ROZDZIAŁ 16
Różyczka z piskiem odskoczyła, kiedy fala rozprysła lodowatą wodę na jej pysku. Z samego rana jezioro wyglądało niczym sadzawki Wiecznych Wędrowców - kryształowa tafla leniwie falowała pod wpływem delikatnego, rześkiego wiatru, oświetlana ciepłym światłem na horyzoncie. Kotka musiała pluskać się sama; kociaki nie mogły oddalać się od koczowiska, a starsze koty miały „ważniejsze rzeczy" do zrobienia. „Ważniejsze rzeczy" - prychnęła w myślach uczennica - „Zbijanie bąków i trajkotanie o terenach łowieckich. Nie chcę dorastać. Życie dorosłego kota jest strasznie nudne i ponure"
Z zamyślenia wyrwał ją mały, opływowy kształt przemykający między kamykami na płytkim dnie jeziora. Różyczka cofnęła się, poczekała, aż ciemna, smukła sylwetka zwolni, po czym wystrzeliła z pluskiem do przodu. „Jest!" - udało jej się uwięzić rybę pod łapami. Wypuściła ją jednak; Lilia zawsze jej powtarzała, że jeśli się nie poluje, zwierzynę należy zostawić w spokoju. Uzdrowicielka była mądrą kotką, jednak Różyczka nie potrafiła patrzeć na nią jak na matkę. Wychowała ją jak własne kocię, według tradycji Wędrowców, jednak uczennica nadal czuła się obca. Jakby część jej duszy wciąż przynależała do życia włóczęgi - bez morałów ani zasad, z jedynym celem: przetrwać.
Może dlatego zawsze czuła potrzebę wykazywania się we wszystkim? Może dlatego ciągle wydawało jej się, że musi udowadniać swoją przynależność?
Na te pytania odpowiedzi znała tylko ona sama.
Wkrótce kruczoczarnej kotce znudziła się zabawa w wodzie. Zawróciła do linii drzew, która rozpościerała się naprzeciwko jeziora. Było krótko przed wysokim słońcem; ciepło prażyło wąsy i parzyło koniuszki uszu.
Kiedy Różyczka wkroczyła na polankę, na której znajdowało się koczowisko, do jej uszu dobiegło lamentowanie.
- Coś ty narobił, Kamyczku?! Twój brat mógł złamać sobie szczękę! Albo rozbić głowę!
- Przepraszam, mamo...
- Twoje „przepraszam" nic tu nie da! - syknęła Paproć.
Uczennica przewodniczki jeszcze nigdy nie widziała na ogół łagodnej kotki w takim stanie. Rozejrzała się po polanie, chcąc dowiedzieć się, o co poszło.
- Nic się nie stało! Przecież jestem cały, to był zwykły wypadek. Nie krzycz na niego! - Miętka stanął w obronie brata, przybierając stanowczą pozę.
- On ma rację, Paproci. Uspokój się. - Zamruczał Potok, ocierając ogonem o bok partnerki.
- To nie zmienia faktu, że Kamyczek i Światełko powinni być ostrożniejsi! - prychnęła złota kotka.
- Czy możesz przestać traktować mnie jak latającego jeża? Jestem taki sam jak moje rodzeństwo, a obchodzisz się ze mną jak z jajkiem! - Różyczkę zaskoczył wybuch szylkretowego kocurka.
Paproć cofnęła się, po czym westchnęła.
- Przepraszam... nie powinnam traktować cię inaczej. Ale ja się tak bardzo boję... boję się, że pewnego razu mnie nie będzie obok, a tobie się coś stanie.
- Poradzę sobie. - Mruknął Miętka, odwracając się do matki tyłem. - Chodźmy się dalej bawić. - Zwrócił się do rodzeństwa.
Jagódka wyłoniła się spomiędzy kotów i stanęła obok zmieszanej siostry.
- Bawili się, kiedy Kamyczek niechcący popchnął Miętkę na kamienie.
Koteczka spadła uczennicy z nieba. Nareszcie dowiedziała się, o co chodzi.
- Miętka ma rację. Paproć powinna przestać się nad nim użalać - stwierdziła.
- Może i tak. Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Pobawimy się? Ostatnio ciągle gdzieś znikasz. - Zaproponowała pręgowana koteczka.
- No dobrze, ale nie za długo.
Kotki bawiły się w łowców; jedna z nich była zwierzyną, a druga kotem. Tak minął im czas do zenitu słońca.
- Wędrowcy Zachodzącego Słońca! Mam nadzieję, że odpoczęliście, ponieważ właśnie wyruszamy w góry. - Ogłosiła Chmura, wskakując na pieniek, aby jej głos lepiej się rozchodził.
- Nareszcie. - Mruknął pod nosem Sowa; bardzo zależało mu na podróży za góry, aż za bardzo. Różyczce coś w nim nie pasowało, nawet pomimo faktu, że uratował ją, kiedy spadła z klifu do jeziora.
- Lilio, spakowałaś już zioła? - przewodniczka zwróciła się do uzdrowicielki. Rudo-brązowa kotka kiwnęła głową. - W takim razie, możemy wyruszać.
Chmura poprowadziła pochód przez las, w stronę przeciwną od jeziora. Za nią kroczyła Różyczka, zaraz po niej szła Jagódka, Lilia, kocięta w zgranej grupce, Paproć, Potok, oraz Sowa na samym końcu. Ponad koronami drzew rysowały się kamieniste wzniesienia, u podnóża obficie pokryte roślinnością.
Słońce nadal niemiłosiernie grzało, chociaż wyszło już z zenitu. Miętka często się potykał, jednak rodzeństwo natychmiast pomagało mu odzyskać tempo. Paproć była znacznie spokojniejsza, widziała, że Kamyczek i Światełko potrafią zająć się szylkretkiem.
Czas mijał, a droga stawała się coraz bardziej stroma. Ciągle prowadziła pod górę, co nie podobało się przede wszystkim najmłodszym członkom wędrówki. Kamienista ścieżka kłuła poduszki łap, a żar pozbawiał oddechu.
- Kiedy zrobimy postój?... Bolą mnie łapki! - Marudził Miętka.
- Mnie też! - Zawtórowała Światełko.
- A mi chce się pić.. - wymamrotała Jagódka.
- Wytrzymajcie jeszcze trochę. Tam u góry widzę ładny zagajnik. - rzuciła przez ramię Chmura.
Różyczka czuła się, jakby miała w pysku piasek. Oczy łzawiły jej od kurzy wzbijanego flegmatycznymi krokami. Wydawało jej się, że jej futro na grzbiecie zaraz zacznie płonąć.
„Och, Wieczni Wędrowcy, ratunku!" - Zawołała w myślach. Jedyną rzeczą, jakiej teraz pragnęła, to zimnej kąpieli w jeziorze. Pora Słońca nadeszła za szybko.
W głowie uczennicy zawirowało. Zatoczyła się, kiedy obraz rozmazał jej się przed oczami.
Nagle runęła na bok. Poczuła, że kamienie naciskają boleśnie na jej skórę, jednak nie miała siły zmieniać pozycji. Jagódka, która szła za nią, pisnęła i szturchnęła czarną kotkę.
- Różyczka się przewróciła! Nie wstaje, Lilio pomocy!
Uzdrowicielka odwróciła się. W jej zmęczone oczy wstąpił niepokój. Schyliła się i dotknęła nosa uczennicy.
- Jest strasznie gorąca. Chmuro, chyba musimy zrobić postój już tutaj. Tam z boku widzę drzewa.
- Dobrze... Sowo, poszukasz wody? Jeśli jakąś znajdziesz, namocz nią mech. - poleciła przewodniczka.
Potok chwycił czarnofutrą kotkę za kark i delikatnie pomógł jej wstać. Oparła się o bok szarego kocura i chwiejnym krokiem podeszła do starego jesionu.
Rzuciła się na chłodną trawę. Poczuła, że wokół gromadzi się reszta wędrowców, ściskając się na skrawku cienia.
Czy ta wędrówka to napewno dobry pomysł?
909 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro