f o u r t e e n
samotne schody pokonuję,
staram się piąć w górę.
nie mam siły liczyć.
w głowie wyraźnie się snuję,
plany wieczności rujnuję,
w goryczy
i małej łezce słodyczy.
na tej ziemskiej drodze,
zszarzałej,
wyjaśniam sobie, że tak być miało,
udając.
w pamięci wciąż łzy Twoje.
w sobie, wewnątrz ukoję,
staram się skryć.
istnieję - kłamiąc.
rozedrgane struny milczenia
nie pozwolą osiągnąć ukojenia,
drzazga, jak spod znaku życia,
wytrąca z równowagi,
rozsądek łamiąc.
nadal zachwycasz,
nie zniosę Twego wyrazu w komnacie obrazów.
płynę samotną rzeką przeżycia,
nie odetchnę,
sam jestem w ciemności wiecznej, przeklętej.
skrzydła mam podcięte straszną myślą,
bo nie ma Ciebie.
staram się żyć, chociaż pięknie,
jakość siły z każdą chwilą więdnie.
ciało drętwieje,
umysł traci powoli jasność,
wszystko żółknie blado,
w uszach brzmią akordy
krzyku.
pragnę już na zawsze zasnąć,
póki pamiętam,
mam przed oczami ostatnią radość.
lecz upadam,
nadzieja, sens i wszelki cel razem ze mną spada,
szczelina powiększa się z każdym snem,
włóczę się jak cień,
marznę.
ogrzany tylko Twoim słowem niewypowiedzianym za każdym straconym razem.
zduszony przez umysł
spoglądam w przyszłość,
świat się w oceanie pustki zanurzył.
jestem tym, który zasłużył?
|23.02.19|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro