Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. NIE MA JUŻ ODWROTU

𝐙𝐀𝐁𝐈𝐄𝐑𝐙 𝐌𝐍𝐈𝐄 𝐃𝐎 𝐃𝐎𝐌𝐔
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒅𝒛𝒊𝒆𝒘𝒊ą𝒕𝒚﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂

❛❛Jeśli nie ma wyjścia, trzeba je stworzyć. Nie można pozwalać, by świat po prostu się nam przydarzał.❜❜  Ann Brashares.

Zbudziły mnie promienie porannego słońca, przyjemnie łaskocząc po twarzy. Przeciągnęłam się leniwie niczym kotka, ziewając. Miałam kompletny mętlik w głowie. Zupełny chaos. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, gdzie właśnie jestem. Ale jeszcze bardziej nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ten człowiek mi pomaga tak bezinteresownie, z dobrego serca. Przecież to nie jest możliwe. W życiu spotkało mnie już tyle zła, że nie wierzę w ludzi. Żaden Niemiec nie naraziłby swojego życia, żeby uratować inne - zupełnie nieznane. A przynajmniej żaden z tych, których dotychczas poznałam. A może jednak? Może w III Rzeszy mimo wszystko istnieją jeszcze niezepsuci ludzie, którzy wbrew wszystkim mają swoje własne przekonania, nieprzesiąknięte nazizmem i innymi popieprzonymi doktrynami. Którzy jeszcze potrafią walczyć za to, w co wierzą. Może właśnie spotkałam przedstawiciela tego wymarłego gatunku?

Najchętniej przeleżałabym w łóżku cały dzień, ale zachciało mi się siku. Wstałam więc i wyszłam na obszerny korytarz. Które drzwi? Otworzyłam pierwsze, lepsze, zaglądając do środka. W całym pomieszczeniu było pełno regałów pełnych rozmaitych książek i dokumentów. Niepewnie weszłam do środka, rozglądając się uważnie. Książki nie zaciekawiły mnie ani trochę, nie znosiłam czytać. Moją uwagę przykuła biała teczka pomiędzy dwoma grubymi tomami. Wyciągnęłam ją ostrożnie, zaglądając do środka. Wewnątrz był całkiem spory plik banknotów i kilka zdjęć. Na każdym z nich zakreślona była podwójną linią pewna kobieta. Miała krótkie, kręcone włosy i wiecznie smutny wyraz twarzy. Wyglądała na Żydówkę. Dziwne. Dalej były luźne kartki, na których ktoś kreślił coś chaotycznie. Szoszana Rotenschwanz. Żyd jak nic. Poniżej był jakiś adres w Berlinie przekreślony grubą linią. Na jego miejsce niedbale wpisano nowy - i co mnie bardzo zdziwiło - była to jedna z ulic Warszawy. Były tam jeszcze inne zapiski, których nie potrafiłam rozszyfrować. Dziwne liczby i słowa, których nie potrafiłam zrozumieć. Odkładając teczkę na miejsce, spostrzegłam, że za regałami jest jeszcze jedno pomieszczenie. Spróbowałam odsunąć regał, ale był zbyt ciężki. Wyciągnęłam więc kilka książek i przedostałam się na drugą stronę. Czasem dobrze jest być małym. Książki odłożyłam z powrotem na swoje miejsce, aby właściciel domu niczego się nie domyślił. Na samym środku stał sejf. I właściwie była to jedyna rzecz w tym pomieszczeniu. Podeszłam do niego, oglądając go ze wszystkich stron. Potrzebny był klucz. Wielka szkoda.

Wróciłam do gabinetu. Tym razem zaczęłam oglądać biurko. Odsunęłam jedną szufladę, a moim oczom ukazał się średni karabin i zapas nabojów. Nieźle. Wyciągnęłam zabawkę, przyglądając się jej uważnie. Była nabita.

Brenner

Zapukałem do drzwi, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Zapukałem więc drugi raz - tym razem głośniej i dobitniej. Znowu nic. Nacisnąłem więc na klamkę, wchodząc do środka. Łóżko było puste. Gdzie ona się do diabła podziewa?! Nie mogła przecież uciec, to niemożliwe. Dokąd by poszła. Szybko opuściłem pokój, udając się do łazienki. Tam też jej nie było. Cholera jasna. Musiała zwiać. Skierowałem się w stronę gabinetu, aby wykonać telefon. Kiedy jednak otworzyłem drzwi, całkowicie mnie zamurowało. Nadia siedziała na skórzanym fotelu za moim biurkiem, trzymając w dłoni karabin. Kiedy mnie zobaczyła, podskoczyła przerażona, wypuszczając z dłoni broń. Karabin uderzając o ziemię, wystrzelił. W całej willi rozległ się huk. Pocisk trafił prosto w moją kolekcję whisky na komodzie, roztrzaskując kilka butelek na drobne kawałeczki. Drogi alkohol znalazł się na podłodze, zmieszany ze szkłem. Ja ją chyba zaraz zabiję. Dwoma krokami znalazłem się przy niej, szarpiąc ją za włosy.

- Co ty wyrabiasz, dziewczyno?! - wrzasnąłem. - Wiesz, ile ten alkohol jest wart? Poza tym, kto ci pozwolił wchodzić do mojego gabinetu?!

Ona skuliła całe ciało, zamykając oczy i przygotowując się na cios. Zdębiałem. Zupełnie nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że będzie się wyrywać, krzyczeć i przeklinać, a ona po prostu nie zrobiła nic. Jakby bicie było dla niej codziennością. Zrobiło mi się strasznie przykro. A zarazem byłem wściekły na siebie, że zareagowałem tak gwałtownie. Przecież to tylko alkohol, co z tego że wart bardzo wiele. Ukląkłem przed nią, zmuszając, żeby spojrzała mi prosto w oczy. Jej złociste włosy opadły na mokre od łez policzki. Miałem wrażenie, jakbym oswajał dzikie zwierzę, które doznało bardzo wiele zła od ludzi. Wiedziałem, że nigdy nie odzyskam jej pełnego zaufania, ale byłem pewien, że chcę ją oswoić i wziąć za to pełną odpowiedzialność.

- Przepraszam, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. Po prostu ten alkohol był bardzo drogi, ale to nic. Może przynajmniej dzięki tobie przestanę pić. - zaśmiałem się. - Nadia, ktoś cię skrzywdził, prawda? Nie musisz się już bać, jesteś bezpieczna.

- Nie boję się, nie mam już nic do stracenia.

- Skoro tak, opowiedz mi o wszystkim. Przecież i tak jest ci to obojętne.

- To nic nie zmieni.

- Nie chciałabyś, żeby ten, kto cię skrzywdził poniósł karę?

- Już dostał za swoje. - powiedziała tylko, po czym wyszła z pomieszczenia.

Nie zatrzymałem jej. Wiedziałem, że to nic nie da. Ona potrzebuje czasu. A ja jestem cierpliwy. Jeśli trzeba mogę czekać całe życie. Jej słowa jednak sprawiły, że zacząłem się porządnie zastanawiać, czy to morderstwo nie było czasem samoobroną.

Nadia

Wróciłam do pokoju, wychodząc na balkon. Miałam pod swoimi stopami przepiękny widok na ogromny ogród. Był on tym piękniejszy, że nie był stylizowany na żadną modę. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i wyjątkowy. Oparłam się dłońmi o balustradę, wracając myślami do tego, co stało się przed chwilą. Wiedziałam, że mogę mu zaufać. Pytanie tylko - jaki w tym sens? Monika nie żyje i żadne słowa tego nie zmienią. A ja zabiłam Hansa i już do końca swoich dni będę na rękach nosić jego krew. Zastawiam się, dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć. Jestem nawet w stanie zrozumieć, po co wybuchła ta cała wojna. Tylko - dlaczego musiała przybrać taki obrót? To już nawet nie przypomina rzeczywistej wojny, podczas której to żołnierze walczą o swój kraj, przelewając krew i oddając swoje życie na ołtarzu ojczyzny. To jest po prostu bestialski mord. Ludobójstwo. Zbrodnia, której świat nigdy nie zapomni.

Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos nadjeżdżającego samochodu. Czarny mercedes przypominał bestię żywcem wyciągniętą z najgłębszych czeluści piekła. Na samą myśl całe moje ciało przeszył dreszcz. Po chwili z auta wysiedli mężczyźni. Cholera, to niemiecka policja. Na pewno ktoś musiał im donieść o całym tym wypadku w okolicach lasu, gdzie doszło do morderstwa. Już lepiej, jakby ten mężczyzna zostawił mnie tam w rowie na pewną śmierć. Oszczędził by sobie przynajmniej problemów, a moje życie i tak jest gówno warte. Ciągłe pasmo nieszczęść. Szybko wymsknęłam się z pokoju i pobiegłam do gabinetu. Zaczęłam przeszukiwać szuflady w celu znalezienia jakiejś broni. Na samym dnie natknęłam się na niewielki pistolet. Chwyciłam go i na palcach wróciłam do jedynego pomieszczenia w tym domu, w którym czułam się bezpiecznie. Usiadłam na miękkim łóżku, przypatrując się broni. Dawała mi ona jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa. Jakbym mając pistolet w ręku, była nieśmiertelna. Ale to tylko iluzja, która już niejednego zgubiła.

Wzięłam głęboki wdech, czekając, aż tylko usłyszę tupiące kroki na schodach. Nie chciałam umierać w ten sposób. Jako morderczyni i zdrajca III Rzeszy. Znienawidzona przez wszystkich i zapomniana. Gdyby chociaż historia mojej siostry wyszła na światło dzienne, mogłabym umrzeć spokojnie. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Claubergowie odwrócą kota ogonem i to ze mnie zrobią ten czarny charakter, chowając się za plecami kata. Nie chciałam umierać w ten sposób. Przystawiłam pistolet do skroni, przymykając powieki. Wystarczy jeden ruch, abym wreszcie się uwolniła. Z drugiej jednak strony, jeśli nacisnę na spust, zapewne trafię do piekła. I będę już na wieczność zniewolona. Ale wiedziałam też, że im dłużej będę żyła na tym świecie, tym więcej grzechów popełnię. W dzisiejszych czasach nawet aniołowi potrafią wyrosnąć rogi. Zresztą, i tak czeka mnie już tylko śmierć. Oni tu przyjdą, zabiorą mnie na proces i zastrzelą. Chyba nie zniosłabym takiego upokorzenia. Trzeba być w pionie nawet, kiedy się tonie. Przynajmniej jakąś decyzję w życiu podejmę samodzielnie. Do tej pory to wszyscy wokół układali mi życie. Może najwyższy czas to zmienić?

Cały czas siedziałam niezdecydowana, trzymając przy skroni lufę. Dopiero, kiedy usłyszałam kroki na schodach, podjęłam decyzję.

Proszę, Boże, wybacz mi.

Wzięłam ostatni oddech, gotowa nacisnąć spust.


Miał wyjść jeden rozdział, ale stwierdziłam, że podzielę go na dwie części, żeby potrzymać was jeszcze w napięciu. Ale dla pocieszenia powiem, że kolejny pojawi się bardzo szybko. 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro