06. ZERWANA LILIA
𝐙𝐀𝐁𝐈𝐄𝐑𝐙 𝐌𝐍𝐈𝐄 𝐃𝐎 𝐃𝐎𝐌𝐔
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒕𝒓𝒛𝒆𝒄𝒊﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂
Na drżących i miękkich nogach podeszłam do mężczyzny, niepewnie wyciągając rękę. On bez słowa podał mi ręcznik. W mgnieniu oka owinęłam się materiałem. Czułam, jak moje policzki całe płonął pod wpływem spojrzenia Hansa. On jednak po prostu uśmiechnął się pod nosem i wyszedł. W kompletnym szoku stałam na środku, wciąż nie dowierzając w to, co właśnie się stało. Psychopata i zboczeniec! Teraz przynajmniej wiem, czemu oni tak się o niego troszczą. Przecież on jest chory umysłowo. Stwarza zagrożenie dla środowiska. Powinni trzymać go w zamknięciu. Czym prędzej wysuszyłam włosy, założyłam sukienkę i pobiegłam na kolację. Następnym razem, kiedy będę brała kąpiel, poproszę Monikę, żeby stała na czatach. W takich warunkach nie da się normalnie funkcjonować. Kiedy przyszłam do salonu, wszyscy już siedzieli przy stole. Przełknęłam głośno ślinę, czekając na wybuch złości Pani domu.
— Nie dostajesz kolacji. Spóźniłaś się, twoja strata - powiedziała to tak lodowatym tonem, że aż zrobiło mi się jakoś zimniej.
— Przepraszam — powiedziałam tylko, kierując się w stronę schodów.
Widziałam jeszcze tę radość w oczach Hansa. Gdyby tylko sytuacja na to pozwoliła, z pewnością śmiałby się do rozpuku. Jak ja go nienawidzę! Najchętniej strzeliłbym mu prosto w tę jego brzydką twarzyczkę, żeby ten parszywy uśmiech zszedł mu z buzi. Pobiegłam czym prędzej do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Byłam wściekła. Rzuciłam się na łóżko, z całych sił uderzając w poduszkę. Mój napad wściekłości przerwał dopiero zgrzyt otwieranych drzwi. Zamarłam w bezruchu, powoli odwracając głowę. Na szczęście była to tylko Monika.
— Nie złość się — powiedziała uspokajającym tonem, jak gdyby mówiła do dziecka, któremu ktoś przed chwilą zabrał jego ulubioną zabawkę. — Przyniosłam ci trochę jedzenia.
— Tu nie chodzi o jedzenie — westchnęłam, spoglądając na siostrę. — Ja po prostu mam już dość, rozumiesz?
— Spokojnie — usiadła na przeciwko mnie, chowając moje dłonie w swoich. — Opowiedz mi o wszystkim.
— Traktują mnie jak jakąś przybłędę. Nawet nie mówię tu o ciężkich pracach. Nie mam nic przeciwko temu, ale chciałabym otrzymać choć odrobinę wdzięczności za to, że tak sumiennie wykonuję swoje obowiązki. Równie dobrze mogłabym usiąść z założonymi rękami i nie robić kompletnie nic. Czuję się jak wyłączone i odrzucone ze stada zwierzę, którym wszyscy tylko pomiatają. Powiedz mi, czym ja sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Przecież w niczym nie jestem od nich gorsza. Jestem takim samym człowiekiem, jak ty, czy oni. Te same ramiona zdolne do przytulania, ten sam myślący mózg, te same usta, które słowami potrafią uszczęśliwić drugiego człowieka, te same oczy, które mogą oglądać ten piękny świat, te same uszy, które mogą słuchać tylu pięknych słów, te same dłonie, które potrafią leczyć i te samo serce, które potrafi kochać...
— Oj, kochanie, za bardzo się zapędziłaś. W czasie wojny nikt nie jest zdolny do takich uczuć. Są ramiona, które potrafią zacisnąć się wokół twojej szyi i cię udusić, jest umysł, który nie myśli wcale, są usta, które potrafią pięknie kłamać, są oczy, które muszą oglądać tyle zła, są uszy, które muszą słuchać tego, czego niekoniecznie chcą, są dłonie, które potrafią ranić i sprawiać ból, jest serce niezdolne do miłości.
— Za jakie grzechy musimy żyć w takich czasach?
— To dar, Naduś, i nigdy o tym nie zapominaj. To nasze przeznaczenie. Bóg miał wobec ciebie szczególny plan, skoro przyszłaś na świat w tak trudnych czasach. I powinnaś być mu za to wdzięczna, bo to ogromne wyróżnienie.
— A co jeśli jestem zbyt słaba? Co jeśli się pomylił?
— Bóg nigdy się nie myli — uśmiechnęła się. — I zsyła na ciebie tylko te cierpienie, które jesteś w stanie udźwignąć. Zapamiętaj. Nigdy nie możesz się poddać, choćby nie wiem, jak było ci ciężko. Zawsze musisz walczyć do końca — na chwilę zamilkła, spoglądając mi głęboko w oczy. — Obiecasz mi coś?
— Oczywiście.
— Nikt nie jest nieśmiertelny, czasy są niepewne... — westchnęła cicho, a słowa, które miała za chwilę wypowiedzieć, z trudem przeszły jej przez gardło. — Gdyby kiedyś mnie zabrakło, nie popadaj w rozpacz. Chcę byś swoim życiem, żyła trochę za mnie. Wolę to od twoich łez. I nie oglądaj się za siebie tam, gdzie dymi mrok. Będę blisko, obok w niebie, a to tylko jeden krok.
—Nie umrzesz. Nie zostawisz mnie samej — poczułam, jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy.
— Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Zawsze musisz być gotowa na śmierć. Poza tym nigdy nie będziesz sama, zawsze będę z tobą — dotknęła wskazującym palcem mojej lewej piersi, tam, gdzie znajdowało się serce. — O tu.
(...)
Następnego ranka pobudka była jeszcze wcześniej. Słońce nawet nie zdążyło wzejść nad horyzont. Najprawdopodobniej była godzina czwarta, a może nawet i wcześniej.
— Wstawaj — Helga gwałtownie ściągnęła ze mnie kołdrę. — Idziesz doić krowy. A ty... — spojrzała w stronę zdezorientowanej Moniki. — Możesz spać dalej.
A gdzie tu sprawiedliwość?! Może ja również wolałabym pospać dłużej. Dlaczego w tym domu nikt nie liczy się z moim zdaniem? Poirytowana nałożyłam na siebie pierwsze, lepsze ubrania, a na nogi wciągnęłam zbyt duże kalosze. Kiedy wyszłam na zewnątrz, okazało się, że pada deszcz. Zaklęłam najgorzej, jak tylko umiałam i poczłapałam do szopy. A trochę przekleństw znałam, głównie dzięki naszemu trenerowi w Lebensborn. Wzięłam wiadro i taboret, po czym podeszłam do pierwszej krowy. Ona zaczęła wierzgać, wymachiwać swoimi racicami, przewracając wiaderko i wylewając całą jego zawartość. Do tego potrzeba anielskiej cierpliwości. A ja mam dosyć porywczy charakter i jestem strasznie niecierpliwa. Kompletnie się do tego nie nadawałam, ale po trzech godzinach wykonałam zadanie. Swoją drogą państwo Claubergowie mają stajnię, w której są konie. Zastanawiam się, czy kiedyś pozwolą mi się przejechać na jakimś wierzchowcu. Moje rozmyślenia przerwał jednak pewien hałas.
— Idź, szybko się przebierz i zjedz śniadanie — oznajmił Wolfram, który nagle pojawił się w szopie. Był ubrany w flanelową koszulę i zbyt duże spodnie, które podtrzymywał w pasie skórzany pasek ze srebrną klamrą.
— A to gdzieś jedziemy? — spytałam, podchodząc do mężczyzny.
— Jak to gdzie? Dzisiaj poniedziałek. Idziesz do szkoły.
— Do jakiej szkoły?
— Jak to jakiej — w jego głosie zaczęło pobrzmiewać zniecierpliwienie. — Normalnej. Przestań paplać, bo jeszcze nie zdążysz.
Chodziłam kiedyś do podstawowej szkoły. Nawet się dobrze uczyłam. Pamiętam, jak co lekcję chwaliła mnie pani wychowawczyni. Ciekawe, co u niej... Była przesympatyczną kobietą, a do tego bardzo mądra i piękną. Kiedy jednak obce wojska wkroczyły na terytorium Polski, nauka się skończyła. Szkoła została zamknięta, a my musieliśmy pracować. Z kolei nauczyciele, cóż, wszyscy zostali rozstrzelani. Szybko ubrałam malinową sukienkę, wyczesałam włosy i zeszłam do salonu. Na stole czekało gotowe już śniadanie. Były rozstawione miski z mlekiem, w którym pływały płatki owsa. Zjadłam to ze smakiem, nawet chciałam nałożyć sobie dokładkę, ale Helga oznajmiła, że czas już wychodzić. Szczęśliwa wyszłam z siostrą z domu w towarzystwie kobiety. Uwielbiałam dowiadywać się czegoś nowego, już jako małe dziecko byłam bardzo ciekawa świata. Budynek szkoły znajdował się spory kawałek drogi od naszego folwarku. Na ulicach było pełno dzieci, klasycznie ubranych, wręcz nienagannie, śpieszących na zajęcia. Helga zmierzyła mnie ostrym wzrokiem, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w ogóle istnieję.
— Jak ty się ubrałaś? Nawet tego nie potrafisz zrobić? Spójrz na nich. Wyglądają pięknie i dostojnie. A ty? Jak jakaś prostytutka albo cyrkowiec.
Już na język nasunęła mi się zgryźliwa uwaga, jednak nie wyszła ona na zewnątrz. Helga skutecznie nauczyła mnie, że lepiej milczeć i z pokorą przyjmować besztanie. A nawet trzeba nadstawić drugi policzek.
W szkole rozdzielili mnie z siostrą. Ona trafiła do innej klasy, w końcu była starsza. Z entuzjazmem zajęłam miejsce w ławce, czekając na rozwój wypadków. Po chwili do sali wszedł nauczyciel, a był nim jasnowłosy, nie inaczej, mężczyzna, liczący na oko trzydzieści parę lat. Lekcja zaczęła się nietypowo, a mianowicie od nazistowskiego pozdrowienia. Okazało się, że jest to lekcja biologii, którą profesor zaczął słowami, iż ❛❛świat zwierzęcy dzieli się na ludzi nordycki oraz na zwierzęta niższe, czyli Żydów.❜❜ Było to dla mnie tym bardziej dziwne, że po raz pierwszy spotkałam się ze stwierdzeniem, iż człowiek utożsamiany jest ze zwierzęciem. Nas uczyli, że każdy z nas jest Bożym stworzeniem, które powstało w wyniku Stworzenia, a nie ewolucji. Zajęcia skończyły się również typowym Sieg Heil. Później była matematyka. Zajęcia te przysporzyły mi jednak nie małej trudności. Liczenia nie ułatwiał mi również wiecznie wydzierający się nauczyciel, który ze złości tłukł uczniów. Tak jak biologię nawet polubiłam, tak matematykę wręcz znienawidziłam. Wszędzie wisiały obrazy Führera, wynoszące go na piedestał. Po matematyce było spotkanie w sali gimnastycznej, gdzie przez radio puszczono nam przemówienie polityczne. A przemawiał Hitler, z 22 sierpnia 1939 roku w Obersalzbergu.
❛❛Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni... Dżyngis-Chan rzucił na śmierć miliony kobiet i dzieci świadomie i z lekkim sercem, a historia widzi w nim tylko wielkiego założyciela państw. Obecnie tylko na wschodzie umieściłem oddziały SS Totenkopf, dając im rozkaz nieugiętego i bezlitosnego zabijania kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy, bo tylko tą drogą zdobyć możemy potrzebną nam przestrzeń życiową.❜❜
Na początku byłam oburzona jego słowami i kompletnie się z nimi nie zgadzałam, chcoisz trzeba przyznać, że Hitler mógł pochwalić się kwiecistą mową i darem perswazji. Jednak z biegiem czasu, kolejnymi przemówieniami, których musieliśmy przymusowo słuchać, a także lekcjami, na których wpajano nam podstawy nazistowskiego faszyzmu, to coraz bardziej nauka tego człowieka przemawiała mi do rozumu. Zaczynałam powoli rozumieć, że ta wojna wcale nie jest zła. Ona ma służyć zjednoczeniu Europy, jako jednego wspólnego państwa niemieckiego, w którym będzie panował względny ład i porządek.
Następnie język niemiecki. Wykładała go długonoga blondynka o podłym charakterze. Paskudny towar w pięknym opakowaniu. Zadała nam nawet pracę domową, jaką było wypracowanie. Zastanawiam się tylko, jak uda mi się je napisać, skoro po powrocie ze szkoły będę musiała pracować.
Po przemówieniu była lekcja historii, która okazała się bardzo ciekawa. Niemcy były państwem bez żadnej skazy w historii. Już od zarania dziejów heroiczni i wykazujący zdolności przywódcze. Nie było żadnych skandali, zbrodni czy też porażek. Kraj idealny, a tak przyanjmniej twierdził nauczyciel.
Najważniejszą książką okazał się tak zwany Primer, podręcznik dla mniej zaawansowanych uczniów, a właściwie dla pierwszych klas, ale jako że był to pierwszy rok mojej nauki również i mi on przysługiwał. Na samej okładce znajdowała się odrażająca karykatura Żyda z podpisem: Nie wierz żadnemu lisowi. Nie wierz żadnemu Żydowi!
Z uczniami nie dogadywałam się za specjalnie. Miałam wrażenie, jakby między nami znajdowała się ogromna przepaść, nie do pokonania. Chcieliśmy się bawić w coś innego. Mieliśmy różne marzenia i plany. Odbiegające od siebie zainteresowania. To była granica, której lepiej nie było przekraczać.
Jeśli chodzi o wychowanie fizyczne, to przyznam nieskromnie, że wiodłam prym w całej klasie, a może nawet i w szkole. Nie mogło być inaczej. Niby nie miałam talentu, ale mordercze treningi i praca w gospodarstwie zrobiły swoje.
Po skończonych zajęciach przyszła po nas Helga, zaprowadzając do domu. Od razu musiałam iść pomagać Wolframowi. Nie miałam nawet chwili wytchnienia. Cóż, odpocznę dopiero po śmierci. Pracę skończyłam późnym wieczorem. Musiałam szybko zjeść kolację, umyć się i jeszcze napisać wypracowanie na jutrzejszy dzień. Wykończona padłam do łóżka, budząc przy tym Monikę. Miała całą zapłakaną twarz, a oczy wręcz błyszczały czerwienią.
— Co się stało? — spytałam przerażona.
— Nic — odparła tylko, przekręcając się na drugi bok.
Z pewnością coś przede mną ukrywała. Nie było jednak sensu pytać i drążyć dalej. Jak ona się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. Jest bardziej uparta, niż przysłowiowy osioł. Pozostało mi jedynie czekać, być może w końcu przyjdzie czas na zwierzenia. Rankiem jednak, kiedy zobaczyłam krwistą plamę na pościeli, w mojej głowie zrodziły się kolejne pytania. Nie spytałam jednak drugi raz. Bałam się prawdy, jaką mogę usłyszeć. Bałam się, że ta prawda okaże się końcem. Końcem niewinności i dzieciństwa. Bałam się, że ta prawda przemieni koszmar w horror. Nie myliłam się.
╭────────────
╰─➛ ( 📝 )˚ ✎﹏| AUTHOR'S NOTE ! .°• ੈ♡₊˚•.
dobry dzionek!
jak myślicie, co ukrywa Monika i dlaczego nie chce o tym powiedzieć swojej siostrze?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro