Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

UWAGA! ROZDZIAŁ ZAWIERA OPISY, KTÓRE NIEKTÓRZY MOGĄ UZNAĆ ZA DRASTYCZNE
W sumie... to cała książka zawiera przemoc, dlatego, jeśli nie czujesz się zbyt dobrze z takimi tematami, lepiej idź już teraz.

Ciało upadło bezwładnie w błoto, rozbryzgując ciemne krople wszędzie dookoła. Czarny kocur oblizał pysk i spojrzał na swoje dzieło.

Trup był wygięty w łuk, w który jego grzbiet został wykrzywiony w ostatniej drgawce pełnej bólu. Gardło nieszczęśnika zostało specjalnie niechlujnie wyszarpane, żeby wyglądało , jakby przegryzł je lis lub inne zwierzę.

Na skórze naniesione były liczne zadrapania, także umyślnie, aby sprawić iluzję, że ofiara walczyła przed śmiercią. W rzeczywistości była to szybka sprawa. Zabójca wyskoczył z ukrycia i od razu zadał śmiercionośny cios.

Kruczoczarny kot odszedł, zostawiając martwego na pastwę padlinożerców.

Księżyc świecił jasno, jednak nie wystarczająco, aby odkryć tajemnice zasnute cieniem.


W obozie panował gwar. Nikt nie był świadomy tego, co stało się poprzedniej nocy.

Głupcy.

Kolorowe kształty krzątały się po jaskini, rozmawiając o zaginięciu jednego z pobratymców.

Czarny kocur uśmiechnął się szyderczo.

Ciekawe, gdzie się podział.

Kot flegmatycznie wyszedł ze swojego legowiska. Na środek właśnie wtargano ciało, które zostawiło za sobą szkarłatną smugę.

Widocznie krew nadal lekko ciekła.

„Tragedia, jak to mogło się stać?"

„Przecież patrolowaliśmy terytorium dzień i noc, ani śladu lisów ani włóczęgów."

„Dlaczego? Dlaczego to musiało się tak potoczyć?"

Melodia rozpaczy kotów brzęczała w bębenkach ciemnego kota niczym poranne pieśni skowronków.

Czarny kocur rozejrzał się, w udawanym żalu podchodząc do ciała. Przysiadł nad nim i wyszeptał parę słów do przodków. „...abyście godnie przyjęli go w swoich zastępach..".

Szkoda, że to wszystko to tylko perfidne kłamstwo.

Po chwili wstał i ostentacyjnie podążył w kierunku jamy medyka.

Na wejściu przywitała go Laurowa Ścieżka. Medyczka, wiecznie obrzydliwie zadowolona z życia za uderzenie serca miała stracić swój optymizm.

Kocur momentalnie najeżył futro, skoczył na szylkretkę i przycisnął jej łapę do gardła tak, aby nie mogła krzyczeć.

- A teraz, pluskwo, wybiegniesz tam i powiesz każdemu, że to lis zabił Lazurowego Mroza, albo kiedy będziesz sobie smacznie spała, rozszarpię ci ten piękny pyszczek. - Oczy atakującego rozbłysły złowieszczo, kiedy cedził przez zęby groźbę.

Laurowa Ścieżka walczyła o oddech pod jego ciężarem, wijąc się jak kocię pozostawione samo w legowisku.

- D-Do..Dobrze.. - medyczka wbiła pazury w masywną łapę czarnego kocura. Jej wypowiedź była niewyraźna, zagłuszona próbami wzięcia głębszego oddechu.

Kocur puścił kotkę, a ona - ślizgając się na skale -  wybiegła z skalnej jamy i wskoczyła na pień, oświetlony snopem światła który miał swoje źródło w szczelinie w stropie. Jej żałosne miauknięcie odbiło się echem od ścian jaskini:
- Lazurowy Mróz zginął z łap lisa!

Naiwna kocica. I tak ją zabiję.

Prędzej czy później.

Kot o ciemnym futrze nie miał bladego pojęcia, że ktoś go pilnie obserwuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro