\13/
Per. Toma
Dotarliśmy pod szkołę około godziny 15.00. Od razu pobiegłem do sklepu znajdującego się na parkingu pod szkołą. Tam poczekałem aż rodzice odbiorą większość dzieciaków a gdy do tego doszło,podszedłem do Torda .
-Możemy już jechać czy jeszcze czekamy żeby było mniej świadków?
-Już jedziemy,ta cycata baba już sobie pojechała-Tord fuknął,oczywiście chodziło o panią Stemberlake.
Zachichotałem po czym szybkim krokiem udaliśmy się do auta szarookiego. W tym momencie była 15.37 .
-Godziny szczytu..-mruknął Tord.
-I korki-jęknąłem niezadowolony.
Tord musiał jechać dookoła miasta aby ominąć wszystkie korki . DO jego domu dotarliśmy po 16.25. Szczęśliwy pobiegłem do salonu i wyłożyłem się na kanapie. Był sto razy wygodniejsza ,niż tamte głupie fotele w autokarze. Usłyszałem szarookiego nad sobą.
-Będziesz coś jadł królewiczu?
-Mhmmm-wtuliłem twarz w poduszkę ukrywając uśmiech.
-Co powiesz na krążki cebulowe z sajgonkami?
-Jutrooo
-No dobrze to zrobię ci po prostu jajka i bekon -cmoknął mnie w policzek i poszedł do kuchni.
Jest mi z nim jak w raju. Tord opiekuje się mną,pielęgnuje mnie,pociesza,pomaga mi. Gdy mam ochotę się zabawić,Tord nigdy nie odmawia. Na dodatek jest taki silny i troskliwy w jednym. Kocham go całego,nigdy bym nie przypuszczał,że prawdziwie się zakocham,a jednak.
Przez te myśli miałem ochotę się poprzytulać. Wstałem ziewając i drapiąc się po głowie,poszedłem do kuchni. Tord przebrany już w dres,kręcił się wokół patelni pełnej jedzenia. Stanąłem za nim i włożyłem ciepłe dłonie pod jego bluzkę. Objąłem nimi jego brzuch i wtuliłem się w jego plecy. Chciałem być tak blisko niego jak tylko jest to możliwe.
-Jeszcze nie jest gotowe przylepo-Odwrócił głowę i spojrzał na mnie przez ramię-Masz chcice pysiu?-Powiedział to ostatnie powoli zniżonym tonem głosu,od zawsze mnie to rozbraja.
-Zaraz mogę mieć-prawą dłoń pokierowałem po prawe żebro rogacza.-Chce się trochę poprzytulać z moim nauczycielem,cz to złe?-uśmiechnąłem się.
-Zakazany owoc smakuje najlepiej,prawda Tommy?-zachichotał- Teraz uważaj,żeby tłuszcz cię nie oparzył-Tord zaczął obracać bekon na patelni. -Mam taki fajny pomysł tylko nie wiem czy lubisz paprykę
-Surowej nie dotknę nawet kijem
-Dostaniesz konserwową-pogłaskał mnie po dłoni i wrócił do obracania mięsa. Zrobimy sobie niby hamburgery,co ty na to?
-Jak będą bez pomidorów i cebuli to bardzo chętnie
-Mój maluch ma aż tak królewskie podniebienie?-zachichotał i wrzucił na patelnie cebulkę.
-Jestem wybredny więc ciężko ci będzie mnie wykarmić hehe
-Jak założę na lodówkę zamek to sam będziesz sobie kupował jedzenie.-zakrył jajka pokrywką i obrócił się do mnie . Wziął mnie na ręce i zaczął chodzić ze mną od lodówki do blatu,od blatu do szafek wyjmując po kolei noże i warzywa.- To czego jeszcze nie lubi mój pysio? Zrobię sobie listę-cmoknął mnie w policzek i wyjął długopis i karteczki,na których robił listy zakupowe.
-Hm...Surowej papryki,cebuli,mleka-Poczekałem aż zapisze i dyktowałem dalej,głaszcząc go po karku i bawiąc się jego włosami.- Selera,musztardy,pietruszki-zerknąłem na jajka,pierwszy raz widzę,żeby ktoś je przykrywał.- pomidorów,oliwek,nutelli-może w ten sposób się nie spalą?-szczypiorku,smalcu,barszczu białego i bakłażana
-A mojego lubisz-uśmiechnął się zadziornie kończąc listę.
-Ty masz banana-zachichotałem.
-A ty paróweczkę
- Ich też nie lubię
-Zanotowane-przykleił kartkę do lodówki za pomocą magnezu. Nigdy bym nie przypuszczał,że nawet gotowanie może być wspaniałe,jeśli tylko ma się przy sobie odpowiednią osobę.
-Hej Tord-spojrzał mi w oczy- Nie będę ci przysięgał,że będę z tobą na zawsze bo życie jest zaskakujące ,ale dziękuje ci za te chwile,które możemy spędzić razem-w moich oczach pojawiły się łzy gdy w głowie porównałem sobie patologię,w której żyłem,do tego raju ,który.-T-to naprawdę cudowne,że jesteś przy mnie-Po moich policzkach popłynęły łzy.
-Tommy-uśmiechnął się i otarł moje łzy. -Nie dziękuj mi skarbeńku ale czemu mówisz mi takie coś? Boisz się,że odejdę od ciebie?
-M-mhm-schowałem głowę w jego ramię i wziąłem głęboki oddech- Albo,że wrócę do rodziców..
-Oj Tommy,Tommy-westchnął cicho- Wiesz,że będę starał się mimo wszystko z tobą widywać nawet gdyby takie coś się stało? Bo będę tęsknił skarbie,a jak ktoś tęskni,to zrobi wszystko żeby zobaczyć się ze swoją małą pchełką-obdarował mnie dziewięcioma buziakami- W tedy przychodził bym po ciebie wieczorami i woził po mieście motorem. Ulice były by puste a nam towarzyszyło by tylko logo MC'Donald świecące obok lamp ulicznych . Pojechalibyśmy tam na jakieś jedzenie,powygłupiali i wrócili do mnie na noc-Zaczął gładzić mnie po plecach ,zamknąłem oczy i zacząłem to sobie wyobrażać uspokajając się- Może udało by mi się w końcu wyremontować łazienkę tak żeby wanna mogła zamieniać się w jakuzzi.Oglądalibyśmy jakieś filmy w wannie na moim tablecie a rankiem odwoził bym cię z powrotem i tak byśmy robili co jakiś czas hm?- Słuchałem jego głosu. To wszystko wydawało mi się teraz tak realne. Czemu? może dla tego ,że nie obiecał mi ,że będziemy razem do końca świata ,powiedział mi coś co było w jego stylu,coś oryginalnego. Byłem pewien,że wszystko co mi powiedział okazałoby się prawdą.
-Czemu ty zawsze znajdziesz jakieś rozwiązanie w złej sytuacji?-uśmiechnąłem się już uspokojony.
Wzruszył ramionami z uśmiechem i cmoknął mnie w usta,wykładając na talerze obok jajka,były na patelni tak długo a nie są nawet trochę zwęglone.
-Może dla tego,że wszystkie złe sprawy dotyczą ciebie?-zaśmiał się-a dla ciebie warto trochę pomyśleć i coś wykombinować
-Dzisiaj nie ma opcji ,że nie zrobię ci loda-uśmiechnąłem się i otarłem się nosem po jego szyi.
Gdy podniosłem głowę,od razu mnie pocałował. Czuć ciepło jego ciała i ust to jak wygrana w totolotka. Jest cudowna.
-Kocham cię profesorze Larsson
-Ja ciebie też kocham głupku-zaczął się śmiać- mówiłem żebyś mnie tak nie nazywał chyba ,że w łóżku
-Nie widzę przeszkód aby do niego iść po kolacji-musnąłem jego wargi.-Naprawdę cię kocham
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro