Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. MORDERSTWO

𝐙𝐀𝐁𝐈𝐄𝐑𝐙 𝐌𝐍𝐈𝐄 𝐃𝐎 𝐃𝐎𝐌𝐔
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒔𝒊𝒐́𝒅𝒎𝒚﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂

❛❛Nie mam pojęcia co się stało ze mną.
Coś zamieniło światło w ciemność.❜❜

    Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. W pokoju panował okropny chłód, przenikający na wskroś kości. Specjalnie zostawiłam otwarte okno. Nie mogłam zasnąć, bo wiedziałam, że znów nawiedzą mnie koszmary, a w tym zimie nawet nie miałam ochoty na krótką drzemkę. Był jeszcze jeden powód mojej bezsenności. Wiedziałam, że przyjdzie tej nocy. Musiał przyjść, przecież tak łatwo nie odpuści. I bardzo dobrze. Jestem gotowa. Tym razem to ja sprawię mu niespodziankę. Prezent leżał bezpiecznie schowany pod poduszką. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego zaskoczoną minę. Nie docenia mnie, jego błąd. Błąd, który może go bardzo wiele kosztować. Myśląc, że ma mnie w garści, tak naprawdę zaciska pętlę na swojej szyi. Role się odwrócą. Wreszcie to on będzie błagał o litość, a nie ktoś jego. Być może sprawiedliwość jest ślepa w tym przypadku, ale ja ją poprowadzę za rękę i wskażę kogo ma dopaść. W końcu im mniej insektów i pasożytów na tym świecie, tym lepiej. Tak przynajmniej uczyli nas w szkole. A Hans jest największą gnidą, jaką znam.

I sama nie wiem czy robię to dla siostry, czy ze względu na siebie. Ona z pewnością nie chciałaby, aby ją pomścić. Więc to nawet nie jest kwestia zemsty, bo przecież zemsta jest zła. Pragnę tylko sprawiedliwości. Niczego więcej. Chcę pokazać Hansowi, że wcale nie jest w centrum całego wszechświata i że nie wszystko musi kręcić się wokół niego. Udowodnić mu, że nie jest panem, któremu wszyscy muszą usługiwać. Że ludzie w około nie są tylko przedmiotami, które może dowolnie wymieniać i zabawkami bez uczuć, którymi może się bawić. Teraz to ja podyktuję warunki. I nie będzie miał wyjścia, będzie musiał zagrać w moją grę.

( ... )

   To czekanie strasznie mi się dłużyło. Nigdy nie należałam do cierpliwych osób. Pewnie już nie przyjdzie. Może znalazł sobie inną zabawę... Kto wie? I wówczas, jak na zawołanie, drzwi zaskrzypiały, a na ścianie pojawił się cień postaci.

— Już mi nie uciekniesz, suko — powiedział, gdy tylko przekroczył próg mojego pokoju.

Poczułam jak krew zalewa mi oczy. Ręce zaczęły się pocić, a adrenalina wypełniła  moje żyły. Bałam się, mimo iż nie miałam już nic do stracenia.

— A może zagramy w grę? — brzmiało to tak absurdalnie, że sama nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mówię —  Monika mi mówiła, że lubisz się bawić.

Hans zaczął się śmiać, co zbiło mnie zupełnie z tropu.

— Taak, i może jeszcze pobawimy się w berka...

— Czemu by nie? — uśmiechnęłam się zalotnie i udając, że nie wyłapałam sarkazmu w jego odpowiedzi, schowałam pistolet pod nocną koszulą. - Goń mnie! — rzuciłam, wybiegając z pokoju. — Jak mnie złapiesz, będę twoja.

Widocznie przypadła mu do gustu ta "gra wstępna", gdyż już po chwoli słyszałam za sobą ciężkie kroki. Cholera, jeszcze obudzi Helgę i Wolframa. A wtedy co? Cały mój plan diabli wezmą. Szybko zbiegłam po schodach, kierując się do drzwi wyjściowych i na werandę.

— A ty dokąd?

— Goń mnie — odwróciłam się przez ramię, posyłając mu tajemniczy uśmiech.

Westchnął tylko, przyśpieszając kroku. Ku mojemu zdziwieniu był naprawdę szybki, choć na co dzień robił wszystko bardzo powoli. Widocznie pożądanie dodało mu skrzydeł.

Śnieg co prawda już stopniał, ale i tak cała trzęsłam się z zimna. To był idiotyczny pomysł, żeby wybiec na zewnątrz boso w samej koszulce nocnej. Zwinnie skręciłam w stronę lasu, odbijąc się od ziemi niczym sarenka. To były prawdziwe, krwiste łowy. Ja byłam ofiarą, a on drapieżnikiem. W tym jednak przypadku to właśnie ofiara ma o wiele więcej rozumu. Prowadzę go wprost w objęcia śmierci. To pułapka. A on ślepo w nią wpada.

W płucach powoli zaczynało mi brakować tlenu, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Czułam jego ciepły oddech na karku. Po chwili oplótł się wokół mnie niczym wąż, zamykając w szczelnym uścisku. W mgnieniu oka wyciągnęłam pistolet i wykierowałam lufę w jego stronę. Odskczył ode mnie niczym poparzony, a oczy niemalże wyszły mu z orbit. Był śmiertelnie przerażony. A widok jego twarzy wykrzywionej ze strachu, był dziwnie satysfakcjonujący.

— Teraz wiesz, jak czuła się Monika za każdym razem, kiedy przychodziłeś do naszego pokoju. I co, fajnie? — spytałam z drwiną w głosie, celując pistoletem prosto w jego pierś.

— P-p-przecież ja jej nic takiego nie zrobiłem... — jąkał się niemiłosiernie, a ręce całe mu drżały.

— Jeszcze mi zaraz powiesz, że sama tego chciała. Ona się przez ciebie zabiła! — wykrzyczałam, zupełnie nie panując nad emocjami. — Powiedz mi, co ona ci takiego właściwie zrobiła. Dlaczego ją tak skrzywdziłeś?

— Kobiety muszą być posłuszne mężczyznom.

— Ale ona wcale nie była twoją kobietą, rozumiesz?! To nie ty tutaj rządzisz. Nie masz prawa z ludzi robić przedmiotów, których używasz wedle swojej woli.

— A ty nie masz prawa mnie zabijać! — wykrzyczał nienaturalnie wysokim głosem.

— Mam do tego absolutne prawo — moje szare oczy przypominały dwie lufy pistoletu wycelowane prosto w jego serce. —  Życie za życie.

Powoli przejechałam palcem po spuście, rozkoszując się widokiem bladego z przerażenia Hansa. Po chwili całe jego spodnie zrobiły się mokre. Posikał się ze strachu! Wybuchnęłam śmiechem, którego echo poniosło się daleko w las.

— Widzisz... Jesteś pieprzonym tchórzem. Nawet nie potrafisz wziąć odpowiedzialności za to, co zrobiłeś. Tylko umywasz ręce i udajesz, że nic takiego się nie stało. A stało się. To twoja wina, że Monika się powiesiła.

W powietrzu zawisła grobowa cisza, pełna napięcia.

— Na miejscu Helgi chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym miała takiego brzydkiego idiotę za syna.

Teraz zrobił się cały czerwony ze złości. Przecież tylko powiedziałam prawdę. Miałam wrażenie, że lada chwila rzuci się na mnie z pięściami, ale on tylko stał w miejscu i zaczął głupio się uśmiechać.

— Twoja siostra błagała mnie o litość, kiedy ją gwałciłem. Krzyczała, żebym tego nie robił, a wtedy pieprzyłem ją jeszcze mocniej, aż cała nie zalała się krwią. Żebyś słyszała ten płacz...

Strzeliłam. Po prostu pociągnęłam za spust, a on bezwładnie upadł na ziemię. Cała jego klatka zalała się czerwienią. Jego martwe oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem. Podbiegłam do ciała, sama nie wiedząc, co dokładnie zrobić. Próbowałam zatamować krwawienie, ale było już za późno. Nie chciałam go zabić, tylko porządnie nastraszyć. Ale kiedy zaczął opowiadać o tym, co zrobił Monice, jakby był z tego zadowolony i dumny, to nie wytrzymałam. Chciałam po prostu, żeby się zamknął. Żeby w końcu przestał mówić te okropne rzeczy, a ten koszmar dobiegł końca.

Długo siedziałam na ziemi, cała umazana we krwi, wpatrując się tępo w martwe ciało. Kiedy już otrząsnęłam się z szoku, stwierdziłam, że muszę jak najprędzej pozbyć się ciała. Wiedziałam doskonale, że sama nie dam sobie rady, więc pobiegłam w stronę schronu.

Bez zapowiedzi niczym huragan wpadłam do drewnianego szałasu, budząc śpiących beztrosko mężczyzn. Kapitan wymierzył nerwowo we mnie pistolet.

— Kto tam jest?!

— Potrzebuję waszej pomocy — powiedziałam cicho, ledwie słyszalnie.

— Nadia...? Co ty tu robisz?

Ktoś zapalił świeczkę, a w całym pomieszczeniu zapanowała jasność.

— Matko jedyna! Co ci się dziewczyno stało, jesteś ranna?!

— To nie moja krew — wydusiłam ze łzami w oczach.

Po chwili poczułam silną dłoń kapitana, podtrzymującą mnie w pasie.

— Usiądź sobie. I na spokojnie opowiedz, co się stało.

Bez słowa wykonałam jego polecenie, siadając na pryczy wypchanej sianem.

— Pamiętacie, jak opowiadałam wam o Hansie?

— No tak, to ten skurwiel, co skrzywdził twoją siostrę.

— Zabiłam go! — wykrzyczałam, chowając twarz w dłoniach.

— To był wypadek, tak? — uspokająco głaskał mnie po plecach.

— Chciałam go tylko nastraszyć, ale kiedy zaczął opowiadać o tym, co jak skrzywdził moją siostrę, to nie wytrzymałam. Chciałam po prostu, żeby zamilkł...

— No to zamilkł na wieki — Dymitr zaśmiał się pod nosem.

— Bawi cię tą sytuacja? — kapitan zmierzył go lodowatym spojrzeniem. Chłopak od razu się uciszył.

— Trzeba zakopać ciało, żeby nikt go nie znalazł. Wskażesz nam, gdzie dokładnie jest?

Pokiwałam głową, w duchu dziękując Bogu, że zesłał mi tych rosyjskich żołnierzy. Byli jedynymi bliskimi mi osobami na tym świecie. I nawet nie miało znaczenia to, że z politycznego punktu widzenia byli dla mnie śmiertelnymi wrogami.

Szłam na przodzie, wskazując drogę pozostałym. Całe moje ciało napięło się jak struna, kiedy zobaczyłam Helgę. Schyliłam się, chowając w krzakach. Musieli usłyszeć hałas i wyjść na zewnątrz. Istniał cień szasny, że jeszcze nie znaleźli zwłok.

— Co się stało? — spytał kapitan szeptem.

— To Helga, na pewno jest z Wolframem. Musieli usłyszeć strzał i zorientować się, że nas nie ma.

— W takim razie musimy się pośpieszyć.

— Helga! — głos Wolframa poniósł się echem po lesie.

— Chyba jednak są pierwsi.

—  Co teraz?

— Wracajcie do schronu, nikt nie może was zobaczyć. — zagryzłam wargę ze zdenerwowania. — A ja pójdę do domu. Może nie zorientują się, że mnie nie ma.

— To nie jest dobry pomysł.

— A masz lepszy?

— Pójdziemy razem z tobą.

Pokręciłam głową.

— Dziękuję, ale poradzę sobie. Potrafię wziąć odpowiedzialność za swoje czyny — uśmiechnęłam się blado. — Nie jestem już małym dzieckiem.

— Gdybyś jednak nie pojawiła się jutro w lesie, złożymy bardzo miłą wizytę państwu Clauberg.

— Dziękuję — jeszcze raz uśmiechnęłam się na pożegnanie, po czym biegiem udałam się w stronę domu.

Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zdenerwowana. Drżącymi rękami nacisnęłam klamkę, kiedy usłyszałam za sobą wrzask Helgi. Nie było to nic konkretnego, tylko litania przekleńtw wymierzona w moją stronę. Cholera, spóźniłam się. Po chwili kobieta podbiegła do mnie i z całych sił uderzyła mnie w twarz. Upadłam na ziemię. Była jakby w szale. Przygniotła mnie całym swoim ciężarem do ziemi i zaczęła bezmyślnie okładać pięścią. Poczułam jak łamie mi kość w nosie, a do gardła napływa świeża krew. Zaczęłam się krztusić. A ona biła dalej. Już nawet nie liczyłam ciosów. Ból był nie do zniesienia. Ale nie trwał długo. Już wkrótce straciłam świadomość. Miałam nadzieję, że już jej więcej nie odzyskam.

( ... )

    Bóg jednak nie wysłuchał mojej prośby i obudziłam się na podłodze w swoim pokoju. Głowa pękała mi z bólu, a w gardle miałam sucho jak na pustyni. Z niemałym trudem podniosłam się z podłogi i podeszłam do drzwi. Były zamknięte. Szlag by to! Nie mogę tutaj dłużej zostać. To równoznaczne było z wyborem śmierci. Sama chcę zdecydować, w jaki sposób zginę. A kiedy mam okazję, aby wymknąć się ze szpon anioła śmierci, to tej okazji z pewnością nie zmarnuję. Chodzi o to, żeby bezmyślnie nie dać się zabić w przeświadczeniu, że złożyło się swój dar na ołtarzu ojczyzny i umarło dla wyższej sprawy. Państwo nie potrzebuje ofiar, ale zwycięzców. Podeszłam do okna, otwierając je na ościerz. Jęcząc z bólu, wspięłam się na parapet. Było dosyć wysoko. Mimo to warto zaryzykować. I tak jestem już wewnątrz martwa. Ustałam na krawędzi, spoglądając w dół. R a z, d w a, t r z y. Skoczyłam.

Przez chwilę byłam w siódmym niebie. Miałam wrażenie, jakby z moich pleców wyrosły skrzydła, na których unosiłam się beztrosko. Ten lot jednak skończył się bardzo bolesnym upadkiem. Tak samo upadły wszystkie moje nadzieje i marzenia. Po prostu roztrzaskały się na milion drobnych kawałków, których nie sposób złożyć w całość.

Nagły przypływ adrenaliny sprawił, że na chwilę zapomniałam o bólu i rzuciłam się biegiem przed siebie. Zatrzymałam się dopiero, kiedy potknęłam się o wystający konar drzewa i upadłam na ziemię, zdzierając sobie kolano. Nie zważając na krwawiące rany pobiegłam dalej, przed siebie, jak najdalej od tego miejsca. Nie myślałam, dokąd pójdę, co zrobię dalej. Byłam w szoku niczym spłoszone zwierzę, które bezmyślnie rzuca się do ucieczki. Nawet nie spostrzegłam, kiedy wybiegłam na drogę. Było już za późno. Wbiegłam wprost pod nadjeżdżający samochód niemieckiej żandarmerii. Potrącona upadłam na samym środku jezdni, tracąc przytomność. Nie protestowałam, tylko z ulgą oddałam się w przyjemnie otulające ramiona ciemności. Otoczyła mnie błoga cisza. Wiedziałam, że jestem już bezpieczna. Wiedziałam, że jestem w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro