✿ ❝𝐮𝐫𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐲❞(oneshot by @Mafiaa14)
Uwaga! Tym razem one-shot nie został napisany przeze mnie, a przez wspaniałego Mafiaa14 , wstawiam tu ten os na jego prośbę, gdyż chciał aby pojawił się on w tej książce, a nie na jego profilu (Bardzo mnie prosił) (Nie potrafię odmawiać ludziom)
Tak więc to jemu należą się podziękowania za ten rozdział, bo ja tylko takim sponsorem jestem jakby XD
polecam wejść też na jego konto i dać follow :]]
══════☄️══════
Z okazji 102 rocznicy urodzin Jana Bytnara
— Wszystkiego najlepszego, Janek! — mówię, uśmiechając się pod nosem. — Żebyś przeżył jak najdłużej dla wolnej Polski.
Chłopak co prawda mi nie odpowiada, jednak wiem, co chciałby powiedzieć. Że nie było to potrzebne, nie musiałem, że powinienem był inaczej spędzić ten dzień.
Jednak wyobrażam sobie, że się uśmiecha, by i sobie poprawić nastrój.
— Dwadzieścia dwa lata — szczerzyłby się Alek. — Rudy, starzejesz się.
Dwadzieścia dwa lata.
Tyle właśnie by skończył dzisiaj Jan Bytnar, gdyby nie Niemcy.
Gdyby nie oni, on i Alek wciąż by tu byli, świętowalibyśmy wspólnie urodziny przyjaciela.
Tyle wspólnych chwil, słów i uczuć zniknęło z chwilą, gdy lekarz potwierdził jego zgon. Wciąż mam przed oczami jego drobne, zmaltretowane ciało, ciągle słyszę jego głos, nie mogę zapomnieć, jaki kruchy i delikatny się wydawał, kiedy przenosiłem go na rękach do samochodu.
Nie mogę, myślę, kiedy oczy zachodzą mi łzami. A jednak wciąż się łudzę, że gdy podniosę wzrok, zobaczę go opierającego się o pobliskie drzewo, a Alek będzie kazał mi się ogarnąć i szykować się do kolejnej akcji, podobnie jak koledzy z drużyny.
Oni już się z tym pogodzili, ruszyli dalej. Nigdy nie zrozumieją mojego bólu. To, co łączyło mnie z Jankiem...
Ta relacja była dość niezwykła. Potrafiliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, godzinami patrzeć w niebo nie mówiąc ani słowa lub czytać wiersze Słowackiego.
Nie żałuję jednak ani jednego momentu, w którym nie wypowiadaliśmy żadnych słów, tylko po prostu patrzeliśmy sobie w oczy z uśmiechem. Sama jego obecność wypełniała pustkę w moim sercu.
Czy to dlatego, że już go ze mną nie ma, czuję się taki... niepełny? Nie umiem nazwać tego uczucia.
Przy nim nie musiałem udawać, mogłem być sobą bez strachu, że będzie mnie oceniał. Rudy, ten dziecinny i zawsze uśmiechnięty Rudy, poświęcił się dla Polski.
Ile jeszcze musimy poświęcić?, chcę zapytać, chociaż wiem, że nikt mi nie odpowie. Ile jeszcze młodych żyć musimy stracić, byśmy mogli być wolni?
Wiem, że Janek uważałby, że jego śmierć jest warta ojczyzny, jednak coraz bardziej zaczynam w to wątpić. Dlaczego ten niewinny chłopak opuścił nas tak szybko?
Spoglądam w niebo. Zaczyna się ściemniać, zaraz zapewne zacznie się godzina policyjna. Chociaż bardzo tego nie chcę, muszę stąd uciekać.
— Jeszcze raz ci życzę wszystkiego najlepszego — mówię, starając się opanować drżenie głosu.
Rozglądam się po pustym cmentarzu, gdy nagle rozumiem.
Rozumiem, co to za uczucie. Byłem głupi, że wcześniej tego nie wiedziałem.
Teraz już nawet nie staram się hamować łez, które spływają mi po policzkach.
— Kocham cię, Rudy - szepczę, chociaż wiem, że jest już za późno. — Kocham i zawsze będę.
Cisza. Nie słyszę odpowiedzi. Podnoszę się z brudnej ziemi, ocierając mokre od łez policzki.
Nagle przeszywa mnie dreszcz, a przez cmentarz przechodzi podmuch ciepłego wiatru.
Wierzę, że to znak. Wierzę, że Janek właśnie śmieje się z mojej głupoty, bo nie zauważałem sygnałów, które mi wysyłał. Nic nie mówił, ale wiedział.
Gdziekolwiek teraz jest, mam pewność, że chłopak o imieniu Jan Bytnar, który kończyłby dziś równe dwadzieścia dwa lata, kochał mnie. I chociaż nie powiedziałem mu tego, on wiedział, że ja również kochałem jego.
══════☄️══════
6 maja 2023.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro