n i n e
klasycznie wiążę swoje własne liny,
drogami życia zwanymi.
próbuję wypełnić pustkę.
tylko płytko, tu na brzegu jasna myśl
już odpływa.
nie dam rady iść.
ból wżera się bezkarny.
radości nie sprawia już nic,
nawet ostatni, marny,
sztucznego piękna szkic.
wybuduję sobie lekki dom,
choć obok zawsze będą kamienie i złom.
muszle, papierowe listki,
obleczone w szron.
wsypię to do miski.
nie będzie kłuło mnie przez pancerz obojętny, zawistny,
jak wolne pociski.
z tego ułożone będą jedynie kolorowe błyski,
a koniec mój bliski.
chyba że wrócisz,
ujrzę Twoją twarz we mgle,
nie uwierzę.
proszę, musisz!
sprawisz takiej chęci wrażenie,
albo realnie mi się w ramiona rzucisz.
odbiję się, będąc już na dnie,
bo wrócisz,
jako moje wybawienie.
kochanie, wypełnię Tobą swoją pustkę,
opowiem moje smutki,
skutki czynu ujrzysz,
i je szybko zburzysz.
będziesz mieć tę bluzkę,
ja nie uschnę.
fale, dźwięki puste
odejdą,
oplecione zewsząd w cierpienia
w serca piękne drżenia się zmienią.
policzki czerwone od płaczu zbledną.
czas tak krótki,
nie stracimy go na kłótnie,
fałszem spowite i butne.
ale mnie zostawiłeś,
najpierw ręką otoczyłeś,
cel mego życia ustawiłeś
i swojego się tak po prostu pozbyłeś,
nie myśląc o mnie.
godzinę śmierci duszy tym wyznaczyłeś.
|15.01.19|
______
heh, zawsze, jak jadę pociągiem
wieczorem, albo w nocy,
nachodzi mnie dość specyficzna wena xd
pozdrawiam 💛
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro