Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 13

Po zajściu nad jeziorem Sowa definitywnie uzyskał uznanie wśród wędrowców - a zwłaszcza u Lilli. Była mu dozgonnie wdzięczna za uratowanie Różyczki.

Chmura szła na czele orszaku, delikatny wiatr dął w jej uszy. Pod łapami czuła już przyjemniejsze podłoże - kamyki stawały się coraz rzadsze, ustępując mokrej glebie. Jezioro zamykało powoli lazurowy krąg.

Przewodniczka spojrzała przez bark; Paproć była coraz bliżej porodu, jej partner podpierał ją z boku.

- Może zarządzimy postój wśród tamtych drzew? Jestem zmęczona. - Wydyszała kremowa kotka, ociężale stawiając kroki. Jej boki unosiły się ciężko.

- Dobrze. Chodźcie wszyscy! - Zgodziła się Chmura. Skręciła do lasku, który rozpościerał się naprzeciwko brzegu jeziora. Bujne drzewa rzucały obszerne cienie, a ich zielone korony dawały schronienie wielu ptakom.

Lilia czujnie obserwowała przyszłą matkę; jej ogon drgał, jakby wyczuwała, że niedługo urodzą się kocięta.

Koty umościły się wśród leszczyny, tworząc futrzasty krąg. Jagódka jak zawsze znalazła sobie zajęcie - atakowała młode pędy paproci, łapkami zawadzając o gałązki.

Nagle Paproć zwinęła się w bólu na poduszce z mchu; Potok podbiegł do partnerki, przytulając się do jej pyska. Kotka jęknęła, gwałtownie wciągając powietrze.

- Zaczęło się. Odsuńcie się, Paproć potrzebuje spokoju. - poleciła Lilia, rozpakowując ziołowe zawiniątka. Uzdrowicielka pozwoliła zostać jedynie Potokowi; reszta kotów odeszła i przycupnęła pod bujnymi kępami dzikich jagód.

Kremowa kotka ściskała w zębach patyk; drżała, kiedy chwytały ją skurcze. Po dłużących się chwilach, do uszu Chmury dobiegł pisk.

„Pierwsze kocię już jest na świecie!" - pomyślała z radością. Sowa cicho warczał, atakowany przez Jagódkę na uboczu. Przewodniczka już bardziej ufała kocurowi. Wierzyła, że może jednak postanowił się zmienić.

Do donośnego, piskliwego miauczenia po chwili dołączyło kolejne. Chmura nie widziała jeszcze kociąt, jednak sądząc po ich głośnych piskach, napewno były silne. Atmosfera rozluźniła się, kiedy na świat przyszedł trzeci i ostatni kociak. Paproć położyła głowę na mchu, a Potok i Lilia wylizywali maleńkie grzbieciki.

Kocurek, który urodził się jako pierwszy, miał futerko puszyste i szare, z jaśniejszymi znaczeniami na brzuchu i pyszczku. Jego siostra była kremowa z nieco ciemniejszymi cętkami, a najmniejszy, ostatni braciszek miał piękną, błękitno szylkretową sierść

- Są prześliczne! - zamruczała Różyczka, obserwując maleńkie kotki ugniatające brzuch matki.

- Jak je nazwiecie? - zapytała Jagódka, podnosząc główkę, aby spojrzeć w oczy Potokowi.

- Ten szary może się nazywać Kamyczek. - zamruczał srebrny, cętkowany kocur, odwracając się do partnerki, jakby szukał aprobaty.

- Ta kremowa koteczka przypomina mi słońce przebijające się przez chmury... może Światełko? - zaproponowała Paproć. Jej głos był zmęczony, jednak słodki i melodyjny jak zwykle.

- Cudowne imię. Został jeszcze ten szylkretowy kocurek.

- Co powiesz na Miętka? Mnie się podoba.

- Kamyczek, Światełko i Miętka... witajcie wśród Wędrowców Zachodzącego Słońca. - Chmura przywitała nowych członków. Kocięta leżały szczelnie wciśnięte w futro matki. Ich malutkie boki unosiły się równo i spokojnie; oseski najwyraźniej spały.

Lilia akurat skończyła pakowanie ziół z powrotem w szczelny laurowy liść. Sprawnie przewiązała zębami pęd tak, aby powstała pętelka i wtrąciła się do rozmowy.

- Paproci, Potoku, Wędrowcy mają pewien zwyczaj, aby oficjalnie przyjąć kocięta do wędrówki i połączyć je z Wiecznymi Wędrowcami - zaczęła uzdrowicielka, owijając karmelowy ogon wokół łap. - Około dwa wschody słońca po narodzinach kociaków wyniesiecie je na zewnątrz koczowiska. Chmura poliże każde młode po czółkach, prosząc Wiecznych Wędrowców o akceptację i ochronę.

- Dobrze. - zgodziła się kremowa kotka. - Strasznie się cieszę, że maluchy są już na świecie. Wyrosną na silnych wędrowców.

- Napewno. - mruknął Sowa, dość łagodnym - jak na niego - tonem. Płowy kocur nareszcie uwolnił się z opresji Jagódki, jednak nadal rozglądał się czujnie, na wypadek gdyby mała koteczka zechciała zaatakować go znienacka.

☆☆☆

Minęło dokładnie 14 wschodów słońca od narodzin kociaków. Paproć czujnie obserwowała maleństwa usiłujące przemieszczać się po gniazdku. Oczka miały jeszcze zamknięte, jednak Lilia mówiła, że powinny otworzyć je już niebawem.

Tymczasem Chmura wybierała się z Sową na polowanie. Chciała dać Potokowi czas, aby nacieszyć się kociętami.

- Wiesz, Chmuro, chyba wiem dokąd moglibyśmy się udać. Za tymi górami znajdują się rozległe polany i lasy, a także koczowisko dwunożnych. Roi się tam od myszy. Co myślisz? - Zaproponował płowy kocur, mierząc łaciatą kotkę przekonującym spojrzeniem.

- Brzmi wspaniale. Byłeś tam?

- Oczywiście! Inaczej bym przecież ci o tym nie opowiadał!

- No dobrze... Myślę, że to dobry pomysł. Będziesz musiał tylko trochę nami pokierować. - Zauważyła przewodniczka, delikatnie stąpając po kłującej trawie.

Nagle do uszu kotki dobiegły szelesty. Przypadła do ziemi, brnąc w stronę dźwięku niczym wąż. Drobne pędy trawy rozchylały się przed nią; trzymała ogon sztywno ponad powierzchnią runa leśnego, aby nie szeleścić.

Mijając stary buk, Chmura ujrzała zająca. Grzebał w ściółce, nie spodziewając się niczego. Łowczyni podpełzła jeszcze trochę, a kiedy znalazła się o dwie długości ogona od gryzonia, wybiła się w przód. Poszybowała ponad roślinami i zacisnęła szczęki na ofierze.

Ciało zwierzątka zesztywniało; kotka w myślach podziękowała Wiecznym Wędrowcom za udane polowanie. Rozejrzała się w poszukiwaniu Sowy; kocur podkradał się do czegoś kilka długości lisa dalej. Czarno-biała przewodniczka postanowiła zostawić go w spokoju i podreptała z powrotem do koczowiska.

Kiedy wyłoniła się z gąszczu, usłyszała radosne miauczenie:

- Kamyczek i Światełko otworzyli oczy! Spójrzcie tylko, jakie mają śliczne, maleńkie ślepka!

To Paproć zachwycała się kociętami. Potok mruczał wesoło, przyglądając się maleństwom.

- Ciekawe, kiedy przyjdzie czas Miętki. Urodził się ostatni, więc pewnie zajmie mu to troszeczkę dłużej. - Lilia zastanawiała się na głos.

- Ma—Mama? - pisnęła Światełko. Mrugała maleńkimi oczkami, oślepiona światłem słońca.

- Tak kochanie, jestem twoją mamą. A to jest twój tata — Potok. - zamruczała Paproć. Kocięta już zaczynały sklejać miauknięcia w sensowne słowa.

Kamyczek zachwiał się na łapkach i przeszedł niezdarnie kilka kroków. No tak — otworzyli oczy, to będą chcieli eksplorować! - pomyślała Chmura. Upuściła zająca nieopodal mchowych gniazdek i podbiegła do zgromadzenia.

Jagódka dokładnie obwąchiwała maleństwa, wesoło krążąc wokoło.

- Jagódko, uważaj, Światełko i Kamyczek jeszcze muszą nabrać równowagi  - ostrzegła rudo-brązowa uzdrowicielka.

- A dlaczego ten tylko leży? - zapytała koteczka, wskazując główką na Miętkę.

- Nie otworzył jeszcze oczu, więc trudno mu się przemieszczać. Każde kocię potrzebuje innej ilości czasu. - wyjaśniła Lilia.

- A kiedy będę się mogła już z nimi bawić?

- Już niebawem. Kiedy tylko nauczą się poprawnie używać łapek. - wąsy kotki drgnęły, kiedy Światełko, szeroko rozstawiając nóżki, pokracznie usiłowała chodzić.

☆☆☆

Minęła już cała gwiazda. Tym razem ofiarę złożono Wierzbie - zmarłemu partnerowi Lilli. Kocur, jak wiele innych członków Wędrówki, zginął podczas ataku psów wiele gwiazd temu.

Za to Światełko, Kamyczek i Miętka nabrali już pewności siebie. Biegali po całej polanie i niezdarnie wskakiwali na grzbiety starszych kotów.

Niepokojący był fakt, że Miętka nadal nie otwierał oczu. Lilia zawołała Paproć wraz z szarym kocurkiem w kąt łączki.

- Miętka ma prawdopodobnie sklejone oczy. Trzeba będzie mu trochę pomóc; Paproci, możesz wylizać mu powieki? - Zaniepokojona matka wykonała polecenie. Mały kocurek wiercił się, jednak w końcu zaczął delikatnie mrugać.

- Udało się? - w Paproć wstąpił płomyk nadziei. - No dalej Miętko, otwórz oczka, szerzej!

Miętka rozszerzył powieki jeszcze bardziej - pisnął, kiedy oślepiło go światło dnia. Zaczął rozglądać się gorączkowo na boki.

- Widzisz mnie mały? Widzisz? - Rozemocjonowana matka zaczęła przebierać łapami.

- Ta jasna plama to ty, mamo?

Odpowiedź kotka uderzyła Lilię niczym piorun. Nie powstrzymała się od głośnego westchnięcia, a jej uszy cofnęły się w tył.

- Paproci... on cię nie widzi.

1133 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro