e l e v e n
* * *
panicznie oglądam się za siebie.
szukam wyjścia,
uciekam,
zapadam się w nieznaną, zawiłą głębię.
od mojego życia,
bo nie ma zła w niebie,
nie oczekuję beztroski,
ten korytarz tak wąski.
u mnie tylko zwątpienie.
wybujałe stworzenie,
nic więcej nie powiem.
w głowie,
wyhodowane tragicznym sposobem,
ale się nie boję.
te jego spojrzenie
przywłaszczyło sobie
wszystko, co moje,
w czym miałem ostoję,
teraz tylko chowam się w ziemskim grobie.
widziałem,
neony wołają do mnie tam,
słyszałem.
broń ukryta w parasolce,
skądś to znam.
moje serce ufające,
upadnę,
wyśmieją mnie i tak,
konające.
szyby zbite, okna gasnące,
gorzki smak.
a ja wciąż nie wiem, jak.
czarno-szare zbledną,
łzy ukradkiem uciekną.
|1.02.19|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro