Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 24

Słońce górowało w zenicie, przyprażając delikatne uszy kotów. Teren stawał się coraz łagodniejszy; wędrówka schodziła na drugi stok góry. Wstąpienie na tą stronę dawało odczucia podobne do wkraczania do innego wymiaru. Z punktów obserwacyjnych widoczne były rozległe zagajniki i szerokie łąki, a także małe domostwo dwunożnych. Wszystko wydawało się malutkie i spowite mgłą, a jednak za kilka dni podróżnicy mieli się właśnie tam znaleźć — w krainie spowitej tajemniczą, lecz o dziwo kojącą dla oka mgłą.

Chmura szła na czele schludnego orszaku, narzucając energiczne tempo. Na drugim stoku góry natura wyglądała zupełnie inaczej. Kończąca się Pora Słońca przybarwiła rośliny w żywe kolory, w korytach potoków woda rwała się w dół, zgodnie z ukształtowaniem terenu.

Dni mijały, koty odzyskiwały masę utraconą wskutek prawie dwutygodniowego głodu. Wędrówka chyliła się ku końcowi.

„Koniec" - na samą myśl o tym Chmurze robiło się cieplej. Życie nareszcie wróciłoby do normalności.

Tymczasem słońce znikało już za mglistym horyzontem, gotowe ustąpić miejsca na niebie księżycowi. Błyszczące kształty gwiazd zaczynały rysować się na niebie.

✦✦✦

Lilia otworzyła oczy. Znajdowała się na polu maków. Czerwone kwiaty powiewały na delikatnym, północnym wietrze. Spomiędzy traw wychyliła się świetlna sylwetka; rude futro kocura wyglądało, jakby ten wytarzał się w gwiazdach. Jasna plama nad nosem, ciemne łapy i przebiegłe, zielone oczy ułatwiły uzdrowicielce rozpoznanie przybysza.

Lis przybliżył się do kotki, ocierając się bokiem o jej futro. Nie wyczuła jego ciepła; jedynie mrowienie, gdzieś głęboko pod skórą.

- Czy chcesz mi coś przekazać? - zagadnęła, wiodąc wzrokiem za krążącym wokoło kocurem.

- Jesteście coraz bliżej. To będzie niosło ze sobą konsekwencje. Strzeż się sowiego dzioba, nie szponów, bo język tnie głębiej niż pazury. Oraz pamiętaj: jedna dodatkowa gwiazda w naszych zastępach jest lepsza niż sześć - znajoma mantra rozbrzmiała w uszach Lili.

- Co to znaczy? Powtarzacie mi to już nie pierwszy raz. Czy chodzi o Sowę? On przecież się zmienił... - kotka roztrząsała sprawę, podczas gdy duch Lisa milczał. Sylwetka kocura zbladła; Lilia widziała przenikające przez niego maki. W końcu wizja rozpłynęła się, a uzdrowicielka obudziła się jeszcze bardziej zagubiona niż zwykle.

✦✦✦

Tym czasem w budynku domostwa dwunożnych, w którym dwunogie istoty suszyły trawę i magazynowały zboża, między belkami przemykały sylwetki kotów. Gromada była dostć liczna; wszyscy krzątali się po stodole w różnych celach.

Z cienistej otchłani kąta pomieszczenia wyłonił się ciemnobrązowy kot, naznaczony śladami po bitwach. Dumna kocica o potarganych wąsach i rozdartym uchu flegmatycznie przemieściła się na drugi koniec budynku, gdzie zaczęła wskakiwać coraz wyżej po kostkach siana i deskach. Dotarłszy na „drugie piętro" - czyli szkielet stodoły złożony z dębowych belek, przysiadła i spojrzała w dół, na krzątające się koty.

Niespodziewanie ktoś dosiadł się do zgarbionej kocicy; cętkowany kocur, o futrze przypominającym lamparci wzorek. Był dosyć drobny, jednak jego umięśnione łapy i dziarski uśmiech na pysku wskazywał na jego przebiegłość i zdradliwość.

- Mija już księżyc odkąd Szpon wyruszył. Myślisz, że powinniśmy na niego czekać, czy raczej olać sprawę i uznać, że zginął? Nie miałbym nic przeciwko tobie w roli przywódczyni - cętkowany zaczął swoim lekko ochrypniętym głosem.

- Poczekajmy jeszcze trochę. Podróż przez góry jest mozolna i raczej powolna, biorąc pod uwagę fakt, że nie jest sam - odparła bez większej intonacji kocica, poruszając szerokimi barkami.

- Skoro tak uważasz. Pamiętasz strategię?

- Naturalnie. Coś podpowiada mi, że niedługo nadejdzie ten dzień - ciemnobrązowa zeskoczyła z belki, lądując atletycznie na stosie siana.

Kocur pokręcił głową i wkrótce ruszył za nią.

✦✦✦

Wędrowcy wkraczali na równinę. Rozległy się entuzjastyczne okrzyki; ich podróż miała wkrótce dobiec końca.

Sowa przejął przywództwo, prowadząc orszak w stronę domostwa dwunożnych. Wytłumaczył, że mieszkają tam inne koty, ale nie powinny być wrogo nastawione, oraz, że w stodole żyje mnóstwo gryzoni, które można upolować. Wędrówka zaczęła bardziej przypominać spacer po wiejskim terenie.

W końcu stanęli przed dużym, bladoczerwonym budynkiem, którego farba koniecznie potrzebowała renowacji. Sowa wprowadził wędrowców do środka. Jego gromki głos rozległ się w przestronnym pomieszczeniu;

- Bracia i siostry! Oto nastał ten dzień! Dzień rewolucji!

Wędrowcy wymienili zaniepokojone spojrzenia.

Chmura stanęła jak wryta. To wszystko było częścią jego planu. Byli w pułapce. Kocięta położyły uszy po sobie, cofając się za matki. Wszystkie, z wyjątkiem Miętki.

Szylkretek pewnie wystąpił z szeregu przerażonych podróżników, stając u boku Sowy. Paproć wydała z siebie cichy jęk, jednak czekała na dalszy rozwój wydarzeń.

Tym czasem gromada kotów stanęła za Sową, który powoli odwrócił się w stronę Chmury. Niektórzy członkowie zgrai wykrzykiwali: „Rewolucja! Rewolucja! Dość życia w cieniu!"

Przy boku cętkowanego, płowego kocura stanęła ciemnobrązowa kocica naznaczona bliznami bitewnymi. Przywódca szajki odezwał się po chwili pełnej napięcia.

- Chmuro, daję ci wybór. Jeżeli podporządkujesz się do naszej hierarchii, nikomu nie stanie się krzywda. Natomiast jeśli stawicie opór, dojdzie do rozlewu krwi.. - kocur twardo zaakcentował ostatnie słowo, wysuwając szpony.

- Sowo.. zaufałam ci.. dałam ci szansę.. - Chmura była na skraju rozpaczy; łapy same się pod nią uginały.

- Jesteś tak samo naiwna jak twój mentor - wycedził przez zęby cętkowany, dodając po chwili: - Przy okazji, Chmurko, mów mi Szpon. Sowy już nie ma.

795 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro