🥀~Rozdział 21~🥀
🥀~Ślub~🥀
Perspektywa Alison
Porównanie zawsze boi. Szczególnie, gdy słyszy się to na okrągło. Dlaczego nie jesteś taki jak, czemu nie możesz lepiej... Przychodzi taki czas co zaczynamy wątpić. Bariera przed którą się bronimy zaczyna pękać i pozostajemy sami. Chyba najbardziej boli to, gdy ktoś odchodzi na naszych oczach do tej drugiej osoby, bo nie spełniliśmy wszystkich standartów. Jak długo można uśmiechać się i mówić, że jest wszystko w porządku, gdy tak nie jest..? Dlaczego, gdy szukamy pomocy to dostajemy słowa : To cie tylko wzmocni i powinnaś sobie radzić...
Każdy zasługuje na pomoc, ale nie zawsze ją dostanie...
Ślub kuzynki... Cieszyłam się, że poznała drugą połówkę, jednak nie mogłam podtrzymać tego uczucia, które spotykało mnie za każdym razem, gdy ją widziałam. Spojrzałam na siebie w lustrze i przełknęłam ślinę. Bałam się porównania i tych samych słów, że jesteśmy rodziną, a jednak tak nie wyglądamy.
Sukienka, którą zrobiła dla mnie Pani była piękna, ale nie czułam się pewnie w niej. Kiedy miałam na sobie zwykłe ubrania czułam się lepiej, nie byłam tak odsłonięta. A tutaj... Sukienka była na ramioczkach i kończyła się centymetr przed kolanem. Nie uważałam się za śliczną. Zrobiłam delikatny makijaż i włosy upiełam w koczka, ale dwa pasemka wypuściłam. Nie znosiłam uczucia, w którym czułam się jakby ktoś wytykał mnie palcem.
Uslyszałam jak Ernest wpuścił do środka Claytona i w tym momencie zrozumiałam, że nie było wyjścia już.
— Alison, musimy już jechać jak chcemy zdarzyć — zaczął, a gdy wszedł do środka, odwróciłam się w jego kierunku.
— Nie będziesz się mnie wstydzić? — wyszeptałam, gdy zobaczyłam na jego twarzy zaskoczenie. — Chyba to nie jest najlepsze rozwiązanie.
On wyglądał w czarnym garniturze idealnie, do tego ułożone włosy, a ja... Zawsze się wyróżniłam tym, że nie robiłam makijażu tak pięknego jak inne dziewczyny. Oglądałam kreskówka, w tym momencie, gdy one rozmawiałyśmy o kosmetykach. Teraz było mi głupio.
— Dlaczego? Przecież wyglądasz ładnie — wyznał, a ja lekko się uśmiechnęłam.
— Jesteś pewien? Nie chce żebym Ci zepsuła wizerunek — odparłam i skrzywiłam się, gdy przypomniałam sobie te słowa i kto je mówił.
— Mogłem przyjechać wcześniej. Alison, nie masz się czego wstydzić. Posłuchaj mnie, jest to miła odmiana, że nie masz na sobie tonę tego bafziewa co nawet nie umiem nazwać, ale musimy jechać. Uwierzy i dla mnie to nie jest łatwe — powiedział, po czym podał w moją stronę dłoń.
Trochę mnie uspokoiły jego słowa, jednak kiedy weszliśmy do kościoła... Moja pewność zmalała, jak nawet nie doszła do zera. Czułam się tak zagłubiona, że gdyby nie Cayton, chyba bym wyszła...
**************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro