Prolog
Per. Toma
Dziś jak zwykle byłem spóźniony na pierwszą lekcję matematyki o jakieś czterdzieści minut. Zawsze się staram spóźnić aby skrócić czas tego pieprzonego przedmiotu. Jak zawsze wszedłem do klasy nie patrząc na nauczyciela z kapturem na głowie.
-Dobry,auto rodziców się zepsuło-rzuciłem na odchodne i usiadłem w ostatniej ławce,kładąc plecak na stół.
Dopiero w tedy zorientowałem się,że w klasie panowała idealna cisza.Czułem wzrok wszystkich na sobie. Coś nie tak z moimi ubraniami ? Zdjąłem plecak po wyjęciu zeszytu i piórnika. Spojrzałem najpierw na parę osób z klasy ,która zaczęła się cicho śmiać. W tedy spojrzałem na "nauczycielkę" i na chwilkę mnie zamurowało. To nie była ta stara,siwa "landryna". W tym momencie patrzyły na mnie spod okularów metalowe tęczówki.
-Mam coś na twarzy?..-zapytałem niepewnie .
-Po pierwsze zdejmij kaptur,nie jesteś w lesie
-Znaj łaskę pana-szepnąłem i zdjąłem go.
-Po drugie podaj mi nazwisko ,muszę wpisać spóźnienie
-Thompson,a pan kim jest?
-Nazywam się Tord Larsson i jestem waszym nowym nauczycielem matematyki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro