Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. KRWAWIĄCE PŁUCA

Friedrich złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, pogłębiając pocałunek. Byłam kompletnie zdezorientowana. To wszystko stało się zbyt szybko, pozbawiając mnie jakiejkolwiek możliwości zareagowania. Byłam zszokowana i podniecona zarazem. Był to w końcu mój pierwszy pocałunek w życiu. Chociaż przyznam szczerze, że nie tak sobie go wyobrażałam. Aura była dosyć romantyczna, nie powiem. Pałac Brühla w tle, zachodzące słońce i inne nieistotne szczegóły, które artysta uznałby za inspirujące. Mnie obchodziło tylko to, z kim się całuję. I mimo że był to młody, nieziemsko przystojny i dobrze wychowany mężczyzna, to jakoś nie czułam w sercu tego przyjemnego ciepła. A może po prostu ja już nie mam serca i nie potrafię czuć czegokolwiek poza bólem. 

I wtedy stało się coś, czego najmniej się spodziewałam. Piękną chwilę przerwał idący pośpiesznie w naszą stronę mężczyzna. Z początku nie miałam bladego pojęcia, kto to taki. Kiedy jednak znalazł się w zasięgu mojego wzroku, z moich ust wydobyło się ciche westchnienie. Tylko nie on, tylko nie Brenner, proszę. To jednak był on. W całej swojej wkurzonej do granic możliwości postaci. Rzucił jakieś przekleństwo, które puściłam mimo uszu, po czym z całej siły uderzył Friedricha w twarz. Mężczyzna zatoczył się i upadł, łapiąc za krwawiący nos.

- Jeśli jeszcze raz zobaczę cię z moją kobietą, to zastrzelę jak psa. - warknął, spluwając mu prosto w twarz.

Daję słowo, że moja szczęka w tym momencie znalazła się na podłodze. Byłam w takim szoku, że nawet nie zorientowałam się, kiedy Brenner znalazł się przy mnie, szarpiąc mocno za ramię.

- A ty idziesz ze mną. - wysyczał, po czym odwrócił się plecami i zaczął mnie ciągnąć za sobą.

To był jego cholerny błąd. W tym czasie Friedrich zdążył odbezpieczyć broń i wycelować prosto w jego plecy. Niewiele myśląc, odepchnęłam z całych sił Karla, przyjmując na siebie przeznaczoną mu kulę.

Poczułam jak ból rozrywa całą moją klatkę piersiową. Złapałam się za postrzelone miejsce, otwierając szeroko oczy z przerażenia. To już koniec. - przeszło mi przez myśl. Strach przed śmiercią, której przecież chciałam, całkowicie mnie sparaliżował. Uświadomiłam sobie w tym momencie, że wcale nie chcę umierać. Z moich ust wyrwał się okropny krzyk, niosący się echem po kamienicach.

Friedrich uciekł. Po prostu zwiał jak pies z potkulonym ogonem, zostawiając po sobie jedynie maleńką plamę krwi na chodniku.

Brenner po chwili znalazł się przy mnie, zamykając w objęciach. I wtedy właśnie poczułam to przyjemne ciepło. Chociaż to pewnie tylko krew, zalewająca mi płuca.

- Zabiorę cię do szpitala. - powiedział nerwowo. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę ulicy. Nie musieliśmy długo czekać. Patrol niemieckiej żandarmerii pojawił się zadziwiająco szybko.

- Do szpitala. - polecił Brenner, pakując się do samochodu. - Dzieciątka Jezus będzie najbliżej.

Położył mnie na siedzeniu, a ze swoich nóg zrobił mi poduszkę pod głowę, po czym zaczął uspokająco głaskać mnie po włosach. Czyżby mu cała złość już przeszła? Widocznie nawet ta rana w płucach ma swoje plusy. Przynajmniej uniknę kary. Chociaż tysiąc razy bardziej wolałabym, żeby się na mnie złościł albo nawet pobił, niż bym miała udusić się własną krwią. Czułam, że umieram. Poza tym nie jestem głupia. Zdaję sobie sprawę, że kula przebiła płuco i w każdej chwili może się ono zapaść, a ja najzwyczajniej w świecie się uduszę.

- Wiesz... - zaczęłam cicho. - Zawsze najbardziej przerażała mnie śmierć poprzez uduszenie.

- Nie udusisz się, obiecuję.

- Człowiek wtedy zachłannie walczy o każdy oddech. Tak jakby sam określa chwilę, w której umrze i doskonale o tym wie. Nie chcę umierać powoli i mieć tę świadomość. Wolę umrzeć nagle, niespodziewanie i szybko.

- Zdecydowanie gorsza jest śmierć, którą zadaje najbliższa ci osoba. - wyznał. - Ty odsłoniasz przed nią wszystko, a ona to wykorzystuje i wbija ci nóż w plecy. Uduszenie w porównaniu z tym to nic.

Chciałam się kłócić i bronić swoich racji, ale nie miałam siły. Zaczynało mi brakować tlenu, a w kącikach oczu zebrały się łzy.

- Dziękuję. - wyszeptałam. - I przepraszam.

- Przestań, nienawidzę tych wyznań przed śmiercią. One są nieszczere. Po prostu nawracasz się, bo taka nakazuje ci twoja ludzka natura. - westchnął. - A poza tym ty nie umrzesz, nie pozwolę ci na to.

- Nienawidzę tego twojego pieprzonego ateizmu.

- Nie jestem ateistą.

- No więc kim?

- Kimś, kto przy tobie staje się lepszym człowiekiem. To ty jesteś wszystkim, w co wierzę.

- I kto tu prawi ckliwe wyznania...

- Ja jestem w pełni świadomy tego, co mówię.

- Ja również. - zaczęłam kasłać krwią  - Jesteś. - mój oddech stał się cięższy, niemiarowy. - Jedyną bliską mi osobą. - wydusiłam to w końcu z siebie, zanosząc się kaszlem.

Z ust spłynęła mi strużka krwi, a oczy zaszły mgłą. Ostatnią rzeczą, którą widziałam, nim straciłam przytomność, była jego twarz i te idealne, ostre rysy.  I sama nie wiem, czy to przez to, że umierałam i nie myślałam trzeźwo, ale wydał mi się niesamowicie przystojny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro