Steve i Tony. Natasha i Wanda spędzały czas ze mną na kanapie, a Peter starał się nie być denerwujący.
-Hannah, dasz mi ten podręcznik, czy nie?- odezwał się po chwili Parker
-Ale ty jesteś uparty, dobra chodź na górę to może go znajdę.- odpowiedziałam szybko.
Po kilku minutach poszukiwań znalazłam podręcznik od historii i wręczyłam Peterowi i grzecznie wyprosiłam go z mojego pokoju. Sama walnęłam się na łóżko marząc o lepszym jutrze. Loki siedzi teraz w Asgardzie razem ze swoim bratem, a ja muszę znowu czekać na niego nie wiadomo ile. Minęły dwa dni, ale to dwa dni za dużo. Bardzo za nim tęskniłam, zawsze poprawiał mi humor. Teraz jedyne, co ma na wspominki to naszyjnik od niego i sztuczki magiczne, które "mam używać tylko w razie konieczności". Po co komu coś fajnego, kiedy nie można się tym pobawić. Podobały mi się moce które mam. Zamrażanie, leczenie, teleportacja, telepatia, czytanie w myślach... Ale kiedy górę nade mną biorą emocje, nie potrafię nad nimi panować i czasami zdarza się, że kiedy jestem zła przedmioty które dotykam pokrywają się szronem. Dlatego Fury każe mi chodzić na treningi to agencji. Przynajmniej nauczyłam się po części panować nad emocjami, co ułatwia wiele spraw, nie tylko związanych z magią.
Zmęczona całym dniem wzięłam piżamę i udałam się pod prysznic. Ciepła woda i całe mnóstwo piany sprawiło, że poczułam się o wiele lepiej. W łazience spędziłam dobre pół godziny, bo moje playlista muzyki z telefonu się dawno skończyła. Ubrałam moją ukochaną szarą piżamę i owinęłam się w fioletowy szlafrok. Na pół śpiącą ruszyłam w stronę miękkiej pościeli, ale w pewnym momencie poczułam piękny zapach kwiatów, którego wcześniej tu nie było. Rozejrzałam się po pokoju. Na biurku stał ogromny bukiet czerwonych róż. Uśmiechnęłam się szeroko i zanurzyłam nos w bukiecie. Obok leżała mała złota karteczka zaadresowana do mnie. Po piśmie od razu wiedziałam od kogo ten liścik. Pięknie, kaligraficznie, pociągnięte literki pisał tylko Loki.
Hannah, nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknie! to najpiękniejsze róże jakie znalazłem. Mam nadzieję, że Tobie też się podobają. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to może Wszechojciec pozwoli mi zostać na dłużej w Midgardzie. Do zobaczenia moja księżniczko.
Loki
Uśmiechnęłam się szeroko. Bardzo bym chciała żeby mógł być cały czas. To słodkie, że zrobił mi taki prezent. Szkoda, że się z nim nie zobaczyłam, ale przynajmniej dostałam przepiękne róże. Z myślą, że niedługo zobaczę mojego ukochanego zielonookiego pozwoliło mi miło zasnąć.
***************
Rozdziały będę dodawane, co tydzień w każdą środę.
Akcja rozkręci się już niedługo :)
Życzę Wam miłej lektury.
Angela Simons
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro