006
NIE LUBIŁ czytać książek, lecz Y/N często to robiła. Mówiła, że to coś w rodzaju odpływu do innego świata, tego lepszego dopowiadała. Co kolorowe trunki z palemką i szczęściem niosą. A życie łatwe się staje, ułożone. Nie wiedział ile w tym prawdy i kłamstwa, lecz wierzyć chciał piękności. W końcu, jeśli ona coś w tym widziała, to może on również boskość ujrzy?
Nie rozumiał zbytnio wszelkich odniesień czy przenośni, jednak mimo to wciąż siedział przy lekturze, kiedy to czas upływał nieubłaganie. Wskazówki biegały, a on marnował kręgosłup, pochylając głowę, by znaleźć sens malutkich literek. Ułożone zdania malowały obrazy w głowie chłopaka, a on coraz to bardziej przysypiał.
Nudne to było i męczące, lecz starał się mimo to dotrwać do końca. Kiedy jednak i bohater miał dość życia swego, które kłody tylko podrzucało, wciągnął się w słowa.
Samobójstwo nieudane tyle razy i śmierć tych, które z nim próbowały.
Za wiele się działo, ale to właśnie akcja wszelaka przyciągała Rana najbardziej. Rozpacz wylewała się ze zdań, a fiołki w oczach tańczyły.
Pod koniec zrozumiał, dlaczego była to ulubiona pozycja dziewczyny. Kiedy to obłęd artysty wyszedł na wierzch i padł zabity.
I Ran naprawdę chciał wierzyć, że nie wzorowała się na nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro