🥀~Rozdział 5~🥀
🥀~Kłótnia~🥀
Perspektywa Flory
Często się słyszy o tym, że każdemu jest coś pisane i nie d się tego w żaden sposób zmienić, nawet jeśli wiedzielibyśmy co się jutro wydarzy i chcielibyśmy tego uniknąć wyjeżdżając gdzieś to wcześniej czy później by to nas dopadło.
Wyszłam że swojej kryjówki, po czym spojrzałam na ciało mężczyzny. Może już powinnam do tego przywyknąć, ale w cale tak nie było. Każda śmierć niosła za sobą konsekwencje. Gdy tylko usłyszałam jak na podjazd wjeżdża podjazd przełknęłam ślinę.
Zamknęłam oczy, po czym próbowałam się uspokoić.
— Tyle razy mówiłem Ci, żebyś uważała! — krzyknął tata, gdy wszedł do mojego pokoju. — Widzisz! Może nie byłbym tak wściekły, gdyby ci się nic nie stało, ale teraz!
— Ale ja... On już tu czekał — próbowałam się bronić. — Chciałam już wszystko pozamykać, ale...
— Dość mam tego, idź do salony. Mama ci opatrzy tą ranę — warknął, po czym spojrzał na ciało mężczyzny.
Spojrzałam na niego ostatni raz, po czym zeszłam na dół. Chciałam raz usłyszeć słowa, że nic się nie stało, ale czułam, że się ich nigdy nie doczekam.
— Może trochę zaboleć — powiedziała, a ja westchnęłam, gdy usiadłam na kanapie. — Muszę Ci ją zszyć.
Zamknęłam oczy i próbowałam myśleć o czym innym przyjemniejszym. Starałam się być odporniejsza, jednak nie zawsze mi się udawało. Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale szybko ją wytarłam, żeby nikt tego nie zobaczył.
— Następnym razem wykonuj moje rozkazy — usłyszałam głos taty, przez co otworzyłam oczy.
Czułam jak narasta we mnie irytacja. Dlaczego chociaż raz nie mógł być milszy w stosunku do mnie?
— To nie była moja wina! Nie jestem żołnierzem, którego musisz karać za błąd. Przecież znasz mnie. Wróciłam tak szybko jak mogłam! — krzyknęłam i wstałam, jak mama zszyła mi ranę.
— A teraz się stawiasz! Pamietaj gdzie swoje miejsce! — krzyknął, a ja cofnęłam się dwa kroki.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wiedział co powiedzieć, żeby zranić. Pokręciłam głową, po czym pobiegłam do swojego pokoju. Nie było w nim ciała... Położyłam się na łóżku i skuliłam się.
Może to śmieszne, ale nadal spałam z pluszakiem, jako jedyny widział moje łzy, smutek i radość. Przyciągnęłam go do siebie, po czym odetchnęłam z ulgą.
Musiałam zasnąć, ponieważ obudziło mnie pukanie do drzwi.
— Proszę — zawołałam i odwróciłam się w stronę drzwi. Kiedy zobaczyłam tatę spięłam się.
— Przepraszam, nie powinienem tak na ciebie krzyczeć — na te słowa podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka. — Zależy mi na twoim dobru. Nie wiem co bym zrobił, gdyby cie stracił.
— Nie stracisz mnie — wyszeptałam, po czym się podniosłam. — Ja też się boję, że kiedyś już was nie zobaczę, ja...
Po tych słowach przytulił mnie do siebie. Bardzo rzadko to robił, dlatego wtuliłam się w kiego. Poczułam się jak w domu. Brakowało mi tego.
Musiałam się nacieszyć tą bliskością, kto ile jeszcze razy będę mogła się do niego przytulić...
***************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro