1. „Idź. Nie waż się nikomu chociażby pisnąć..."
Szary, cętkowany kocurek ciekawskimi ślepiami obserwował otoczenie. Przed jego oczyma rozciągał się rozległy las, otulony wilgotną, poranną mgłą. Na trawie rozpościerał się koc z rosy, a powietrze wydawało się nasączone wodą z pobliskiego jeziora, do którego ze szczytu klifu wpadały małe strumyki.
Kocurek podszedł do krawędzi urwiska, spoglądając w wielki, lazurowy zbiornik wodny w dole. Woda błyszczała niczym gwiazdy, chociaż te już dawno schowały się za powłoką dnia. Toń jeziora wydawała się taka spokojna, jednak w rzeczywistości była wiecznie falująca i zdradliwa.
- Rwąca Łapo! Odejdź od krawędzi! - syknął ktoś z tyłu. Młody szary kot aż podskoczył, wbijając pazury w skałę. Cudem udało mu się zachować równowagę.
- Przepraszam.. ale jezioro rankiem wygląda tak ładnie! - usprawiedliwiał się Rwąca Łapa, opuszczając wzrok w dół.
Kot, który go skarcił, był wysoki, barczysty i smukły, o ciemnobrązowym, gładkim futrze. Jego surowe, zielone oczy błyszczały w mlecznej poświacie wczesnego dnia. Miał posiwiały pysk, świadczący o doświadczeniu. Od wojownika emanowała aura mądrości i stanowczości.
- Nie chcemy, aby kociaki wpadały do jeziora, nieprawdaż? - mruknął gardłowo starszy kot, mrużąc oczy.
- Jestem uczniem, Bagienny Kroku! - sprostował Rwąca Łapa, wypinając pierś.
- Tak tak jasne... oba bezmyślne i głupie. Złapałeś coś w ogóle?
- No... prawie złapałem drozda ale..
- „Prawie" nie nakarmi klanu. - warknął zirytowany Bagienny Krok. - Nie przyznaję się do ciebie. Złap coś w trymiga, albo opóźnię ci mianowanie na wojownika.
Rwąca Łapa od razu odbiegł głębiej w las, biorąc sobie groźbę mentora do serca.
Uczeń po chwili wyłapał zapach myszy. Przypadł do ziemi, nieco koślawo skradając się w stronę tropu. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko przyszłej zdobyczy, rzucił się w przód.
Jednak ktoś był szybszy.
Nieznajomy złapał mysz w zęby, taranując Rwącą Łapę. Szary, cętkowany kocurek upadł z łomotem w błoto, wypluwając rozmoczoną ziemię, która naleciała mu do pyska.
- Co to miało być?! - syknął uczeń, otrzepując się z obrzydliwej, lepkiej mazi. Nawet nie miał czasu na zastanowienie, kto właściwie na niego wpadł.
- Łapałem zwierzynę, ot co. - warknął bezczelnie drugi kot. Miał na oko 9 lub 10 księżyców; był niewiele starszy od Rwącej Łapy, albo tak się wydawało, gdyż przybysz miał niesamowicie długie łapy i szerokie barki.
- Kim ty jesteś? Co w ogóle robisz na moim terytorium? - Rwąca Łapa cofnął uszy w tył, wrogo wymachując ogonem.
- Ech.. kolejne terytorium? Z tamtąd też mnie wygonili. - Obcy machnął głową za siebie, w stronę granicy z Klanem Deszczu.
- Tak. Znajdujesz się na terenach Klanów! Nie odpowiedziałeś mi: Co tutaj robisz?
- Zgubiłem się, jeśli można tak to ująć. - mruknął drugi kot; uczeń Klanu Skał zauważył, że jego rude, pręgowane futro było posklejane, a łapy ubłocone prawie tak samo jak ogon Rwącej Łapy.
- Zostań tu. Muszę... yyy... coś zrobić. - usprawiedliwił się cętkowany kocurek, odwracając się i pędem rzucając się w gąszcz. Miał wielką nadzieję, że kot posłuchał go i został na miejscu.
Szary uczeń nagle wpadł w czyjeś brązowe futro. Rwąca Łapa miał wrażenie, że serce mu stanęło.
Bagienny Krok.
- Nadal nic nie złapałeś, smarkaczu? Minęło tyle czasu, a ty bezczelnie wpadasz na mnie z pustymi łapami?! - Syczał wściekle mentor małego kocurka.
- Ja..
- Nie chcę słuchać twoich obrzydliwych tłumaczeń! Wracaj do jaskini, skoro i tak nie potrafisz nic upolować. Nie tak cię uczyłem. - Rwąca Łapa czuł się, jakby kończyny zamieniły mu się w kamienie. Wiedział, że nie może odmówić mentorowi, bo stanie się coś... złego. Jednak musiał powiedzieć komuś o rudo-futrym nieznajomym.
- Bagienny Kroku posłuchaj mnie chodź raz!
- Nie pyskuj! Powiedziałem wracaj do obozu; czy sam mam cię tam zaciągnąć? - Starszy kocur nie ustępował. Jego zielone spojrzenie jarzyło się furią. Skąd tyle nienawiści do małego ucznia?
- Ktoś jest na..- Kocurek nie miał prawa dokończyć; wrzasnął przeraźliwie, kiedy ciemnobrązowy kocur zacisnął zęby na jego karku tak mocno, jakby zabijał zwierzynę. Poczuł, że po jego barku płynie krew, jednak nie odważył się niczego powiedzieć. Mentor targał go przez podszyt, nie zważając na korzenie lub krecie kopce.
W końcu Bagienny Krok upuścił go, parę długości lisa przed jaskinią, w której znajdował się obóz. Schował Rwącą Łapę za zaroślami i nieczule wylizał krew z jego karku; nie z uprzejmości - po prostu nie chciał zostać oskarżony o krzywdzenie ucznia.
- Idź. Nie waż się nikomu chociażby pisnąć o tym zajściu. - Szary kocurek wyczuł w tonie starszego kota niewypowiedzianą groźbę; pokiwał tylko głową i w podskokach uciekł do wnętrza groty. Strop był ozdobiony zwisającymi, kamiennymi kłami. Wielki otwór był obrośnięty pnączami; koty musiały odchylać twarde pędy, aby wejść do środka.
Na wejściu przywitała go Słoneczna Łapa; kremowa, długowłosa kotka o ładnych lazurowych oczach.
- Co się tak dąsasz? Chodź, pomożesz mi układać legowiska. - Koteczka zawsze emanowała kojącą energią. Rwąca Łapa zgodził się, niemal z przyjemnością układając kępy mchu w przytulne gniazdka. Zrobiłby wszystko, aby zawsze być w obecności Słonecznej Łapy - i uwolnić się od Bagiennego Kroku. Spojrzał na sufit obozu; przez otwór, idealnie na Klanowy Pień*,
padały smugi wczesnych promieni słońca, które rozświetlały całą jaskinię.
Cętkowany kocur musiał uważać, aby zbytnio nie schylać głowy; inaczej futro, które osłaniało ślady zębów na jego karku przestałoby pełnić tak dobrą zasłonę.
Nagle zamarł, kiedy uświadomił sobie pewną rzecz.
Kazał rudemu przybyszowi czekać na terytorium Klanu Skały. Jeśli Bagienny Krok go znajdzie, napewno zrobi mu krzywdę.
*Klanowy Pień - stary pień drzewa, z którego przywódca przemawia do klanu.
840 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro