✦◌⋅ ❝ XIX. Tęskniłem... ❞
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
Zośka
Zerwałem się z pozycji leżącej do siedzącej. Plecy bolały mnie niemiłosiernie, bo mój organizm pozbawiony snu postanowił zdrzemnąć się na twardych, plastikowych krzesełkach w szpitalnej poczekalni. Włosy kleiły mi się do zroszonego potem czoła; wyschnięty język przesunął się po spierzchniętych wargach.
Spokojnie.
To tylko zły sen.
Całe szczęście, to był tylko koszmar.
Żaden z pocisków wystrzelonych przez pomagierów Patryka nas nie dosięgnął. Ja i Arek wycelowaliśmy w nich; kule trafiły w ich ciała, jednak nie na tyle by wyrządzić im poważną krzywdę. Rozbroimy ich i tylko czekaliśmy na oddział policjantów w gazowych maskach.
Choć byłem szczęśliwy, że Janka udało się uratować, to byłem niezmiernie zmartwiony stanem jego zdrowia. Jeszcze przed przybyciem posiłków zemdlał; kiedy opuszczaliśmy willę sam trzymałem jego lekkie i wiotkie ciało, które przelewało mi się przez ramiona.
Natychmiast po przybyciu do szpitala musiał poddać się skomplikowanej operacji, gdyż lekarze mówili, że jego stan nie był zbyt dobry. Ba, wydawało mi się, że był nawet krytyczny, ale nie chciałem dopytywać o to personelu medycznego. Przeżyłem już tyle stresu że bałbym się usłyszeć kolejną złą wieść.
Teraz byłem zły na siebie, po przecież obiecałem sobie dotrwać do momentu, aż operacja się skończy - chciałbym zobaczyć oblicze Janka, nawet jeśli byłoby ono nieprzytomne.
Niedoczekanie - byłem tak zmęczony tym wszystkim, a operacja ciągnęła się tyle godzin, że zasnąłem.
Natychmiast wstałem, poprawiając dłońmi zmięte ubranie na mnie i przeczesując sklejone włosy.
Rozejrzałem się nieprzytomnie po pomieszczeniu - choć zdrzemnąłem się na chwilę, wciąż byłem tak samo zmęczony co przedtem.
Widok szpitalnych korytarzy nie był dla mnie przyjemny, wręcz napawał mnie przeszywającym kości niepokojem.
Szpital za bardzo kojarzył mi się z śmiercią mamy, która wskutek wylewu straciła przytomność na zapleczu naszej restauracji, a ja próbując zapanować nad ogarniającym mnie szokiem i przerażeniem czekałem na przyjazd ambulansu który zabrał ją do szpitala. Jej ciało było takie wiotkie i słabe...
W czasie kilku godzin lekarze walczyli o jej życie, podczas gdy ja wpatrywałem się tępo w odpychająco białe ściany pozwalając siostrze, by wypłakała swe łzy w moje ramię, bo ojca oczywiście wtedy nie było, moze zabawiał sie z kochanką bądź współpracował z mafią.
A potem z sali szpitalnej wyjechał wózek a na nim ciało, przykryte śnieżnobiałym całunem, otoczone ponurym korowodem pielęgniarek i lekarzy.
Straciłem matkę, jedną z dwóch osób, w której miałem choć trochę pociechy i która sprawiała, że życie na tym ziemskim padole stawało się znośniejsze.
Boję się, że historia może zatoczyć koło i to znowu mnie spotka. Tylko że zamiast ciała matki ujrzę zmasakrowaną, martwą łuskę, która kiedyś była Jankiem.
Nie wiem, jak mógłbym to znieść. Życie całkowicie straciłoby resztki swojego sensu, o ile kiedykolwiek je miało.
Skarciłem siebie samego i wymierzyłem mentalny policzek; jak dla mnie dramatyzowałem, nie powinienem być słaby.
Na drżących nogach i z rozbieganym wzrokiem w końcu odnalazłem salę, w której powinien leżeć Janek.
Z bijącym szybko sercem otworzyłem drzwi.
Był tam!
Taki blady, pogrążony we śnie...
Leżał na śnieżnobiałej pościeli, taki drobny, niby zwiędły kwiatek...
Czym wszystko z nim w porządku?
Czy operacja przebiegła pomyślnie?
Ze zdenerwowania nawet nie zauważyłem w kącie sali pielęgniarki, która sprawowała pieczę nad Jankiem.
- Przepraszam... mogę tu trochę posiedzieć? - Zachrypiałem.
Kobieta zmierzyła mnie czujnym, oceniającym wzrokiem. Chyba jednak rozpoznała we mnie człowieka, który od początku przybycia do szpitala nie odstępował Janka na krok. Nie spytała więc, jak to miał w zwyczaju personel medyczny, czy jestem jego rodziną, tylko przyzwoliła abym usiadł na krześle przy łóżku pacjenta.
- Proszę mi powiedzieć... Czy operacja przeszła pomyślnie? Czy jego stan jest stabilny? Wyjdzie z tego? Jakie ma obrażenia? - Nie wiedziałem o co pytać, więc zapytałem o wszystko, logiczne.
W spojrzeniu pielęgniarki zobaczyłem coś na kształt zrozumienia i empatii.
- Operacja przeszła bez większych zastrzeżeń. Nie ukrywam, że stan zdrowia pacjenta jest ciężki, jednak obecnie nie ma żadnego zagrożenia życia. - Wypuściłem powietrze z płuc. - Rzecz jasna pacjent nie wróci szybko do takiej sprawności jaką miał przed... wypadkiem, jednak z pomocą rehabilitacji może się to w ogóle udać.
Pokiwałem głową. Mam tyle pieniędzy, zwłaszcza że te kilka milionów nie trafiło do Patryka, więc wszystkie mógłbym przeznaczyć na leczenie Janka.
- Pacjent posiada bardzo rozległe obrażenia, takie jak złamane dwa żebra, złamana piszczel, kość ramienna oraz kości paliczków u stóp i dłoni. Oprócz tego są to także rany kłute lub oparzenia. Zaobserwowano także obrażenia wewnętrzne na poziomie organów, jednakże po kolejnej operacji powinno dojść do normy - pielęgniarka cierpliwie udzielała mi odpowiedzi na moje pytania.
Słysząc tą przerażającą listę krzywd, którą sprawili Janeczkowi ci popieprzeni ludzie czułem dreszcz pełznący po kręgosłupie. W jednej chwili zapragnąłem dorwać ich wszystkich i wypruć wnętrzności gołymi rękoma.
- Ale przede wszystkim pacjent będzie potrzebować pomocy na poziomie psychicznym po tym, co przeżył. Wnioskuję że pan jest dla niego bliską osobą, dlatego proszę nie zapominać także o tym aspekcie.
Nawet nie musiała mi tego mówić.
Zrobię wszystko co w mojej mocy by było tak, jak przedtem i żeby Janek czuł się szczęśliwy i bezpieczny.
- Za moment wracam - oznajmiła nagle kobieta po czym wyszła, może po jakieś lekarstwo, a może tylko do łazienki.
Wpatrzyłem się w bladą jak płótno twarz Janeczka. Była tak jasna, że odnosiło się wrażenie, jakby piegi na niej wyblakły.
Powieki były zamknięte; musiał zasnąć po operacji albo był w stanie braku przytomności.
Ale to było nic. Najstraszniejsze były siniaki i krwiaki zdobiące jego twarz odcieniami fioletu i czerwieni, a nawet żółci i błękitu. Inne rany na twarzy były już opatrzone - Janek miał kilka opatrunków i plastrów na policzkach czy na przykład szczęce. Czoło i głowę miał owiniętą długim bandażem, spod którego wystawały kępki sklejonych krwią włosów.
Od pościeli odznaczała się jego dłoń - dwa palce znajdowały się w szynach, pewnie były złamane lub wybite ze stawów, skóra oczywiście też była posiniaczona.
Ostrożnie, jakby z lękiem musnąłem palcem wierzch jego dłoni. Była taka zimna...
- Nie wiem, czy mnie teraz słyszysz, ale teraz już wszystko wyjdzie na prostą. Postaram się o to... Obiecuję ci to, Janeczku.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
Rudy
Kiedy otworzyłem oczy miałem wrażenie, jakbym budził się z wielodniowego snu, jak niedźwiedź, kiedy śnieg zaczyna topnieć pod pierwszymi promieniami wiosennego słońca.
Obraz który zobaczyłem po uniesieniu powiek wprowadził mnie w stan dezorientacji. Gdzie byłem i dlaczego?
Jakieś zimne, nieprzyjemne barwy i ostre światło atakujące moje nieprzystosowane oczy oślepiały mnie. Aż w końcu kontury zaczęły wyostrzać się i zrozumiałem, że leżę właśnie w szpitalnej sali.
Wspomnienia zaczęły powracać jak bumerang - niekończące się godziny tortur wywołujących niewyobrażalnych tortur, przerywanych jedynie chwilami braku przytomności. Rozpaczliwe myśli i demony atakujące mój umysł. Okrutni oprawcy i świadomość braku nadziei i przeraźliwa, paraliżująca bezbronność. Pogodzenie się z faktem, że śmierć może nadejść szybko, i to będąc mile widzianą.
Ale potem pojawił się on - Tadeusz. Mój drogi przyjaciel. Pamiętam jego twarz na której malowało się wzruszenie i strach, kiedy mnie ujrzał, oraz lodowatą furię, gdy rozmawiał z Patrykiem. A potem nie pamiętam już nic, oprócz pocisków torujących sobie do nas drogę.
Tadeuszu, gdzie jesteś? Czy nic ci się nie stało?
Na tyle, na ile jest to możliwe odwróciłem głowę. Czułem się dziwnie otępiony i rozluźniony, o dziwo ból był bardzo słaby.
Zobaczyłem przed sobą dwie postacie siedzące na krzesłach, obok których stało także jedno puste krzesło. Jednak żaden z tych ludzi nie był Zośką.
- Janek, dzięki Bogu! Wreszcie się obudziłeś! - Usłyszałem radosny głos, który należał do Alka.
Poczułem, jak wargi wyginają mi się w delikatnym uśmiechu.
- Alek... - Udało mi się wydusić jedynie jego imię.
- Dobrze znów widzieć cię wśród nas - westchnął ze wzruszeniem Pawełek, który siedział obok mojego przyjaciela.
Oglądałem drogie mi twarze z poczuciem ulgi, że ani mi ani im nic się nie stało, wszyscy żyjemy.
- A gdzie... Tadek? - Wychrypiałem. Gardło miałem suche i obolałe, prawie zresztą zapomniałem, jak się mówi.
- Tadeusz... On... Janek, ty miałeś bardzo ważną operację serca... - Głos Pawełka zadrżał; chłopak spuścił głowę.
- I co? Gdzie on jest? - Dopytałem z niepokojem. Pomimo dziwnego stanu rozluźnienia w jakim się znajdowałem, zmartwiłem się.
- Rudy, miałeś przeszczep serca. Tadeusz był dawcą. Tak mi przykro... - Z oczu Pawełka popłynęły łzy.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
Tadeusz poświęcił dla mnie swoje życie bym to ja mógł żyć. Straciłem go...
- C-co? Jak to? To niemożliwe! - Poczułem przypływ rozpaczliwej siły. Poderwałem się z pozycji leżącej do półsiadu; jakieś urządzenie do którego byłem podpięty zapikało.
- Kurwa, ty plemniku niewydarzony - Alek zdzielił Kazika łokciem pod żebro - nie denerwuj go, widzisz w jakim jest stanie!
- Żartowałem, poszedł tylko do kibla! - Pawełek wybuchnął śmiechem, pomimo trzymania się za obolały bok.
Wydałem z siebie głośne westchnienie, opadłem , ulgą na posłanie. Kiedyś chyba dostanę przez te złamasy zawału.
- Patrzcie, kto wrócił! - Rozległ się po chwili okrzyk Alka.
Do pomieszczenia wszedł wysoki, szczupły mężczyzna, którego tak dobrze znałem i tęskniłem za nim. Z wrażenia nie mogłem się nawet odezwać, wodziłem jedynie ospałymi oczami za Tadeuszem, który usiadł na wolnym krześle.
- To my was zostawimy samych, idziemy się nachlać w kawiarence - oznajmił szybko Pawełek.
- Taak, trzeba im dać trochę prywatności. I jak mniemam, miałeś na myśli kawę.
Chłopaki prędko opuściły pokój, zamykając za sobą drzwi. Zostałem z Zośką sam na sam.
- Janek. - Tembr głosu Tadeusza był tak ciepły, że moje ciało przeszło przyjemne mrowienie. Pochylał się lekko do mnie na plastikowym krzesełku, patrząc mi prosto w oczy. Jego włosy były w istnym nieładzie a oczy okalały sińce niewyspania, on też musiał dużo przejść.
- Tadeusz, ah, Tadeusz, gdybyś wiedział... - wymamrotałem słabo. Co prawda dopiero co się obudziłem, czułem się jednak niesamowicie zmęczony.
- Co takiego, Janku? - Tadeusz nachylił się jeszcze bardziej, by lepiej mnie usłyszeć. W jego oczach widziałem tyle troski o mnie...
- Ja... wszystko... - Chciałem mu powiedzieć jak bardzo żałowałem tego, jak go potraktowałem, że nie doceniałem go, kiedy on był dla mnie taki dobry.
Chciałem by wiedział, jak bardzo cieszyłem się z tego, że wreszcie jesteśmy razem i już nic nam nie przeszkodzi.
- Spokojnie, nie wysilaj się. Powiesz mi później, teraz odpoczywaj - powiedział łagodnie, uśmiechając się do mnie lekko. Był dla mnie jak anioł stróż, który swoją obecnością odpędzał demony i całe zło tego świata. Przy nim wreszcie poczułem się bezpiecznie.
Poruszyłem dłonią, by dotknąć jego ręki, poczułem jednak ból.
- Och, jak boli... Ale, Tadeusz, czy może być przyjemniej? - Mimo tego odczucia przymknąłem oczy, uśmiechając się szeroko.
On chciał zabrać swoją rękę, ja jednak przytrzymałem ją stanowczo.
- Podali ci morfinę, dlatego czujesz rozluźnienie i jest ci dobrze - wytlumaczył, ale ja pokręciłem głową.
- To dlatego, że ty tu jesteś ze mną - powiedziałem powoli i cicho, po chwili uśmiechając się do siebie będąc dumnym, że mi się to udało.
Nie odpowiedział, wpatrzył się we mnie z czułością i wzruszeniem wymalowanym na twarzy.
- Tęskniłem, Zosiu.
- Ja też, Janeczku, ja też.
Zamknąłem z błogością oczy czując, jak jego chłodne, gładkie palce gładzą moją rękę.
- Jak rozkosznie... czy może być przyjemniej? - Wymamrotałem już pół przytomny, nie zdając sobie sprawy z tego, co mówię, a co tylko myślę.
- Tadeusz, ja chcę... chcę...
Nie dokończyłem bo zapadłem w sen, do którego utulił mnie spokojny głos Tadeusza i jego delikatny dotyk.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
1785 słów.
hejka miski!!!
przepraszam, że was tak nastraszyłam w ostatnim rozdziale, ale po prostu musiałam 😋😌
to jeszcze nie koniec tej książki, planuje ok. 5-6 rozdziałów i prolog :3
no i tym razem rozdział wyszedł dość krótki z racji tego, że jestem na wyjeździe i nie mam zbytnio jak pisać, mam jednak nadzieję, że wam to zbytnio nie przeszkadza.
niedługo zabiorę się za pisanie następnego rozdziału i postaram się by pojawiały się one szybciej niż dotychczas, bo pisze tą książkę już prawie dwa lata i wypadałoby ja skończyć X'DD
do następnego!!
~ wasza mint<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro