❝SIX
-Trzeba się obudzić, Fiołku, szybko. - Usłyszałem te słowa i skoczyłem na równe łapy, czyli to tylko sen, nie bawię się z siostrami, nie przytulam PRZAWDZIWEJ mamy. - Uciekaj.
-C-co. - Powiedziałem co chwilę tracąc oddech, zdałem sobie sprawę, że coraz żadziej łapie oddech i robi się to tródne.
Dym.
To co czułem było nie do zniesienia. Że zmęczeniem wstałem i zdałem sobie sprawę, że widzę mamę. Przebiegłem zapominając o Ogniu. Który jak zrozumniałem szalał jak opętany wokół mnie. Patrzyłem się na nią, ale była w ogniu stała tam, patrzała za mnie. Ja też tam spojrzałem. Była tam kaicielka która się mną opiekowała, leżała. - Bezwładnie.
-Ratunku! Ratunku! - Zaczęłam krzyczęć usłyszałem tupot łap, ktoś tu biegł dym nie pozwalał mi widzieć za daleko, a moja mama jakby się rozpłynęła podeszłym bliżej. - Tylko jeden krok. - Powiedziałem sam do siebie i okazało się, że nie ma drogi powrotu jestem sam w ogniu.
❝Mój duży kotek, duży, zawsze byłeś taki cudowny, kocham Cię. Dasz radę z mówię Ci śmierć jest cudowna
-Ja nie chce umierać. - Krzyczałem z histerią. - Nie. Jeszcze nie. Ja nie chcę. - Czułem, że oddech staje się cięższy. Wszystko zawirowało w mojej głowie. Wspomnienia.
Szczęście. Siostry. Motyl. Pogoń. Zguba. Motyl. Ucieczka. Powrót. Zniknięcie. Samotność...
Opadłem, moje nogi ugięły się, straciłem. Straciłem, rodzinę.
-Mamo kocham Cię. - Wyszeptałam szybko, chciałem zdążyć. Usłyszałem trszask. Drzewo poleciało. Było w ogniu. Spadło, spadała a iskry strzelały, wyglądało to efektownie. Ostatnie chwile w jego życiu były efektowne. Piękne.
Nic.
Dalej nie było już nic.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro