04. NOWE ŻYCIE
❛❛ Where they spin lies into fairy dust...❜❜
𝐙𝐀𝐁𝐈𝐄𝐑𝐙 𝐌𝐍𝐈𝐄 𝐃𝐎 𝐃𝐎𝐌𝐔
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒑𝒊𝒆𝒓𝒘𝒔𝒛𝒚 ﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂
Mijały miesiące. Życie wkoło jakby zamarło, nie było świata poza ośrodkiem Lebensborn. Czułam się jak ptak zamknięty w złotej klatce, który musi śpiewać tak, jak grają mu jego właściciele. Ale ptak ten śpiewał bardzo pięknie, najlepiej jak tylko potrafił. Zdawał sobie bowiem sprawę, ile go może kosztować brak posłuszeństwa.
Straciłam już rachubę czasu. Każdy dzień wyglądał identycznie jak poprzedni. Pobudka wczesnym rankiem, a następnie trening. I nie było to wcale poranne rozciąganie, które jest przyjemnością samą w sobie. Tylko pełnowymiarowy wycisk prowadzony przez niezbyt sympatycznego SS-Obersturmführera. Mężczyzna w tym czasie powinien być na froncie, ale przez jego kalectwo w postaci braku nogi, którą stracił jeszcze podczas I Wojny Światowej, musiał zadowolić się taką funkcją. Straszny z niego był choleryk, a do tego zgryźliwy jak mało kto. Poza tym uwielbiał znęcać się nad słabszymi dziećmi, które nie dawały sobie rady z narzucanym tempem. Nie trudno się domyślić, że karą były mordercze ćwiczenia. Mnie samej oberwało się kilka razy. W nagrodę musiałam wytrzymać godzinę, zwisając z drabinek. Oczywiście, że nie dałam rady. Dostałam za to porządne lanie. Chociaż muszę przyznać, że wolałam już to pobicie, niż ćwiczenia wykraczające poza moje możliwości. Siniaki szybciej się wchłaniają, niż mija ból po przeciążonych mięśniach. Innym razem musiałam biegać okrążenia albo robić pompki. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam w tak dobrej kondycji. Monika miała o wiele łatwiej. Ona jest wprost urodzoną sprinterką! Ma do tego doskonałe wręcz warunki — długie, smukłe nogi, szczupła sylwetka i brak biustu. Mimo że jestem od niej młodsza o dwa lata, to o wiele okrąglejsza i bardziej wypukła tam, gdzie powinnam. Pomijając fakt, że spośród zebranych dzieci zaliczam się bardziej do tych niskich. Wszystko ma swoje plusy i minusy, każdy ma predyspozycje do czegoś innego. Na tle całej grupy jestem bardzo silna i potrafię się nieźle bić. A kiedy chodzi o rywalizację, zdarza mi się prześcignąć nawet tych najlepszych. Ambicja i upór w dążeniu do celu potrafią czynić cuda. Nawet nieopierzony kurczak, w końcu staje się prawdziwym kogutem. Może nie najdorodniejszym, ale jednak kogutem...
Szczególny nacisk kładą tutaj na naukę języka niemieckiego. Zabronione jest używanie swojej ojczystej mowy. Grożą za to kary cielesne. U mnie sytuacja ma się zupełnie na opak. Nie jest dla mnie problem niemówienie po polsku. Zamiast tego po prostu milczę. Kiedy nie wiem, jak na coś odpowiedzieć, siedzę i nie mówię kompletnie nic. I za to również mi się obrywa. Uważam, że to niesprawiedliwe. W końcu nie używam języka polskiego, więc nie łamię zakazu. Chociaż muszę przyznać, że skuteczność nauki jest wręcz zadziwiająca. Już w krótkim czasie zaczęłam rozumieć, co do mnie mówią. A jest to bardzo przydatna umiejętność. Pozwala ona wiedzieć coś więcej od innych, a wtedy jestem na wygranej pozycji.
Nie myślę już o domu w ogóle, co raz mniej tęsknię. Robię to świadomie. Chcę całkowicie zapomnieć, żeby nie cierpieć. Może to egoistyczne, ale nie potrafię znieść rozłąki. Wyniszcza mnie to od środka i powoduje potworny ból w sercu. Gdybym myślała o rodzicach i o tym, że już nigdy ich nie zobaczę, popadłabym w obłęd. A muszę żyć, pomimo tej całej Wojny. Na przekór wszystkim nie dam się zabić. Chociaż nadchodzą chwile, kiedy jedyne, o czym myślę, to o zbawiennej śmierci. Nie musiałabym już dłużej walczyć ponad swoje siły. Wystarczy jeden raz podnieść białą flagę, a potem anioły zabrałyby mnie do nieba. A tam spokojnie poczekałabym na swoich najbliższych. Zaraz jednak nachodzą mnie myśli, że nie mogę być tchórzem, a proste nie oznacza piękne.
Po pewnym czasie zauważyłam, że zaczęłam tracić kontakt z Moniką. Coraz mniej rozmawiałyśmy, aż w końcu praktycznie mijała mnie obojętnie. Dawne spanie w jednym łóżku już dawno poszło w niepamięć, a o nocnych plotkach mogłam jedynie pomarzyć. Ta sytuacja stawała się dla mnie wręcz nie do wytrzymania. Wiedziałam, że ona coś ukrywa. Dowiedzenie się co to takiego, było jedynie kwestią czasu. Okazało się, że ma chłopaka. Był nim nieco od niej młodszy Janek. Miał charakterystyczną bliznę na czole, dzięki czemu był charakterystyczny i nie sposób było go pomylić z kimkolwiek innym. Obudziło się wówczas we mnie uczucie, które dotychczas było mi obce. A mianowicie zazdrość. Z początku próbowałam rozmawiać z Moniką. Ona jednak była całkowicie zaślepiona. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, to ją stracę. Chociaż nie był to jedyny powód mojej zazdrości. Chciałam tak jak ona mieć kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Przyjaciela. Próbowałam zjednać sobie sympatię swoich rówieśników. Zaprzyjaźnić się z kimś. Wszyscy jednak mnie odtrącali. Nie rozumiałam, co ze mną jest nie tak. Podczas gdy Monika cieszyła się powszechną sympatią, tak ja wszędzie chodziłam sama. Pewnego dnia, będąc na tyle zdesperowana, spróbowałam zagadnąć do porucznika, który prowadził nasze treningi. Oczywiście — wyśmiał mnie, ale ja nie dawałam za wygraną. Podeszłam go sprytnym sposobem, łechtając jego dumę. I w ten sposób zawiązałam rozmowę. Przychodziłam zawsze po kolacji. On wtedy stał przy zakratowanym oknie, paląc swoje Juno. Opowiadał mi o swoich zasługach dla III Rzeszy. Jak on to jest ważną postacią, ile tego nie zrobił... Mimo tego całego narcyzmu i przekoloryzowania, lubiłam słuchać jego opowieści. Mówił to z taką pasją i uwielbieniem dla swojego kraju, że byłam pod niemałym wrażeniem. Szczerze mówiąc; zaczęłam nawet podziwiać Niemców. I zapomniałam o tym, co mi wyrządzili. Wmawiałam sobie, że to dla mojego dobra rozdzielili mnie z rodziną, aby żyło mi się lepiej...
W końcu nasze wieczorne pogawędki, a właściwie jego nocne monologi dobiegły końca. Wydarł się na mnie, żebym więcej nie przychodziła i nie zawracała mu dupy. Tak też zrobiłam. Zamiast tego zaczęłam obmyślać, jak rozdzielić Monikę i Janka. Jednakże nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Pewnego wieczoru, kiedy wracałam z łazienki — zobaczyłam, jak majstruje coś przy drzwiach. Tylko dokąd one prowadziły? Czyżby chciał uciec...? I jeszcze pewnie zabierze ze sobą moją siostrę, a ja wtedy ją stracę i zostanę sama! Poczułam, jak gniew wypełnia moje serce i zaburza logiczne myślenie. Chwyciłam za świecznik, który nie miał żadnego praktycznego zastosowania i był po prostu częścią wystroju, po czym podkradając się na palcach, zaszłam go od tyłu. Odwrócił się, musiał mnie widzieć. Nie zdążył jednak zareagować, gdyż uderzyłam go z całych sił w głowę. Po chwili upadł na posadzkę nieprzytomny. Zaczęłam go okładać po twarzy. Kiedy Monika zobaczy, jaki jest brzydki, na pewno nie będzie chciała dłużej się z nim spotykać. Pobitego zostawiłam go na korytarzu, a sama uciekłam do pokoju.
Następnego ranka na treningu brakowało Janka. Kiedy ktokolwiek zapytał się, co się z nim stało, dostał porządną reprymendę, żeby nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. Od wtedy już się więcej nie pojawił. Ani na ćwiczeniach, ani w ogóle. Przepadł jak kamień w wodę. Nikt nie wiedział o jego losie. Ja również nie miałam pojęcia, że zafundowałam mu bilet do obozu pracy na terenie Niemiec w jedną stronę.
Wszystko wróciło do swojej normy. Było jak przedtem. Powróciło spanie w jednym łóżku i nocne ploteczki. Odżyła siostrzana miłość. Dzisiejszego poranka, zaraz po śniadaniu, zaprowadzili nas do tego gabinetu, od którego zaczął się nasz tutejszy pobyt. Na nim również miało wszystko się zakończyć. Za tym samym biurkiem siedziała ta sama kobieta. Nie mówiła jednak już po polsku, tylko po niemiecku. W tym momencie wiedziałam, że to, co było kiedyś, umarło nieodwołalnie.
— Witaj, Nadio. Miło cię znowu widzieć.
— Dzień dobry — uśmiechnęłam się nieśmiało. — Panią również.
— Podobno ładnie się sprawowałaś...
— Starałam się, jak tylko mogłam, naprawdę — mój wzrok przypominał spojrzenie spłoszonego zwierzęcia, które wpadło w potrzask.
— Dotrzymałaś danego słowa, a więc ja również dotrzymam swojego.
— Naprawdę? To oznacza, że nie rozdzielicie mnie z siostrą?
— Obietnica, to obietnica — rozłożyła ręce w bezradnym geście.
— Dziękuję — miałam wrażenie, że lada chwila rozpłaczę się ze szczęścia. Tak dawno nie spotkało mnie nic dobrego, że powoli zapominałam jakie to w ogóle uczucie.
— Znalazła się chętna rodzina ze wsi, która może wziąć was obie. Pozostaje tylko kwestia, czy im się spodobacie.
Skłoniłam głowę, zdając sobie sprawę, że wcale nie jest tak kolorowo, jak mi się wydawało. Po chwili do pomieszczenia weszła Monika, a za nią małżeństwo w podeszłym wieku. Kobieta była przy tuszy, miała okrągłą twarz i duże, niebieskie oczy. Jej usta tworzyły wąską linię, a grymas na twarzy świadczył, że już dawno zapomniała, czym jest uśmiech. Mężczyzna również nie wyglądał za sympatycznie. Stwarzał wrażenie srogiego i nieznoszącego sprzeciwu. Miał dobrze zbudowaną sylwetkę, szerokie ramiona i grubą szyję. Był dosyć niski, a blond włosy już dawno straciły swój kolor, stając się zupełnie szare. Jakoś nie mogłam się pogodzić z myślą, że odtąd oni mają być moją rodziną. Również nie utwierdziły mnie w tym wyplute wręcz słowa kobiety:
— Bierzemy je.
╭────────────
╰─➛ ( 📝 )˚ ✎﹏| AUTHOR'S NOTE ! .°• ੈ♡₊˚•.
heej!
i jak tam wrażenia po pierwszym rozdziale?
podoba wam się nowa rodzina dziewczyn?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro