Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 1

Biała, smukła kotka w czarne łaty posuwała się zgrabnie przed siebie, bezszelestnie stąpając po młodej, intensywnie zielonej trawie. Smak powietrza Pory Pąków wypełniał jej nos i pysk, wędrując przez krtań i tchawicę do płuc. Kotka przystanęła na chwilę, oglądając się za siebie przez bark. Jej uczennica Różyczka, czarna, drobna kotka z białą plamą nad nosem, przedzierała się jeszcze przez gęste krzewy.

- Chmuro, zaczekaj na mnie! - zawołała rozpaczliwie Różyczka, przecinając pazurami dłuższe pędy.

-Nie martw się, cały czas czekam. - odparła Chmura, teraz już zwrócona w stronę zarośli, przez które próbowała przedostać się jej uczennica. Jej ciemne futro już wyraźnie odcinało się od mocnej zieleni nowych listków i jaśniejszych pąków, z których zapewne kiedyś powstaną jagody. W końcu Różyczka przedarła się przez zieloną barierę i dołączyła do przewodniczki. Otrzepała swoje krótkie, śliskie futro i oczekująco zamrugała bursztynowym oczami.

- Jeśli chcesz zostać pochwalona, musisz zacząć używać swoich atutów. - zaczęła Chmura, wbijając w kruczoczarną uczennicę łagodne, lecz surowe spojrzenie. - Twoje futro jest gładkie i śliskie, zamiast przeciskać się między gałązkami mogłaś prześlizgnąć się dołem. - nakrapiana kotka nie usłyszała odpowiedzi, otrzymała jedynie pokiwanie zwieszonej w dół głowy.

- Gdzie będziemy polować? - zagadnęła Różyczka, wyraźnie starając się zmienić temat.

- Widzisz tą polanę? - Chmura ruchem ogona wskazała trawiasty teren otoczony drzewami, upstrzony pierwszymi kwiatami. - Wokół jest pełno jagód, które spadają. Może przyjdzie po nie jakaś zwierzyna. - drobna, ciemna kotka kiwnęła głową, gorączkowo wciągając w nozdrza powietrze. Najwyraźniej udało jej się coś wyczuć, iż przypadła do ziemi, brzuchem ocierając się o łaskoczącą trawę. Ostrożnie skradała się w stronę dłuższej trawy, która da osłonę jej futru.

Każdy krok dokładnie obmyślała, trzymając ogon płasko nad powierzchnią ziemi, by nie zahaczyć o żaden pęd, co wywołałoby hałas. Jej koniuszek ogona drgał lekko. Chmura z łatwością oceniła, że szykuje się do skoku na niczego nie podejrzewającego kosa. Gdy odbiła się tylnymi łapami od podłoża, ptak zatrzepotał skrzydłami i wydał ostrzegawczy okrzyk, jednak Różyczka skoczyła na tyle wysoko, by dosięgnąć swojej przyszłej zdobyczy pazurami. Szybko wymanewrowała ogonem, by obrócić się w powietrzu i wylądowała miękko na łapach.

- Świetny skok, może niedługo będziesz lepsza w lataniu niż ten kos. - zażartowała biało czarna kotka, gdy jej uczennica podeszła, z dumą niosąc bezwładne, czarne, upierzone ciało. Chmura sama po drodze do koczowiska złapała mysz, która teraz zwisała jej z pyska. Gdy dotarły do polany, w której kącie znajdowało się powalone drzewo, które dawało kotom schronienie, dojrzały grzebiącą w liściach Lilię. Obok niej siedziała zafascynowana każdym słowem matki malutka, brązowa, pręgowana kotka z jaśniejszym pyszczkiem i łapami. Przyciskała ogon do jasnobrązowego, pręgowanego futra naznaczonego rudymi plamami, które należało do uzdrowicielki.

- To jest maść z jeżyn, tymianku i mięty. Wymyślił ją Mak, działa rozgrzewająco. Gdyby nie ona, o wiele więcej kotów by zginęło podczas ostrej Pory Śniegu. - wyjaśniała łagodnie uzdrowicielka, jednak z nutą rozmarzenia w głosie. Ciekawskie oczka Jagódki lśniły z zainteresowaniem. Wydała z siebie pisk radości, kiedy ujrzała Chmurę i Różyczkę ze zwierzyną w zębach.

- Macie coś dla nas? Padam z głodu! - mała koteczka w podskokach posunęła się po usłanej stokrotkami ziemi w stronę powracających kotek.

- Nieco więcej respektu dla przewodniczki, Jagódko! - miauknęła Lilia, która także podeszła do łowczyń. Przy okazji poduszkami łap zdzieliła córkę w ucho.

- Oh Lilio, nie martw się. W końcu nauczy się podziwu do starszych - odparła Chmura, przyjaźnie mrużąc oczy. - Gdy tylko odłożymy to na stertę, pójdziemy na ponowne polowanie. - dodała czarno biała kotka, niespiesznie poruszając się miękkim krokiem w stronę udeptanej sterty liści, schludnie otoczonej złocistymi kamykami.  Czarna uczennica dogoniła przewodniczkę, odsłaniając duże, klonowe liście na stercie, które dawały schronienie zdobyczom. Sama odłożyła swojego kosa, mrugając oczekująco w stronę Chmury.

- No już, chodźmy. Trzeba upolować coś jeszcze jeśli ma starczyć dla wszystkich. -  mruknęła łaciata kotka, ogonem popychając  Różyczkę w stronę linii drzew, która otaczała polanę. Po chwili obie bezszelestnie zniknęły wśród młodych, zawiniętych jeszcze paproci i krzewów dzikiej róży, które poznaczone były rozwijającymi się pąkami. Wokół całej tej świeżej roślinności gorączkowo kręciły się bąki. Kiedy kotki dotarły do dogodnego miejsca na połów zwierzyny, prawie natychmiastowo zaczęły węszyć w powietrzu, by wyłapać jakiekolwiek świeże zapachy przyszłych zdobyczy.

Chmura przeszła kilka ostrożnych kroków po miękkim, wilgotnym mchu, kiedy przypadła do ziemi przy kępie leszczyny, która dała osłonę jej biało czarnemu futru. Krew tętniła jej w uszach, kiedy próbowała wyłapać jak najmniejszy szelest, jak najwyższy pisk gryzonia. Posuwała się cicho, zupełnie, jakby jej tam nie było. W końcu zbliżyła się do rudo płowego zwierzątka na dwie długości ogona. Zastrzygła uszami, jeszcze raz sprawdzając odległość, a kiedy była już pewna, że dystans między nią a nornicą jest odpowiedni, odepchnęła się na tylnych łapach i posunęła się do przodu, szybując nad mchem.

Malutkie zwierzątko rzuciło się do ucieczki, jednak śmiertelne pazury Chmury już zacisnęły się na nornicy, pozbawiając ją życia. Podniosła triumfalnie głowę, ściskając w szczękach swoją zdobycz. Stąpała powoli za zapachem ciemnej uczennicy, jak najciszej, by nie przepłoszyć potencjalnego łupu Różyczki. Dojrzała drobną kotkę szykującą się do skoku do przodu. Na celowniku miała mysz, grzebiącą w ziemi w poszukiwaniu korzonków. Błyskawicznie rzuciła się na zwierzę, a już po chwili mysz była martwa. Kiedy dojrzała przewodniczkę, wyprostowała się, z dumą trzymając w pysku zdobycz.

Do uszu Chmury nagle dobiegło głośne dudnienie i odgłos łamanych gałęzi. Spięła się, gotowa do ucieczki lub ataku. Za krzewami ujawniły się wysokie sylwetki.

861 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro