Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11

Minęło już 8 wschodów słońca. Wędrówka szła znakomicie; nawet Jagódka nie narzekała na ból łap. Chmura zgrabnie stawiała łapę za łapą, przesuwając drobne kamyczki, którymi był usiany brzeg jeziora. Słońce górowało w zenicie; ciepło napływało tuż sponad głowy przewodniczki, grzejąc jej uszy do czerwoności.

Brzuch Paproci napęczniał jeszcze bardziej. Chmura starała się iść spokojnie, aby przyszła matka nie miała problemu z nadążeniem. Kremowa kotka szła raczej powoli, jednak nadal była pełna gracji, a jej zwiewne, lekkie futro dodawało jej elegancji.

Czarno-biała kotka zawęszyła. Wyczuła w powietrzu ciężki, nieco znajomy zapach. Atmosfera w powietrzu napięła się, kotka czuła, jakby powietrze zgęstniało i ściskało jej gardło.

Przewodniczka gwałtownie wyhamowała, posyłając w powietrze drobny żwir.

- Co się stało? - pisnęła Jagódka, wychylając się na bok, aby lepiej zobaczyć drogę przed orszakiem.

Chmura nie odpowiedziała. Zamiast tego przywołała Lilię i po chwili uzdrowicielka zaczęła intensywnie węszyć. Pręgowana kotka cofnęła uszy w tył; jej ciało wygięło się.

Trop urywał się za łukiem skalnym, przytwierdzonym do większego urwiska.

- Lilio, chodź ze mną to sprawdzić. Potoku, proszę dopilnuj, aby młode trzymały się blisko - mruknęła przewodniczka, ruszając przed siebie. Jej zabliźniony ogon drgał, a  łapy były zesztywniałe, jakby złapał je skurcz.

Obie kotki w napięciu podkradały się w stronę wzniesienia. Trzymały głowy nisko, a ich uszy leżały płasko przy najeżonych karkach.

Kiedy zbliżyły się do zapachu na około długość lisa, Chmura zamarła. Poczuła się, jakby czas się zatrzymał. Kotka stanęła jak wryta; wygięła grzbiet, jej oczy otworzyły się chyba do granic możliwości.

Przed jej oczyma rysowała się przemoczona, rozczochrana kupa szaro-brązowego futra. Było naznaczone czymś, co kiedyś prawdopodobnie miało przypominać pręgi, lecz były nie do poznania przez zaschniętą krew która posklejała kosmyki.

Mokry kłąb sierści poruszył się, a kotkom ukazał się koci pysk, z żarzącymi się żółtymi, zmęczonymi, mętnymi oczami i ciemnymi wibrysami; a także nosem poocieranym i zakrwawionym.

- S...Sowa.? - Lilia jako pierwsza zdołała wydobyć z siebie głos.

- Zdrajca! - Chmura wrzasnęła, bulgoczący warkot wyrwał się z jej gardła. Rzuciła się na szarego kota, szarpiąc go za luźną skórę na karku. Przewodniczka syczała wściekle, kiedy wyrywała jedynie kępy futra.

- Chmuro! Dość! - Uzdrowicielka panicznie próbowała odciągnąć przyjaciółkę od żałośnie wyglądającego kocura. Jej miauknięcie załamało się, kiedy czarno-biała kotka w furii kopnęła ją w łapy.

Brązowo-ruda kotka runęła na kamieniste podłoże, stękając cicho. Chmura przestała atakować Sowę, bo zdała sobie sprawę, co zrobiła.

- Ja.. Lilio przepraszam. Nie chciałam naprawdę- - miauknęła przewodniczka, odwracając się do uzdrowicielki. Kwiat zza ucha pręgowanej kotki spadł i potargał się nieco, a Lilia lekko posiniaczyła sobie bok.

- Jesteś tak samo charakterna jak kiedyś. - mruknął Sowa, na chwiejnych nogach podnosząc się z ziemi.
- Nie martw się, mała. Zmieniłem się. - miauknięcie kocura było ochrypnięte i brzmiało słabo, chociaż nie był wcale taki stary.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknęła Chmura, marszcząc nos.

- Jak sobie życzysz, Chmurko. Gdzie pozostali wędrowcy?

- Nie nazywam się już Chmurka. Jestem Chmura, przewodniczka Wędrowców Zachodzącego Słońca. Dlaczego cię to tak obchodzi? - czarno-biała kotka syknęła przeciągle. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała ją od skoku na kocura była Lilia, która trzymała łapę przed piersią przewodniczki.

- Przez te wszystkie gwiazdy na wygnaniu dużo rozmyślałem. Życie w pojedynkę nie jest dla mnie, zrozumiałem swój straszny błąd. - zaczął Sowa. -
Samotność zaczęła zżerać mnie od środka... zaniedbałem się, nie mam nawet siły się umyć. - wychrypiał.

Lilia machnęła ogonem. Chmura przechyliła głowę, a kocur zaczął mówić dalej:

- W końcu... przysięga Wędrowcy wyraża się jasno. „Obowiązkiem jest przyjąć każdego kota w potrzebie, jeżeli nie jest wrogo nastawiony." Ja nie jestem wrogo nastawiony, a potrzebuję pomocy. Chyba nie odmówisz, hę? Jesteś zbyt miękka Chmuro.

Miauknięcie wygnańca było wręcz hipnotyzujące. Przewodniczka wbiła wzrok w łapy.

„Jesteś zbyt miękka Chmuro."

On ma rację. - Kotka westchnęła głośno, przymykając na chwilę oczy.

- Dobrze. Pozwalam ci dołączyć do Wędrowców..- przewodniczka spojrzała na Sowę ociężałymi oczami. Czysta manipulacja - pomyślała Chmura, nie wierząc sobie samej, że podjęła taką decyzję.

- W takim razie... przydałoby się doprowadzić go do porządku. Nie będzie przynosił nam wstydu swoim ochydnym wyglądem. - Odezwała się Lilia, wykonując w tył zwrot. Przewodniczka podążyła za przyjaciółką, popychając lekko Sowę, aby zmusić go do truchtu.

Paproć, Różyczka i Potok wytrzeszczyli oczy, kiedy zobaczyli kota w tak fatalnym stanie.

- Kto to taki? Wygląda paskudnie! - pisnęła Jagódka, przyglądając się przybyszowi.

- To stary... //przyjaciel//. - Mruknęła Chmura, dość łagodnym tonem. Nie chciała, aby przeszłość Sowy wyszła na jaw.

W międzyczasie uzdrowicielka zaczęła rozpakowywać zioła, a Paproć wyczyściła nieszczęśnika. Płowy kocur syknął, kiedy Lilia nałożyła mu na nos szczypiącą maść.

- Potoku, mógłbyś zapolować? Nie możemy zostać tu zbyt długo, a Sowa potrzebuje zdobyczy. - poprosiła przewodniczka, zwracając się do srebrnego, łagodnego kocura.

- Się robi! - Łowca odmaszerował w stronę bujnych drzew, czujnie nadstawiając uszu.

Tymczasem wygnaniec wyglądał już o niebo lepiej. Jego futro nieco podeschło, zasłaniając wychudzone boki, a rany były szczelnie opatrzone. Siedział teraz na obmywanych lekkimi falami kamyczkach, wystawiając pysk do słońca niczym słonecznik.

- Lilio, Sowo, pozwólcie. - mruknęła Chmura, oddalając się w stronę łuku skalnego tak, aby Paproć ich nie usłyszała.

Kiedy zawołane koty pojawiły się, przewodniczka nachyliła się nad płowym kocurem i piorunowała go zielonym spojrzeniem.

- Niczego nie próbuj. To, że cię przyjęłam, nie oznacza, że nie mogę cię wygnać. Znowu. - warknęła czarno-biała kotka, groźnie szczerząc kły.

- Rozumiem twoje wątpliwości, ale koty się zmieniają. Ten czas na wygnaniu dał mi do myślenia. - miauknął uspokajająco Sowa.

- No ja mam nadzieję.. - mruknęła pod nosem Lilia, mrużąc oczy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem wdzięczny, Chmurko. - kocur miauknął teatralnie, z dość przesadną, sztuczną skruchą.

- //Chmuro//. Cieszę się. - syknęła przez zęby łaciata kotka, odchodząc w stronę Paproci.

Potok akurat wrócił z zającem i myszą w zębach. Wkrótce zaczęła się uczta - jeśli tak można nazwać w tym przypadku mały posiłek - a kiedy wszyscy odpoczęli, koty wyruszyły w drogę.

Chmurze znowu towarzyszyły złe przeczucia - w sumie jak zawsze. Kotka zastanawiała się, czy to wynika z jej nieufności i ostrożności, czy naprawdę ma rację.

958 słów

Co myślicie o Sowie? Naprawdę się zmienił, czy tylko udaje? Jestem ciekawa waszych przemyśleń :**

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro